Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Dalej ich rozmowa potoczyła się w innym kierunku, Ryan zaczął proponować jej różne czynności, które mogłaby poznać będąc na zamku. Amadea nie wspomniała o tym, że średnio interesowało ją branie udziału w aktywnościach organizowanych przez dwór, ale wydawał się tym tak przejęty, że nie miała odwagi mu przerwać i sprzeciwić się.

Ale gdy zaproponował, że pewnego dnia zabierze ją do Dallres, była szczerze zainteresowana tym pomysłem. Naprawdę chciałaby zobaczyć jego włości, to czym tak naprawdę zarządzał.

Poprosiła go, by jej opowiedział o swoich ziemiach. Widziała, że Ryan musiał zastanowić się nad tym, jakby nie wiedział, co miał jej powiedzieć.

Zaczął od tego, że ziemie Dallres są bardzo żyzne, przez co okres zbiorów przynosi co roku liczne plony. Stwierdził, że w okolicy nie ma tyle lasów co tutaj, przy stolicy, więc na pewno nie trafiliby na siebie na jakimkolwiek polowaniu na jego ziemiach. Podobno łowy odbywały się kilkanaście kilometrów od ludzkich siedzib, zmuszając łowców do długich podróży.

Amadea przeszło przez myśl, że w takim wypadku trzymałaby się z dala od tego miejsca, skoro nie było tam lasów, gdzie mogłaby się ukryć.

Ryan mówił dalej o tym, że w Dallres znajdowała się główna siedziba władz i liczne zakłady pracy, które ściągały ludzi z mniejszych wiosek. W jego głosie mogła usłyszeć dumę, może z powodu tego, że sam, osobiście przykładał się do rozwoju tego miejsca, co wynikało z jego słów.

Na moment umilkł, jakby zastanawiał się, co jeszcze warto jej powiedzieć. Albo czy mógł jej o wszystkim powiedzieć, Amadea zauważyła wahanie w jego minie.

– Słyszałaś, że moja matka na siłę szuka mi żony — zaczął z niepewnością, jakby układał sobie to w głowie. — Wypominała mi mój brak ożenku głównie przez to, że mogę zostać sam po jej śmierci, a w najlepszym razie – że ona nie doczeka się wnuków. Ale jest jeszcze druga przyczyna, przez którą powinienem się ożenić. W tym społeczeństwie sądzi się, że mężczyzna powienien zajmować się zajmować zarządzaniem majątkiem, a kobieta – prowadzeniem domu.

– Czekaj, czekaj — przerwała mu. — Chcesz mi powiedzieć, że tak naprawdę potrzebujesz żony, aby ta zajmowała się twoim domem?

– Tak, z grubsza to tak — przyznał, patrząc na nią.  Miał taką minę, jakby próbować przeprosić ją za to, mimo że Amadea natychmiast pojęła, że Ryan osobiście nie miał na to żadnego wpływu. — Nasze społeczeństwo już od wielu wieków właśnie w ten sposób ustawiło role w rodzinie i wiernie się tego trzyma...

– I jeśli dobrze rozumiem, skoro nie masz żony, tę... rolę sprawuje obecnie twoja matka? — zapytała Amadea kalkulując te wszystkie informacje.

To by wiele wyjaśniało; jeśli lady Serina już wybierałaby się na tamten świat, to wydawało się logiczne, że chciała znaleźć dla syna żonę.

– Tak, dokładnie — potwierdził, uśmiechając się markotnie. — A ona nie jest ugodową osobą.

– Domyślam się... — wtrąciła, nie mogąc się powstrzymać. Jeśli zarządzała domem w ten sam sposób, w jaki rozmawiała z synem, to musiała prowadzić to żelazną ręką.

– Czasami wydaje mi się, jakby już jej się znudziła ta rola, dlatego na siłę szuka mi żony — stwierdził Ryan, przez chwilę odwracając od niej wzrok. — Bo ona naprawdę nie jest umierająca, mimo że tak mówi.

– Nie wyglądała na taką —dodała Amadea, czym wywołała lekki uśmiech Ryana. Jej jednak zrobiło się wstyd, przez to co pomyślałam o kobiecie przed momentem.

– A tak mówiąc poważniej, Amadeo, podejrzewam, że moja mama po prostu czuje się samotna — wyznał, a w jego głosie usłyszała coś jakby melancholię. — Po śmierci ojca została sama, ja kręcę się pomiędzy Dallres, Jasvill a czasem i Karlutorą, przez co nie widujemy się na tyle, na ile ona by tego chciała. I może również przez to namawia mnie na małżeństwo.

– A to by jej gwarantowało, że częściej będziesz wracał do domu? — zapytała, nie do końca rozumiejąc.

– Poniekąd, tak — odpowiedział. — I gdybym w końcu się ożenił, moja małżonka zajęłaby miejsce  gospodyni, przez co również byłaby towarzystwem dla mamy.

– I może gdybyś doczekał się dzieci, one również byłyby pewną pociechą dla niej — zasugerowała, trochę niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje Ryan.

– Tak, zapewne tak — powiedział, po czym krótko się roześmiał. Przez moment myślał, patrząc na nią. — Chociaż podejrzewam, że w obecnej chwili moja matka byłaby... Specyficzną babcią. Taką, która jednego dnia z uwielbieniem chodziłaby za wnukami krok w krok, a drugiego stroniłaby od ich towarzystwa.

– To nie brzmi... Obiecująco — stwierdziła Amadea, chociaż to nie do końca określało to co pomyślała.

Jeżeli lady Serina chciała wydawać syna do ożenku, to musiałaby się liczyć z tym, że pewnego dnia zostanie babcią. A jeśli naprawdę zachowywałaby się tak, jak opowiadał o niej Ryan,  to jej przyszła synowa nie będzie miała z nią łatwo, nie wspominając o wnukach.

– A ty? — zapytał z ciekawością —Jak to wygląda z tobą? Czy twoja rodzina jest gdzieś, gdzie wiesz, że możesz powrócić, a oni tam będą?

– U nas, dwurożców, sytuacja... rodzinna wygląda zupełnie inaczej — odpowiedziała, po czym zamyśliła się nad tym, co było warto mu powiedzieć. — Większość samic woli zwykle pozostać pod zwierzęcą postacią, przemieniając się bardzo rzadko. Łączą się w pary z ogierami, z nimi mają źrebięta. Wybierają życie jako zwierzę, jedynie od czasu do czasu zmieniając postać.

– Więc tylko klacze mają tą zdolność przemiany? — dopytał, ze zdziwienia marszcząc brwi.

– Tak — potwierdziła. — Nie mam pojęcia dlaczego tak właśnie jest. Żadna z nas tego nie wie. Takie już jesteśmy i chyba zawsze byłyśmy.

– Więc w takim wypadku... Czy ty w ogóle znasz swoich rodziców? — zapytał ostrożnie, patrząc na nią. — Bo przecież musisz jakiś mieć.

– Tak, mam rodziców — odpowiedziała Amadea, uśmiechając się lekko. — Jak już wspomniałam, moim ojcem mógłby być jakiś pierwszy lepszy ogier, bo niczym nie różniłby się od innych. A matka...

Amadea urwała, zamyślając się. Jeden jedyny raz w życiu widziała swoją rodzicielkę pod ludzką postacią. Pamiętała, że miała srebro-siwe włosy, brązowe oczy i krągłą sylwetkę. Ostrzegała ją przed tym, by ukrywała się przed ludźmi. I na dodatek Amadea nie wiedziała, jak miała na imię.

– Matka strzegła mnie pod zwierzęcą postacią, nigdy nie przemieniając się w człowieka — kontynuowała, nie panując nad tym, że w jej głos wkradł się lekki smutek. — Opuściła mnie parę lat temu, najwyraźniej uznając, że jestem już wystarczająco dojrzała, by sama o siebie zadbać. Od tego czasu jej nie widziałam.

Mina Ryana wystarczająco mówiła jej, jak nieprawdopodobnie to brzmiało. Nie zdziwiłaby się, gdyby jej nie uwierzył.

– Przecież to... Nieludzkie — odezwał się po chwili.

– Ryanie, ja nie do końca jestem w pełni człowiekiem — przypomniała mu.

– Tak, ale... Nadal brzmi to nieprawdopodobnie — stwierdził. — Bo nawet niektóre zwierzęta przez długi czas opiekują się swoimi dziećmi. A to o czym mówisz... To brzmi w taki sposób, jakby twój gatunek nie do końca podlegał pod pewne normy. Nawet te zwierzęce.

– Wiesz, mnie to nawet nie dziwi — odpowiedziała. — Ja... Chyba od zawsze wiedziałam, że jako dwurożec jestem po środku. Ni to ludzka, ni to zwierzęca.

Powiedziała to dość spokojnie, więc nie spodziewała się, że te słowa wywołają u niego aż taki szok. Ryan patrzył na nią tak, jakby nie dowierzał w prawdziwość tych słów.

Nie skomentował tego jednak, jakby uznał, że lepiej zakończyć ten temat.

Zwrócił jej uwagę na potrawy zaserwowane na stole, pytając, czy kiedykolwiek jadła coś takiego. Zgodnie z prawdą Amadea przyznała, że nie, obserwując, jak Ryan prezentował jej dania.

Sałatka z tast i marchewki, smażony łosoś w cieście, pekle z jagodami... Te nazwy nie do końca coś jej mówiły, kojarzyła co prawda ryby i warzywa, reszta była dla niej obca. Z ciekawością więc posmakowała po trochu z każdego, nie wiedząc czego się spodziewać.

Łosoś w cieście był smaczny, ale według niej trochę zasłony. Mięso, Ryan nazwał to kotletem z ruwana, było pyszne. Amadea nie spodziewała się, że podsmakuje jej jakiekolwiek mięso, więc tym była zaskoczona.

Kiedy chciała spróbować pekla z jagodami, Ryan zwrócił jej uwagę, że powinno jeść się go samymi dłońmi. Zapewne widział, jak chciała kroić ciasto.

Ale Amadea nie sprzeciwiła się, biorąc przysmak w dłoń i niepewnie gryząc. Ciasto było grube i ciepłe, przez moment delektowała się jego słodkim smakiem. Za drugim kęsem ze środka wypłynęło nadzienie i posmak zmienił się, słodkie ciasto i kwaśny farsz smakowało specyficznie, ale nawet smacznie.

Przez moment zajęta była pałaszowaniem ciasta, dopiero po chwili zorientowała się, że Ryan przyglądał się jej znad swojego talerza z lekkim uśmiechem.

– Sądzę, że ci smakuje — odezwał się, wciąż się uśmiechając.

– O dziwo, jest pyszne — odpowiedziała z zadowoleniem. Ryan uniósł brew, jakby z zaskoczenia. — Szczerze mówiąc, była lekko niepewna ciasta...

– Masz tutaj trochę nadzienia — oznajmił jej, ale Amadea nie do końca pojęła o co mu chodziło.

Przetarła serwatką usta, lecz najwyraźniej to nie wystarczyło. Ryan nachylił się w jej stronę przez stół, a lo chwili poczuła jego kciuk zbierający konfiturę z jej policzka. Po wszystkim oblizał palec tak, jakby była to najlogiczniejsza reakcja na świecie, ale patrzył wciąż na nią z pewnością i jakby z wyzwaniem w oczach.

Amadea natychmiast zrobiło się jednocześnie gorąco i sucho w ustach przez to spojrzenie.

Zamrugała nerwowo, jakby to co zrobił wytrącił ją z opanowania. A może bardziej sprawił to ten jego wzrok, który z intensywnością wbijał w nią, jakby chciał prześwietlić jej umysł, wydobyć z niej najbardziej skrywane sekrety.

Czując ogarniający ją wstyd wbiła wzrok w talerz, byle tylko przerwać to ciążące między nimi napięcie.

– Amadeo? — Ryan jednak znów zwrócił jej uwagę na siebie, zmuszając ją do spojrzenia na niego. — Próbowałaś kiedyś mięsa z derula?

– Wiesz, derul to kawał zwierza, nawet leśne drapieżniki mają problem z pokonaniem go — zauważyła, unosząc brew w lekkim zaskoczeniu jego pytaniem. — A co tu mówić o takim stworzeniu podobnym koniu.

Ryan uśmiechnął się z powodu tego komentarza.

– Czasami udaje się to upolować — oznajmił, zabierając jeden z półmisków i stawiając go bliżej siebie. Przełożył kawałek na swój talerz, po czym zabrał się za krojenie go. — Co prawda, wymaga to zebrania najbardziej doświadczonych myśliwych i ogromu cierpliwości, ale czasem warto jest zaryzykować. Proszę, spróbuj.

Wyciągnął w jej stronę swój talerz, częstując ją pokrojonym mięsem. Amadea przez moment zawahała się, ale zdecydowała się wziąć kawałek na widelec, po chwili kosztując to.

Mięso, pomimo że zapewne było dobrze przysmażone i doprawione, okazało się strasznie gumowe, przez co musiała je długo przeżuwać. A kiedy w końcu jej się to udało, po przełknięciu napiła się wody, jakby chcąc szybciej mieć to za sobą.

To już mięso ruwana była smaczniejsze i bardziej zjadliwe niż derul. Amadea skrzywiła się, wciąż czując na języku dziwny posmak.

– Sądząc po twojej minie, nie za bardzo ci to smakowało. — głos Ryana zwrócił jej uwagę, wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem.

Amadea pokręciła głową, potwierdzając jego słowa. Ryan uśmiechnął się z powodu jej reakcji.

– Jest... Gumowe — stwierdziła po chwili zastanowienia. — I ma specyficzny posmak jakby... Popiołu?

– Tak, to akurat skutek sposobu przyrządzenia — wyjaśnił, pomiędzy kęsami własnej porcji. — Mięso derula bardzo długo dochodzi do stanu spożycia, a przyrządzane tuż nad ogniem przechodzi całym tym... "aromatem" ognia. To specyficzne danie, ale lubię je, właśnie za ten dziwaczny posmak.

– Mi chyba jednak nie przypadnie on do gustu — stwierdziła.

Ryan uśmiechnął się delikatnie, jakby dawał jej znak, że przyjął to do wiadomości.

Zaproponował jej więc spróbowanie sałatki z kawałkami ryby, a ta o dziwo smakowała Amadei.

Przez moment zajęci byli jedzeniem, jedynie spoglądali na siebie znad talerzy co raz, uśmiechając się do siebie.

Amadea musiała przyznać, że towarzystwo Ryana było dla niej komfortowe i przyjemne, jednak gdzieś wewnętrznie wróciła do niej ich pierwsza rozmowa z przyjęcia.

– Ryanie? — zagadnęła, czując ogarniającą ją niepewność. Ten natychmiast zwrócił na nią uwagę. — Obecnie dogadujemy się naprawdę nieźle... Ale musisz przyznać, że nasza pierwsza rozmowa nie przebiegła dość... Przyjaźnie.

Zamrugał nerwowo, jakby zdziwiło go to, że w ogóle wracała do tego. Po chwili westchnął, jakby przygotowując się do tej rozmowy.

– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę — przyznał. — Przepraszam cię za to, Amadeo. Ale chyba rozumiesz, że nie wyglądało to najlepiej, widzieć cię tak blisko z Matthewem... A nawet nie znamy cię na tyle dobrze, by wiedzieć, jak możesz się zachowywać.

– Więc po prostu nie podobało ci się to, że kręcę się w towarzystwie Matthewa — wywnioskowała, lekko skołowana. A potem przypomniały jej się słowa Florentyny. — Czy nie? Może działo się to w drugą stronę i to obecność Matthewa przy mnie nie pasowała ci.

Ryan zrobił zdziwioną minę, coś jakby w zaskoczeniu i przerażeniu jakby bał się, że odkryła jego sekret.

Ale Amadea patrzyła na niego ze spokojem, podejrzewając, że i tak nie dowie się od niego zbyt wiele. Bo jeżeli naprawdę tak było, jeżeli Ryan  naprawdę cokolwiek do niej czuł, to wątpiła, by tak szybko się do tego przyznał.

– Co masz przez to na myśli? — zapytał ostrożnie, jakby nie chciał się zdradzić.

– Po prostu... Może założyłeś, że moja obecność przy Matthewie nie jest dobrym wyborem — powiedziała, trochę zbyt szybko.  W ostatniej chwili zdecydowała się pociągnąć to inaczej. — Jakbym miała sprowadzić go na złą drogę...

– Matthew sam potrafi wplątać się w kłopoty, bez niczyjej pomocy — zauważył Ryan, lekko się uśmiechając.

– Więc po co to było? — zapytała, trochę poirytowana.

– Chyba... Pomyślałem sobie, że może uda się uniknąć ogólnego zamieszania wywołanego twoją osobą — odpowiedział z niepewnością w głosie.

Amadea z szoku uniosła brwi.

Nie do końca tego się spodziewała. Oczywiście, nie oczekiwała, że Ryan or razu wyzna swoje prawdziwe odczucia wobec niej, ale to... Odczuła te słowa jak całkowite zaprzeczenie tego wszystkiego, co powoli zaczęło się dziać między nimi.

Uniknąć zamieszania jej osobą... To brzmiało jak przeciwieństwo planu, jaki miała wobec tamtego przyjęcia królowa. Jakby Ryan chciał ukryć jej dwojaką, nadludzką naturę.

– I jak sądzisz, udało się? — zapytała, nie mając wpływu na to, że w jej głosie można było usłyszeć oziębłość.

– Amadeo, to nie tak miało zabrzmieć. — od razu zaczął się tłumaczyć, patrząc na nią szeroko otwartymi oczyma pełnymi zaskoczenia. — Chciałem powiedzieć... Miałem na myśli to, że Matthew mógł przyłożyć się do tego, by informacje o tobie, o twojej rasie rozeszłyby się wśród ludzi w mgnieniu oka.

– I uważasz, że opowiedziałabym mu o wszystkim? — zapytała, czując opanowujące ją nerwy. — Uważasz, że tak po prostu wygadałabym mu wszystko?

– Nie, teraz już wiem, że nie — odpowiedział, patrząc nią z błaganiem. — Przecież sama zauważyłaś, że nic nie wiemy o dwurożcach... A twoje pojawienie się tutaj może rozwiać wiele niedopowiedzeń...

Amadea nie powiedziała nic, jedynie wpatrywała się w niego w szoku. Było dobrze między nimi. Zaczęli tę znajomość po ludzku. Ale teraz czuła, że Ryan był taki jak inni, widział w niej boskie stworzenie, nie mające w sobie ani grama człowieczeństwa.

Ryan znów chciał się odezwać, lecz powstrzymała go przed tym gestem dłoni. Chyba miała już dość, jak na jeden dzień.

Wstała od stołu, a on natychmiast poszedł w jej ślady. Znów odezwał się przepraszając ją, ale Amadea nie do końca go słuchała. Musiała stąd wyjść. Musiała wyjść na powietrze.

Ruszyła w stronę drzwi, Ryan próbował ją powstrzymać, ale nie dała mu się.

– Ryanie, proszę — zwróciła się jeszcze do niego, z bólem patrząc w jego stronę. — Pozwól mi wyjść. W tym momencie twoje przeprosiny nic nie  dadzą.

– Amadeo... — zaczął, ale urwał po chwili, nie wiedząc co jeszcze mógł powiedzieć.

– Dobranoc, Ryanie — odezwała się jeszcze, po czym wyszła z jego komnat.

W pośpiechu oddaliła się od jego lokum, mając nadzieję, że jeśli Ryan ruszyły za nią, to zgubiłaby go. A potem skierowała się do wyjścia na dziedziniec.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro