Rozdział 5
Po tym jak Amadea opuściła jego osobę, Matthew nie potrafił skupić się na kontynuacji rozmowy z Florentyną. W pełni zdawał sobie sprawę, że księżniczka mimo nagłego wybuchu Amadei wciąż do niego mówiła, lecz odpowiadał pół słówkami, nie poświęcając uwagi jej słowom. Skupił się na śledzeniu białej burzy włosów, które lawirowały między gośćmi, by po chwili zaginąć, zapewne skręcając wśród tłumu.
Zgubił ją. Z szoku zbyt głośno wciągnął powietrze nosem, wydając świst.
– Książę zdaje się mnie nie słuchać. — uwaga księżniczki sprawiła, że skupił na niej swój wzrok.
– Skądże — zaprzeczył nieudolnie, uśmiechając się do niej. — Słucham z całą moją uwagą.
– Ach tak... — Florentyna na pewno mu nie uwierzyła, unosząc brew w zamyśleniu. — Więc mówiłam o naszych dzieciach... Co prawda nie jesteśmy jeszcze zaręczeni, lecz oboje zdajemy sobie sprawę, o co tak naprawdę toczy się gra. Gdy już dojdzie do naszego ślubu, królowa Liliver będzie nalegać na powiększenie rodziny... Sądzę, że na początku zamieszkamy w zamku w Karlutorze, a potem...
Matthew słuchał jej w coraz większym szoku, z samej kultury jeszcze nie przerwał jej w połowie wypowiedzi. Popatrzyła na niego, jakby oczekiwała jego reakcji, po chwili jednak wybuchła śmiechem.
– Proszę o wybaczenie, Matthewie — odezwała się po chwili, wciąż rozbawiona. — Nie mogłam się przed tym powstrzymać, tak bardzo byłeś zamyślony.
– Nie, to ja powinienem przeprosić — stwierdził po chwili, gdy dotarło do niego, że Florentyna żartowała z niego. — Moje myśli były skupione na czymś zupełnie innym...
– Chyba raczej: na KIMŚ innym. — weszła mu w słowo dziewczyna. Matthew poczuł się tak, jakby jej wzrok miał go osądzić. — Królowa wyrażała się o niej jak o cudownej niespodziance, podarunku od bogów, który ma przynieść całemu dworowi szczęście i pomyślność. Ja, gdy usłyszałam o tym, że jest dwurożcem, pomyślałam sobie, że może będzie umiała przewidzieć pomyślnie przyszłość lub wskazać ukryte skarby. A ona jest taka... Taka... Ludzka. Zwykła.
Matthew nie był pewien, czy to odpowiednie określenie dla Amadei.
– Więc może jej obecności tutaj będzie idealną okazją do zerwania z tymi stereotypami — zasugerował, bo było to pierwsze, co przyszło mu na myśl. — Może dzięki temu poznamy lepiej jej rasę i będziemy mogli obalić takie wierzenia.
– Wydajesz się być bardzo tego pewny.
– Nie chciałbym, by miała o nas jakieś negatywne zdanie — stwierdził, wzruszając ramionami. — Jest moim gościem i nie wyobrażam sobie, że pod moim okiem stałaby się jej krzywda, czy jakakolwiek inna obraza.
– Więc to dlatego tak bardzo zadręcza twoje myśli? — zapytała, patrząc na niego twardo, lecz z lekkim uśmiechem.
Matthew przełknął głośno ślinę. Czy to naprawdę wyglądało tak, że poświęcał dużo uwagi Amadei?
– Tak, w pewnej części dlatego — odpowiedział po chwili, wiedząc, że dłuższe milczenie może znaczyć coś innego. — Czuję się odpowiedzialny za to, co jej się stało, więc chcę, żeby wiedziała, że nie było to celowym posunięciem. Wolałbym, by nie uważała nas za wrogów.
– Nie jestem pewna, czy to w ten sposób tworzymy sobie wrogów, ale to twoje zdanie... — stwierdziła Florentyna, rozglądając się wokoło ze znużeniem. Jej mina podpowiedziała Matthewowi, że wolałaby skończyć ten temat.
Przez moment Matthew nie miał pojęcia, jak ułagodzić księżniczkę, z desperacją rozejrzał się wokoło. Zobaczył Aspena, który najwyraźniej zbliżał się do nich, a Matthew przyjął to z ulgą. Może on coś zaradzi na dąsy księżniczki.
– Wasza książęca mość. — jego przyjaciel powitał Florentynę, zachowując również reguły etykiety i ukłonił się przed nią oraz ucałował jej dłoń. — Proszę o wybaczenie, ale mam nadzieję, że ktoś już pochwalił wasz dzisiejszy strój. Jaśnie pani, wyglądasz wprost magicznie.
Matthew odwrócił wzrok, przewracając oczami, gdy nie widzieli. Aspen i jego pochlebstwa.
Jego pochlebstwa jednak jak zawsze działały, bo Florentyna uśmiechnęła się, a jej policzki poróżowiały.
– Dziękuję, hrabio de Laderall — odezwała się, poświęcając Aspenowi swoją uwagę. — Miło jest usłyszeć takie komplementy, nawet i od ciebie.
Aspen zrobił minę, po chwili spoglądając na Matthewa, jakby chciał go o to dopytać.
– Przedstawiłem już księżniczce Amadeę. — zmienił temat, nie zamierzając się tłumaczyć przyjacielowi. — Jednak ona... Ona chyba...
– Uraziłeś ją, książę — oznajmiła Florentyna z powagą, której się nie spodziewał. — Nie dziw się więc, że się na ciebie dąsa.
– Doprawdy? — Aspen wydawał się zaskoczony, ale chyba bardziej tym, że Matthew obraził dziewczynę. — Więc co takiego powiedziałeś, że ją uraziłeś?
– Wyjaśniałem księżniczce sytuację, w jakiej ją spotkaliśmy... — zaczął, lecz Florentyna znów weszła mu w słowo.
– Opowiedziałeś to tak, jakby była waszą zdobyczą z polowania, a nie ofiarą. Jakby jej spotkanie naprawdę miało przynieść szczęście — stwierdziła. — Oczywiście, również nie zachowałam się należycie, bo uwierzyłam temu, co opowiedziała o niej jej królewska mość... A to ona dopiero wyraziła się o niej, jak o amulecie na szczęście...
Matthewowi nie za bardzo spodobała się ta informacja. A już miał nadzieję, że Liliver się opamiętała.
– Czyli oboje nie zachowaliście się najlepiej — uznał Aspen, Matthew słyszał rozbawienie w jego słowach. — Jestem ciekaw, czy Darian zachowuje się podobnie...
– Chyba będziecie musieli przekonać się o tym sami — oznajmiła księżniczka, dając im w ten sposób znak, że ich opuszcza. — Wasza książęca mość, hrabio de Laderall.
Florentyna pozdrowiła ich jeszcze skinieniem głowy, nie dając im możliwości odpowiedniego pożegnania jej, i opuściła ich, kierując się w sobie tylko znanym kierunku.
– Ledwo co ją poznała i już broni Amadei? — odezwał się Aspen patrząc na Matthewa. — To wygląda zaskakująco.
– Ale ma trochę racji — przyznał Matthew. — Nie powinienem mówić o Amadei, jak o łowieckim trofeum.
– Oh, Matthie... — westchnął Aspen, patrząc na niego z żalem. — Pamiętaj, nie przewidzisz wszystkiego. A zwłaszcza wobec tematów, które nie zostały wcześniej poruszone.
– Więc jak, według ciebie, mamy ją traktować? — zapytał Matthew, lekko poddenerwowany tą troską u przyjaciela. — Jak znajdę, która pojawiła się przypadkiem? Jak ofiarę, do której nie musiało dojść, a o którą powinniśmy się zatroszczyć? Czy jak boginkę, zwracając uwagę na jej nadnaturalność, ale nie widząc w niej człowieczeństwa?
– Jak chwilową podopieczną, która pewnego dnia wróci do swojego życia, zapominając o nas — odpowiedział Aspen. — Ona tak naprawdę nie ma powodów, by tutaj zostać. Zobaczysz, gdy z jej nogą będzie wszystko w porządku, odejdzie, nawet się o nas nie martwiąc.
Matthew skrzywił się na te słowa, uzmysławiając sobie, że nie do końca podobał mu się ten scenariusz.
A potem zobaczył coś, co jeszcze bardziej mu się nie spodobało.
Z ogrodowego zaułku wyszła Amadea w towarzystwie Ryana. Już prawie ucieszył się, że dziewczyna zmieniła zdanie i jednak wcale nie była na niego obrażona, gdy jednak ujrzał ją w towarzystwie własnego przyjaciela, poczuł się tak, jakby przywalono mu w brzuch.
Opamiętał się jednak, nie chcąc robić awantury. Z ponurą miną obserwował jak Ryan prowadził Amadeę do towarzystwa, prawdopodobnie przedstawiając ją. Wyglądała, jakby na siłę robiła dobrą minę. Albo naprawdę starała się być miła i kulturalna, bo uśmiechała się delikatnie i starała się uczestniczyć w rozmowach, pomimo że mogła nie wiedzieć, o co w nich chodziło.
– Matt. — jego uwagę odwrócił głos Aspena, który na dodatek potrząsał go za ramię. — Mam nadzieję, że nie planujesz nic głupiego. Masz taką minę, jakbyś chciał kogoś zamordować.
– Wcale, że nie — oburzył się, patrząc z niedowierzaniem na przyjaciela. Ale po chwili jego wzrok powrócił do Ryana i Amadei.
Zaprowadził ją do kogoś innego, a Matthew dopiero po chwili skojarzył sobie, że kobieta, z którą rozmawiali, była matką Ryana.
Lady Serina von Frudol tylko czasami udzielała się publicznie, gdy trzy lata temu po śmierci męża Ryan został głową rodziny i przejął tytuł ojca, ona pozostała w domu i pomagała synowi w prowadzeniu domostwa. Matthew wiedział jednak, że czasami Liliver zapraszała ją na dwór królewski, mając w pamięci to, że Serina była blisko z ich własną matką.
Teraz siedziała w towarzystwie dwóch innych szlachcianek, lecz gdy Ryan podszedł do nich, skupiła swoją uwagę na synu. Pozwoliła mu ucałować swój policzek, po chwili skupiając się na Amadei, gdy jej syn zapewne przedstawiał ją jej. Matthewowi wydawało się, że dziewczyna była skrępowana, a mimo tego dzielnie uczestniczyła w rozmowie.
Wydawało się, że lady Serina zaprosiła ich do swojego towarzystwa, bo po chwili Ryan i Amadea przysiedli się do jej stolika. Towarzyszki lady musiały wciągnąć ich do rozmowy, bo Amadea odzywała się co raz.
Według Matthewa Amadea bardzo dobrze sobie radziła z całą grą towarzyską. Wcześniej sprawiała wrażenie, że nie potrafiła się w tym odnaleźć, jednak teraz nie był już tego taki pewien. Ale może źle ją ocenił. Może jednak umiała lawirować wśród towarzystwa, w przeciwieństwie do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro