Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Matthew pozwolił, by salę narad opuścili doradcy i lordowie, przez moment czekając, aż Liliver będzie sama. Jego siostra poświęciła jeszcze chwilę na rozmowę z jednym z lordów, sprawiając jednak, że Matthew denerwował się jeszcze bardziej. W przejściu minął go mąż Liliver, Brigan, posyłając mu kulturalny uśmiech. Matthew nie chciał jak na razie rozmawiać ze szwagrem, najpierw musiał dorwać Liliver.

W końcu kobieta zaczęła wychodzić z sali, wciąż jednak poświęcając uwagę słowom lorda. Oboje spojrzeli na niego, jakby sprawdzali, czy Matthew wciąż tam stoi – szlachcic chyba sprawdzał, ile jeszcze ma czasu, lecz wzrok Liliver mówił mu, że jego obecność w tym momencie jest zbędna.

– Wasza królewska mość — powitał siostrę lekkim pokłonem; Liliver kiwnęła głową na powitanie. — Wasza lordowska mość. Jest mi niezmiernie przykro, przerywając waszą, zapewne ważną, rozmowę, lecz zdarzyło się... Coś, co wymagało natychmiastowego powiadomienia królowej. Lili... Jaśnie pani, proszę o wybaczenie, lecz jest coś, co chciałbym ci natychmiast pokazać...

– Matthewie, cokolwiek to jest, zapewne mogłoby poczekać... — zaczęła Liliver, lecz towarzyszący jej szlachcic wszedł jej w słowo.

– Wasza królewska mość, moja sprawa może poczekać — stwierdził, kłaniając się jej, a następnie Matthewowi. — Książę może chce przekazać coś ważnego.

Po chwili zostawił ich samych, a Liliver posłała bratu takie spojrzenie, że przez chwilę pożałował zawracania jej głowy.

– Mam nadzieję, że to naprawdę ważny powód — stwierdziła. — Jak na przykład wybór narzeczonej...

– Odkryliśmy coś w lesie — zaczął Matthew, zanim siostra zaczęłaby gadać mu o ożenku. — Podczas polowania, Aspen myślał, że upolował dzikiego konia na kolację. Lecz, ta istota nie jest koniem...

– Wysłów się wreście — ponagliła go Liliver.

– Aspen postrzelił dwurożca — oznajmił, oczekując jej reakcji.

Kobieta przez chwilę patrzyła na niego w szoku, po czym nagle wybuchnęła śmiechem.

– Dwurożca? — powtórzyła, wciąż rozbawiona. — Matthewie, musicie ograniczyć trunki na tych waszych polowaniach. Mieszają wam w głowach.

– Nie żartuję, Liliver — odpowiedział jej. — Ona przemieniła się na naszych oczach.

Liliver spoważniała, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.

– Nie żartujesz, prawda? — chciała się upewnić.

– Nigdy nie byłem bardziej poważny.

Kobieta przez chwilę patrzyła na niego, jakby obmyślała jakiś plan, lecz Matthew nie mógł odgadnąć jaki.

– Dobrze. — zdecydowała po chwili. — Zaprowadzisz mnie do niego.

– Teraz? — zapytał zaskoczony, patrząc po jej bogato zdobionej sukni. — Liliver... Jesteś pewna, że chcesz iść tam w tym?

– To nie ma znaczenia  — stwierdziła, ruszając w stronę schodów, a tuż za nią podążył jej strażnik, którego dopiero dojrzał. Matthew postanowił nie komentować tego, że długa, kremowa suknia może nie przetrwać wizyty w stajni. — Przyprowadziłeś na zamek stworzenie, o którym mówią jedynie legendy i podania, oczekujesz więc, że teraz nie będę nim zainteresowana?

Matthew postanowił nie odpowiadać jej, podążając za nią w stronę wyjścia na dziedziniec.  Tam wyprzedził ją, prowadząc ją do stajni, w której ukryła się Amadea.

Jeszcze w lesie przybrała na powrót zwierzęcą postać, podążając za nimi w stronę zamku. Matthew obserwował ją przez całą drogę i zauważył, jak próbowała oszczędzać ranną nogę.

Może było to głupim poczynaniem pozwolić jej wysilać ranną kończynę, lecz trochę obawiał się o tym wspomnieć. Gdyby wolała pozostać człowiekiem, chyba by tak zrobiła.

Więc gdy powrócili do zamku, natychmiast posłał po medyka, który zbadał jej przestrzeloną nogę. Nie skomentował w żaden sposób niezwykłości zwierzęcia, jakby nie widział jej rogów, jedynie opatrzył ranę i wspomniał coś o oszczędzaniu nogi.

Nawet gdy zostali sami, nie przyjęła ludzkiej formy, pomimo że Matthew mówił do niej o leczeniu jej nogi i o tym, że musi poinformować swoją siostrę o jej obecności. Wydawało mu się, że zgodziła się na propozycję przyprowadzenia do niej Liliver, ale może Matthew wymyślił to sobie. Może tak naprawdę, gdy pojawi się tam z siostrą, Amadea będzie zła.

Zdawało mu się, że Liliver nie mogła się doczekać ujrzenia istoty, wyprzedziła go natychmiast, jak tylko przeszli zamkowe korytarze i zmierzali ku wyjściu na dziedziniec.

– Jeżeli masz rację i rzeczywiście jest to dwurożec, to nawet nie wyobrażasz sobie, jakie szczęście może nam przynieść — zaczęła, przemierzając podwórze i kierując się w stronę stajen. — Uważano, że obecność dwurożca przynosi domostwu pomyślność i dobrostan, a wszelkie choroby i wypadki opuszczają jego mieszkańców. Pomyśl tylko, jak to może wpłynąć na nasze traktaty polityczne i handlowe. Od teraz nie będziemy musieli obawiać się już Kearlingów...

Matthew nie do końca wiedział, co wspólnego mają polityka i handel z dwurożcem, postanowił jednak nie przerywać wywodu Liliver, zwłaszcza że kobieta weszła już do stajni i zamilkła w szoku.

Wszedł tam zaraz za nią i jej wciąż milczącym strażnikiem, zwracając uwagę na stajenny boks, w którym umościła się Amadea. Zwierzę jednak nie poświęciło im zbyt wiele uwagi, rzucając im pojedyncze spojrzenie, by po chwili powrócić do skubania siana.

– Więc naprawdę miałeś rację — odezwała się Liliver, jakby wcześniej mu nie dowierzała. — To naprawdę jest dwurożec, a nie żadne oszustwo.

– Czyli nie do końca mi wierzyłaś? — zapytał zaskoczony, ale po chwili poświęcił swoją uwagę dwurożcowi. — Amadeo, to moja siostra, królowa...

– Więc ma nawet imię. — przerwała mu Liliver, prawie że wpadając do boksu. — To było zastanawiające, czy porozumiewają się między sobą tak jak my, czy mają swój własny sposób...

– Nie, jeśli chcemy coś sobie przekazać, dokonujemy rytmicznych uderzeń kopytami. — dobiegł ich sarkastyczny komentarz z wewnątrz, wiedział więc, że istota się przemieniła.

Matthew stłumił śmiech, Liliver jednak chyba nie zarejestrowała kpiny, bo wciąż stała wpatrzona w dziewczynę jak w obrazek. Patrzyła na Amadeę jak na jakiś cud. Towarzyszący im strażnik kobiety również był zszokowany, wprost gapił się na nią z niedowierzaniem.

– Amadeo. — znów zwrócił się do dziewczyny. — Moja siostra, królowa Liliver z Dallonów. Liliver, to Amadea.

Amadea kiwnęła głową w pozdrowieniu, lecz druga z kobiet wciąż stała oniemiała. Liliver podeszła bliżej, oglądając dziewczynę z każdej strony, jakby wciąż była zwierzęciem. Siłą chwyciła jej podbródek, wyciągając do światła jej czoło.

– Widziałeś te znamiona? — zagadnęła, pozwalając by Amadea wyrwała się z jej chwytu.— Dokładnie tam, gdzie zwierzę ma rogi. Mówiono, że to w nim znajduje się ich cała magia, a ich zcięcie grozi utratą mocy. A nawet gdy ktoś w jakiś sposób je zdobył, sprzedawał na czarnym rynku po pokaźnych sumach...

– Liliver. — przerwał jej, wchodząc pomiędzy swoją siostrę a ściankę boksu, chcąc odgrodzić ją jeszcze bardziej od Amadei. Wartownik spiął się, chcąc w razie potrzeby obronić swoją panią.  — Amadea jest moim gościem, nie przebywa tutaj z żadnych powodów, jakimi byłyby chęci wykorzystania jej mocy. Zaproponowałem jej opiekę po tym, jak została ranna na moim polowaniu.

– Moje rogi to nie tylko źródło mojej mocy, ale także i skuteczna broń — skomentowała wcześniejszą uwagę królowej Amadea, wychylając się zza Matthewa. — Ciężko je złamać, a są tak ostre, że potrafią przebić ciało ludzkie na wylot.

Spojrzenie, którym obdarowała Liliver, mówiło jasno, że Amadea byłaby w stanie zrobić to jej w obronie własnej.

– Ach tak — szepnęła jedynie kobieta, obdarzając Matthewa i Amadeę dziwnym spojrzeniem. Opanowała się po chwili, poważniejąc. — Dobrze. Amadeo, miło mi jest powitać cię na moim dworze. Wiedz, że czuję się zaszczycona, wiedząc, że goszczę tak niezwykłą istotę. Chciałabym również zaprosić cię na podwieczorek w towarzystwie mojego dworu, aby i oni mogli poznać twoją rasę.

Liliver patrzyła wyczekująco na reakcję Amadei.

– Dobrze — odpowiedziała po chwili królowej. — Przyjmuję zaproszenie.

– Doskonale. — to, co widać było po reakcji Liliver  nie można było nazwać zwykłym zadowoleniem. Wydawać by się mogło, że uznała rozmowę za zakończoną, bo skierowała się do wyjścia, wciąż jednak mówiła coś, jakby do siebie. — Potrzeba by było sprosić ważniejszych urzędników, by i oni poznali jej gatunek... I księżniczkę Florentynę, niech i ona zobaczy tę istotę... Matthew! Zadbaj, by nasz gość został nakarmiony, wykąpany i ubrany. I, na litość wszystkich bogów, umieść ją w którejś z komnat, nie wypada przecież, by mieszkała w stajni!

Głos Liliver dochodził już z podwórza, a mimo to Matthew zrozumiał ją doskonale. Ucichła po chwili, na co odetchnął z ulgą.

– Podwieczorek, tak? — zagadnęła Amadea, patrząc na niego. — Chyba wypadałoby więc, abym powstrzymywała się przed wrednymi uwagami wobec niej, jak uważasz?

– Przepraszam cię za nią — powiedział, patrząc na nią. — Liliver, gdy czymś się zachwyci, zdarza się utracić jakiekolwiek zachowania i maniery. Jak twoja noga?

– W porządku — odpowiedziała. — Mniej boli, wciąż jednak czuję, że coś jest nie tak.

– Chyba naprawdę będziesz potrzebowała lepszych warunków, jeśli ma się wyleczyć do końca... — zaczął, zerkając na jej reakcję. — Amadeo, mimo wszystko moja siostra ma rację i naprawdę nie wypada, abyś zamieszkiwała w stajni... Pod ludzką postacią. Jeżeli nie masz żadnych sprzeciwów, zadbam o to, abyś miała lepsze warunki.

Przez chwilę patrzyła na niego w ciszy, rozważając tę propozycję. Wyglądało to tak, jakby kalkulowała, ile czasu tutaj pozostanie, po czym spojrzała krytycznym wzrokiem na ranną nogę. Westchnęła, jakby przegrała w jakiejś dyskusji.

– Niech tak będzie. — zgodziła się po chwili, patrząc na Matthewa. — Jeżeli to konieczne, to zgadzam się na pobyt w... Komnacie.

Matthew uśmiechnął się, przez moment      czując się tak, jakby osiągnął jakiś cel. W uniesieniu już miał wybiec ze stajni, gdy w ostatniej chwili przypomniał sobie o Amadei, zatrzymując się w pół kroku.

– Wszystkim się zajmę — oznajmił, gdy zobaczył jej pytający wzrok. — O nic nie musisz się martwić. Uwierz mi, nie pożałujesz, że zgodziłaś się tutaj być.

Po tych słowach wyszedł, wciąż uśmiechając się z zadowolenia. Czuł, że jej obecność może przenieść wiele zmian w tym miejscu, a zwłaszcza dobrych zmian.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro