Rozdział 45
Po rozmowie, którą przeprowadzili w ogrodzie Amadea w jakiś sposób uspokoiła się, jakby naprawdę potrzebowała usłyszeć od Ryana, dlaczego tak się pohamowywał. Jakby potrzebowała na własne oczy przekonać się, że to nie w niej leżał problem. A także, że wymysły Ryana nie sięgały powodami do dziwactw, których jeszcze nie poznała.
Chociaż nadal wydawało się to dla niej nierealne, że miał w sobie aż tyle opanowania, żeby powstrzymywać się przed całkowitym pożądaniem jej. Przed tym, żeby choćby spróbować jej dotknąć czy pocałować.
Ale może miał co do tego rację: może to sposób, w jaki go wychowano, wpływał na to. Może to społeczeństwo, w którym dorastał, miało takie poglądy. A przecież dorastając, żyjąc wśród narzuconych zasad, nie dało się uniknąć ich wpływu.
Amadea znała to aż za dobrze. Przestrogi Avolet o ukrywaniu się przed ludźmi, o unikaniu ich towarzystwa czy o niezwracaniu ich uwagi towarzyszyły Amadei przez całe życie, więc z czasem i ona stosowała się do tego. Jednego tylko kobieta nie potrafiła z niej wyprzeć, podobnie jak jej matka: ochoty na częste przemiany w człowieka, kiedy to poznawała naturę ludzkiego ciała.
Więc w jakiś sposób mogła zrozumieć postępowanie Ryana, mimo że dziwiło ją, że nie odczuwał ochoty, by spróbować przełamać te zasady.
Ale może na tym polegała różnica w ich podejściu: nawet jeśli pożądali się nawzajem, nawet jeśli czuli do siebie to samo, to różnił ich sposób rozwiązania tego... Problemu. Dla Amadei wydawało się logiczne, że skoro pragnęła Ryana, to chciałaby zaspokoić to pragnienie, nie zważając na nic innego. Nie przejmowała się tym, czy było to tolerowane przez innych, że kręciła się w jego towarzystwie; to, że różnili się pochodzeniem, co dawało im słabe szanse na jakikolwiek związek.
Za to Ryan przejmował się tym aż za bardzo. Przecież sam jej to przyznał, że musiał uważać, postępować ostrożnie, bo Liliver wydawała się mieć oczy dookoła głowy, wiedziała o wszystkim. A on uważał, że musiał udowodnić coś innym.
Ta kwestia nie dawała spokoju Amadei. Ryan przyznał się, że czuł się tak, jakby musiał udowodnić ludziom — społeczeństwu, dworzanom czy nawet królowej — że zasługiwał na to, że tytułowano go hrabią. Ale przecież on o to nie prosił. To na prośbę Matthewa Liliver tytułowała go hrabią. Według Amadei Ryan nie powinien aż tak przejmować się czyimś zdaniem, czy zasługiwała na to, czy nie.
Przeczuwała jednak, że gdyby spróbowała z nim o tym pomówić, to skończyłoby się jedynie kłótnią między nimi. Co do pewnych kwestii był zbyt uparty, by spróbować z nim o tym mówić.
Uznała więc, że na razie nie będzie do tego wracać. Nie wiadomo, co mogłoby znów przenieść takie naciskanie na Ryana.
Nieprędko wracali do posiadłości, a do Amadei wróciło to, co wydarzyło się przed ich dyskusją i zaręczynami. Przez związane z tym emocje zdążyła zapomnieć o tym, co palnęła panna Lucy.
– Ryan? — zagadnęła go, patrząc na niego. — Uważasz, że Lucy powiedziała komuś o tym, co zaszło?
– Nie wiem — odparł, tracąc trochę dobrego humoru. — A zresztą, nawet jeśli... To uważasz, że co by powiedziała?
Amadea wzruszyła ramionami.
– Mogła odwrócić wszystko na swoją korzyść — wysnuła. — Może opowiedziała komuś... Twojej matce albo swojej, że perfidnie zlekceważyłeś jej osobę, poświęcając uwagę mnie.
Ryan uśmiechnął się lekko.
– Mam wrażenie, że znajomość z Florentyną udziela ci się, Amadeo, bo snujesz podobne do jej nierealne scenariusze — skomentował, ale w jego głosie zabrzmiało rozbawienie.
– Znajomość — prychnęła kpiąco, słysząc to. — Chciałabym zauważyć, że poznanie jej zostało mi narzucone. I nic dobrego z tego nie wyszło.
– Tak, tak wiem — odparł, na zgodę całując ją w dłoń. — Ale jeśli Lucy naprawdę wymyśliła coś w ten deseń, to wyjaśnimy matce, jak było. Jak sądzisz, komu prędzej uwierzyłaby: własnemu synowi czy córce przyjaciółki, którą gości?
– Na pewno nie mi — odparła z pewnością.
– Amadeo. — Ryan spojrzał na nią, zmuszając ją, by również na niego popatrzyła. — Moja matka cię nie zna, dlatego nie darzy cię zbyt dużym zaufaniem. Myślę jednak, że gdy lepiej cię pozna, gdy spędzi z tobą więcej czasu, to pojmie, że jej opinia o tobie była mylna. Że jednak nie jesteś taka, za jaką cię miała.
Amadea prychnęła.
– Sądzisz, że byłaby chętna do poznania mnie, skoro już doszła do wniosku, że nie jestem odpowiednio dobra dla ciebie tylko przez to, że nie wywodzę się ze szlachty? — zapytała, patrząc na niego. — Myślisz, że poznanie mnie lepiej jakoś zmieniłoby jej stosunek do mnie?
– Tak, taką mam nadzieję — odparł, na chwilę milknąc. — A zresztą, to nie byłoby najgorsze, co zdarzyło się w mojej rodzinie. Mój ojciec był lordem, a moja matka co prawda była córką lorda, ale tytuł odziedziczył jej brat. Więc mama postanowiła się kształcić, by mieć pełniejszą pozycję i została guwernantką, po jakimś czasie trafiając przed oblicza rodziców Matthewa. Na ich dworze poznała ojca, a po jakimś czasie zostali zaręczeni przez króla Dereka... I co? Żyli razem w miarę udanym małżeństwie, mimo że mieli różne... Podejścia...
Pod koniec głos Ryana znikąd załamał się, jakby nie był w stanie mówić dalej spokojnie. Odwrócił od Amadei twarz, jakby wstydził się przyznać do własnego podłamania.
– Ryan? — Amadea patrzyła na niego, nie do końca pojmując skąd ta zmiana nastroju. — Ryan.
Zmusiła go, by na nią spojrzał, ciągnąc za rękę i znów zwracając go twarz ku niej. Uśmiechnął się lekko, ale na jego twarzy i tak dostrzegała żal.
– Amadeo, gdybyś do tej pory miała o swoim rodzicu dobre zdanie... — zaczął niepewnie, ostrożnie dobierając słowa. — Aż nagle, przypadkiem dowiedziałabyś się, że było one całkowicie błędne... To co byś o tym myślała?
– Nie mam o mojej matce dobrego zdania, więc nie zszokowałoby mnie to tak bardzo. Nie tak bardzo jak ciebie — odpowiedziała, patrząc na niego. Wyciągnęła do niego ręce, które chwycił. — Ryanie... Zapewne nie chodzi ci o twoją matkę, prawda?
Pokręcił głową, chyba próbując zebrać się do wyjaśnienia jej tego.
– Pamiętasz, jak wtedy, na przyjęciu, ludzie plotkowali o moim ojcu? — zagadnął, patrząc na nią, a Amadea pokiwała głową. — To nie był pierwszy raz. Plotki o nim chodzą od czasu jego śmierci, a mi wydaje się, że nasiliły się, gdy zostałem hrabią. Plotki o tym, że jednak nie był aż tak dobrym panem, za jakiego go uważano. Że nie był tak dobrym mężem... I ojcem, za jakiego go miałem.
Ryan na moment urwał, zastanawiając się nad czymś.
– Chociaż nie — stwierdził, nadal myśląc nad tym. — Może był dobrym ojcem. Może tylko mnie wydawał się taki idealny, może tylko dla mnie taki był. Takie sprawiał pozory. Dla mamy jednak nie mógł być dobrym mężem. Nie, skoro podobno miał kochanki w każdej karczmie, a jego wyjazdy służyły spotkaniom z nimi, a nie interesom, jak twierdził.
Wyrzucił to z siebie na jednym wydechu, jakby chciał mieć to już za sobą. Gdy to powiedział, westchnął, jakby zeszło z niego jakieś napięcie. Spojrzał na Amadeę, oczekując jej reakcji.
Ale ona nie wiedziała, jak miała zareagować. Ojciec Ryana był dla niej obcy i na dodatek martwy, a całą wiedzę na jego temat czerpała ze słów mężczyzny, który przedstawiał go w dość dobrym świetle.
– Przykro mi — mruknęła jedynie, czując, że będą to jedyne, odpowiednie słowa. — Przykro mi, że przekonałeś się, że plotki okazały się bolesną prawdą.
– Nigdy w nie nie wierzyłem — odparł. — Albo je ignorowałem, albo starałem się bronić honoru zmarłego ojca. A teraz co? Okazało się, że robiłem to nadaremnie. Że próbowałem oczyścić imię winnego.
– Ale nie wiedziałeś o tym — powiedziała Amadea, starając się, żeby jej głos zabrzmiał łagodnie. — W twoich oczach twój ojciec był dobry i takiego go zapamiętasz. Nie miałeś pojęcia o jego wyczynach, więc co innego miałeś zrobić? Wobec twojej niewiedzy nie ma żadnego dowodu, że popełniłeś błąd.
Ryan patrzył na nią, po czym się uśmiechnął.
– Dziękuję Amadeo — odparł. — Chyba potrzeba było kogoś, kto nie miał wobec tego tematu stronniczego spojrzenia, żeby mi to wyjaśnić.
Amadea uśmiechnęła się do niego.
– Nie mam stronniczego spojrzenia w tym temacie, a także brak mi jakiekolwiek doświadczenia w relacji z rodziną — stwierdziła z zastanowieniem. — A ty uznałeś, że moje zdanie na ten temat jest na tyle logiczne i... Mądre, żeby je zaakceptować jako najlepsze wyjaśnienie.
– Bo takie jest właśnie przez to — przyznał Ryan, nadal się do niej uśmiechając. — I... Chyba małe znaczenie ma to, czy masz jakieś doświadczenie rodzinne. Tak czy siak, możesz mieć swoje zdanie na ten temat.
Amadea nie odpowiedziała, przez moment rozmyślając nad tym. Dotąd nie było to dla niej takie logiczne. Dziwne sposoby wychowywania jej matki, a potem i Avolet wpłynęły na nią i tak, dając różne, czasami sprzeczne skutki. Czasami dziwiło ją to, że i tak wyrosła na niegłupią i zaradną kobietę.
– Mam podejrzenie, że moja matka może mnie szukać — palnęła na głos, zanim zdążyła to przemyśleć.
To, co powiedziała, dotarło do niej po chwili i od razu tego pożałowała. Jak miała mu teraz wyjaśnić, skąd o tym wiedziała, nie wplątując w to Avolet?
– Twoja matka? — powtórzył Ryan, patrząc na nią w szoku.
Amadea westchnęła, nastawiając się na połowiczne wyjaśnienia. Kolejne niedopowiedzenia, kolejne kłamstwa. Ciekawe, czy kiedyś nadejdzie dzień, w którym powie mu całą prawdę.
– Wtedy, kiedy nocowaliśmy w lesie, kiedy na moment poszłam w las, spotkałam... Jedną z nas — zaczęła, niepewnie dobierając słowa. — Trochę martwiła się, że zniknęłam i gdy natknęła się na nas, tak jakby nas śledziła. Próbowała przekonać mnie, żebym cię porzuciła i odeszła wraz z nią. A gdy odtrąciłam tę sugestię, znikąd obwieściła mi, że moja matka wróciła do stada i zmartwiła się moją nieobecnością.
Znów westchnęła, gdy wyrzuciła z siebie te wiadomości. Nie powiedziała zbyt wiele o Avolet. Jej obecność podała jako przypadek, pomimo że nim nie była.
– Twoja matka — powtórzył, gdy otrząsnął się z zaskoczenia. — Matka, która cię porzuciła, znikąd powraca i zmartwiła się, że odeszłaś.
– Tak — potwierdziła. — To brzmi absurdalnie, prawda? Porzuciła mnie, a teraz nagle wraca i oczekuje, że będą na nią grzecznie czekać. I jeszcze się dziwi, że tak się nie dzieje.
– Tak... — mruknął, wciąż patrząc na nią w szoku i jakby z niedowierzaniem. Pokręcił głową, jakby próbował otrząsnąć się z zamyślenia. — Daj mi chwilę... Amadeo, to brzmi trochę... Nierealnie. Twoja znajoma znalazła nas, śledziła, próbowała zmusić cię do porzucenia mnie, a na koniec obwieściła, że twoja matka wróciła i szuka cię?
– Tak, dokładnie tak było — potaknęła, starając się, by jej głos zabrzmiał pewnie. – I powiedziała to tak, jakby liczyła, że pobiegnę na spotkanie z matką... Że również z tego powodu mogłabym odejść od ciebie...
– Dlaczego? — zapytał Ryan, cały czas wpatrując się w nią z niedowierzaniem. — Dlaczego... Ona sądziła, że możesz mnie porzucić?
– Avolet już taka jest — Amadea odparła bezmyślnie. — Lubi mieć nad wszystkimi kontrolę... Więc zapewne pomyślała, że wpadłam w jakieś niebezpieczeństwo. Zapewne chciała mnie ratować.
Albo po prostu chciała mieć ją z powrotem blisko siebie, pod kontrolą. Chciała mieć pewność, że nie wplącze się w żadne kłopoty.
– Dobrze, załóżmy, że... Że powiedziała ci prawdę i twoja matka naprawdę cię szuka — zaczął trochę pewniej, jakby uznał, że jednak jej wierzył. — W takim wypadku, czego mogłaby chcieć od ciebie? Skoro sama cię porzuciła, to według mnie, nie ma żadnych możliwości, żeby czegoś od ciebie oczekiwać.
Amadea popatrzyła na niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Avolet twierdziła, że zaniepokoiła ją nieobecność córki wśród stada i zapewne spróbuje szukać Amadei. Ale dlaczego, tego już Amadea nie wiedziała.
– Właśnie — stwierdził Ryan, widząc, że nie miała na to odpowiedzi. — Według mnie, Amadeo, na razie nie masz czym się przejmować. Może dopiero wtedy, gdy twoja matka naprawdę wyjdzie ci na spotkanie. Ale do tego czasu... Nie ma czym się martwić.
– Czyli uważasz, że dopóki moja matka znikąd nie pojawi się na mojej drodze, mam się nie przejmować jej powrotem? — zapytała, uśmiechając się na myśl o tym przypuszczalnym zajściu.
– Dokładnie tak — odparł Ryan, uśmiechając się do niej. — Bo przecież skoro jeszcze jej tutaj nie ma, to nie masz po co przejmować się nią. Nie ma powodu, by denerwować się na zaś.
Amadea popatrzyła na niego, myśląc nad tym. Może miał w tym rację. Mogła za bardzo nakręcić się na to, że jej matka w ogóle wróciła, a nie wzięła pod uwagę, czy na pewno uda jej się znaleźć Amadeę. Może nigdy jej się to nie uda.
– Nie martw się tym teraz, Amadeo — poprosił, po czym przyciągnął ją do siebie, tuląc do piersi i pocałował w czoło. — Mam przeczucie, że na to przyjdzie jeszcze czas. A na razie proponuję, żebyśmy wrócili do domu, bo mam wrażenie, że mojej matce przyda się moja pomoc.
Amadea potaknęła, kiwając głową. Pozwoliła, żeby Ryan poprowadził ją z powrotem do budynku, gdy dotarło do niej, jak wiele rzeczy zmieniło się podczas jednego spaceru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro