Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

Robiło się już ciemno, szare, wieczorne niebo powoli zachodziło nocną marą, gdy Matthew i jego kompani zdecydowali się na rozbicie obozu.

Tak naprawdę upomniał się o to Aspen, wydawało się, że niewiele brakowało, a zasnąłby w siodle. W przeciwieństwie do niego ani Zaire, ani Matthew nie okazywali takiego zmęczenia.

Matthew prawie że przez całą drogę pogrążał się w coraz to absurdalnych wymysłach, jak mogło pójść spotkanie jego i Ryana. Nawet jeśli i tak przeczuwał, że znów dojdzie między nimi do awantury. Nawet jeśli czuł, że gdy znów zobaczy Amadeę, tak poczuje potrzebę, żeby znów kłócić się w tym temacie.

Ciekawe, czy Ryan w ogóle powiedział jej o tym. I czy powiedział jej całą prawdę, rzeczywiście jak było, czy też może opowiedział jej swoją wersję zdarzeń, tak, by przedstawić się w lepszym świetle.

Ciekawe, jak na to zareagowała Amadea. Czy współczuła Ryanowi, skoro mogła wyjechać właśnie przez to, czy uznała, że to właśnie on miał rację. A może w ogóle się tym nie przejęła, uznając po prostu, że miała serdecznie dość towarzystwa dworu, Liliver i Florentyny. I Matthewa.

Matthew pokręcił nerwowo głową, chcąc się ocudzić, odpędzić od tych negatywnych myśli. Amadea nie mogła mieć go dość. On nie był jak inni, nie próbował wplątywać jej w swoje dziwne plany, nawet nie pytając jej o zgodę. Nie próbował działać wbrew jej woli.

Może jeśli porozmawia z nią, spróbuje wyjaśnić, to Amadea zrozumie, że nie był dla niej wrogiem. Może dałaby sobie wytłumaczyć, że powinna mu ufać. A może nawet da się namówić na powrót do Jasvill, może w jakiś sposób wybaczy Liliver i wytłumaczy się jej.

W jakiś sposób te myśli zachęcały go do całej tej podróży, więc gdy znaleźli dobre miejsce na nocny obóz, pomógł w oporządzeniu go z myślą, że jutro, pod koniec dnia zobaczy ją i znów z nią porozmawia. Spróbuje przekonać Amadeę, że powinna porzucić Ryana i wrócić z nim na dwór, by wytłumaczyć się przed Liliver.

Matthew zamyślony kręcił się po obozowisku, po chwili uświadamiając sobie, że zrobił przy nim najmniej. Aspen zajął się końmi — ściągnął z nich potrzebny balast i zdjął z nich siodła, przy okazji obrzucając księcia wzrokiem, jakby chciał go zagonić do pomocy. Zaire za to bez słowa nazbierał drewna i rozpalił ognisko, prawie że z niczego przygotował skromny posiłek.

– Leń — rzucił w jego stronę Aspen, gdy Matthew jedynie wyjął z ich bagażu owinięty w papier prowiant.

Matthew uśmiechnął się jedynie na ten komentarz, podając mu zawinięty chleb i ser.

Mimo swojego komentarza Aspen przyjął posiłek, jeszcze grzebiąc wśród swoich toreb. Wyciągnął z nich ugotowane na podróż jajka, wydzielając dla każdego po dwa, po czym usiadł ze swoją porcją na przygotowanym posłaniu.

– Wziąłeś je specjalnie — stwierdził Matthew, walcząc z obieraniem skorupki.

– Wcale, że nie — odparł natychmiast Aspen, radząc sobie lepiej z jajkami. — Po prostu miałem ochotę na jajka. Jak nie chcesz ich jeść, to oddaj.

Wyciągnął w stronę Matthewa dłoń, naprawdę sądząc, że ten odda mu swoje jajka. Matthew posłał mu jedynie spojrzenie, przez które Aspen się roześmiał.

Matthew jedynie pokręcił głową w niedowierzaniu. Aspen siedzący wśród rozwalonego posłania, zajadający się jajkami i chlebem, wciąż miał coś z dziecka, które pod obrazem potulnego baranka ukrywało swoje prawdziwe oblicze rozrabiaki. Zbyt wiele razy był świadkiem tego, jak próbował wykręcić się od kłopotów, robiąc maślane oczy, które rozbrajały jego matkę, czy inne kobiety na dworze. I pomyśleć, że jego matka, lady Sansa, za każdym razem nabierała się na to.

Matthew przełknął ślinę, chcąc pozbyć się tej gorzkiej kuli goryczy, która zebrała się w jego gardle. Czasami wciąż tęsknił za lady Sansą.

– Matthie? — Aspen zwrócił jego uwagę. — Pomyślałem sobie, że gdy dotrzemy do Dallres, to mógłbym stamtąd przejechać się do Sarim. W domu mam parę rzeczy, które... Które wolałbym ukryć przed Julią. W twoim albo Ryana skarbcu, jeśli się zgodzi. W takim razie lekko opóźni się powrót do Jasvill.

– W porządku — poparł go Matthew, a na wspomnienie Julii przeszedł go dreszcz. — Ryan się zgodzi, w takiej sprawie nie odmówiłby. Nie odmówiłby tobie.

Aspen uśmiechnął się delikatnie, jakby w potwierdzeniu tych słów. Kiedyś Matthew mógłby być tego samego pewien co do własnej osoby, lecz teraz nie miał tej pewności.

– Naprawdę uważasz, że Julia znów narobi kłopotów, jak wtedy, te pięć lat temu? — zapytał Matthew, w końcu wyrzucając z siebie to, co dręczyło go od momentu, gdy dowiedział się o jej przyjeździe.

Aspen zmarkotniał, z jego twarzy zszedł ten lekki uśmiech. Wspomnienie siostry sprawiało, że schodził z niego cały dobry humor, a Matthew zdążył zauważyć, że jego ciało spinało się, jakby w oczekiwaniu na coś.

– Nie wiem, Matthie — odpowiedział, po chwili wzdychając. — Mam nadzieję, że nie. Ale to tylko moja nadzieja. Oboje dobrze wiemy, jaka jest Julia.

Jaka jest Julia? Czy może lepiej byłoby zapytać, jaka była Julia?

Julia, którą pamiętał Matthew, była trochę zarozumiałego i dumna. Od zawsze uważała się za lepszą od innych i chciała mieć wszystko to, co najlepsze. Była nawet trochę chciwa, za nic nie chciała ulec kazaniom swojej matki, że nie wszystko jej się należy ot, tak. Pamiętał, że gdy byli dziećmi, często marzyła o tym, że wyjdzie za niego lub za Dariana i zostanie księżną, dzięki czemu będzie żyła na dworze w luksusach.

Cóż, za dużo się nie pomyliła, tyle że zamiast któregoś z sebotiańskich książąt poznała królewskiego syna władcy Obranu i to właśnie za niego wyszła za mąż, zmieniając miejsce zamieszkania. Ale to jej dotąd nie przeszkadzało.

A jaka była ta Julia, którą widział ostatnio? Podczas pogrzebu jej i Aspena rodziców, pięć lat temu? Tak samo dumna i jeszcze bardziej chciwa, jakby awans społeczny i powiązane z nim korzyści uderzyły jej do głowy. Matthew podejrzewał, że miała teraz o wiele większy majątek niż za czasów panieństwa, ale jej wciąż było mało. Pamiętał, że rozglądała się chciwie po rodzinnym domu, kalkulując, które pamiątki po dopiero co zmarłych rodzicach można sprzedać jak najdrożej. Pamiętał, że nawet podczas pogrzebu nie uszanowała zmarłych rodziców, bez przeszkód nawiązując wśród zaproszonych szlachciców korzystne dla niej znajomości do celów finansowych.
Ale najgorszą szopkę odstawiła dopiero podczas pogrzebu.

Matthew pamiętał, że zachowywała się podczas niego dość specyficznie: jakby była spięta lub nie chciała tam być. Jakby cała ta ceremonia była dla niej dyskomfortowa, co próbowała załagodzić sobie alkoholem. Oczywiście, nie skończyło się to najlepiej.

Po pewnym czasie można było powiedzieć, że Julia się skompromitowała, pod wpływem alkoholu obrzucając zmarłych rodziców i wciąż żyjącego brata oszczerstwami, które w skrócie mówiły o tym, że pozbyli się jej z domu, pozbawiając ją rodzinnego dziedzictwa. Obraziła ich tak poważnie, że aż trudno było uwierzyć, że naprawdę mówiła o własnej rodzinie.

Gdy wytrzeźwiała, dotarło do niej, co zrobiła. Matthew osobiście nie widział jej na oczy, dowiedział się, co zrobiła dalej z dostarczonych mu informacji. Jak nie zważając na żałobę, wykradła z rodzinnego domu to, co uważała za najcenniejsze, nie zważając na nic. A potem uciekła z Sarim wraz ze swymi łupami, nie martwiąc się więcej o porzuconego, młodszego brata i ograbiony rodzinny majątek.

Więc Matthew wcale nie dziwił się Aspenowi, że wolał ukryć przed nią cenne dla niego pamiątki.

– Zastanawiało cię, po co tak naprawdę zamierza  przyjechać? — odezwał się, patrząc na Aspena.

– Oczywiście, że tak — odpowiedział podburzony. — Ale nie wiem, czego mogę się spodziewać. Oczywiście, moją pierwszą myślą było to, że wraca po pieniądze czy inne bogactwa. Ale, do jasnej cholery, ona jest księżną i zamieszkuje królewski dwór. Więc bogactw ma pod dostatkiem, tyle, ile jej drogi książę jest gotów jej podarować. Chyba że naprawdę wciąż jest taka chytra, że zamierza jeszcze sięgnąć po to, co mam ja.

Aspen urwał, wzdychając ciężko. Matthew patrzył na niego, współczując mu tego wszystkiego, co wyprawiała jego siostra. Liliver była jaka była i narzekał na nią wiele razy, ale był pewien, że nie zrobiłaby takiego czegoś jemu czy Darianowi.  Liliver nigdy nie posunęłaby się do tego, by okraść ich i oczernić.

– Jest to chyba jedyny poważny powód, który przychodzi mi na myśl, gdy myślę o tym, po co tu wraca — znów odezwał się Aspen, ale trochę spokojniej. — Może przyjechać jeszcze po to, by znów narobić szumu wśród dworu Liliver. Tego również spodziewałbym się po niej. Ale co jeszcze? Nie wiem, Matthie, nie wiem. Mam wrażenie, że i tak zdarzy się coś, czego nie przewiduję.

Aspen popatrzył na niego, jakby chciał usłyszeć jego opinię w tym temacie. Ale Matthew nie wiedział, co miał mu powiedzieć.

Po części tak samo jak Aspen spodziewał się po Julii wszystkiego. Zdążył się już przekonać, że kobieta byłaby zdolna do najgorszego.

Ale z drugiej strony, bardziej przejmował się reakcją Aspena na jej czyny niż tym, co będzie gotowa poczynić. Bardziej obawiał się o stan psychiczny przyjaciela niż o to, jakie afery rozpęta kobieta.

A gdy jeszcze dodał do tego Liliver, to wychodziła z tego mieszanka wybuchowa. Liliver — ze swoimi skłonnościami do intryg, knucia potajemnych planów, których skutków nie dało się przewidzieć i Julia, która nie miała w sobie ani trochę pohamowania czy wyrzutów sumienia. Chyba jednak Matthew trochę miał rację: gdy tylko się spotkają, nieuniknione jest to, że zawiążą spółkę i we dwie będą knuły przeciwko nim.

– Gdyby nie to, że skłóciłem się z Ryanem, to moglibyśmy się ukryć w Dallres i nie dawać żadnego znaku życia, licząc, że o nas zapomną — zasugerował Matthew, mimo że plan ten miał słabe szanse, by zaistnieć.

Aspen słysząc to, roześmiał się, ale jakby bez wiary.

– Liliver nie zapomniałaby — stwierdził.

Matthew uśmiechnął się markotnie, wiedząc, że miał on rację.

Zapadła cisza, jakby obaj pogrążyli się w markotnych myślach, do których doprowadziła ta rozmowa. Po chwili Aspen wstał i sprzątnął śmieci po swoim posiłku, następnie przygotowując się do snu. Posłał Matthewowi jeszcze jeden uśmiech, nim zawinął się w koce i obrócił plecami do niego, zasypiając.

Matthew wciąż się nie ruszał, zbyt pochłonięty myślami o tym wszystkim, co zdążyło się zdarzyć.  I o tym, co jeszcze mogło się zdarzyć. Czy mieli prawdziwe przypuszczenia co do postępowania Julii i Liliver.

– Wasza książęca mość? — dotąd milczący Zaire zwrócił jego uwagę. — Proszę o wybaczenie co do mojego pytania, ale... Mam rozumieć, że księżna Julia jest rodziną lorda Aspena?

– To jego starsza siostra — odparł beznamiętnie. — Z którą nie ma najlepszych stosunków. I lepiej byłoby, gdyby w ogóle tu nie wracała.

Zaire kiwnął głową, dając mu znać, że zrozumiał. Matthewa przez moment zastanowiło to, jak mężczyzna rozeznawał się w tych intrygach, które ze względu na swoją funkcję śledził, ale nie zapytał o to na głos. Nie potrzebował tego, żeby troszczyć się o zdanie i poglądy kolejnej osoby.

Z braku innego wyjścia po chwili także i Matthew wsunął się na prowizoryczne posłanie, nawet jeśli czuł, że sen zbyt szybko go nie nawiedzi. Zbyt wiele myśli go męczyło, żeby mógł tak po prostu osunąć się w krainę snów.

W tym momencie jego głównym priorytetem było spotkanie z Amadeą i wyjaśnienie tego, czego zażądała Liliver. Może Amadea ulegnie jej rozkazowi i bez sprzeciwów wróci z nim do Jasvill, by wyjaśnić swoje potencjalne kłamstwo.

Chociaż trochę w to wątpił, podejrzewał, że Ryan mógł się temu sprzeciwić. Mógł powstrzymać ją przed tym, by wróciła na dwór. Może do tej pory tak bardzo namieszał jej w głowie, że już zupełnie zapomniała, dlaczego się tam znalazła, dlaczego się poznali.

Zaire ruszył się z miejsca, zwracając uwagę Matthewa. Na tyle, o ile mógł w ciemności, obserwował, jak mężczyzna zasypał ziemią dogasające ognisko, sprawiając, że zapadły wokół nich nocne ciemności. Jedynie po dźwiękach Matthew domyślił się, że on również udał się na spoczynek.

Jedynie Matthew nie potrafił usnąć. Przewracał się z boku na bok, jakby chciał wykręcić z siebie te wszystkie myśli, które go nachodziły.

To o czym skłamała Amadea. Czy naprawdę skłamała, czy może to zagrywka Liliver, by zmusić go do przywiezienia jej z powrotem na dwór.

Czy może to jednak Liliver go okłamała?

Powrót Julii, którego nikt się nie spodziewał. Zaczynał podejrzewać, że nagle zwalają się na nich wszystkie nieszczęścia, które kumulują się w tym samym czasie. Mógł mieć jedynie nadzieję, spróbować błagać o to bogów, by Julia nie zachowywała się tak jak ostatnio. By nie wplątała w nic Aspena, nie doprowadziła ponownie do jego załamania.

Ponowne spotkanie z Ryanem. Oczywiście wiedział, że i tak musiało kiedyś do tego dojść, kiedyś musieli znów się spotkać. Ale działo się to zbyt szybko. Rany, które zadali sobie swoimi słowami, nie zdążyły się jeszcze zabliźnić. Podejrzewał nawet, że znów się pokłócą, gdy tylko się spotkają.

I oczywiście ponowne spotkanie z Amadeą. Może w jakiś sposób cieszył się na to. Nawet jeśli wyjechała ze względu na Ryana. Nawet jeśli prawdopodobnie romansowała z Ryanem. Nawet jeśli nie było szans, by odwzajemniła jego uczucia. Ponowne zobaczenie jej wydawało mu się wynagrodzeniem tych wszystkich trudów, przeciwności, z którymi musiał się zmierzyć.

Była to chyba jedyna myśl, która pocieszała go w tej chwili.

Matthew czuł, że powoli zapadał w sen, jakby myśli o dziewczynie w jakiś sposób ukoiły jego skołtunione nerwy.

~ Matthewie — znikąd obcy, dziwny głos rozległ się w jego myślach, powodując, że zesztywniał z szoku na posłaniu. ~ Matthewie. Chodź do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro