✨1✨
Nikt się nie spodziewał ja też ale znalazłam tą książkę u siebie i postanowiłam że może ją wkońcu dokończę. Więc oto początek tej tajemniczej historii ❤️
(Niespodzianka BlackWolfSQ)
Za górami za lasami w niedalekim mieście żyła pewna rodzina królewska. Nie różnili się niczym od pozostałych puki nie urodził im się dziedzic tronu. Każdy kto tylko ujrzał małego chłopczyka zakochiwał się na zabój. Jego złote oczęta cały ród uznawał jako dar od Boga i błogosławieństwo. Oczywiście nie tylko to miał wyjątkowe, ponieważ jego cera była blada niczym świeży, nietknięty i czysty jak łza śnieg, a włosy srebrno-siwe co tylko podkreślało jego niespotykaną urodę.
Cała szlachta gdy odwiedzała królestwo pragnęła podarować najcenniejszy podarunek dla dziecka, ponieważ panowała pewna legenda o dziecku. Z racji iż jego oczy były złote niczym łza każdy kto złożył jemu pokłon lub swój najcenniejszy podarunek otrzyma to czego skrycie pragnie najbardziej.
Za każdym razem legenda się sprawdzała więc królewskie audiencje do królewicza nigdy się nie kończyły. Dla króla bardzo się to podobało więc zaczął traktować swoje dziecko jak jego najcenniejszy skarb co ograniczało jego dzieciństwo. Królowa niestety gdy miał rok umarła na chorobę która tykała tylko szlachtę.
Tajemnicza choroba powodowała nagłe duszności. Akcja serca zatrzymywała się po kilku minutach. Niestety lekarze nigdy nie odkryli co powodowało nagły atak zatrzymania akcji serca. Pewna starsza pani powiedziała, że powodem tajemniczej choroby jest zakochanie się na zabój w osobie o mrocznej przeszłości i braku powiązania z królewską krwią. Została uznana jednak za chorą psychicznie i została skazana na karę śmierci.
No tak zapomniałem wam powiedzieć, gdzie moje maniery. Nazywam się Erwin Knuckles i jestem tym słynnym księciem o którym wam opowiadałem.
Tak jak wspominałem wcześniej po śmierci mojej matki król dostał bzika na moim punkcie. Nie mogłem mieć kontaktu z nikim poza osobami które mi wyznaczył. Na każdym kroku, nawet w zamku musiałem być przynajmniej w obstawie 2 ochroniarzy.
Moją przyjaciółką była Heidi Bunny, jej ojciec był prawą ręką mojego ojca więc była na wpół szlachcianką. Tak naprawdę pochodzili z miasta, ale król nadał im miano szlachty. Kui był dla mnie jak wujek którego nigdy nie miałem co niezmiernie mnie cieszyło.
Poza Heidi tak naprawdę nie znałem nikogo innego. Nikt ze służby czy straży nie posiadał dzieci więc ojciec nie pozwalał mi wyjść poza tereny bram zamku, aby poznać inne osoby. Nie mówię, że Bunny jest złą przyjaciółką bo jest naprawdę wspaniała! Lecz chciał bym też mieć przyjaciela i pogadać z nim o męskich sprawach. Z dziewczyną zazwyczaj gadamy o ubraniach, kosmetykach.
Kiedyś gdy się nudziliśmy Heidi dla nudów chciała mi zrobić czerwone kreski pod moimi oczami co wychodziło jej tragicznie. Co chwile je zmazywała i wściekała się, że nie wychodziły idealnie. Zrezygnowany zabrałem od niej kredkę i starannie patrząc w swoje odbicie zrobiłem kreski. Gdy je ujrzała zakochała się w nich od razu. Sam musze przyznać, że podobały mi się więc do tej pory je robiłem.
Aktualnie siedziałem w swojej komnacie i patrzyłem z balkonu na swoje miasto. Bardzo uwielbiałem to robić szczególnie w nocy. Gdy na świecie było już ciemno, a księżyc wraz ze światłami oświetlał wszystkie budowle budziła się przestępczość. Ojciec zawsze mnie przed nimi najbardziej chronił. Po śmierci mamy nawet w dzień jednak nie mogłem opuszczać terenów zamku nawet ze strażą.
- Wasza wysokość - usłyszałem za sobą cichy głos jednej ze służących - Król raczy widzieć księcia w swojej komnacie - mówiąc to ciągle patrzyła w podłogę gdyż nikt kto nie jest szlachtą nie miał prawa patrzeć na rodzinę królewską.
- Dobrze dziękuję - odpowiedziałem jej idąc w stronę drzwi przy których się znajdowała.
Zapukała dwa razy w drzwi które zostały natychmiast otworzone przez straż. Ruszyłem w stronę komnaty mojego ojca, a za mną straż.
Czasem mam wrażenie, że król przesadza bym nawet po zamku był pilnowany przez straż. W końcu co złego może się stać skoro i tak na każdym kroku stoją uzbrojona straż.
Gdy wrota zostały otworzone ruszyłem w stronę balkonu na którym się znajdował.
- Wzywałeś ojcze - ukłoniłem się przed nim po czym nasz wzrok spotkał się ze sobą.
- Synu mój jedyny - mówiąc to przytulił mnie mocno do siebie co lekko mnie zdziwiło, lecz oddałem uścisk - Gdybym tylko mógł zrobił bym to sam lecz mam za dużo obowiązków i spraw na głowie. Niestety zostałem poproszony by nasz ród zaszczycił mieszkańców królewską audiencją, a z racji że jesteś księciem muszę cię tam wysłać samemu - mówił to z wielkim bólem w sercu.
Ta wiadomość uszczęśliwiła mnie niezmiernie gdyż nie byłem w mieście od śmierci mojej matki, a mam już 18 lat.
- Nic się nie dzieje ojcze poradzę sobie - odsunąłem się od niego i uśmiechnąłem na co łza szczęścia wyleciała z jego oczu.
- Sophie była by z ciebie teraz taka dumna - również uśmiechnął się w moją stronę.
Po krótkiej rozmowie ruszyłem do swojej komnaty, a szaty w których miałem jechać czekały już w mojej garderobie wraz z koroną przygotowaną specjalnie na takie okazje. Nie czekając chwili dłużej założyłem na siebie strój oraz koronę dumnie patrząc na swoje odbicie w lustrze. Oczywiście nie mogło zabraknąć moich kresek które wymagały poprawienia.
Gdy byłem już gotowy ruszyłem wraz ze strażą do czarnej limuzyny. Przed moim pojazdem oraz za jechały uzbrojone oraz pancerne pojazdy w których znajdowała się straż królewska mająca na celu mnie chronić.
W moim pojeździe było pełno słodkości oraz picia więc skusiłem się jedną z czekoladek. Z zachwytem podziwiałem zza przyciemnianych szyb miasto i mych poddanych. Ciekawe czy będę mógł poznać kogoś w moim wieku? Może nawet być starszy oczywiście! Po prostu chciał bym poznać jakiegoś chłopaka i może się z nim zaprzyjaźnić. W końcu kto by nie chciał się przyjaźnić z księciem i to w dodatku błogosławionym przez samego Boga Mariana.
Oczywiście wiem, że trudno będzie mi poznać kogoś kto będzie się przyjaźnić ze mną nie ze względu na moje pochodzenie a charakter.
Pov ???
- Błagam czy wy możecie przestać się lizać na każdym kroku - wykrzyczałem zirytowany w stronę Carbo i Capeli.
- Co się spinasz Grzechu - odpowiedział Capela trzymając na swoich kolanach Carbo.
- Znalazł byś sobie wkońcu może dziewczynę co? Jak tam z Mią podobno jesteście razem - zapytał się mnie San wraz z Hankiem.
- Po pierwsze nie jestem już z nią, zwykła szmata która chciała mnie zaciągnąć do łóżka - popatrzyłem na Hanka odpowiadając na jego pytanie - A ty Sam doskonale wiesz żadna mnie nie chce - odparłem z teatralnym westchnieniem.
Po moich słowach każdy w pomieszczeniu roześmiał się co mnie zirytowało.
- Tak tak żadna cię niechce, to dlatego byłeś z każdą możliwą w tym mieście? - wydusił z siebie przez śmiech David klepiąc po ramieniu Labo który również nie mógł już dłużej stłumić w sobie rozbawienia.
- Bardzo śmieszne - wyburczałem oburzony w stronę moich przyjaciół.
- Może ty poprostu lubisz chłopaków Monte - odparł w moją stronę Vasquez na co wytrzeszczyłem oczy z niedowierzania.
- Powaliło cię? Nie kreci mnie cudzy penis tylko ładne i zgrabne ciałko, oczywiście jędrne by było można je przyjemnie ściskać - dałem upust swojej wyobraźni o idealnej kobiecie z moich snów na co każdy kazał mi się przymknąć, bo to obrzydliwe.
- Chłopaki! - wbiegł do nas Dia trzymając gazetę w rękach - Do miasta dziś przyjeżdża książę Erwin!
- Naprawdę?! - każdy nagle wstał i pobiegł do swojego pokoju co mnie zdziwiło.
Po pięciu minutach każdy miał ze sobą swoje najcenniejsze skarby.
Im już do reszty odwaliło?
- Zostaw mnie ty debilu! - usłyszeliśmy za sobą krzyk Carbo więc odwróciliśmy się ciekawsko.
- Ale trzeba podarować mu swój najcenniejszy skarb, a moim jesteś ty - odpowiedział dumnie Capela trzymając swojego chłopaka na rękach.
- Tu chodzi o rzeczy, a nie człowieka! - wydostał się z jego uścisku na co wszyscy się zaśmialiśmy.
Wszyscy wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę rynku w którym wręcz roiło się od straży królewskiej, oraz policji.
Moi przyjaciele poszli gdzieś by oddać swoje klejnoty i inne błyskotki na jakiś dar dla księcia.
Gdy miałem już wracać do domu zrezygnowany ujrzałem chłopaka o bladej cerze i siwych włosach. Chyba jakiś nowy bo nigdy go nie widziałem.
Na głowie nosił koronę która była ozdobiona najróżniejszymi brylantami i diamentami. Pewnie on też przyszedł oddać to na podarunek.
Gdy widziałem że stoi z boku, a nikt ze straży nie obserwuje tego terenu pociągnąłem go przykładając rękę do jego ust by nie krzyczał.
Trochę to niepokojące i dziwne lecz był taki lekki, że bez problemu wziąłem go na ręce przytulając blisko do siebie ciągle trzymając rękę na jego wargach.
Słyszałem za sobą sygnały policyjne oraz wiele stukotów obuwia straży królewskiej. Po kilku minutach uciekłem im kierując się w stronę naszego domu.
Byłem z siebie dumny, że uciekłem z taką łatwością takiej ilości osób i to trzymając na rękach tego tajemniczego przystojniaka. Zaraz co ja właśnie pomyślałem? Chyba od tego nadmiaru adrenaliny coś mi się poprzestawiało w mózgu.
Przywiązałem go do krzesła i podziwiałem koronę która należała do niego lub była kradziona.
- Nawet niewiesz jakich problemów sobie narobiłeś w tym momencie - westchnął oburzony siwowłosy.
- Problemy to zaraz narobisz sobie ty malutki jeżeli się nie przymkniesz - przewróciłem oczami i poszedłem poszukać jakiejś szmatki lub chusty.
Padło na moją czarna chustę na której była wymalowana czaszka.
- Tak na wypadek gdybyś jednak postanowił się wydzierać - podszedłem do niego i zawinołem dookoła buzi by nie mógł nic mówić.
- Jesteśmy! - usłyszałem za sobą krzyk Labo co oznaczało, że już wrócili.
- Chodźcie szybko do salonu musicie coś zobaczyć! - wykrzyczałem w ich stronę i z satysfakcją oczekiwałem na ich relacje.
Stanołem dumnie z koroną w rękach, a przy mnie siedział ten tajemniczy mężczyzna który patrzył z przerażeniem na otwarte drzwi.
Gdy przyszli ciekawsko nie widziałem ucieszonych min. Wszyscy byli zszokowani i przerażeni gdy go zobaczyli.
- Czy ciebie do reszty podobało Grzechu! - wykrzyczał w moją stronę Dia odrazu kierując się w stronę krzesła i odwiązując chustę - Wasza wysokość - po jego słowach uklęknął spuszczając swój wzrok z jego złotych ślepi co uczyniła i reszta.
- Was porąbało? To ja się tu męczę w porwaniu jakiegoś chłopa który miał drogocenną koronę gdy wy się leniliście i oddawaliście hołd jakiemuś bożkowi?
- Ty debilu - podszedł do mnie Vasquez wyrywając mi z rąk koronę - Porwałeś Księcia Erwina Knuckles'a - podszedł do niższego i założył mu koronę na głowę - wasza własność.
- Dziękuję - tajemniczy książę odezwał się w końcu, a mnie wmurowało.
Miał taki spokojny, melodyjny głos. Mógł bym go słuchać godzinami. Znaczy co ja gadam?!
Po kilku minutach długich dyskusji na temat co zrobimy z naszym złotookim księciem doszliśmy do wniosku, że bezpieczniej będzie jak zostanie z nami dopuki nie wymyślimy planu jak go oddać w ręce władzy przy okazji nie trafiając na krzesło elektryczne.
Za oknami było już późno więc każdy skierował się do swoich pokoi. Niestety lub stety padło na to że musiałem oddać swój pokój dla Erwina. Bo wkoncu to przeze mnie tu trafił.
Usiadłem na swoim łóżku obserwując niższego mężczyzne który stał i nie wiedział co z sobą zrobić.
- Co tak stoisz? Przecież nie gryzę - wywróciłem oczami czym przykułem jego złote ślepia.
- Jakiego zachowania oczekujesz? Porwałeś mnie - odpowiedział z powagą która mnie śmieszyła do tego stopnia, że wybuchłem śmiechem.
Chłopak patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem nie rozumiejąc co śmiesznego powiedział.
- Przepraszam, ale ta twoja powaga rozwala mnie - wydusiłem z siebie ledwo biorąc głębokie oddechy by się uspokoić.
Gdy już się opanowałem popatrzyłem na niego od góry do dołu. Nie powiem, że ciekawiło mnie jak wygląda jego ciało bez tych szat które miał na sobie.
- Masz zamiar spać w tym stroju - zapytałem się co spowodowało zdezorientowanie mężczyzny który popatrzył na swój strój. Chyba dopiero zdał sobie sprawę z tego że nie jest przebrany.
- Nie mam w co - odburknął lekko zawstydzony co nie umknęło mojej uwadze.
Wstałem czym lekko przestraszyłem chłopaka bo podskoczył w miejscu. Poszedłem do swojej szafy wyjmując duża szara bluzkę.
- Masz - rzuciłem w jego stronę część ubioru siadając na łóżku i oczekując na jakiś ruch - Nie przebierasz się?
- Teraz - odpowiedział lekko zmieszany na co przewróciłem oczami.
- Nie jutro wiesz? - odburknąłem sarkastycznie.
- To nie patrz się... - wydusił z siebie zawstydzony co było urocze.
- Nie ma problemu wasza wysokość - ostatnie słowa specjalnie zaakcentowałem zamykając swoje powieki.
Gdy słyszałem jak zaczyna zdejmować z siebie ubrania lekko otworzyłem oczy i zagryzłem swoją wargę z podniecenia.
Jego ciało było wręcz idealne. Nie było nic do czego mógł bym się przyczepić. Co raz bardziej ciekawiło mnie jak miękka jest jego skóra.
Cały czas obserwowałem jak wywija swoim pięknym ciałem nakładając na siebie moją koszulkę która dosłownie zwisała na nim. Wyglądał tak pięknie, że rumieniec wkradał się na moją twarz.
Nie mogąc wytrzymać wstałem i pociągnąłem go w stronę ściany tak, że się o nią opierał a ja miałem ręce ułożone po dwóch stronach jego głowy.
- Słodko wyglądasz w mojej koszuli malutki - wymruczałem w jego stronę powodując rumieńce na jego białych policzkach - Tylko wolał bym cię bez niej wiesz? - mówiąc to moja ręka zsuwała się po jego lekko umięśnionych plecach do najciekawszej rzeczy którą były aktualnie jego pośladki.
Gdy byłem już blisko nich chłopak nie wytrzymał i cały w rumieńcach wyrwał się z mojego objęcia odpychając mnie i stając przy łóżku.
- Rozkazuje ci opuścić ten pokój! - odburknął cały zawstydzony swój słodkim głosikiem zakrywając rękami swoje policzki.
- Jak sobie życzysz panie - wyszedłem za drzwi i oparłem o nie głowę znów zagryzając swoją wargę.
Matko jaki on jest idealny i seksowny... Westchnąłem cicho i dopiero teraz zauważyłem zdezorientowanego Carbo z Capela którzy zaprzestali się lizać i patrzyli na mnie dwuznacznie ruszając brwiami.
- Spierdalajcie - odburknąłem w ich stronę lekko zawstydzony i skierowałem się w stronę salonu by spać na kanapie.
Erwin pov
Gdy brunet opuścił pokój opadłem na łóżko cały zawstydzony. Serce waliło mi jak szalone, a ja nie rozumiałem dlaczego.
Co jest nie tak z tym chłopakiem? Najpierw mnie porywa, potem grozi, a teraz jagby nigdy nic mnie podrywa? Ygh!! - odburknąłem zirytowany i wtuliłem się w jedną z poduszek.
Czując na nich jego zapach wtuliłem się w nią bardziej. Co się ze mną dzieje? Od kiedy podobają mi się mężczyźni? I to w dodatku jakiś przestępca! Mi to chyba do reszty odbiło...
Eh... Mam już dość jestem zmęczony. Dosyć emocji i wydarzeń jak na jeden dzień. Ciekawe czy tata się trzyma...
Wszedłem ostrożnie pod kołdrę okrywając się nią i odstawiając poduszkę na swoje miejsce wtuliłem się w miękki materiał który pachniał jego perfumami.
Po kilku sekundach oddałem się w krainę słodkich snów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro