Rozdział 31
Drugi dzień ich podróży chylił się ku końcowi, kiedy przekroczyli pierwsze ulice Dallres. Miasto i jego mieszkańcy co prawda zakończyli już prace na dzisiaj, zakłady i sklepy były już pozamykane, jedynie z domów mieszkalnych i gospod widać było okna rozświetlone od wewnątrz, a gdzieniegdzie usłyszeć można było nocnych marków, którzy dopiero rozpoczynali swoje harce.
Amadea chłonęła to wszystko niczym spragniona, chcąc za jednym razem poznać w jaki sposób żyją mieszkańcy miast, których do tej pory nie widziała na oczy.
Mimo później pory wciąż była rozbudzona, jakby przebyta droga w ogóle nie wpłynęła na jej samopoczucie.
Ryan za to wyglądał jak jej całkowite przeciwieństwo: wiedziała, że zrobił się ospały, ze zmęczeniem i resztą sił utrzymywał się w siodle, prowadząc konia do swojego domu.
Od momentu gdy wjechali wśród pierwsze domy wydawało jej się, że utrzymywał się przed zaśnięciem tylko jedną myślą, że już niedługo będzie mógł odpocząć we własnych domu.
Zrobili tylko jeden postój i to dość niedawno, głównie z powodu tego, by jakoś się ubrała.
Kiedy Ryan jej o tym przypomniał, Amadea była lekko zaskoczona, jej nagość w żaden sposób nie przeszkadzała jej. I chyba jemu też nie, skoro przez całą drogę nie wspomniał o tym ani słowem, akceptując to, że siedziała tuż za nim naga, wprost się do niego tuląc.
Chyba to, że zbliżali się do miasta uzmysłowiło mu, że nie mogła wciąż być naga. Zatrzymali się więc wśród ostatnich leśnych krzewów, by założyła na siebie cienką tunikę, jedyną rzecz, która nie wymagała siłowania się z gorsetem.
I nawet jeśli nie zajęło jej to dużo czasu, to Amadea przedłużała tę czynność ile tylko mogła, specjalnie kręcąc się tuż przed nim. Ryan zniósł to z kamienną twarzą, ale i tak dostrzegła to zainteresowane spojrzenie, którym śledził jej osobę.
A gdy kontynuowali swoją podróż była więc pewna, że w jakiś sposób w końcu pozwolił sobie na własne zainteresowanie nią, na okazywanie tego. Jakby w końcu uznał, że jakiekolwiek wypieranie się własnych uczuć, wzbranianie się przed pożądaniem jej było bezsensowne i głupie.
Z tymi myślami obserwowała drogę do posiadłości Ryana. Nie wiedziała, czego mogła się spodziewać, lecz była przekonana, że nie mógł mieszkać w podobnym budynku, jakie mijali po drodze. Jednak gdy zobaczyła jego włości, widok przeszedł jej wszelkie oczekiwania.
Dom — niczym mały dworek wyrastał tuż za zabudowaniami miejskimi, odgrodzony od nich płotem i bramą, której nie widać było ani początku, ani końca. Amadei wydawało się, że podobnie było z ogrodami, których tereny rozciągały się tuż za bramą, którą przekroczyli.
Nawet droga, którą Ryan poprowadził konia, ciągła się niemiłosiernie, rozchodząc się tuż przed budynkiem w dwie strony. Wybrał tę na lewo, zwalniając tempo konia do stępu, po chwili zatrzymując się.
– Amadeo, zejdź, proszę — odezwał się, asekurując ją ręką gdy zsiadała z konia.
Amadea poczuła jak mięśnie jej nóg odmawiają współpracy, zastane od siedzenia na koniu. Ryan poszedł w jej ślady, zdawało jej się, że usłyszała jego westchnięnie, gdy w końcu stanął o własnych nogach.
Widziała po nim zmęczenie — to, że poruszał się ospale, gdy wprowadził zwierzę do mniejszego pomieszczenia, które okazało się stajnią. Weszła tam tuż za nim, obserwując, jak resztą sił oporządził zwierzę w boksie — zdjął z niego siodło i lejce, odwiązał ich bagaż. Przez chwilę szukał czegoś po budynku, w końcu dostrzegając wiadro z wodą. Nalał trochę zwierzęciu i wrzucił trochę siana dla niego.
Zabrał ich torby i wyprowadził ją ze stajni.
– Chodź, Amadeo — zawołał ją za sobą. — Nie wiem, czy jestem bardziej zmęczony czy głodny. Mam nadzieję, że zostało coś jeszcze z kolacji, bo i tak zapewne jej pora już dawno minęła...
Poprowadził ją na podwórze, kierując się schodom wejściowym. Weszli po nich a Ryan bez pukania otworzył drzwi, wpuszczając ją pierwszą do środka.
Pierwszym co poczuła było ciepło panujące we wnętrzu domu, które uderzyło w nią otumaniło. Dopiero po sekundzie skupiła się na pomieszczeniu, rozglądając się wokoło.
Przestrzenny przedpokój, albo prędzej hol nie wyróżniał się niczym sam w sobie. Główne miejsce po środku pomieszczenia zajmowały schody prowadzące na piętro. Po przeciwnych stronach od siebie dwie pary dwuskrzydłowych drzwi prowadziły do innych pomieszczeń, lecz były zamknięte, więc Amadea nie wiedziała co było za nimi.
Za schodami usłyszeli jakiś dźwięk, a po minucie wyszła stamtąd młoda dziewczyna, a jej ubiór — prosta granatowa sukienka do kostek i fartuch — podpowiedziały Amadei, że musiała być kimś ze służby.
– Hrabio von Frudol — odezwała się na widok Ryana, trochę zaskoczona. — Witam w domu. Jak minęła podróż?
– W porządku — odpowiedział, uśmiechając się lekko do dziewczyny, a ta po chwili zabrała ich bagaż, nadal patrząc na niego. — Przygotuj pokój dla mojej towarzyszki. Zjemy również kolację. Czy moja matka jest w domu?
– Lady Serina jest w swoim salonie — odpowiedziała dziewczyna. Obrzuciła Amadeę spojrzeniem, którego ta nie zrozumiała. — Wasza matka również gości przyjaciółkę, hrabio.
– Cudownie — mruknął Ryan, a jego mina uległa zmianie na markotniejszą. — Kogo?
– Lady Mirellę Derill wraz z córką, panienką Lucy — odpowiedziała mu. — Panie są tu już od kilku dni.
Ryan skrzywił się, ale nie powiedział nic.
– Dobrze — odezwał się po chwili. — Dziękuję, to na razie wszystko.
Dziewczyna dygnęła przed nim, po czym ruszyła na piętro, zapewne by zająć się rozkazami od Ryana.
– Chodź Amadeo. — Ryan również skierował się ku schodom, wyciągając do niej rękę, którą przyjęła po chwili. — Lepiej zobaczmy się z moją matką, bo jeszcze powie, że ją lekceważę...
– Może nie zauważy, zajęta gośćmi — zasugerowała niepewnie.
– Nie, jej nic nie ucieknie — stwierdził, prowadząc ją po schodach i dalej, korytarzem udekorowanym obrazami. — Lady Derill z córką... Och, już chyba wiem na co się szykować...
– Na plotki? — dopytała mimowolnie, patrząc na niego i uśmiechając się lekko.
– Nie — odpowiedział, również patrząc na nią, ale jakby z żalem na twarzy. — Na sugestię narzeczeństwa z panną Derill...
Amadea spojrzała na niego w szoku i oburzeniu, ale nie odezwała się słowem.
Przecież była już przy tym, jak matka Ryana próbowała go swatać. Nie powinna być zaskoczona. Nie powinna tak bardzo tym się przejąć. I nie powinno ją to tak bardzo zaboleć.
Ale zabolało, niczym przypomnienie, że nawet jeśli Ryan wyznawał jej swoje uczucia i zarzekał się, że nikt inny go nie interesował, to wciąż pozostały osoby, którym wydanie go do odpowiedniego ożenku leżało na sercu.
Postarała się jednak o tym nie myśleć, gdy zauważyła, że stanęli przed drzwiami, w które Ryan zapukał po chwili. Uśmiechnął się jeszcze do niej, a gdy usłyszeli zaproszenie, weszli do środka.
– Dobry wieczór, mamo — odezwał się Ryan, gdy tylko przekroczyli próg salonu, zwracając na siebie uwagę pogrążonych w rozmowie trzech kobiet. — Witam również i was, szanowne panie.
– Ryan! — głos Lady Seriny wydał się Amadei ciut za głośny, gdy zawołała w nagłym zaskoczeniu, ale i uradowaniu widokiem syna, wstając z jednej z kanap i podchodząc do niego. — Nie spodziewałam się zobaczyć cię tak szybko.
– Jak widzisz, lepiej działają niespodzianki — stwierdził, ucałowując jej policzek, gdy zbliżyła się do niego.
Podszedł do gości, a te również nerwowo wstały, pozwalając mu ucałować swe dłonie.
Były do siebie tak podobne, że za nic w świecie nie wyparłyby się swojego pokrewieństwa nawet jeśli twarz starszej pokrywały liczne zmarszczki. Obydwie blond włose, mimo że włosy starszej zaczynały nabierać siwizny, a młodsza nosiła je luźno związane.
Spojrzała na Ryana zainteresowana, uśmiechając się do niego, gdy ucałował jej dłoń, lecz on nie poświęcił jej większej uwagi, wracając do Amadei.
– Mamo, przedstawiłem ci już na przyjęciu królowej Amadeę — odezwał się ponownie, biorąc ją za rękę i przyciągając lekko do przodu. — Pragnę przedstawić ją również i wam, szanowne panie. Amadea, moja droga towarzyszka. Amadeo poznaj proszę lady Mirellę Derill i jej córkę, pannę Lucy Derill.
– Miło mi panie poznać — odezwała się Amadea, ale nawet na krok nie ruszyła się w ich stronę, jedynie dygnęła lekko.
Lucy obrzuciła ją niezainteresowanym spojrzeniem, jakby Amadea nie była warta, by w jakiś sposób poświęcić jej uwagę. Jej matka za to zmierzyła ją spojrzeniem od stóp po głowę, zatrzymując je dłużej na znamionach, jakby chciała ją prześwietlić.
– Amadea...? — powtórzyła, patrząc na nią, lecz po chwili jej wzrok poleciał do Ryana.
– Amadea — potwierdził, patrząc na nią, jakby nie wyłapał jej problemu.
– Amadea skąd? — dopytała, lekko się irytując.
– Stąd — odpowiedział jedynie, nie wchodząc w szczegóły. — Z Sebotii.
Ryan popatrzył na Amadeę, jakby szukał potwierdzenia. Pokiwała głową na jego słowa, nie zamierzając się tłumaczyć.
– Amadea jest królewską znajdą — wtrąciła się znikąd lady Serina, najwidoczniej pamiętając to, co Ryan powiedział jej na przyjęciu. — Książę Matthew spotkał ją na polowaniu wraz ze swoimi przyjaciółmi.
– Ach, znajda... — podłapała lady Mirella, jakby wszystko pojęła. — Znaczy się chłopka, tak?
Amadea zmarszczyła brwi na to stwierdzenie. Popatrzyła na Ryana, szukając pomocy, lecz on był w jeszcze większym szoku niż ona — patrzył na kobietę z niedowierzaniem.
– Znajda — odezwał się po chwili, i to takim tonem, jakby chciał uciąć wszelkie dyskusje i ewidentnie zakończyć ten temat.
– W każdym razie, miło jest mi gościć cię w naszym domu, Amadeo — stwierdziła lady Serina, uśmiechając się do niej, mimo że dziewczyna widziała wciąż zaskoczenie błądzące w jej oczach. — Czy zechcecie napić się z nami herbaty?
– Nie, dziękuję, lady Serino — odpowiedziała Amadea, po chwili patrząc na Ryana.
– Ja również odmówię, mamo — stwierdził, kierując się do wyjścia. — Wolę najpierw zjeść kolację. Jestem tak głodny, że zjadłbym konia z kopytami.
Lady Serina westchnęła na te słowa. Amadea uśmiechnęła się do niej lekko, po chwili patrząc na Ryana. On również patrzył na nią, i to takim wzrokiem, jakby miał na myśli coś jeszcze innego.
Jakby chcąc zakończyć tę rozmowę Ryan pożegnał swoją matkę i jej gości, wyprowadzając Amadeę z pokoju, prowadząc ją w sobie znanym kierunku.
– Koń z kopytami? — zapytała, gdy była już pewna, że kobiety ich nie usłyszą. — Chcesz jak Aspen zajadać się koniną?
Ryan roześmiał się, słysząc to.
– To chyba nie będzie zbyt dobry pomysł, prawda? — odparł, znów biorąc ją za rękę i prowadząc schodami na parter. — Zważywszy na twoją naturę...
– Cóż, jeśli już masz zamiar mnie jeść, nie wolałbyś jednak jako kobietę? — zapytała, patrząc na niego i uśmiechając się szelmowsko.
Spojrzał na nią zaskoczony, przystając na schodach. Przez moment patrzył na nią bez słowa, jakby kalkulował sytuację. Lecz znikąd wspiął się o jeden stopień wyżej, teraz będąc z nią na równi wzrostem, na dodatek uśmiechając się lekko.
– Sugerujesz mi coś? — zapytał, zbliżając swoją twarz do tej należącej do niej.
– To zależy — odpowiedziała, nie mogąc opanować głupiego uśmiechu cisnącego się jej na usta. — Czy jeśli sugerowałabym ci coś, to zaradziłbyś temu w jakiś sposób?
– Chciałabyś tego, prawda? — odparował, patrząc na nią pewnym wzrokiem. — Amadeo, chciałabyś, żebym w końcu przestał się hamować?
– Jeszcze byś się zdziwił tym, co chciałabym od ciebie — stwierdziła, uśmiechając się do niego.
Ryan roześmiał się krótko, ale nie odpowiedział jej w żaden sposób. Znów podał jej rękę, teraz naprawdę prowadząc ją na parter.
Amadea pomyślała, że ten lekki flirt między nimi zniknął, gdy poprowadził ją na dół, do jednego z pomieszczeń za zamkniętymi drzwiami, które okazało się być jadalnią.
Tak jak Ryan poprosił, służąca przyniosła im kolację. Amadea jednak nie poświęciła uwagi temu, co stało na stole, cały czas patrząc na towarzyszącego jej mężczyznę.
Odsunął dla niej krzesło, usiadła więc, myśląc, że zajmie miejsce obok niej i temat ucichnie, tak samo jak przy jej śniadaniu, jeszcze na zamku.
Ale nie ruszył się z miejsca. Ryan pochylił się do niej, zbliżając usta do jej ucha, po chwili szepcąc:
– Amadeo, podejrzewam jednak, że to ty byłabyś zaskoczona, jakie zbereźne fantazje mam o tobie.
Zajął miejsce obok niej, patrząc na nią z pewnością co do swoich słów. Amadea również na niego popatrzyła, uśmiechając się na to wyzwanie.
Jeszcze zobaczą, kto tu miał bardziej wyuzdane fantazje o tym drugim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro