Rozdział 10
Przez moment wśród kobiet zapadło milczenie, jakby same próbowały ocenić informacje zasłyszane od Matthewa. Co rusz któraś zerkała na niego dziwnym spojrzeniem, którego celu nie potrafił odgadnąć. Może próbowały wybadać, czy ich nie okłamał. A może chciały w ten sposób wyciągnąć z niego więcej informacji.
– Więc potrafi przyjąć dwojaką postać — odezwała się w końcu najstarsza, jakby tylko ona miała odwagę. — A inne zdolności? Co jeszcze potrafi, czego my nie umiemy?
– A co jeszcze miałaby umieć? — zapytał Matthew, starając się ukryć szok. Jakby samo to, kim była Amadea to było za mało.
– Widzę, książę, że nawet nie wiesz kogo sprowadziłeś z leśnej gęstwiny — stwierdziła, uśmiechając się jakby w kpinie. — Dwurożce owiane są jeszcze większą tajemnicą niż ich dalecy krewni jednorożce, bo przynajmniej można znaleźć kogoś, kto spotkał jednorożca. Dwurożce zaś przez wiele, wiele długich lat uznawane były za legendy, bo zwykle, gdy ktoś zarzekał się, że go spotkał, wychodził potem na oszusta. A nawet gdy spotkano dwurożca naprawdę, to nie potrafiono znów go odszukać.
– Przedstawiasz księciu stare, podmiejskie wierzenia — przerwała jej nagle inna kobieta, patrząc twardo na przedmówczynię. — A one nie są tu potrzebne. Ważne, by zwrócić uwagę na trzy fakty, wasza książęca mość: czy naprawdę ma jakieś nadludzkie moce, tak jak głoszą legendy; po drugie – czy jest chętna nam pomóc, czy raczej zaszkodzić, i w końcu po trzecie – w jakim celu kręci się wokół hrabiego von Frudol.
– Nie mam pojęcia, co trzeci punkt ma wspólnego z całą sprawą — oznajmił zaskoczony Matthew. — Chyba w ten sposób zawiera się znajomości, rozmawiając.
– Ale nie wtedy, gdy chodzi o młodą dziewczynę i młodego szlachcica na wydaniu. — skomentowała kobieta, jakby była znawczynią w tych sprawach. — A zwłaszcza, że hrabia von Frudol również powinien szukać żony...
– Chyba nie popełniłby mezaliansu, hrabia nie jest przecież taki głupi... — odezwała się, jakby zmartwiona, druga z nich, lecz Matthew widział, że jej obawy nie były prawdziwe.
– Przecież nie musi od razu się z nią żenić — wtrąciła inna, uśmiechając się znacząco. — Hrabia mógłby wziąć za żonę jakąkolwiek pannę z dobrego domu, a z tą znajdą spotykać się potajemnie...
– Chyba się panie trochę rozpędziły — odezwał się Matthew ze wzburzeniem, nieświadomie unosząc głos. — Naprawdę macie takie zdanie o hrabim Ryanie? Uważacie, że byłby skłonny do takiego zachowania?
– Och, wasza książęca mość jeszcze nie zna życia — stwierdziła ta kobieta, która wspominała o spotykaniu się potajemnie z inną. — Jeśli los był skłonny postawić mu na drodze to niezwykłe dziewczę, to zrobi wszystko, by już się nie rozdzielili.
– Nie rozumiem, co to ma do rzeczy... — oznajmił, zaczynając się gubić. Ta rozmowa zaczynała zmierzać w dziwnym kierunku. — Przecież hrabia Ryan służy Amadei za towarzystwo...
– Służy za towarzystwo, ładnie powiedziane — upierała się przy swoim jego rozmówczyni, patrząc na niego krzywo. — Książę, przecież to widać gołym okiem. Hrabia von Frudol już jest zauroczony tą obcą pannicą. Wystarczy przyjrzeć się, jak na nią patrzy.
Matthew nie wiedział, jak na to zareagować, tak bardzo zaskoczyło go to stwierdzenie. Ale nie, to niemożliwe. Znał Ryana odkąd byli dziećmi, potrafił poznać, kiedy jego uwaga poświęcona była dziewczynie, kiedy podążał za swoją potajemną sympatią maślanymi oczyma. Ryan nie był zauroczony w Amadei.
A nawet jeśli tak było, chyba nie stałoby się tak szybko. Przecież ci dwoje tak naprawdę ledwo co się poznali. To chyba nie jest możliwe, by zauroczyć się w kimś od pierwszej chwili.
Już chciał znów wytłumaczyć to kobietom, gdy spośród tłumu wyszli właśnie Ryan i Amadea. Nie zważając na trwające przyjęcie poświęcali się rozmowie we własnym towarzystwie, Amadea z uwagą słuchała Ryana, który opowiadał jej o czymś z ożywieniem, gestykulując przy tym ręką. Matthew dopiero po chwili dostrzegł, że drugą objął rękę Amadei, jakby chciał ją wspomóc przy chodzeniu.
Ale dla ludzi niewtajemniczonych wyglądali jak para zakochanych czy kochanków, cieszącym się czasem w swoim towarzystwie.
Matthew zmarkotniał na tę myśl. Z jakiegoś powodu nie zadowalało go to, że jego bliski przyjaciel złapał lepszy kontakt z Amadeą jako pierwszy. Nie podobało mu się to, że w ogóle lepiej się dogadują.
Obserwował ich przez chwilę zachmurzony, gdy jego uwagę celowo zwróciła jedna z kobiet.
– Ładnie razem wyglądają — stwierdziła, również patrząc w ich stronę. — Chociaż wątpię, żeby lady Serina pozwoliła na rozwój tej relacji.
– Jakiej relacji? — powtórzył, nie panując nad złością. — Przecież między nimi nie ma niczego innego niż początkująca przyjaźń.
– Książę, albo naprawdę tego nie widzisz, albo nie chcesz widzieć. — roześmiała się kobieta. — Prędzej czy później do czegoś dojdzie, wspomnisz moje słowa.
Matthew nie odpowiedział jej, ponownie gapiąc się na tych dwoje. Nadal rozmawiali; Amadea roześmiała się z czegoś, co powiedział jej Ryan.
– Może i do czegoś dojdzie — odpowiedział po chwili, wciąż im się przyglądając. — Lecz to nie oznacza, że będzie to coś dobrego.
– Och, oczywiście, że nie — przytaknęła. — Romanse arystokracji z prostym ludem nigdy nie kończą się szczęśliwie. Albo są zrywane po krótkiej chwili radości, albo kończą się pojawieniem niechcianego bękarta, o którego trzeba się martwić. Takim relacjom nigdy nie jest pisany udany los. Już lepiej by było, by nigdy się nie spotkali.
– Może Ryan jednak pomyśli o tym mądrze — wysnuł Matthew, ale brzmiało to jak błagalne życzenie. — Może zastanowi się nad tym, czy warto pakować się w tę relację.
– Nie, na to już jest za późno — podsumowała jego rozmówczyni. — Nie mam pojęcia, jak ona to widzi, lecz hrabia von Frudol już jest w niej zadurzony jak dziecko.
Chłopak nie odpowiedział, znów patrząc w stronę osób, które obgadywali. Ryan uśmiechał się do Amadei, podczas gdy ta opowiadała mu o czymś.
Zadurzony jak dziecko. Ryan nie robił takich maślanych oczu nawet, gdy za dzieciaka próbował wymóc od kucharek z królewskiej kuchni ciasta. A one i tak mu ulegały, widząc ten niby anielski uśmiech i błagalne spojrzenie.
Nie, to nie była ta błagająca o dostęp mina. Ryan patrzył na nią z uwielbieniem i zainteresowaniem, jakby nie ciekawiło go nic poza Amadeą. Jakby był gotów poświęcić dla niej wszystko, byle tylko zwróciła na niego uwagę.
Matthew na tę myśl poczuł, że skręciło go z zazdrości w środku. Jakby Ryan miał większe prawo do takiego traktowania Amadei jak on.
Powstrzymując się przed wybuchem przeprosił swoje rozmówczynie, opuszczając ich towarzystwo i kierując się w stronę Ryana i Amadei. Starał się jednak opanować tempo swojego kroku, by przez odczuwaną złość nie podbiec do nich i nie zrobić przyjacielowi awantury.
Im bliżej nich był, tym bardziej dostrzegał to, jak bardzo poufnie wyglądała ich rozmowa. To, jaki sposób Amadea opierała się o Ryana, jakby nie znała zasad dobrego zachowania, jakby nie wiedziała, że tak robić nie wypadało. A on chyba nawet nie pomyślał o tym, by ją o tym poinformować, również trzymając się blisko niej, pochylając głowę w jej stronę mówił coś do niej, czego słuchała z uwagą.
Ale Ryan jako pierwszy zauważył, że Matthew podążał w ich stronę. Przez chwilę mierzył go spojrzeniem, jakiego Matt jeszcze u niego nie widział; tak, jakby chciał wypadać jego zamiary. Po chwili odwrócił od niego wzrok, znów patrząc na Amadeę, odzywając się do niej; zapewne informując ją o pojawieniu się przyjaciela.
Matthew musiałby być głupi, gdyby nie zauważył, jak zmienia się zachowanie Ryana: tego, że wobec Amadei wydawał się troszczyć o jej komfort, słuchając jej z uwagą; patrzył na nią tak, jakby wokoło nie było nic bardziej interesującego od niej.
Zadurzony jak dziecko. Tak, to stwierdzenie bardzo dobrze opisywało zachowanie Ryana.
Matthew jednak starał się zachowywać naturalnie, nie chcąc naskoczyć na przyjaciela. Gdy tylko znalazł się przy nich, uśmiechnął się delikatnie do Amadei, kiwnął głową na powitanie Ryanowi.
– Czyżby towarzystwo starszych plotkar okazało się męczące dla ciebie, Matthie? — zagadnął pierwszy Ryan, szczerząc do niego zęby.
– Ależ skądże — stwierdził Matthew, obrzucając Ryana spojrzeniem, które nie potwierdzało tych słów. Jego przyjaciel roześmiał się. — Szukałem nawet towarzysza, który wesprze mnie w tym obowiązku.
– Nie licz na mnie — odpowiedział Ryan. — Wystarczy, że odbyłem spotkanie z matką i jej znajomymi. Wliczając w to wysłuchiwanie o potencjalnych kandydatkach na żonę.
Matthew roześmiał się krótko, a następnie zapytał:
– Jak się miewa lady Serina?
– Wprost wspaniale — odpowiedział Ryan z sarkazmem. — Pomimo że grozi mi swoją śmiercią zanim znajdę sobie żonę.
– Ach, czyli nic się nie zmieniło — uznał.
Ryan przytaknął mu krzywym uśmiechem, kręcąc głową, jakby ubolewał nad zachowaniem matki.
Amadea nie odzywała się, słuchając ich wymiany zdań, jedynie uśmiechała się delikatnie, jakby bawiło ją słuchanie tej rozmowy. Matthew dopiero teraz zauważył to, z jakim zaufaniem przyjmowała towarzystwo Ryana obok: to, że bez sprzeciwu pozwoliła mu złapać się pod rękę, w pewnym stopniu opierając się o niego. Naprawdę nie wiedziała, że tym zachowaniem łamała zasady etykiety.
– A tobie, Amadeo? — odezwał się do niej. — Czy towarzystwo lady Seriny nie przeraziło cię?
– Lady Serina wcale nie jest taka straszna — odpowiedziała, sprawiając, że Ryan prychnął. — Opiekuńcza i troskliwa wobec ciebie, Ryanie – tak, na pewno. Ale nie jest przerażająca.
– Raczej nadopiekuńcza i wścibska — wtrącił Ryan, patrząc na nią. — Przecież sama słyszałaś, w jaki sposób mówiła o moim ożenku.
– Może naprawdę na uwadze ma to, że możesz zostać kiedyś sam? — zasugerowała, patrząc na Ryana; ton jej głosu wskazywał na to, że nie żartowała.
Ryan nie odpowiedział, jedynie popatrzył na nią tak, jakby chciał ją zmusić samym spojrzeniem do zmiany zdania. Ale Amadea nie poddała się łatwo, również mierząc go spojrzeniem i na dodatek szczerzyła się do niego, jakby miała go tym ułagodzić. Matthew poczuł się tak, jakby jego obecność była w tym momencie niepożądana.
Chwila ta trwała dla Matthewa jak wieczność, lecz gdy to Ryan odpuścił, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak przekleństwo,jego humor od razu się zmienił. Uśmiechnął się do Amadei, jakby to, że nie dyskutował z nią było aktem dobrej woli wobec niej.
Zadurzony jak dziecko. Może tak właśnie było. Inaczej Ryan nie odpuściłby tak szybko, nie uległby czyjemuś zdaniu bez dyskusji.
Jednak Matthew nie potrafił stwierdzić, czy to zauroczenie było odwzajemnione. Prawie że nie znał Amadei, nie umiał stwierdzić, czy to spojrzenie, które wlepiała w Ryana czy uśmiech, którym go obdarowywała miał charakter przyjacielski, czy też jakiś inny.
– Amadeo, czy zechcesz towarzyszyć mi w poszukiwaniu Dariana? — zapytał, trochę bezmyślnie; nie wiedział po co wspomniał o Darianie. — Mam mu coś ważnego do przekazania...
– Z chęcią — odpowiedziała, uśmiechając się do niego. Ryan zmrużył oczy, jakby wyczuł, że to nieprawda. —Ryanie, bardzo miło spędziłam z tobą czas, pomimo że zaczęliśmy w dość nieprzyjemny sposób naszą znajomość...
– Nie ma o czym mówić, Amadeo. — uciął temat Ryan, uśmiechając się do niej. Po chwili uniósł jej dłoń w górę, by ucałować jej wierzch. Amadea uśmiechnęła się głupio na ten gest. — Ja za to dziękuję ci bardzo za wsparcie w towarzystwie matki. Chyba nie poradziłbym sobie z tym bez ciebie.
– Och, na pewno nadal wysłuchiwałbyś o swoim prędkim sieroctwie — skomentowała. Według Matthewa taka uwaga nie za bardzo była na miejscu, lecz Ryan nie wydawał się być urażony.
Uśmiechał się do niej, przez moment patrząc na nią bez słów. Matthew znów poczuł się przy nich zbędny.
Ale Ryan otrząsnął się po chwili, odwracając od niej wzrok. Kiwnął Matthewowi głową na pożegnanie, poświęcił Amadei jeszcze jedno spojrzenie, po czym w końcu, ku uldze Matta, zostawił ich samych.
Zadurzony jak dziecko. Matthew westchnął, wciąż widząc przed oczami tą rozmarzoną minę przyjaciela. Och, gdyby tylko miałby na to jakiś wpływ, to ugasiłby to uczucie kiełkujące w Ryanie, tak, by dziewczyna stojąca obok niego znów stała się dla niego obojętna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro