Rozdział 35
Ryan poprowadził Amadeę na piętro domu, ale nie była pewna, co było jego celem. Wspomniał jej, że pierwsze piętro zajmowały głównie sypialnie, więc podejrzewała, że może zaprowadzi ją do siebie.
– Pokażę ci twój pokój, w którym możesz się zatrzymać — oznajmił, prowadząc ją do jednych z wielu drzwi. — Bo naprawdę nie uwierzyłbym, że planowałabyś spędzać każdą noc w stajni jako zwierzę.
–Gdybym nie miała wyboru, to zapewne zrobiłabym tak — stwierdziła Amadea, mimo że nie miała ochoty na droczenie się z nim.
Ryan obrzucił ją spojrzeniem, jakby chciał się o to spierać, lecz nie powiedział nic. Otworzył przed nią drzwi i wpuścił ją pierwszą, jakby chciał, by zobaczyła wnętrze przed nim.
Amadea przystanęła po przekroczeniu progu, zaskoczona. Pomieszczenie okazało się salonem, a w każdym razie to pierwsze przyszło jej na myśl. Kanapa i dwa fotele otaczały prostokątny stolik, zajmując najwięcej miejsca. Po prawo zauważyła krzesło i stoliczek z lustrem, tuż obok drzwi prowadzących do drugiego pokoju.
Ryan wszedł do środka tuż za nią, podchodząc do stojącej w kącie komody i sięgając coś z niej. Zorientowała się jednak, że były to świeca i zapałki gdy zapalił knot i włożył ją w coś, co przypominało lampę.
– Te drzwi prowadzą do sypialni — powiedział, wskazując na zamknięte wrota. — Z tego co wiem, Katherine tu już twój bagaż...
Amadea pokiwała głową, wciąż rozstrzęsiona po rozmowie z lady Seriną. Nawet nie miała siły i ochoty, by w jakiś sposób okazać zainteresowanie jej obecnym miejscem zamieszkania.
Podeszła do kanapy i usiadła na niej ostrożnie, rozglądając się wokoło, ale bez większego zainteresowania. Widziała, że Ryan ją obserwował, ale nie wiedziała, jak miała rozpocząć rozmowę. Wyciągnęła do niego rękę, którą złapał po chwili i przyciągnęła go bliżej, zmuszając go, by usiadł obok niej.
Gdy Ryan to zrobił, objął ją ramieniem, zmuszając by przysunęła się jeszcze bliżej niego. Ale Amadei nie przeszkadzało to, z ochotą przytuliła się do niego, pozwalając, żeby Ryan objął ją.
– Podejrzewam, że mama nie powiedziała ci nic miłego — odezwał się po chwili, wyrażając na głos swoje myśli.
– Tak jak podejrzewałeś, wzięła mnie za twoją kochankę — odpowiedziała, patrząc na niego. — I nie uwierzyła mi, gdy oznajmiłam, że nie mamy żadnego romansu.
– Mnie zapytała o to samo — odparł, nie pozwalając jej odsunąć się choćby na milimetr, jakby w pocieszeniu dotykając jej włosów i twarzy. — A nawet... Posunęła się nawet do tego, że zapytała, czy potajemnie nie wzięliśmy ślubu.
– Co? — zapytała zaskoczona, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu przez tą myśl, przez teorię lady Seriny. — Nie.
– Tak — odparł, również uśmiechając się do niej. —Naprawdę to zasugerowała.
– Zaprzeczyłeś, prawda? — zapytała dla pewności. Ale jego mina nie była tego gwarancją. — Ryanie?
– A jak sądzisz? — mruknął, patrząc na nią.
Ryan uśmiechał się delikatnie, ale tajemniczo, jakby naprawdę powiedział matce coś, co nie było prawdą.
– Ja... Nie wiem — oznajmiła Amadea, patrząc na niego z zastanowieniem. — Chociaż... Nie, zaprzeczyłeś, przecież to pewne. To prędzej ja wymyśliłabym coś takiego, prędzej to ja powiedziałabym jej coś, żeby jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi.
Ryan roześmiał się cicho, słysząc to.
– Nie mów jej nic takiego, bo doprowadzisz moją mamę do prawdziwego zawału — poprosił. — Ale tak, zaprzeczyłem. Nie uwierzyła mi od razu i podejrzewam, że nadal nie wierzy.
– Było mnie nie całować tuż na jej oczach — odparła Amadea, mimo że w jej głosie nie było ani trochę zarzutu wobec niego.
– Nie wydawało mi się, żeby choć trochę ci to przeszkadzało — stwierdził, patrząc na nią z delikatnym uśmiechem i mrużąc oczy.
– Bo nie przeszkadzało — odpowiedziała. — Ale chyba nie było to odpowiednie, by całować mnie na oczach twojej matki... Wiesz, jednak wypadałoby utrzymać trochę prywatności...
– Postaram się o tym pamiętać przed następnym razem — oznajmił.
– I nadal będziesz się przed tym powstrzymywał? — zapytała, nie potrafiąc zapanować nad tym, że zabrzmiało to jak pretensja.
Ryan otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, ale nie powiedział nic. Na chwilę odwrócił od niej wzrok, jakby myślał o tym, co miał jej odpowiedzieć.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego się przed tym hamujesz — ciągnęła dalej, ale spokojnie, nie chcąc znów doprowadzić do dyskusji między nimi. — Przecież pocałowanie mnie nie byłoby żadnym... Przyrzeczeniem, że pomiędzy nami dojdzie do czegoś poważnego. To nie byłoby żadną obietnicą, że nasza relacja zakończy się czymś poważnym...
– To nie o to mi chodzi — odezwał się, nie potrafiąc skupić wzroku w jednym miejscu; raz patrzył na nią, raz odwracał wzrok. — To... Sądzę, że uzaleźniłoby mnie to. Jeżeli pocałowałbym cię raz, zapragnąłbym zrobić to znowu i znowu, ażnie byłbym w stanie funkcjonować... Łaknąłbym cię coraz więcej i mocniej, aż samo całowanie przestałoby mi wystarczyć, aż zapragnąłbym... Czegoś więcej. Dotykać cię, pieścić tak, aż doprowadziłbym cię do podobnego uzależnienia... Aż w jakiś sposób byłbym pewien, że pragniesz mnie tak mocno jak ja ciebie i nie byłabyś w stanie ode mnie odejść...
– Ryanie — westchnęła Amadea, nie potrafiąc wydusić z siebie czegoś innego.
Nie spodziewała się po nim takiego wyznania, nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, przez co patrzyła na niego bez słowa. Nie potrafiła jednak powstrzymać się przed wyobrażeniem sobie tego, co mógłby jej zrobić, gdyby spróbował pokonać własne granice.
– Ale nie mogę tego zrobić — kontynuował po chwili, patrząc na nią poważnym wzrokiem. — Nie mogę ci tego zrobić. Uzależnić cię tak bardzo, że zrezygnowałabyś z własnego życia dla mnie, że porzuciłabyś wszystko. Nie mogę tego zrobić, bo nie ma gwarancji, że nasza relacja przestałaby być tajemnicą, że nie musielibyśmy się z tym kryć. Nie zrobiłbym tego, jeśli przez cały czas musiałbym... Musiałabyś być moją kochanką, a nie... A nie moją żoną.
Amadea patrzyła na niego zaskoczona, nie potrafiąc znaleźć na to odpowiedzi. Chyba spodziewała się wszystkiego, ale deklaracja, że Ryan chciałbym się z nią ożenić, przechodziła wszelkie oczekiwania, które miała wobec ich relacji.
– Chciałbyś mnie... Za żonę? — zapytała cicho, niepewnie, patrząc na niego, nie dowierzając w to, co usłyszała.
– Oczywiście, że tak — odpowiedział od razu, patrząc na nią pewnie. — Inaczej po co spędzałbym z tobą tyle czasu, po co zacieśniałbym z tobą więzy? Amadeo... Wiem, że znamy się naprawdę krótko, ale od samego początku mam wrażenie, że ciągnie mnie do ciebie w sposób, którego nie potrafię zrozumieć. Nie potrafię odejść od ciebie na krok, cały czas o tobie myślę i martwię się o ciebie, a na samo wspomnienie o tym, że pewnego dnia naprawdę możesz odejść i zniknąć z mojego życia czuję taką rozpacz, że ostudzić ją może jedynie gwarancja, że jednak nie odejdziesz, że... Zostaniesz ze mną na zawsze.
– Ryanie — westchnęła znowu, niezdolna do powiedzenia czegoś innego.
Czuła się tak, jakby ktoś przywalił jej w głowę. Jego słowa wbiły się w nią, uświadamiając jej, że Ryan miał wobec niej poważne zamiary, pomimo wszelkich przeciwności, które stanęły pomiędzy nimi. A nawet pomimo tego, że dotąd ona sama nie przysięgała mu niczego.
– Ryanie — odezwała się, nie do końca jednak wiedziała, co chciała mu powiedzieć. — Załóżmy, że zostanę z tobą... Załóżmy, że zostałabym człowiekiem na zawsze...
– Nie zmuszę cię do tego — wtrącił natychmiast, jakby pamiętał to, co kiedyś powiedziała mu o utraceniu zwierzęcej postaci. — Jeżeli naprawdę jest to ciężka do podjęcia decyzja, to nie zmuszę cię, żebyś podejmowała ją od razu. Abyś zdecydowała tylko przez wzgląd na moje uczucia do ciebie...
– Daj mi skończyć, Ryanie — poprosiła, uśmiechającą się do niego delikatnie. — Więc, załóżmy, że jednak porzuciłabym zwierzęcą postać i została z tobą... I wyszła za ciebie... To czy byłoby to rozsądne, jeśli nadal ootaczałyby nas osoby, którym nasz... Związek nie pasuje? Matthew, Florentyna, a nawet i Liliver...
– Moja mama — dodał, uśmiechając się.— Amadeo, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie pasowałoby to. Ale jestem gotowy zaryzykować i naprawdę się tym nie przejmować, bo jeżeli miałbym wybrać pomiędzy zadowoleniem innych i byciem nieszcześliwym, a poślubieniem kobiety, która stała się dla mnie najważniejsza, a co za tym idzie zrobieniem z własnej osoby obiektu licznych plotek społeczeństwa, to naprawdę jestem gotów zaryzykować własną pozycję społeczną dla ciebie, dla tego, co do ciebie czuję. Amadeo, nigdy wcześniej jeszcze nie czułem do kogolwiek tego, co czuję do ciebie i mam nadzieję, że po tobie nie będzie żadnej innej.
– Ryanie — powiedziała, znów się powtarzając.
Jego wyznania tak bardzo nią wstrząsnęły, że nie była w stanie wypowiedzieć się logicznie.
Pełna świadomość tego, że Ryan myślał o niej poważnie, że miał wobec niej tak silne uczucia było takim zaskoczeniem, że nie była w stanie do końca w to uwierzyć. Czuła się otumaniona, jakby to, co jej powiedział było tylko jej wymysłem, jakby jego słowa w ogóle nie padły.
Amadea czuła, że miała ściśnięte gardło, a nadmiar emocji i myśli rozsadzał ją, pragnąc wydobyć się na zewnątrz. Chciała westchnąć, lecz zamiast tego z jej persi wydobył się szloch, a z jej oczu popłynęły łzy, dając upust temu wszystkiemu, co czuła.
– Amadeo. — Ryan patrzył na nią zaskoczony jej reakcją, ale znikąd uśmiechnął się lekko, przecierając łzy z jej twarzy i przytulając ją do swojej piersi. — Amadeo, to naprawdę nie jest powód do rozpaczy...
– Ja nie rozpaczam, Ryanie — wyjaśniła, uśmiechając się delikatnie, po chwili szlochając, co zaprzeczyło jej słowom. — Ryanie... Od naprawdę wielu lat jestem zdana tylko na siebie. Mówiłam ci, że straciłam kontakt z matką... Przez to nauczyłam się liczyć głównie na siebie, żyć bez wsparcia innych... I nagle poznaję ciebie, a ty troszczysz się o mnie jak o najwspanialszy skarb. I to jest dla mnie szokiem, to, że traktujesz mnie tak, jakbym stała się twoim głównym priorytetem, pomimo że twoi bliscy z chęcią pozbyliby się mnie z twojego otoczenia... Pomimo że tak naprawdę nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań...
– Amadeo — wszedł jej w słowo, ale uciszyła go.
– Ryanie. — uśmiechnęła się do niego. — Daj mi skończyć. Po prostu jest to dla mnie... Zaskoczeniem, że w tak krótkim czasie byłeś w stanie uznać, że pomimo wszelkich nieprzychylności ty nadal nie zrezygnujesz ze mnie... Nawet po tym, jak zachowywałam się wobec ciebie, po tym, jakie głupoty ci powiedziałam... To ty nadal nie masz mnie dość i na dodatek wyznajesz mi, że chciałbyś żebym została przy tobie... Już na zawsze.
– Widzisz? — odezwał się natychmiast. — Skoro wciąż zalecam się do ciebie, pomimo tych wszystkich różnych rzeczy, które mi powiedziałaś, to chyba jest to ewidentny dowód na to, że potrafię znieść twoje nagłe emocje i nieprzemyślane słowa.
– Ryanie, ja mówię poważnie — odparła poirytowana, widząc jego delikatny uśmieszek. — Zachowywałam się nierozsądnie, chcąc siłą zmusić cię do przyznania się do uczuć do mnie, byłam niecierpliwa...
– Więc chciałbym, żebyś przyjęła do to pełnej świadomości, Amadeo — odpowiedział, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie, tak, że oparła się o jego pierś, prawie że stykając się z nim twarzą. — Naprawdę bardzo mi na tobie zależy i nie zniósłbym myśli, że mógłbym w jakiś sposób doprowadzić do tego, że stracisz do mnie zaufanie. A jeśli naprawdę odeszłabyś ode mnie, zniknęłabyś z mojego życia, to prawdopodobnie z głupiej tęsknoty byłbym gotów ruszyć za tobą, żeby zmusić cię do powrotu. Bo odkąd pojawiłaś się w moim życiu, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że więcej cię w nim nie będzie,że miałbym powrócić do życia, w którym cię nie ma. I może zabrzmi to samolubnie, to nie pozwoliłbym ci odejść ode mnie, bo nie potrafiłbym znieść myśli, że nie ma cię przy mnie.
– Nie odejdę — zapewniła go Amadea, mając wrażenie, że cała się trzęsła. A może to przez jej dudniące w piersi serce, którego ruchy czuła. — Ryanie, zapewniam cię, że nie odejdę od ciebie. Teraz jestem tego pewna, że na razie chcę zostać z tobą... Bez względu na to, kto stanąłby między nami, bez względu na to, w jakie intrygi możemy zostać wplątani... Zostaję z tobą na tak długo, aż nie znudzimy się sobą.
– Uważasz, że się tobą znudzę? — zapytał, lekko wzburzony. — Amadeo, nawet tak o tym nie myśl. Moje uczucia do ciebie nigdy nie wygasną. Nigdy się tobą nie znudzę. Amadeo, moje serce należy do ciebie i mam nadzieję, że nigdy go nie zwrócisz. Rozumiesz? Jestem twój i byłbym zaszczycony, gdybyś i ty była moja.
– Jestem twoja — odparła natychmiast, znów czując, że się popłacze. — Jestem tego pewna, że jesteś dla mnie ważny i że nie odejdę od ciebie, nawet jeśli ktoś zmuszałby mnie do tego. Nie zrezygnuję z ciebie... Nie dam się tak łatwo zastraszyć.
Ryan uśmiechnął się, od razu pojmując, o co jej chodziło. Objął jej twarz dłońmi, po czym lekko nachylił w dół, całując ją w czoło. Po tym znów przytulił ją do siebie, obejmując ją, nie dając żadnych możliwości, by mogła uciec od niego.
– Spróbuję pomówić o tym z matką — powiedział po chwili, a Amadea nie od razu pojęła, o co mu chodziło. — Spróbuję przemówić jej do rozumu, że nie powinna... Grozić ci.
– I co jej powiesz? — zapytała z ciekawości. — Powiesz jej, że ma zmienić swoje nastawienie do mnie, bo może nie jestem twoją kochanką, ale nie znaczy to, że jestem dla ciebie obojętna?
– Nie wiem — odpowiedział, uśmiechając się lekko. A po chwili zmrużył oczy, jakby jednak coś wymyślił. — Albo... Jakoś jej to wytłumaczę. Coś wynajdę, by zmieniła nastawienie do ciebie.
Amadea popatrzyła na niego, marszcząc brwi w zdziwieniu. Podejrzewała jednak, że nawet jeśli zapytałaby, to Ryan nie odpowiedziałby jej. Pozostało jej więc czekać na rozwój wydarzeń, jedynie wierząc, że nie stanie się nic gorszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro