Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Ich kolacja przebiegła jednak w spokoju, jakby oboje naprawdę potrzebowali zaspokoić głód. A w każdym razie było tak w przypadku Ryana, bo to, jak Amadea dzióbała potrawę, jedzeniem nie można było nazwać.

Nie komentował tego jednak w żaden sposób, podejrzewając, że od razu odwróciłaby tę sytuację na swoją korzyść.

I tak posyłała mu spojrzenia, które mogły świadczyć tylko o jednym.

Nie musiał nawet domyślać się, by wiedzieć, że miała zbyt wielką ochotę na to, żeby znów zacząć z nim flirtować. Patrzyła na niego, jakby była chętna, by do tego wrócić, ale wahała się z jakiegoś powodu.

Ale może to i lepiej. Amadea wytrącała go z opanowania tym, że uwodziła go, kusiła do zbliżenia. Doprowadzała go do utracenia samokontroli samą swoją osobą, a to, że jeszcze specjalnie zaczynała go drażnić, sprawiało, że zaczynał tracić wiarę w to, mógłby się jej oprzeć.

Mimo że coraz bardziej miał ochotę przerwać te chore opory, w końcu zakończyć panoszące się pomiędzy nimi napięcie i dać upust temu, o czym zapewne oboje marzyli.

Jednak za każdym razem, gdy próbował przełamać własne bariery, które nieświadomie postawił, nie udawało mu się to. Jakby wpojone mu przed wielu laty zasady upominały go, a wychowanie, którego doświadczył, podpowiadało, że to nie mogło skończyć się dobrze.

Nawet jeśli jego zakochane w niej do bólu serce cierpiało z tego powodu, ciągnąc go do niej w każdym momencie, gdy pozostali z dala od siebie.

Starał się jednak cieszyć z tego, co wynikało do tej pory z ich dziwnej relacji. Z tego, że pomimo głupstw, które jej powiedział, ona i tak mu wybaczyła. Z tego, że jednak nie odeszła, została na zamku, mimo że nie miała takiego obowiązku. Z tego, że nawet jeśli królowa uprzykrzała jej życie, Amadea i tak nie ulegała jej, postępując według własnej woli.

A nawet w jakiś sposób cieszyć się z tego, że pomimo tego, w jaki sposób ją potraktował, wyglądało na to, że Amadea nie miała zamiaru zbyt szybko zniknąć z ich życia. Zniknąć z jego życia.

Z tą nadzieją zapytał ją o to, czy skończyła posiłek, a gdy potwierdziła, wyszli z jadalni.

Ryan widział, jak rozglądała się z ciekawości wokoło, ale również co chwilę zerkała na niego, jakby szukała jego uwagi.

– Idziemy? — zapytał, podając jej swoje ramię, z którym splotła swoją rękę. — Jeśli chcesz, pokażę ci rozkład domu. Chociaż nie jest tak wielki, jak zamek, więc sądzę, że nie będziesz miała problemu z myleniem pokoi...

– Raczej nie — przyznała, po chwili jednak uśmiechnęła się i popatrzyła na niego. — Więc zapewne, jeśli znów pomylę mój pokój z twoim, zrobię to specjalnie...

– Amadeo — odezwał się natychmiast, wbijając w nią spojrzenie. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, na dodatek zaśmiała się cicho. — Mam wrażenie, że jeśli poproszę cię, żebyś nie nachodziła mnie znienacka, to i tak mnie nie posłuchasz.

– Masz bardzo słuszne przeczucie — odpowiedziała, wciąż się uśmiechając.

Widząc ją uśmiechniętą, Ryan nie potrafił zapanować nad tym, że jego usta mimowolnie wykrzywiły się w zadowoleniu. Nawet jeśli doprowadziło do tego ich głupie przekomarzanie.

Z lepszym humorem oprowadził ją jednak po budynku, wyjaśniając, co gdzie się znajdowało.

Pierwszemu piętru nie poświęcił zbyt wielu słów, mówiąc tylko tyle, że całą przestrzeń zajmowały pokoje sypialniane. Obiecał jej, że potem pokaże jej ten, w którym zamieszka i ten należący do niego.

– Więc jednak nie chcesz, żebym nachodziła cię bezwiednie i bez zaproszenia? — zapytała, gdy poprowadził ją schodami na drugie piętro.

Spojrzał na nią, nie wierząc, że naprawdę o to pytała.

– Amadeo... Nie, lepiej będzie, jeśli nie będziesz tak robiła — przyznał z resztką cierpliwości co do tego tematu. — Naprawdę byłbym wdzięczny, jeśli zachowasz się kulturalnie i gdy zechcesz wejść do środka, uprzednio zapukasz w drzwi.

– Poczekamy, zobaczymy... — mruknęła pod nosem, zerkając na niego, by zaraz odwrócić wzrok.

Wciąż patrzył na nią z niedowierzaniem, ale Amadea specjalnie unikała jego wzroku, niby z ciekawością rozglądając się po ścianach. A po chwili sama ruszyła dalej, na drugie piętro, nie czekając na niego.

Ryan zaklął pod nosem, po chwili słysząc, jak zaśmiała się cicho. Amadea obejrzała się na niego, sprawdzając, czy wciąż był za nią, ale na jej  ustach błądził zadowolony uśmieszek.

Ruszył w jej stronę, zrównując się z nią. Od razu spojrzała w jego stronę, na dodatek takim spojrzeniem, jakby chciała sprawdzić jego humor.

Amadea uśmiechnęła się do niego, jakby naprawdę zdawała sobie sprawę, że tym uśmiechem całkowicie zmiękczy jego serce i ukoi jego złość.

A co gorsza, Ryan powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że zaczynało jej się to udawać, bo gdy spojrzała na niego tymi swoimi błękitnymi oczami w odcieniu zimowego nieba, tak wyraźnymi na jej bladej twarzy, to czuł, że nie był w stanie dłużej się na nią boczyć.

– Tutaj — odezwał się, gdy znaleźli się przed dwuskrzydłowymi drzwiami. — Tutaj jest sala balowa.

– Urządzasz tutaj bale? — zapytała szczerze zaskoczona, podążając za nim. — W domu?

– Zdarzało się — odpowiedział, otwierając drzwi i wpuszczając Amadeę pierwszą. — Nie jakieś tam wielkie, niczym na zamku królewskim, ale również okazałe. Bale... Przyjęcia... Moja mama woli nazywać to przyjęciami... Gości się na nich najbliżej sąsiadujących szlachciców, czasami nawet Matthewa... Głównie po to, by poprawić relacje i zawrzeć nowe znajomości i sojusze.

Nie wszedł w głąb sali jak Amadea, bardzo dobrze znając wygląd wnętrza. Ale z jakiegoś powodu przyjemnością było oglądanie dziewczyny, gdy rozglądała się wokoło, z ciekawością podziwiając obecnie pustą salę.

Wyglądała niczym zjawa, ubrana w białą tunikę, która zlewała się z jej bladą cerą. Ale było w tym coś eterycznie pięknego, przez co przychodziło mu na myśl, że może naprawdę była boginką, za którą pierwotnie brali ją królewscy dworzanie.

Nie potrafiąc się powstrzymać, Ryan podszedł do niej i objął ją od tyłu, niepewnie przyciągając do siebie i lekko kręcąc się z nią po sali.

– Nie umiem tańczyć — obwieściła po chwili, ale słyszał zadowolenie w jej głosie, zapewne przez to, co robił.

– Jeżeli zechcesz, mogę cię nauczyć — odpowiedział, uśmiechając się na tę myśl. — Jeżeli tylko twoja noga nie będzie ci dokuczać...

– Chcę — poinformowała go od razu, nie pozwalając mu dokończyć.

– W porządku — stwierdził, wciąż się uśmiechając, gdy usłyszał jej nagłą decyzję. — Znajdziemy na to czas. A teraz chodź, oprowadzę cię dalej... I nie sądzę, żebyś chciała zbierać kurz z podłogi gołymi stopami...

Spojrzał na jej nieobute stopy, poważnie zastanawiając się nad tym, dlaczego wolała chodzić boso. A potem jej wzrok podążył wyżej po jej zgrabnych nogach. I tylko bogowie zdawali sobie sprawę, jakby bardzo chciałby ujrzeć to, co ukrywało się wyżej, pod ubraniem, a równocześnie jak bardzo winił się za te myśli, bo przecież już miał ku temu okazję.

Nie wspominając o tym, że obraz jej nagiej osoby już prześladował go w snach...

Amadea wyszła z sali balowej, oglądając się na niego. Ruszył za nią po chwili, jeszcze nie wyrównując się z nią, z zadowoleniem obserwując, jak spacerowała po korytarzu.

– Czy tutaj również znajdują się sypialnie? — zapytała, wskazując na rząd drzwi, który ciągnął się wzdłuż korytarza.

– Nie — odpowiedział. — Sypialnie zajmują tylko pierwsze piętro. Pokój tuż obok sali balowej to coś w rodzaju garderoby... Gdy urządza się przyjęcia, to tam goście mogą pozostawić okrycia wierzchnie, poprawić swój wygląd, ubiór... A tutaj jest biblioteka.

Wskazał jej ostatnie drzwi na prawo. Amadea popatrzyła na niego, a gdy kiwnął zachęcająco głową, otworzyła drzwi i weszła do środka.

Wszedł tam tuż za nią, bez zaskoczenia przyjmując panujący tam zapach papieru, starych książek i kurzu. W większości kurzu.

Pomieszczenie w większości zajmowały regały ciągnące się aż po sam sufit, po brzegi zapełnione licznymi książkami, zbiorowisko, które on gromadził już jako trzecie pokolenie. Jedynymi meblami, innymi niż regały, były dwa fotele ustawione naprzeciwko siebie przy oknie. Ryan uśmiechnął się lekko na ich widok — to mama je tutaj wprowadziła, twierdząc, że w bibliotece powinny znajdować się jakiekolwiek meble, na których można przysiąść.

Kichnięcie Amadei wyrwało go ze wspomnień. Spojrzał na dziewczynę, która jeszcze krzywiła się  po tym odruchu.

– Kurz — stwierdził w usprawiedliwieniu, uśmiechając się do niej.

– Kurz — potaknęła, ale jakby w pośpiechu wyszła spomiędzy regałów i skierowała się ku wyjściu.

Nadal się uśmiechając, Ryan poszedł jej śladami, do ostatniego pomieszczenia na tym piętrze.

Popatrzyła jeszcze na niego pytająco, a on kiwnął głową, dając jej znak, że mogła tam wejść.

Oczywiście zrobiła tak, a Ryan wszedł za nią.

Kiedyś uważał ten pokój za drugi salon. Dopiero na przestrzeni lat przestał tak go postrzegać, nie potrafił jednak w pełni powiedzieć, jaką pełnił funkcję.

Tutaj zapraszano gości przed rozpoczęciem balu,  przyjmowano mniej formalne spotkania, przeprowadzano przyjacielskie rozmowy... Ryan nie mógł zliczyć ile razy przesiadywał tutaj wraz z Aspenem i Matthewem, rozmawiając, pijąc i żartując.

Spojrzał na Amadeę, starając się nie myśleć o nieobecności przyjaciół. Kręciła się jakby niepewnie po pomieszczeniu, bez słowa oglądając jego wnętrze.

– Drugi salon? — zapytała po chwili, zerkając na niego, ale oderwała od niego swój wzrok, by znów rozejrzeć się po zgromadzonych meblach.

– Można tak to ująć — przyznał. A w każdym razie takie wyrażenie przynosiły stojące meble — sofa, dwa fotele, stolik.

W głębi znajdowało się jednak pianino — na jego widok Ryan uśmiechnął się mimowolnie, zadowolony, że mama jednak nie pozbyła się go z domu.

Pianino należało do Aspena. Nikomu nie chwalił się tym, że potrafił grać na instrumencie. Wiedzieli o tym jedynie najbliższe mu osoby, a także o tym, że to jego matka nalegała na naukę gry przez syna.

I pomimo że Aspen nie lubił się tym chwalić, to Ryan z Matthewem wiedzieli, że miał do tego talent. A może nawet trochę to kochał, pomimo krytyki na ten temat ze strony ojca.

Ale gdy jego rodziców zamordowano, Aspen z żalu lub ze zbyt wielu wspomnień nigdy już nie zasiadł przed instrumentem. Potem przez powrót Julii zdecydował się wywieźć pianino z Sarim do Dalllres, żeby i jego nie dotknęły chytre ręce jego siostry i sprzedały go, pozbawiając go w ten sposób jednej z niewielu pamiątek po matce.

Pianino więc zostało tutaj, w domu Ryana, nieużywane przez nikogo. Ryan pamiętał, że mama kręciła na to głosem. Według niej instrumentów należało słuchać, ale nie wypadało na nich grać osobiście. A gdy pianino stanęło w ich domu, ale z woli Aspena Ryan zabronił na nim komukolwiek grać, była oburzona. Już nie raz i nie dwa groziła mu, że pozbędzie się zbędnego pudła z domu. Ale, na szczęście, jeszcze do tego nie doszło.

Amadea jednak nie poświęciła zbyt wiele uwagi instrumentowi. Może nie była tym zainteresowana, a może w ogóle nie wiedziała, czym był.

Przystanęła, chyba zdziwiona, gdy zobaczyła ostatni mebel w kącie pokoju. Ryan nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu, gdy zobaczył, z jaką ostrożnością okrążała stół bilardowy.

Gra stołowa została przywieziona z dobre dziesięć lat temu przez jego ojca jako podarek dla niego. Ryan nawet pamiętał tę fascynację, która mu towarzyszyła, gdy oglądał nieznany mu dotąd prezent. Pamiętał też, że z uwagą przyswajał zasady gry, które przedstawiał mu doinformowany na ten temat ojciec, żeby po czasie opanować je i nauczyć ich Aspena i Matthewa.

Spędził wiele godzin na grze z przyjaciółmi, do której, okazjonalnie, przyłączał się nawet jego ojciec. Ale w tym momencie poczuł ukłucie w piersi na myśl, że ostatnimi czasy zdarzało się to coraz rzadziej.

– Na tym się nie je, prawda? — zapytała Amadea, spoglądając na niego i zwracając na siebie jego  uwagę.

– Nie — odpowiedział, rozbawiony jej pomysłem. — Na tym się gra.

– Gra? — powtórzyła, wyraźnie zdziwiona.

– Pokażę ci — zaproponował, podchodząc bliżej i wyciągając ze stojaka kij.

Nie zamierzał od razu prezentować jej wszystkich zasad gry, więc nie zebrał kul do przeznaczonego do tego trójkąta.

– Popatrz — zwrócił jej uwagę, mimo że i tak mu się przyglądała. — W sumie główna koncepcja tej gry polega na tym, żeby wbić wszystkie bile do kieszeni.

Pochylił się w odpowiedniej pozycji nad stołem i celując czubkiem kija w bilę, uderzył w nią. Kula poturlała się po stole, trącając inne, rozrzucone w nieładzie. Żadna nie wpadła jednak do wspomnianej kieszeni.

– Cóż — skomentował jedynie, patrząc na nie. — Czasami się nie udaje. Proszę, masz, spróbuj sama.

Amadea z lekkim zapałem wzięła od niego kij i pochyliła się nad stołem, z zaciętą miną celując w bilę i uderzając w nią.

– Tego również cię nauczę — zaproponował, obserwując, jak próbowała wbić kulę w kieszeń, ale nieumiejętnie trzymała kij.

Amadea spojrzała na niego, unosząc brew.

– Wiesz, jest jeszcze coś, czego mógłbyś mnie nauczyć — stwierdziła spokojnie, ale zdradził ją ten dwuznaczny uśmiech, którego chyba nie mogła opanować.

– Chyba nawet domyślam się co... — przyznał, bardzo dobrze wiedząc, o czym myślała.

– I co, w żaden sposób nie jesteś zainteresowany? — zapytała, przysuwając się dzieje niego i patrząc mu w oczy.

Pasmo białych włosów opadło jej na twarz, ale wyglądało na to, że nie przeszkadzało jej. Ryan jednak nie mógł się powstrzymać i uniósł rękę, zgarniając zabłąkane włosy i zakładając je za jej ucho.

Amadea od razu to wykorzystała, łapiąc go za dłoń i zatrzymując ją na swoim policzku. Ryan nie skomentował tego, nie mogąc się powstrzymać przed dotykaniem jej — bez pohamowania głaskał jej skórę.

– A to dlaczego tak sądzisz? — zapytał, nawet jeśli dobrze wiedział, przez co miała takie przypuszczenia.

Zmarszczkami brwi, jakby zdziwiona tym, że w ogóle o to pytał.

– Jak to: dlaczego? — powtórzyła wzburzona, nie rozumiejąc go. — Ryanie, przecież nie jestem ślepa. Widzę, jak na mnie patrzysz, to, jak mnie traktujesz... Ale w żaden sposób nie próbujesz nic z tym zrobić. Powiedziałeś mi, że namieszałam ci w głowie, ale opierasz się przed skutkami tego, co najmniej jakby uczucia do mnie były chorobą, która szerzy się w twoim ciele.

– A chciałabyś tego w taki sposób? — zapytał, po trochę zdając sobie sprawę, że tłumaczył się tylko jednym i tym samym argumentem. — Chciałabyś, żebym zalecał się do ciebie tak, jak należy, ale wszyscy wokół plotkowaliby na nasz temat? Wydawało mi się, że masz, już dość obecnego zainteresowania dworzan twoją osobą...

– Nie obchodzi mnie opinia dworzan, społeczeństwa, czy kimkolwiek jeszcze się tam przejmujesz — odparowała, patrząc na niego z pewnością. — Wcale mnie to nie interesuje. Interesujesz mnie za to ty i to tak bardzo, że sama jestem tym zaskoczona. Ale nie będę na siłę nagabywać cię, jeśli będziesz zachowywał się tak, jakbyś bał się tego, co sam do mnie czujesz. Więc radzę ci, zastanów się poważnie jakie masz plany wobec mnie, bo nie będę czekać nie wiadomo na co i po prostu stąd zniknę, przy okazji starając się o to, by nikt nigdy więcej nie spotkał żadnego innego dwurożca.

– Amadeo... — odezwał się, ale nie wiedział, co chciał jej powiedzieć.

Amadea obrzuciła go jednak takim spojrzeniem, że od razu zamilkł. Przez moment patrzyła na niego w milczeniu, ale otrząsnęła się i natychmiast wybiegła na korytarz.

Zaskoczyła go tą nagłą reakcją, że jeszcze przez moment Ryan stał nieruchomo i patrzył w miejsce, gdzie stała. Ale otrząsnął się, uzmysławiając sobie, że znów ją uraził.

– Amadeo! — zawołał, ruszając w pośpiechu za nią, ale okazało się, że była szybsza.

Zanim zdążył w ogóle zejść z drugiego piętra, usłyszał trzaśnięcie drzwi wyjściowych, co podpowiedziało mu, że opuściła dom. Kiedy tam dotarł, już jej nie było.

Ryan zaklął głośno, domyślając się, że jeśli pobiegnie za nią i nawet dogoni ją, to istniała możliwość, że Amadea nie będzie chciała z nim rozmawiać. Może właśnie zaszyła się w stajni, gdzie nikt nie powinien jej przeszkadzać.

– Ryanie? — ktoś wyszedł z salonu, a gdy spojrzał w tamtą stronę, ujrzał matkę, która patrzyła na niego zaskoczona i zatroskana. — Nie śpisz jeszcze?

– Mógłbym cię zapytać o to samo — odparował bezmyślnie. Natychmiast skarcił się za to w myślach, po czym westchnął głośno. — Oprowadzałem Amadeę po domu i... Doszło między nami do dyskusji.

Wzrok matki od razu skierował się ku drzwiom wyjściowym.

– Widziałam, jak wybiegła — odpowiedziała. Ryan od razu zamierzał ruszyć jej śladami, ale został powstrzymany. — Poczekaj. Chcę z tobą porozmawiać... O tym wszystkim. O niej, o tobie, o was...

Spojrzał na nią, zamierzając się wykręcić. Nie miał zamiaru rozmawiać z mamą w momencie, gdy Amadea włóczyła się gdzieś w ciemnościach,  obrażona, nieznająca terenu.

– Chodź, Ryanie — zawołała go znów mama, a on, chcąc nie chcąc, podporządkował się jej i wkroczył do salonu, jeszcze zamykając za sobą drzwi. — Opowiedz swojej drogiej matce o tym, co się wydarzyło na dworze królowej, że postanowiłeś zabrać jej niezwykłego gościa do własnego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro