Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Amadea nie do końca myślała rozsądnie, gdy w złości wybiegła z domu, nie oglądając się na nikogo, wypadając wprost na podwórze. Zimne, wieczorne powietrze uderzyło w nią, uzmysławiając jej, że nie było dobrym pomysłem wyjście bez grubszego okrycia.

Ale nie zamierzała wracać do środka. Złość na Ryana wciąż w niej buzowała, rozżalenie nad tym,  w jaki sposób zachowywał się wobec niej. A nawet była zła na samą siebie, na to, że tak łatwo straciła dla niego głowę. Na to, że tak bardzo jej na nim zależało.

Na zewnątrz nie było żadnego oświetlenia, dzięki któremu w jakiś sposób lepiej rozpoznałaby drogę. Musiała polegać jedynie na własnej pamięci i słabym widzeniu, posuwając się wzdłuż ścian budynku, pamiętając, że to właśnie za nim stała stajnia.

Trafiła do niej od razu, otwierając drzwi i wchodząc do środka. Przez moment zamarła w jednym miejscu, opierając się plecami o zamknięte drzwi i patrząc po koniach, które z zainteresowania wysunęły głowę w jej stronę.

Ruszyła się jednak z miejsca i poszła w głąb budynku, byle jak najdalej od wejścia, żeby, w razie czego, Ryan nie znalazł jej od razu. Znalazła pusty boks i bez zastanowienia weszła do niego; nie zamierzała się jednak przemieniać, wolała jak na razie pozostać w człowieczej postaci.

Bezmyślnie usiadła na zimnej, kamiennej podłodze, przez moment rozglądając się wokoło. Boksy oddzielały drewniane ścianki, ale od nich ciągnęły się również metalowe bramki, których nie widziała w stajni królewskiej. Przeszło jej przez myśl, że jeśli będzie chciała zmienić się w zwięrzę, będzie musiała ukryć się w ogrodach albo nawet w lesie, bo ogrodzenie aż po sufit stajni przytłaczało ją.

Na razie nie zamierzała wracać z powrotem do domu, podejrzewając, że Ryan od razu dopadłby ją i próbował z nią rozmawiać a może i nawet przepraszać.

Na razie jednak nie chciała z nim rozmawiać. Potrzebowała w samotności przemyśleć to, co zaszło, co zostało powiedziane.

Zaczynała powoli sądzić, że może to z nią był jakiś problem. Może to ona za bardzo       wkręciła się w to wszystko, może doszła do przedwczesnego wniosku na temat tego, co było pomiędzy nią a Ryanem. Może tak naprawdę nie wyszłoby z tego nic poważnego, może nie było im pisane, żeby być ze sobą.

Ale w takim wypadku, po co Ryan zawracałby sobie głowę jej osobą? Po co zbliżałby się do niej,  po co zacieśniałby relację między nimi? Po co wyznawałby jej swoje uczucia, skoro prawdopodobnie wiedział, że nie wyjdzie z tego nic?

Amadea westchnęła ciężko, na moment zamykając oczy. Miała zbyt dużo pytań do niego, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. A prawdopodobnie większość przestałaby istnieć, gdyby potrafił przyznać się do uczuć do niej, gdyby przestał się ich wypierać.

Drzwi stajni otworzyły się, wyrywając ją z zamyślenia i zwracając jej uwagę. Amadea nie odzywała się, nasłuchując. Jednak to nie Ryan przyszedł po nią, poznała to od razu po sposobie chodu.

– Amadeo, jesteś tutaj? — usłyszała damski głos, po którym rozpoznała lady Serinę.

Wstała natychmiast, nie spodziewając się akurat jej. Ale nie przesłyszała się, to naprawdę ona przyszła do niej. Po nią.

– Lady Serino — odezwała się, czując złość na Ryana, że zamiast przyjść do niej osobiście, to w zamian przysłał swoją matkę.

Nie potrafiła powstrzymać tego, że spojrzała tuż za kobietę, naprawdę sądząc, że może Ryan wejdzie po niej do środka. Ale jego nie było.

– To chyba jednak nienajlepszy pomysł, by ukrywać się wieczorem w zimnej stajni, nie uważasz? — zapytała, przysuwając bliżej Amadei lampę, jakby chciała ją lepiej widzieć. — Amadeo, wróć ze mną do domu. Tak będzie lepiej.

Amadea otworzyła usta, zamierzając zaprotestować, ale przez chwilę nie wiedziała, czy się obronić.

– Nie chcę rozmawiać z Ryanem — wypaliła od razu. — A w każdym razie, obecnie nie chcę.

– To nie będziesz — stwierdziła kobieta, robiąc pewną co do tego minę. — Porozmawiaj najpierw ze mną, Amadeo.

Amadea popatrzyła na kobietę w zastanowieniu. Miała już zbyt wiele uprzedzeń co do lady Seriny, którymi obrzucił ją Ryan. Chyba nadszedł już czas, by przekonać się osobiście, do czego była zdolna.

Zgodziła się więc, po chwili wychodząc za kobietą ze stajni. Na zewnątrz zrobiło się jeszcze zimniej, co odczuła natychmiast, mroźny wiatr owiewał ją po gołych nogach.

Wydawało jej się, że lady Serinie również to przeszkadzało, bo pośpiesznie szła do domu, nawet jeśli opatuliła się w płaszcz. Amadea musiała przyśpieszyć kroku, żeby zdążyć za kobietą.

Dotarły do budynku po chwili; lady Serina trochę ją poganiając weszła tuż przed nią do środka. Amadea usłyszała jej mamrotanie pod nosem, a po chwili zrozumiała, że starsza kobieta narzekała na całą tę sytuację.

Jej uwagę odwróciło jednak pojawienie się Ryana, który słysząc ich obecność, wyszedł z salonu. Od razu podszedł do Amadei i wziął ją w ramiona.

Pisnęła cicho, zaskoczona, nie mogąc zaprotestować.

– Przepraszam — odezwał się, a po chwili zrobił coś, czego by się nie spodziewała. Objął jej twarz swoimi dłońmi i zaczął składać na niej pojedyncze, drobne pocałunki. — Przepraszam, Amadeo. Przepraszam, przepraszam, przepraszam...

Amadei zakręciło się w głowie od tej nadmiernej uwagi i licznych pocałunków, nawet tak drobnych.  Podejrzewała, że gdyby Ryan nie trzymałby jej, to mogłaby upaść.

– Ryan — wtrąciła się lady Serina, przypominając im o swojej obecności.

Amadea starała się ocudzić, skupić wzrok na jej osobie. Lady Serina patrzył na nich jakby z naganą. Amadea nie była jednak pewna, czy chodziło o nią, czy o Ryana.

– Tak, mamo? — odparł po chwili, nawet na moment nie odrywając od Amadei rąk — objął ją w pasie i przytulił do własnej piersi.

– Amadeo, chciałabym z tobą porozmawiać — obwieściła lady Serina tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Na osobności. Ryanie, mógłbyś poprosić o herbatę dla nas?

– Mógłbym — odpowiedział po dłuższej chwili, jakby musiał to przemyśleć.

– Poprosiłabym więc cię o to — dodała kobieta, widząc, że jej syn nie ruszył się o krok.

Ryan spojrzał jeszcze na matkę, by zaraz zwrócić  swoją uwagę z powrotem na Amadeę. Przez moment patrzył na nią, jakby sprawdzał, czy nic jej się nie stało, po czym pocałował ją po raz ostatni, w czoło, żeby w końcu pójść spełnić prośbę matki.

Amadea spojrzała na kobietę, czując się tak, jakby powoli odzyskiwała trzeźwość umysłu. Lady Serina przyglądała się jej takim wzrokiem, jakby próbowała ją ocenić.

Wskazała jej wejście do salonu, które po chwili przekroczyła. Amadea pobieżnie rozejrzała się po nim, orientując się, że w jednym końcu pokoju w otoczeniu regałów z książkami stało biurko i krzesło. Nie przyjrzała się temu, kierując kroki ku kanapie i fotelom stojącym przed kominkiem.

Starsza kobieta już zajęła miejsce na fotelu, patrząc na nią. Amadea poczuła się przytłoczona tym spojrzeniem, natychmiast zajmując miejsce na kanapie, przez chwilę bojąc się sama odezwać.

– Nie spodziewałam się tutaj ciebie, Amadeo — odezwała się w końcu pani domu, jakby zdecydowała, od czego zacząć. — Ryan twierdzi, że jej królewska mość zaczęła cię nachodzić, dlatego postanowił zabrać cię z dworu. Ale czuję, że nie mówi mi wszystkiego.

– Ale to akurat prawda, lady — oznajmiła jej Amadea. — Królowa Liliver zachowała się... Natarczywie, dochodząc do wniosku, że mam jakikolwiek obowiązek, by opowiedzieć jej o dwurożcach. Wydusiła to ze mnie tak, jakby miała prawo, by poznać te informacje.

– Więc wraz z Ryanem uznaliście, że najlepszym wyjściem będzie wyjazd z Jasvill, uniknięcie przez dłuższy czas towarzystwa królowej? — zapytała z niedowierzaniem.

– Wtedy to nie wydawało się głupim pomysłem —  stwierdziła Amadea.

Ale nie chodziło tylko o Liliver. Chodziło również o  ukrócenie kontaktu z Florentyną, o odcięcie się od Matthewa.

Amadea nie powiedziała tego jednak lady Serinie, nie czując do niej aż takiego zaufania, żeby  dzielić się z nią swoimi problemami.

Nie miała jeszcze pewności, czy lady Serina będzie działać na jej niekorzyść, czy też zachowywać się wobec niej neutralnie.

– Dlaczego przyjechaliście tylko we dwoje? — zapytała kobieta.

– Nie rozumiem — odparła Amadea, marszcząc brwi. — Kogo jeszcze się spodziewałaś, lady?

– Księcia Matthewa i hrabiego Aspena — odpowiedziała jej kobieta. — Oni i mój syn... Są nierozłączni. Od najmłodszych lat, od momentu, kiedy nauczyli się chodzić, zawsze trzymali się razem, we trzech. Nigdy nie można ich było spotkać osobno. A teraz Ryan wraca do domu, lecz zamiast przyjaciół, zabrał ciebie. Dlaczego?

– Chyba lepiej byłoby zadać to pytanie Ryanowi, a nie mnie — stwierdziła, nie rozumiejąc co ona miała do tego.

Ryan zabrał ją, a nie swoich przyjaciół, bo taki miał kaprys. Amadea nie miała na to żadnego wpływu, jak prawdopodobnie podejrzewała lady Serina.

– Już go o to zapytałam — odparła kobieta, patrząc na nią przenikliwie. — Ale chciałabym poznać również twoje zdanie.

Urwała, wbijając w Amadeę spojrzenie. Dziewczyna czuła się tak, jakby ta oceniała ją.

– Romansujesz z moim synem, Amadeo? — zapytała w końcu, jakby uznała, że musi to powiedzieć wprost.

Amadea roześmiała się cicho na to pytanie. Więc lady Serina naprawdę była tak wścipska, jak twierdził Ryan. Naprawdę potrafiła zapytać o takie rzeczy wprost.

– Lady, twój syn wzbrania się nawet przed pocałowaniem mnie, nie mówiąc o czymś więcej — odparła szczerze, nie przejmując się tym, że było to dość prywatne pytanie. — Chyba, że masz na myśli coś innego, wtedy musiałabym się zastanowić.

Szlachcianka z zaskoczenia wytrzeszczyła na nią oczy; Amadea nie wiedziała jednak, czy bardziej zdziwiła ją jej odpowiedź, czy bezczelność, z którą się wypowiadała.

Lady Serina nie zdołała niczego powiedzieć, gdy drzwi salonu otworzyły się, a w nich pojawił się Ryan z tacą w dłoni. Postawił przeniesiony herbatę na stoliku, ale obserwował Amadeę, jakby  upewniając się, że jego matka nic jej nie zrobiła.

– Dziękuję, Ryanie — odezwała się lady Serina, czekając, jak jej syn wyjdzie, ale chyba nie śmieszyło mu się do tego.

Nie zostawił ich, przez moment stojąc bez słowa, jakby zamierzał obserwować dalszy ciąg rozmowy.

Amadei przeszło przez myśl, że przyszedł za późno, bo ominął go najciekawszy fragment tego wywiadu.

– Ryanie. — Lady Serina zmierzyła go wzrokiem.

– Mamo — zwrócił się do niej, uśmiechając przy tym.

– Ryanie, ona nie potrzebuje twojego ciągłego nadzoru — oznajmiła kobieta, patrząc na niego, jakby chciała go wyrzucić z salonu. — Nie zrobię jej nic złego.

– Skąd mam być tego pewien? — odparł, odwzajemniając spojrzenie matki.

Amadea zdążyła upić herbaty, ale zakrztusiła się nią, gdy to usłyszała.  Spojrzała na Ryana, który wciąż wpatrywał się w lady Serinę, jakby naprawdę spodziewał się, że zrobiłaby jej coś złego.

Lady Serina patrzyła z zaskoczeniem na niego, z taką miną, jakby wciąż przetrawiała jego słowa. Opanowała się jednak, zerkając przelotnie na Amadeę.

– Ryanie, proszę cię, wyjdź — rozkazała twardszym tonem.

Ryan jeszcze raz spojrzał na Amadeę, ale spełnił prośbę matki, po chwili zostawiając je znów same.

– Właśnie o to mi chodziło — stwierdziła lady Serina, wskazując dłonią na drzwi, ale zapewne miała na myśli Ryana. — Mój syn troszczy się o ciebie, martwi się, opiekuje się tobą... A ty twierdzisz, że między wami nic nie ma, że nie romansujecie ze sobą.

– Bo naprawdę tak jest, lady Serino — powiedziała Amadea. — Nie wiem, jakiej odpowiedzi spodziewałabyś się, jaka odpowiedź byłaby dla ciebie satysfakcjonująca.

Przez moment patrzyły na siebie w ciszy, jakby próbowały bez słów pojąć zamiary tej drugiej. Amadeę zastanawiało, jak lady Serina zareagowałaby, gdyby powiedziała jej, że Ryan zalecał się do niej, że wyznawał jej swoje uczucia.

– Amadeo, nie wiem, czy mówisz mi prawdę, czy może kłamiesz — odezwała się po chwili kobieta, wbijając w nią pewne spojrzenie, jakby wydawała na nią wyrok. — Jednak jeśli cokolwiek łączy cię z moim synem, jeśli jesteście... W bardzo bliskiej relacji, to radzę ci, nie nastawiaj się na zbyt wiele. Mój syn ma zbyt wiele do stracenia, by formalnie związać się z tobą, by poświęcić to wszystko dla związku z dziewczyną, z którego nie może wyjść nic dobrego. Tak naprawdę związek z tobą nie dałby mu żadnych atutów... Może oprócz chwilowej przyjemności... A tę akurat może uzyskać od kogokolwiek.

– Rozumiem, lady Serino — odparła Amadea, jakby jej przytakując. Czuła się jednak tak, jakby kobieta zmieszała ją z błotem, potraktowała jak najgorszą. Jakby potraktowała ją nawet gorzej  od Liliver. — Jednak, jak powiedziałam, z twoim synem nic mnie nie łączy. Nie potrzeba więc stosować takich ostrzeżeń.

– Jeszcze się przekonamy... — mruknęła lady Serina, a po chwili dała jej znak, że mogła odejść.

Amadea pożegnała kobietę, a gdy tylko opuściła jej towarzystwo i zostawiła ją w salonie, poczuła w końcu jak zeszło z niej napięcie.

Przez chwilę stała w przedpokoju zdezorientowana, niepewna co miała zrobić dalej.  Ruszyła jednak w stronę schodów, mając zamiar odszukać Ryana, czując, że potrzebowała jego towarzystwa.

Niczym jak na zawołanie pojawił się na schodach,   schodząc z piętra. Gdy tylko zobaczył ją, zobaczyła jak zmienił się wyraz jego twarzy, jak popatrzył na nią z lękiem, po chwili zerkając na drzwi do salonu.

– Ryanie— wypaliła, wchodząc wyżej schodami, do niego.

Od razu wziął ją w ramiona, tuląc do siebie. Amadea poczuła, jak przytulił ją mocno, nie pozwalając, by odsunęła się od niego.

– Amadeo — usłyszała jego cichy głos. — Przepraszam. Za tamto, za swoją głupotę, za matkę... Tak mi przykro. Nie powinienem był tego mówić... Przepraszam.

– Uznajmy, że ci wybaczam — stwierdziła. Usłyszała, że roześmiał się cicho.

– Chodź. Chodźmy stąd — poprosił, ciągnąc ją na piętro, wciąż tuląc ją do siebie. —  Chyba wystarczy już tych wrażeń, jak na jeden dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro