Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11


Dla Matthewa widok zbierających się szarych chmur za oknem nie był przyjemnym obrazem, który wprost kłócił się z całym zastawionym stołem śniadaniowym przy którym siedział.

Gdy dotarł do jadalni widok dań ścisnął mu żołądek, przypominając o tym, że opóźnianie posiłku nigdy nie miało dobrych skutków.

Ale najwidoczniej nie był jedynym, bo zauważył cztery nakrycia zamiast jednego, co dało mu na myśl, że jego przyjaciele również pominęli śniadanie. Przez moment był zadowolony, że spożyją je wszyscy czterej, lecz gdy nie      pojawili się tuż po nim, zwątpił w to.

On, Darian, Ryan i Aspen spożywali razem posiłki już od dobrych paru lat, wykorzystując ku temu każdą okazję, gdy wszyscy czterej przebywali w jednym miejscu. Działo się tak od czasów, gdy byli nastolatkami i mieszkali na królewskim zamku; tradycja ta nie zginęła nawet wtedy, gdy dorośli i rozjechali się na własne ziemie i dworki.

– Matthie. — znajomy głos wyrwał go z rozmyślań, a gdy obejrzał się w stronę wejścia zobaczył Aspena.

Wyglądał na wypoczętego, uśmiechając się do niego na powitanie. W porównaniu do Matthewa, Aspen nigdy nie odczuwał żadnych wpływów ze zmiany pogody.

– Czyżby dla Ryana wczorajsze przyjęcie   okazało się aż nazbyt pasjonujące? — zapytał Aspen, siadając uśmiechając się znacząco.

– Przecież tam nie było alkoholi — zauważył Matthew.

– Nie to miałem na myśli — stwierdził, nadal uśmiechając się dwuznacznie, przez co dopiero po chwili Matthew załapał jego uwagę. — Widziałem, że w pewnym momencie przyczepił się do naszej niezwykłej znajdy i nie odstępował jej na krok...

– To nie oznacza, że to musiało się tak skończyć...  — oburzył się Matthew, lecz przerwał mu dźwięk zamykanych drzwi.

– Mówicie o Ryanie i białowłosej pannie?  — wtrącił się głos, po którym rozpoznał Dariana.

Jego brat dołączył do nich przy stole; Matthewowi od razu rzuciło się w oczy to, jak bardzo niedbale wyglądał. Włosy miał nieuczesane, sterczały w różne strony. Koszula, pomimo że wyglądała na świeżą, była pognieciona, krzywo wsunięta w spodnie sterczała mu na biodrze. Darian jednak nie zwracał na nią uwagi, nakładając sobie jajek i uzupełniając kielich wodą.

– Widziałem ich, w pewnym momencie — oznajmił, patrząc na nich. — Spacerowali wśród gości niczym nierozłączni.

– Chyba przedstawił ją lady Serinie — dodał Matthew, nie potrafiąc ukryć ponurego tonu.

– A ta zapewne zamęczyła ich swoimi pretensjami do Ryana — podsumował Aspen, poświęcając uwagę jedzeniu. — Ciekawe, jak zniosła to Amadea...

– Nie wyglądała na umęczoną, gdy ich spotkałem — stwierdził Matthew. Starał się brzmieć jak najniewinniej, byle tylko nie usłyszeli w jego głosie, że to go interesowało. — Była raczej... Zadowolona. Rozpromieniona.

– Doprawdy? — wypalił Aspen, patrząc na niego znad talerza z niedowierzaniem. Jakby dziwił się jego słowom.

– Na pewno nie stało się tak przez spotkanie lady  Seriny — wtrącił Darian, jakby nie zauważył tej zmiany w rozmowie. — Przecież wiecie, że każdy kto ją spotka od razu traci całą pozytywną energię życiową.

Matthew i Aspen popatrzyli na niego z niedowierzaniem. Aspen prychnął, uśmiechając się z przekąsem. Matthew wydał z siebie krótki śmiech na wspomnienie ich starej teorii, według której lady Serina miała nadnaturalną moc, przez którą wysysała z człowieka wszelkie szczęście, zadowolenie i dobre nastawienie.

– Z jakiegokolwiek powodu była rozpromieniona, to najmniejszy problem — uznał Aspen, patrząc na nich. — Wygląda na to, że wróciła do pełni zdrowia.

– Można tak to ująć — wtrącił Matthew. — Medyk sądzi, że z jej nogą wszystko jest w porządku, rana musi się tylko zagoić. Może w kilka tygodni wróci do normalnego stanu. Chociaż wciąż powinna ją oszczędzać.

– Tak... — mruknął Aspen. — Więc może zostanie do końca kuracji na zamku. A potem? Wróci do lasu?

– Tak twierdziła — odpowiedział mu. — W każdym razie gdy ostatnio z nią rozmawiałem. I o ile Liliver pozwoli jej opuścić dwór.

– O ile Amadea wciąż będzie tego chcieć. — Aspen popatrzył na niego znacząco. — Może zechce tu zostać... Ze względu na pewne zmiany, które zajdą... Lub zaszły.

Matthew popatrzył na niego, jakby chciał go pośpieszyć do jaśniejszego wyjaśnienia, mimo że podejrzewał, do czego on zmierzał. Aspen jednak milczał, jedynie robiąc minę, która potwierdziła domysły księcia.

Nie dokończyli rozmowy, gdy nagle zjawił się Ryan, głośno trzaskając drzwiami i pogwizdując z zadowolenia. Uśmiechnął się uradowany, gdy dołączył do nich przy stole, witając ich kiwnięciem głowy.

Usiadł na ostatnim wolnym miejscu, jeszcze nie biorąc się za jedzenie, jedynie przyglądając się im z beztroską. W Matthewa uderzyło to, jak elegancko wyglądał: koszula wsunięta w spodnie,  kamizelka równo zapięta, włosy ułożone. Jakby uznał, że jednak warto ubrać się przyzwoicie.

– Widzę, że ktoś tu miał zadowalającą noc — skomentował Aspen, mierząc go spojrzeniem.

– Skądże — odpowiedział Ryan, przez chwilę zajęty nakładaniem sobie jedzenia, dopiero potem zwracając uwagę na przyjaciela. — Nic takiego się nie wydarzyło. W porównaniu co do niektórych...

Obrzucił Dariana spojrzeniem, jakby potrafił stwierdzić, jak najmłodszy z nich spędził noc. Ten podłapał to spojrzenie, uśmiechając się szelmowsko.

– Po prostu jesteście zazdrośni — oznajmił Darian, wciąż się uśmiechając.

– Niby o co? — zapytał podburzony Aspen. Matthew widział jednak, że podśmiewał się delikatnie. — O to, że każdą noc spędzasz z inną panną? Czy o to, że uganiasz się za każdą panną, by i tak ją porzucić?

– O to, że mam tak bogate życie towarzyskie — stwierdził z dumą w głosie Darian.

Aspen nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Matthew również roześmiał się, słysząc to stwierdzenie z ust brata. Ryan jako jedyny opanował swoją reakcję, z politowaniem wobec przyjaciół kręcąc głową.

– W żadnym wypadku nie jestem zazdrosny o twoje bogate życie towarzyskie, jak to określiłeś — odezwał się Aspen, gdy już się uspokoił. — Podejrzewam jednak, że Ryan bardzo chciałby ci dorównać.

Ryan spojrzał na niego w szoku.

– A to niby po czym wysnułeś takie podejrzenia? — zapytał, a Matthew poznał, że powstrzymał się przed uniesieniem głosu.

– Rozmawialiśmy już o tym z Matthim — zaczął Aspen. Matthew obrzucił go spojrzeniem, jakby w prośbie, by go w to nie mieszać. — Podczas przyjęcia w pewnym momencie przyczepiłeś się do Amadei, i chyba nie za bardzo chciałeś ją opuścić.

– Oh? — prychnął Darian, patrząc na niego, jakby coś go ominęło.

– Po prostu służyłem jej za towarzystwo — stwierdził spokojnie Ryan, nawet nie odwracając wzroku od jedzenia. — Nikogo tutaj nie zna, oprócz nas.

– Racja — przytaknął Aspen. — Lecz musisz nam to przyznać, że zachowanie trochę wykraczało poza typowe traktowanie znajomych...

– Podoba ci się Amadea? — wypalił nagle Matthew, nie mogąc już znieść domysłów Aspena.

Darian zakrztusił się jedzeniem, słysząc tak bezpośrednie pytanie. Aspen popatrzył na niego, z szoku wybałuszając oczy, najwyraźniej nie tego się spodziewając.

Matthew jednak nie zwracał na niego uwagi, z uporem wpatrując się w Ryana i oczekując odpowiedzi. Przez chwilę parała w nim nadzieja, że Ryan zaprzeczy, wszystko wróci do normalności i nie będzie więcej musiał oglądać tego, co zaczęło się rodzić między jego przyjacielem a Amadeą.

Ale gdy zobaczył jego minę, ta nadzieja zgasła natychmiastowo.

Zadurzony jak dziecko.

Te słowa powróciły do Matthewa, gdy zobaczył minę przyjaciela. Ryan przez chwilę zmieszał się, jakby nie wiedział co powiedzieć. Odwrócił wzrok, jakby nie mógł znieść jego spojrzenia, ale Matt zauważył ten delikatny uśmieszek, który błądził po jego ustach, jakby w pełni uświadomił sobie swoje uczucia. Jakby dopiero teraz w całości je zrozumiał.

Najwyraźniej musiał sobie przypomnieć, że siedział w ich towarzystwie, bo Ryan opanował się, niepewnie patrząc po swoim przyjaciołach. Aspen przyglądał mu się z uwagą, jakby chciał zobaczyć, do czego doprowadzi jego gdybanie. Darian powrócił do śniadania, jedynie co jakiś czas zerkając na nich.

– Więc podoba ci się Amadea, czy nie? — powtórzył z uporem Matthew, chcąc to usłyszeć na głos.

– A nawet gdyby tak było, to co? — zapytał Ryan, odzyskując pewność siebie. — Zabroniłbyś mi się do niej zalecać?

Matthew otworzył usta, lecz po chwili je zamknął; nie wiedział co powiedzieć. Gdyby to potwierdził, wygłupiłby się tylko. Nie miał żadnych praw, by zabronić tego Ryanowi. Nie mógłby jednak na to pozwolić, nie potrafiłby codziennie oglądać Amadei ze swoim przyjacielem.

– Skąd wiesz, że w ogóle coś tego wyjdzie? — zapytał, unikając pytania Ryana. — Że w ogóle ona będzie cię chciała?

– Nie wiem — odpowiedział Ryan, a Matthewa zabolało w środku, gdy usłyszał jego głos, tak przybity i zrezygnowany. — Ale czy to sprawia, że nie mogę się do niej zalecać? Że nie mogę spróbować?

– Ale gdy jej się polepszy, ona odejdzie... — zaczął Matthew, ale uświadomił sobie, że to nie jest dobry argument. — I co? Zostaniesz ze złamanym sercem.

– Skąd wiesz, że odejdzie? — odparował Ryan. Darian i Aspen jedynie przysłuchiwali się tej słownej potyczce. — A może tu zostanie? Może... Może... 

– Czy ktoś w ogóle wie, na jakiej zasadzie ona się  przemienia? — wtrącił Darian, zwracając na siebie uwagę. — Czy po prostu debatujemy nad tym, że Ryan jest zauroczony odmieńcem, zwierzęciem przyjmującym ludzką postać?

– Jestem zauroczony Amadeą — poprawił go podburzony Ryan.

– Ryan, on ma trochę racji — stwierdził Aspen, patrząc na przyjaciela. — Trzeba na to patrzeć realistycznie. Jest dziwną istotą, zmieniającą się z konia w dziewczynę. Zadurzyłeś się w dziewczynie, ale jaką masz pewność, że zostanie taka na zawsze? Na Sederę, my nawet nie wiemy nic o tym, na jakiej zasadzie ona jest człowiekiem. Czy taka się urodziła? Czy może ją przeklęto? Czy może używa jakiś czarów? Sądzę, że właśnie tego wypadałoby się najpierw od niej dowiedzieć.

– A potem co? — zapytał zrezygnowany Ryan. — Dostanę wasze błogosławieństwo i będę mógł zacząć zaloty?

– Dokładnie tak. — Aspen wyszczerzył do niego zęby, na co Ryan przewrócił oczami. — No, już, spokojnie. Może nie pójdzie tak źle, i za rok będziemy planować oświadczyny.

Matthew zakrztusił się na te słowa, Darian parsknął śmiechem. Ryan jedynie trochę się rozchmurzył, uśmiechając się krzywo.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro