Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16


Z ogromną ulgą Matthew opuszczał salę, w której uzgadniał umowy z kupcami, czując, że ból głowy, który pojawił się znikąd, zaczął się nasilać. Zbyt dobrze jednak wiedział, że te produkty o których dyskutował potrzebne są w Karlutorze; nie mógł zaniedbać gospodarki całego majątku przez głupie widzimisię.

Rozmowy przebiegły jednak pomyślnie, i nawet jeśli warunki uległy lekkiej zmianie, to Matthew mógł czuć się zadowolony, że udało mu się sprowadzić towary po tak dobrej cenie. Tak, chociaż o tę jedną rzecz nie musiał się już martwić.

O innych problemach wolał na razie nie myśleć, zrzucając je na inny tor, uważając je za zbyt prywatne lub błahe. Nawet jeśli ta jedna rzecz powracała do niego niezmiennie, nie dając mu spokoju.

Przez cały dzień, odkąd doszło do tej dziwnej rozmowy przy śniadaniu, Matthew nie przestawał myśleć o Ryanie. A dokładniej, o Ryanie i jego zauroczeniu Amadeą.

W tej chwili nie był już tym zaskoczony, jakby pogodził się z myślą, że było to w ogóle możliwe. Nawet jeśli nie do końca mu to odpowiadało.

Już wolałby, żeby Amadea naprawdę stąd odeszła, niż oglądać ją z Ryanem. Może w takim wypadku jego przyjaciel nie miałby złamanego serca, a on sam nie musiałby męczyć się ich widokiem.

Jakby Ryan nie mógł znaleźć sobie kogoś innego. Jakby nie mógł zadurzyć się w kimś innym. Jakby musiał być tak bardzo pewny tego, że coś z tego będzie...

Musiał naprawdę skupić się na tych rozmyśleniach, gdy znikąd na jego drodzę  pojawił się posąg. Doświadczył nagłego spotkania z nim, gdy z impetentem wszedł w rzeźbę, perfidnie uderzając w nią głową.

Matthew krzyknął, zarówno z zaskoczenia jak i z bólu, następnie odczuwając lekkie zachwianie i utratę równowagi. Zachwiał się lekko, zakręciło mu się w głowie, poczuł, że podłoga traci równe i trwałe położenie, jakby się kręcąc. Posąg lekko się zachwiał, lecz po chwili znów złapał równe ustawienie, wracając do normalnego stanu, w przeciwieństwie do Matthewa.

– Wasza książęca mość? Czy wszystko w porządku? — usłyszał znikąd pytanie, ale dopiero po chwili zrozumiał, że to któryś ze strażników zwrócił na niego uwagę. — Może wezwać pomoc?

– Nie, nie, nic mi nie jest — odpowiedział, mimo że nie było to całkowitą prawdą. Czuł ból w miejscu, w którym zderzył się z rzeźbą i lekkie zawroty głowy. Prawdopodobnie zdobędzie również niezłego siniaka. Z jakiegoś powodu roześmiał się nad głupotą tej sytuacji. — Naprawdę wszystko w porządku. Nie potrzeba mi pomocy.

– Skoro tak twierdzisz, jaśnie panie. — mężczyzna nie wydawał się przekonany, ale nie ciągnął tego dalej.

Matthew natychmiast odszedł, chcąc zostać sam.

Tak się jednak nie udało, bo gdy znalazł się w innym korytarzu zna przeciwka pojawiła się Amadea. Wyglądała na zdenerwowaną, idąc szybko z niewiadomego dla niego miejsca. Gdy go zauważyła, przystanęła zaskoczona, jakby nie spodziewała się go tu.

– Matthewie? — odezwała się, patrząc na niego nadal z szokiem.

– Miło mi cię widzieć, Amadeo — powitał ją, uśmiechając się do niej. Byle tylko nie myśleć o Ryanie i jego uczuciu do niej. — Spacerujesz...?

– Nie — odpowiedziała, wciąż podburzona. — Właśnie opuściłam księżniczkę Florentynę po herbacie u niej.

– Doprawdy? — nie mógł powstrzymać zaskoczenia w swoim głosie, gdy to usłyszał. Florentyna i herbata z Amadeą? — Nie wyglądasz na zbytnio zadowoloną, przypuszczam więc , że nie poszła najlepiej.

– "Nie poszło najlepiej" to za mało powiedziane —  przyznała, po czym odwróciła wzrok, wyraźnie zastanawiając się nad czymś.

Cokolwiek wydarzyło się podczas tego spotkania,  musiało naprawdę nią wstrząsnąć, bo minę miała nietęgą i jakby lekko przestraszoną. Przez moment Matthew miał ochotę zapytać ją co się tam wydarzyło, ale przypuszczał, że nie powiedziałaby mu tego.

– Przejdziemy się kawałek... We dwoje? — zaproponował jedynie, licząc, że może to ją uspokoi.

– Dobrze. — o dziwo, Amadea zgodziła się.

Jednak trochę go rozczarowała, gdy ruszyła korytarzem nie czekając na niego. Matthewa trochę zdziwiło również to, że wyglądało na to, że jej noga już aż tak jej nie doskwierała.

Albo nie chciała być zbyt blisko Matthewa, z niewiadomego powodu.

Musiał ją jednak dogonić, jeśli chciał jej towarzyszyć. Udało mu się to po chwili; dotrzymując jej tempa i niepewnie zerkając na nią. Amadea nadal wyglądała na podburzoną, jakby nie potrafiła o czymś zapomnieć.

– Jak ci się podobało przyjęcie? — zagadnął, byle tylko przerwać ciszę. — Wydawało mi się, że w towarzystwie Ryana jakoś sobie z tym poradziłaś i odnalazłaś się w temacie.

– Można tak to ująć — odpowiedziała, ale jakby niechętnie.

– Chyba Ryan cię nie uraził lub obraził? — zapytał, wiedział jednak, że nie mogło tak się stać. Byli zbyt zadowoleni swoim towarzystwem, a  nie doszłoby do tego, jeśli Ryan powiedziałby coś niemiłego.

– Nie, nie, skądże — zaprzeczyła natychmiast. —To nie wina Ryana. To... Mogę przyznać, że przyjęcie nawet mi się podobało. Jedynie zachowanie małżonka królowej nie należało do najlepszych...

– Brigana? — zapytał zaskoczony Matthew, nie do końca tego się spodziewając. — Rozmawiał z tobą jeszcze po tym, jak cię przedstawiłem?

– Tak, zaczepił mnie i Ryana — wyjaśniła. — Najlpierw rozmawiał z Ryanem o jakiś sprawach na jego ziemi, po czym znów zainteresował się mną. Sam przyznał, że interesuje go wszystko, co nienaturalne na tym świecie.

Amadea umilkła, patrząc na niego jednocześnie ze spokojem jak i strachem. Matthewa zmroziłoto, że w jej oczach dostrzegł więcej lęku.

– Wszystko, co nienaturalne? — powtórzył, nie do końca przyjmując to do wiadomości. — Brigan zawsze miał dziwne zainteresowania, czytał jakieś podania, klechty. Czasami, gdy pozwalała na to sytuacja, wyjeżdżał, by zobaczyć dziwy tego świata na własne oczy. Szczerze mówiąc, mnie nigdy nie interesowało, czego on poszukuje; póki nie robił problemów Liliver i interesom królestwa, niech robi co chce...

– Nie obchodzą mnie jego zainteresowania — oznajmiła z uporem Amadea. — Przekazuję ci tylko, że według mnie Brigan zachowywał się dziwacznie. Jakby nie widział mnie pod ludzką postacią, tylko zwierzęcą, na dodatek wyróżniającą się od innych stworzeń. A tak nie jest.

Matthew nie odpowiedział. Skoro Amadea miała o sobie takie zdanie, nie mógł wyznać, że przecież tak właśnie było; że właściwie różniła się  zarówno od zwierząt jak i od ludzi.

– Może on tego nie dostrzega — powiedział jedynie, podświadomie usprawiedliwiając szwagra. — Tak naprawdę nikt tutaj nie zna twojej rasy, nie wiemy więc jakie traktowanie cię będzie najlepsze. Potrzebujemy więcej informacji o dwurożcach, Amadeo.

Nie odpowiedziała mu, jedynie przez moment posłała mu dziwne spojrzenie, którego nie potrafił zrozumieć.
Wyglądało na to, że próbowała pojąć coś, o czym myślała.

– A Ryan? — zapytał po chwili, nie mogąc zapomnieć o obecności przyjaciela przy niej. — Jak on się zachował? Pozwolił, by Brigan zachowywał się tak wobec ciebie?

– Oczywiście, że nie — wzburzyła się, jakby samo przypuszczanie takiego zachowania było niepoprawne. — Ryan zachował się wtedy bardzo taktownie, zachowując opanowanie. Nie dając się nabrać na potulne zachowanie Brigana... Dość dosadnie powiedział mu, żeby dał mi spokój.

– Ryan? — zapytał zaskoczony Matthew. Ryan i stawanie w czyjejś obronie? Ryan i obrona kobiety?

– Ryan. — Amadea spojrzała na niego, zdziwiona jego zaskoczeniem.

– Musiało cię na poważnie wziąć... — mruknął pod nosem do siebie, myśląc o przyjacielu.

Nie potrafił przypomnieć sobie żadnego z zauroczeń Ryana, wobec której stawał w obronie, czy to honoru, czy obrony fizycznej. Zawsze starał się pokojowo rozwiązywać konflikty, byle tylko nie doszło do bójek czy poważnych kłótni. Musiał potem znosić skutki takiego postępowania, gdy kontakty z tymi pannami urywały się, jakby uznały, że nie chcą mieć z nim nic wspólnego.

– Jesteś zaskoczony? — usłyszał pytanie Amadei, a gdy spojrzał na nią, zauważył, że patrzyła na niego.

– Cóż, tego bym się po nim nie spodziewał — przyznał. — Ryan do tej pory stronił od wszelkich kłótni czy sprzeczek, bardziej preferując pokojowe rozwiązania. Byle tylko uniknąć awantur czy bójek.

– Z czasem jednak trzeba ich zasmakować, bo nigdy nie wiadomo, co może się stać w przyszłości — oznajmiła mędrczo.

– Tak, chyba masz rację — mruknął, wciąż zastanawiając się nad jej słowami.

Może prawdą było, że przez zauroczenie człowiek się zmieniał. Przechodził metamorfozę, dostawał skrzydeł, czy jakkolwiek poetycko ujęłyby to książki. Może przez zauroczenie w niej Ryan odkrył w sobie jakieś ukryte cechy, które dały o sobie znać dopiero wtedy, gdy ona się pojawiła.

– Takie zachowanie nie do końca jest w stylu Ryana, więc prędzej spodziewałbym się, gdyby skończyło się to odmiennie — oznajmił po chwili, gdy znów dogonił ją. — Gdyby doprowadził do jeszcze gorszych skutków.

– To brzmi tak, jakbyś nie wierzył w możliwości własnego przyjaciela — zauważyła krytycznie.

– Nie twierdzę, że w niego nie wierzę. Po prostu go znam i wiem, do czego jest zdolny — odpowiedział. — Ryan nigdy nie mieszał się w kłótnie i potyczki, co za czasów młodzieńczych miało dla niego mało przyjemne skutki...

– Ale to nie była kłótnia, a nawet bójka, Matthewie — zauważyła, patrząc na niego poważnie. — Ryan po prostu nie dał się nabrać na zachowanie księcia, i w kulturalny, ale dosadny sposób sprawił, że Brigan wyjawił o co tak naprawdę mu chodziło.

Matthew westchnął, czując, że nie miał na to odpowiedzi. Amadea jeszcze przez chwilę patrzyła na niego, lecz nie trwało to długo, kontynuowała swój spacer dalej.

Przez moment nie ruszył za nią, jedynie patrząc za nią. To jeszcze nie zauroczenie Ryanem, lecz powoli mogłoby do tego dojść. Skoro czuła się z nim na tyle blisko, że już go broniła...

– Amadeo? — zagadnął, ruszając za nią. — A może miałabyś ochotę, aby dziś wieczorem zjeść ze mną kolację? Porozmawialiśmy...

– Nie mogę — odpowiedziała, nadal nie odwracając się do niego. — Jestem już umówiona z Ryanem.

Matthew znów przystanął, zdębiały. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, że Ryan traktował ją na poważnie i tak łatwo na pewno z niej nie zrezygnuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro