Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Teleskop

– I tak to właśnie wyglądało – zakończyła posępnie.

Judyta słuchała w skupieniu, marszcząc czoło.

– Kiedy to dokładnie się stało?

– Jakoś pod koniec lutego.

– Od tego czasu wysiadasz na Torfowej?

Oliwka przytaknęła, a wtedy staruszka zawołała z wyrzutem:

– I nic nie mówiłaś?

Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę i zarumieniła się.

– Oni chyba faktycznie nie chcieli mi nic zrobić, zwyczajnie się wystraszyłam. Gdyby ten chłopak nie przyszedł... Pewnie prysnęłabym łysemu gazem, a potem... Nie wiem, co by było dalej. Przecież stała ich tam cała banda.

– No i teraz przemykasz bokiem jak szczur, ale jak długo? W końcu natkniesz się na któregoś z nich i co?

– Nie wiem – wyznała z bezradną miną. – Nie wiem, czy mam udawać, że go nie widzę, czy się, hm, przywitać. Nie mam pojęcia, jak powinnam zareagować. – Westchnęła i mruknęła gorzko: – Patrz, jak to trzeba uważać, czego sobie życzysz.

Zdziwiona staruszka podniosła na nią oczy znad kubka.

– Kojarzę tego chłopaka. Mikiego. Widziałam go parę razy, kiedy wracałam przez osiedle. Siedział przy placu zabaw. Raz nawet się do mnie uśmiechnął, ale zaraz odwrócił głowę i zapatrzył się na dzieci. Któreś na pewno było jego. Od razu mi się spodobał i żałowałam, że taki młody, a już dzieciaty.

– Nie każdy ma dzieci dopiero po czterdziestce, jak ja – rzuciła rozbawiona Judyta. – Skreślasz mężczyznę z dzieckiem?

– Nie. Nie wiem. Wolałabym chyba, żeby nie miał. Nie zastanawiałam się nad tym. Ale zresztą – żachnęła się nagle – o czym my w ogóle rozmawiamy? Po pierwsze, on może być zajęty. Nie widziałam obrączki, ale to o niczym nie świadczy. Po drugie, on mnie nie wyrywał, tylko uratował. Sam tak powiedział.

Staruszka przypatrywała się Oliwce z ukosa. Nie umknęło jej uwadze, że ostatnie zdania wypowiedziała z goryczą, choć starała się brzmieć obojętnie.

– Najgorsze jest to – ciągnęła dziewczyna – że muszę oddać książki do biblioteki. Jednej nie mogę już prolongować. Zbieram się i zbieram, a ciągle nie mam odwagi. Zerkam przez okno, czy ławka jest wolna, ale cały czas się boję, że ledwo do niej dojdę, a oni się nagle pojawią. Ale pójdę, zbiorę się i pójdę. Jeszcze mam trochę czasu. Na razie są inne rzeczy.

– Na przykład?

– Na przykład Cleo.

– Jak będzie trzeba, tylko powiedz, to przeleję ci więcej pieniędzy. – Judycie nagle coś się przypomniało i parsknęła śmiechem. – A propos pieniędzy, znowu była u mnie Halina z Kazkiem. Gdybyś widziała, z jaką nadzieją zajrzała na salę! Od wypadku krążą nade mną jak sępy, a ja ciągle dycham. Jak na złość!

Oliwka roześmiała się razem z ciotką. Staruszka odetchnęła i powiedziała:

– Przyszli, pokręcili się, zagadywali o to i tamto. Jak zwykle bez sensu i na siłę. Halina podpytywała, jak się czuję i kiedy wracam. Powiem ci, że w ogóle się nie zdziwię, jak Jacek będzie chciał ci się wpakować do mieszkania. Aż się trzęsie do tego teleskopu! Choćbym miała rozłożyć go na części, to mu nie dam. Jak trafiłam do szpitala, to było pierwsze, o co zapytał. Bezczelny!

– Po babce. – Oliwka skrzywiła się na myśl o kuzynie. – Nigdy jej nie lubiłam, a z wiekiem drażni mnie coraz bardziej.

– O to to to! – przytaknęła Judyta. – Aż mnie skręca, kiedy sobie przypomnę, jak mało brakowało, żeby Jacek zajmował się zwierzakami. Przecież ma tak blisko!

– Już to widzę, jak zajmuje się Cleo – burknęła Oliwka. – Nie mówiąc o chłopakach. Pewnie bobki wysypywałyby im się z klatek, nie mieliby picia ani siana. A gdyby Tadek znowu się zapaskudził, chodziłby zaklejony, aż by padł. Mnie może nienawidzić, ale dupsko umyję mu tyle razy, ile będzie trzeba.

Staruszka uśmiechnęła się i pogłaskała ją po ręce.

– A jak tam z Łukaszem? – zapytała znienacka. – Widzieliście się ostatnio? Czy jego unikasz tak samo jak tych z Przyzby?

Oliwka zacisnęła usta, wzruszyła ramionami i wbiła wzrok w okno.

– Nie widzieliśmy się. Pewnie jest zajęty tą swoją... – Wykonała chaotyczny gest, jakby sama nie wiedziała, co chce pokazać. – Ja też do domu tylko wpadam, więc... Nawet nie byłoby okazji.

– Jasne.

Odwrócona bokiem, nie dostrzegła dziwnej miny ciotki. Usłyszała za to:

– Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tych twoich włosów.

Odruchowo dotknęła bujnych, intensywnie czerwonych loków, które opadały jej na plecy.

– Tak po prawdzie to ja też. Ciągle mi się wydaje, jakby nie były...

– Twoje? – podpowiedziała staruszka. – Bo nie są. Jestem ostatnia, co by się czepiała wyglądu, ale wiem, skąd się wzięły. No co? Przecież wiem! Jeśli ktoś nie kocha cię taką, jaka jesteś, nie ma sensu się dla niego zmieniać. Co najwyżej pokocha tę udawaną, nie prawdziwą. Chciałabyś tak?

Oliwka zaprzeczyła z przygnębioną miną, po czym wybąkała:

– Na początku myślałam, że go znienawidzę. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej do mnie dociera, że to nie jego wina. Może nawet mnie lubi, w końcu przyjaźniliśmy się od dziecka. Ale tego nie czuje, po prostu. I nawet nie chodzi o to, że nie da się nikogo zmusić do miłości. Bo da się. Może nie tyle zmusić, ile do siebie przekonać. Można kogoś pokochać za dobry charakter, za bycie porządnym człowiekiem, ale nie da się zmusić do chemii. Albo jest, albo nie.

To niczyja wina. Zrozumiałam to, kiedy sama musiałam kogoś zranić w ten sposób. On by mnie chciał taką, jaka jestem, ale co z tego? Ja w nim widzę tylko przyjaciela, tak jak Łukasz we mnie. Przyjaciela lub słodką młodszą siostrę zza płotu – dokończyła cierpko. – Chemia jest albo jej nie ma. Nie da się nikogo zmusić do tego, żeby na mnie leciał.

– Komu ty to mówisz? – Judyta roześmiała się krótko. – Przez całą ciążę nie mogłam wyjść ze zdumienia, że udało nam się zmajstrować Julkę. Julian zasłużył na medal, naprawdę!

– A to wszystko dzięki komu? – Oliwka wymownie uniosła brew. – Cioci Halinie!

Obie wybuchnęły śmiechem. Rozbawiona staruszka otarła łzy, spoważniała i westchnęła:

– Tak bardzo tęsknię za Julką!

– Ja też. I za wujkiem.

– Tyle miał szczęścia, że tego nie dożył. – Ponownie głęboko westchnęła. – I tym sposobem wracamy do punktu wyjścia. Tylko czekam, aż Halina nie wytrzyma i rzuci coś o spadku, w końcu znowu jestem bezdzietna. Ech, już ją widzę, jak rozdrapuje majątek. Nie będzie czekać, aż wystygnę. Ale by się zdziwiła, gdyby się okazało, że przepisałam wszystko na schronisko albo jakąś fundację!

– Wszystko włącznie z teleskopem – dopowiedziała Oliwka.

Judyta popatrzyła na nią z udawanym oburzeniem.

– No raczej! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro