Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Zbierające się od kilku dni chmury w końcu dały upust zbierającemu się w nich deszczowi. Matthew podejrzewał, że musiało zacząć padać już w nocy, bo świadczyły o tym liczne kałuże i pojawiające się błoto na ziemistych ścieżkach.

To nie będzie przyjemny dzień. Westchnął i odwrócił się twarzą do jadalni. Nie był w niej sam, Aspen już pałaszował śniadanie, od czasu do czasu zerkając na niego, jakby pytając, co się dzieje. Ale Matthew nie był pewien, czy chciał o tym z nim rozmawiać.

– Przynieśli pyszne bułeczki mleczne — oznajmił Aspen, zwracając jego uwagę.

Matthew uśmiechnął się do przyjaciela, decydując się w końcu usiąść do stołu. Nie wziął się jednak za jedzenie, błądząc myślami gdzieś indziej.

– Co się dzieje, Matthie? —  Aspen nie wytrzymał, patrząc na niego z uwagą. — Chodzisz jakiś markotny od paru dni.

– Nie, wydaje ci się — zaprzeczył, nie będąc do końca pewien, czy chciał się tym dzielić.

– Matt, nie rób ze mnie głupca — powiedział Aspen, wciąż wpatrując się w niego. — Znamy się nie od wczoraj, potrafię więc poznać, kiedy coś cię dręczy.

Matthew westchnął, wiedząc, że nie do końca potrafiłby oszukiwać Aspena. Nie wiedział jednak, jak miałby wyznać mu wszystko, co od paru dni zamęczało jego umysł i duszę.

– Ona cię męczy — stwierdził po chwili Aspen, jakby samym spojrzeniem mógł przeskanować jego myśli.

– Ona? Tak, Liliver bywa nieznośna i natrętna, ale sobie radzę... — zaczął wyjaśniać Matthew, ale Aspen wszedł mu w słowo:

– Nie Liliver. Amadea.

Amadea. Samo wspomnienie jej imienia sprawiało, że wracały do niego wszelkie zamieszania, jakie zdążyła wywołać.

Ale było też coś jeszcze. Jej osoba fascynowała go i to nie tylko ze względu na jej odmienność. Chciał dowiedzieć się, jak wyglądało jej życie na co dzień, jak radziła sobie z życiem w lesie. Chciał dowiedzieć się, czegoś o jej przeszłości, o jej rodzinie. Chciał poznać ją o wiele lepiej, niż gdyby pozostali nawet przyjaciółmi...

– Matthie? — głos Aspena wyrwał go z tych fantazji. Patrzył na niego ze współczuciem i troską, jakby oglądanie go w takim stanie martwiło go. — Podoba ci się Amadea?

Matthew westchnął po raz kolejny. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu to samo pytanie zadał Ryanowi.

Ale Amadea... Tak, musiał to przyznać, że była ładną dziewczyną. Urodziwą. I nie miała w sobie tego zadufania i wyniosłej pewności siebie, które zauważał u innych panien. I może była choć trochę skromna, bo widział, jak onieśmielał ją przepych zamku.

Zaklął, gdy uświadomił sobie, co to wszystko mogło znaczyć.

Tak, podobała mu się Amadea.

– Och, Matthie — westchnął Aspen, jakby sam odpowiedział sobie na własne pytanie. A może pojął to po tym, jak Matthew zareagował. — I co ja mam teraz zrobić z wami dwoma?

– Z nami dwoma? — zapytał zaskoczony Matthew, a potem przypomniał sobie o Ryanie.

Aspen nie odpowiedział, bo ich uwagę zwróciło trzaśnięcie drzwi. Jak na zawołanie w jadalni pojawił się Ryan, mierząc Matthewa ponurym spojrzeniem.

– Dobrze, że jesteś — powiedział rozjuszony, podchodząc do stołu. — Mamy do pogadania.

– Tak? — zapytał głupio. Pierwsze co przyszło mu na myśl, to to, że Ryan właśnie podsłuchał rozmowę jego i Aspena. Ale czy zdołałby tak szybko pojąć, o co w niej chodziło?

– Tak — potwierdził jego przyjaciel, podchodząc bliżej i opierając się dłońmi o stół, nachylił się w jego stronę. — Czy ty w ogóle wiesz, w co wplątałeś Amadeę?

– O wilku mowa... — mruknął Aspen, poprawiając krzesło, jakby chciał mieć lepszy widok.

– W co wplątałem...? O czym ty mówisz? — zapytał, trochę nie nadążając.

– Jak się okazało, nie zainteresowali się nią tylko ze względu na jej dwojaką naturę — zaczął Ryan. — Nawet nie zgadniesz, co też wymyśliła twoja przyszła narzeczona.

– Kto? — zapytał głupio Matthew, naprawdę nie rozumiejąc, do czego on zmierzał.

– Florentyna — wyjaśnił. — Zaproponowała Amadei, że ta powinna cię poślubić zamiast niej.

Matthew nie odezwał się, z niedowierzaniem patrząc na Ryana.

Florentyna sugerowała Amadei, że powinna wyjść za niego za mąż. Przecież to brzmiało absurdalnie. Co Florentyna chciała tym zdziałać? Pomimo że na tę myśl Matthewowi zrobiło się cieplej w piersi...

– Dlaczego? — odezwał się Aspen, patrząc z uwagą na Ryana. — Przecież to nie Amadea zdecydowałaby o tym.

– Też jej to powiedziałem — ciągnął dalej Ryan. —  A ona twierdzi, że stałoby się tak, gdyby zmusiła ją do tego Liliver. A jednym z powodów, przez które Liliver wtrąciłaby się do tego, mógłby być jej brat, zazdrosny o Amadeę i o to, z kim spędza czas.

Spojrzenie, które wlepiał w Matthewa w pełni przekazało mu, kogo miał na myśli. Jego, oczywiście, że jego. Dariana nawet nie brałby pod uwagę.

– Nie mam żadnego wpływu na to, co robi Liliver... — zaczął, bo było to pierwsze, o czym pomyślał.

– Nie masz. Oczywiście, że nie masz — przyznał Ryan. — Ale nad własnymi uczuciami to już mógłbyś panować!

Ryan nie często wybuchał złością, czy to podczas awantur, czy przez rozjuszenie go. To też jego krzyk zaszokował Matthewa, który patrzył na niego w milczeniu. Aspen również nie dowierzał w wybuch przyjaciela, gapiąc się na niego z szeroko otwartymi oczami.

– Nie rozumiem, o co masz do mnie pretensje — stwierdził, w pełni pojmując, że Ryan również wiedział już o jego zauroczeniu Amadeą. — Chyba ty wiesz najlepiej, że nie można zapanować nad uczuciami.

– Tak, wiem — przyznał, trochę opanowując wściekłość. — W pełni rozumiem to, że nie można sobie od tego zaplanować, kogo się polubi. Ale zadurzenie się w sympatii własnego przyjaciela, to już chyba przesada!

– A ty? — wzburzył się Matthew, chcąc się bronić. — Z dnia na dzień nagle okazuje się, że się w niej zauroczyłeś, ale przecież w ogóle jej nie znasz! Jest dla ciebie zupełnie obca!

– Więc staram się to zmienić! — obronił się Ryan, patrząc na niego w szoku. — Spędzam z nią czas, rozmawiam z nią... Robię wszystko, by mi zaufała i dała się poznać. Ale nic z tego nie wyjdzie, jeśli i ty będziesz się wtrącał!

– A nie pomyślałeś, że może ja również chciałbym ją poznać?! — uniósł się Matthew. — Że nie jesteś jedyny, którego ona interesuje?

– W pełni to rozumiem — przyznał Ryan. — Tylko pytanie, czy ona interesuje cię przez jej odmienność, czy przez twoje zauroczenie nią. Bo jeśli nagle stwierdzisz, że chcesz się do niej zalecać, to ja na to nie pozwolę.

– A to niby czemu? — rozdrażnił się Matthew. Ryan patrzył na niego w szoku. — Spędziłeś z nią kilka miłych chwil i nagle stwierdziłeś, że jest tą jedyną i chcesz spędzić z nią resztę życia, przy okazji odganiając innych kandydatów. Przecież to brzmi absurdalnie!

– Ale na pewno nie tak absurdalnie, jak to, co ty robisz — przyznał Ryan. — Zaopiekowałeś się nią podczas przyjęcia, a gdy usłyszałeś, że JA mogę coś do niej czuć, zachowujesz się, jakbyś przypomniał sobie o zabawce, którą ci zabrano. Jakbyś nagle się obudził, że masz do niej jakiekolwiek prawo tylko przez to, że jesteś księciem.

– Jak śmiesz... — wypalił Matthew, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Jak w ogóle możesz tak o tym myśleć! Naprawdę uważasz, że myślę o tym w ten sposób?!

– Na pewno nie myślisz o niej w żaden logiczny sposób — uznał Ryan.

– Słuchajcie, a może to ja się z nią ożenię? — wtrącił się Aspen, zanim Matthew znów zaczął się bronić. — Przynajmniej obaj będziecie mieli spokój i nie będziecie się o nią kłócić.

Uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby to, co im zaproponował, było najwspanialszym pomysłem w jego wykonaniu. Matthew pomyślał sobie, że Aspen zwariował. Ryan za to obrzucił go takim spojrzeniem, jakby i on mu w czymś podpadł i szukał powodu do kłótni.

Ale najwyraźniej stwierdził, że nie chce dalej tego ciągnąć. Ryan westchnął, jakby chciał się opanować, po czym znów spojrzał po przyjaciołach takim wzrokiem, jakby pożałował odbytej kłótni.

Ruszył do drzwi, najwyraźniej chcąc ich opuścić, ale po chwili stanął, jakby o czymś sobie przypomniał.

– Wyjadę na jakiś czas do Dallres — oznajmił jeszcze Ryan, zerkając na nich przez ramię, zanim wyszedł. — Zobaczę się z mamą, sprawdzę, jak wygląda sytuacja w domu...

– A Amadea? — zapytał Aspen, już poważnej, zanim ten wyszedł.

Matthew również chciał o nią zapytać, o to, czy chciał ją zabrać ze sobą.

– Amadea... — powtórzył Ryan, w brzmieniu jej imienia usłyszeć można było żal. – Nie wiem, czy pojedzie ze mną. Chciałbym, żeby tak się stało... Ale decyzja należy do niej i tylko do niej. Może tu zostać. Może pojechać za mną. A może nawet odejdzie stąd, mając nas dość. Wcale by mnie to nie zaskoczyło.

Po tych słowach wyszedł, zostawiając Aspena z Matthewem samych. Popatrzyli na siebie, jakby chcieli skomentować zachowanie Ryana, jego nagłą decyzję, ale żaden nie wiedział jak.

Matthew pomyślał, że to nie może skończyć się dobrze. Ktoś z nich będzie poważnie cierpieć, ale on nie wiedział jeszcze kto.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro