Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Taka jest prawda

W sobotę Oliwka odebrała z paczkomatu przesyłkę z internetowej księgarni. Szła niespiesznie przez osiedle i odklejała po drodze kawałki taśmy z paczki. Pod biblioteką przysiadła na ławce, wyjęła z pudełka grubą książkę w żółtej okładce i z uznaniem się jej przyjrzała. Wyrzuciła opakowanie do pobliskiego kosza, przekartkowała egzemplarz i wczytała się w parę wybranych na chybił trafił fragmentów.

Już miała schować go do torebki i podnieść się z ławki, kiedy ktoś z rozmachem usiadł obok niej. Była to atrakcyjna długowłosa brunetka w czarnej bluzce bez rękawów i różowych spodniach od dresu. Jednak to nie jej uroda przykuła uwagę dziewczyny, a dwa tatuaże widoczne na przedramieniu nieznajomej.

"Mikołaj 6.12.1998"

"Tymek 20.12.2016"

Serce Oliwki zaczęło łomotać w piersi.

– Gorąco dzisiaj, co nie? – zagadnęła brunetka.

Wpatrywała się w nią pięknymi brązowymi oczami z rzęsami tak gęstymi i długimi, że nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Oliwka przesunęła wzrokiem po jej twarzy, a potem zeszła niżej, aż dotarła do różnobarwnych paznokci.

"Za alimenty? Czy za pięćset plus?", pomyślała z goryczą. "Sztuczne rzęsy, sztuczne pazury i pełna lodówka, do której Tymkowi nie wolno zaglądać!"

– Nie podoba mi się, jak na mnie patrzysz, dziewczynko – w głosie pani Guliś zabrzmiały niepokojące nuty. – Masz jakiś problem?

"Do tego karyna. Coraz lepiej!"

– Ależ skąd – odparła uprzejmie. – Pani syn urodził się szóstego grudnia i ma na imię Mikołaj. To słodkie.

– Co ty nie powiesz!

Brunetka wyjęła paczkę papierosów, machnęła nimi prawie przed jej nosem, a gdy Oliwka pokręciła głową, wzruszyła ramionami i odpaliła jednego. Zaciągnęła się, wypuściła dym, po czym zapytała:

– Nie masz dzieci, nie? – Usłyszała przeczącą odpowiedź i dodała: – Dzieci są najważniejsze. Bez nich życie nie ma sensu. Dopiero macierzyństwo robi z ciebie kobietę.

Oliwka poczuła, jak zalewa ją wściekłość. Przypomniała sobie guza na głowie Tymka, jego przeciętą wargę i sińca przy ustach. Długie rękawy, którymi zasłaniał ramiona po pobiciu. Plecy pokryte różnej wielkości plamami w odcieniach fioletu, zieleni i żółci. Przypomniała sobie ślad na policzku Mikołaja. Płacz sześciolatka i jego przerażenie, kiedy obudził się na mokrej kanapie. Uchylanie się przy zbyt szybkich ruchach ręki, gdy chciała jedynie pogładzić go po włosach.

Ogarnęła ją czysta, niezmącona niczym nienawiść do siedzącej obok osoby.

"Nie zasługujesz na nich, szmato! Nie zasługujesz ani na Tymka, ani na Mikołaja!"

– Nic nie powiesz?

– Nie wiem, jak to jest – odparła powoli, tłumiąc emocje. – Nie mam jeszcze dzieci, więc nie wiem, jak to jest.

– Ale moim synkiem się zachwycasz.

Drgnęła i odwróciła się do niej. Kobieta uśmiechnęła się drwiąco.

– Ładna pani z czerwonymi włosami – powiedziała, wydymając usta. – Faktycznie jesteś ładna. Tymek ciągle o tobie mówi.

"Matka Polka na pokaz. Wystarczy jedno zdanie o jej frajerze i o tym, co mu robią, a nigdy więcej go nie zobaczę. Zrobię to, co Mikołaj. Niech uważa mnie za idiotkę".

– Lubię Tymka – zająknęła się, jakby była onieśmielona. – To przeuroczy chłopiec. Ale tak naprawdę chodzi mi o Mikołaja. Bardzo mi się podoba.

Spuściła oczy, udając zawstydzoną.

– No ja myślę – usłyszała. – Ale już się nie widujecie, co?

Milczała, bo zastanawiała się, ile ich matka może wiedzieć.

– Tak jak przypuszczałam! Kochana, nie jesteś pierwsza i nie będziesz ostatnia. Miki umawiał się z paroma dziewczynami z osiedla, ale z żadną nie dotarł nawet do drugiej bazy.

Wpatrzyła się w nią z otwartymi ustami. Nie miała pojęcia, do czego jej rozmówczyni dąży.

– Ładna jesteś, dziewczynko z czerwonymi włosami – kobieta szydziła z niej już otwarcie. – I masz czym oddychać. – Wskazała wymownie piersi rysujące się pod obcisłą białą bluzką na ramiączkach. – Ale nic ci to nie dało, co? Pomacał cię po nich chociaż raz? Złapał za dupę?

– O co pani chodzi? – wydukała Oliwka. – Dlaczego pani tak mówi?

Brunetka pochyliła się do niej, jakby zamierzała wyjawić wielki sekret.

– Kochana, mój Miki jest pedałem.

Z zadowoloną miną oparła się o ławkę i obserwowała Oliwkę spod rzęs. Ta z kolei była wstrząśnięta. Nie musiała niczego udawać, bo wypowiedź kobiety wyprowadziła ją z równowagi.

– N-nie wierzę! – wyjąkała. – W ogóle pani nie wierzę! Całowaliśmy się!

– Tak! A kto zaczął? – zaatakowała pani Guliś. Zaskoczenie dziewczyny ją rozbawiło, a kiedy przestała się śmiać, kontynuowała: – On to potrafi, tylko sam z siebie nie chce. Pokaż mu cipkę, to go wystraszysz. Justyna coś o tym wie.

"Jak z tego wybrnąć?", myślała w popłochu Oliwka. "Co mam zrobić, żeby się ode mnie odwaliła, ale nie wkurzyła? Nie chcę, żeby później wyżywała się na Tymku. Albo Mikołaju. Dobra, zagram do końca kretynkę, na pewno się nabierze".

Zerwała się z ławki i zaczęła nieporadnie wpychać książkę do torebki. Jednocześnie mamrotała pod nosem:

– W ogóle pani nie wierzę! W ani jedno słowo! Mówi tak pani po to, żeby zrobić mi na złość!

– A co ty mnie obchodzisz? – zripostowała brunetka. – Miki kopnął cię w dupę, bo mu się narzucałaś. Jedyne, co narobiłaś, to smrodu. Tymek przez ciebie płacze, gada o królikach i o tym pchlarzu. Może gdybyś nie rwała się tak do fiuta, ciągle byście się spotykali. Na przyszłość nie bądź taką desperatką.

Oliwka znieruchomiała. Czuła wielką rozpacz, wyprostowała się i odetchnęła. Spojrzała na kobietę, która niewzruszona dopalała papierosa.

– Nie mam ochoty z panią rozmawiać – oznajmiła rozżalonym głosem. – Uważam, że jest pani podła.

Mówiła szczerze, ale tylko ona wiedziała, że chodzi o coś więcej niż komunikat matki o orientacji syna. Zarzuciła torbę na ramię, posłała brunetce ostatnie lodowate spojrzenie i ruszyła w stronę przystanku.

– Taka jest prawda, dziewczynko! – usłyszała za plecami. – I nic na to nie poradzisz!

Była tak oszołomiona, że omal nie wsiadła w niewłaściwy autobus. Dojechała do Ronda Grunwaldzkiego i przeszła na przystanek, z którego odjeżdżało kilkanaście podmiejskich linii. Musiała trochę poczekać, zanim zza Centrum Kongresowego wyłonił się pojazd, na którego tablicy ujrzała napis "Jeziorzany Pętla". Przez całą drogę gapiła się przez okno, nie rejestrując żadnego widoku. Wysiadła tylko dlatego, że kierowca wymownie na nią chrząknął. Rozejrzała się wokoło nieprzytomnym wzrokiem i zorientowała się, że jest na końcowym przystanku.

Szła, pisała wiadomość, kasowała, po czym pisała ją na nowo i znowu kasowała. Wreszcie wystukała: "Mogłeś mi powiedzieć. Zrozumiałabym" i szybko ją wysłała, zanim zdążyła się rozmyślić.

Odpowiedź przyszła po paru minutach.

"O co ci chodzi?"

Przystanęła, a po odczytaniu podniosła głowę. Była już prawie przy ośrodku. Okazały budynek w niczym nie przypominał domów spokojnej starości, które kojarzyła z gazet. Wyglądał raczej jak luksusowy hotel, a uroku dodawał mu zadbany teren z licznymi drzewami oraz alejkami. Dostrzegła również nieduży zbiornik wodny z ławkami ustawionymi wokół brzegu w równych odstępach.

"Twoja matka wszystko mi powiedziała. Fantastycznie całujesz jak na faceta, który woli facetów".

Nie zdążyła zrobić kilku kroków, a oddzwonił. Zawahała się, ale świadomość, że porozmawia z nim tylko chwilę, dodała jej odwagi. Dojdzie do ośrodka, a wtedy będzie mogła się rozłączyć. Wcisnęła zieloną słuchawkę i przytknęła telefon do ucha.

– O co ci chodzi?

W jego głosie było słuchać zdumienie.

– Nie mam czasu teraz gadać, bo zaraz wchodzę do domu opieki – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że rozumiem. To naprawdę wiele wyjaśnia.

– Ale ja nie jestem...

– Mikołaj, nie musisz mi się tłumaczyć! – Przyspieszyła zarówno tempo mówienia, jak i marszu. Chciała jak najprędzej wejść do budynku. – Twoja matka mówiła, że Tymek za mną płacze. Proszę, nie izoluj go ode mnie! On nie jest dla mnie żadną maskotką! Okropnie za nim tęsknię! I nigdzie nie wyjeżdżam, będę na Zalesiu cały czas. Bardzo chciałabym się z nim widywać. A ty... Naprawdę mogłeś mi powiedzieć. Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło! Myślała, że mi dokuczy, że jestem jak inne dziewczyny, z którymi się umawiałeś. Ale to nie tak!

– Słuchaj, daj mi wyjaśnić...

– Nie, to ja ci coś wyjaśnię. Bardzo mi się podobasz, bardzo. Wtedy pod biblioteką wcale nie udawałam. To znaczy od tego się zaczęło, bo chciałam dokuczyć tej lasce, ale... Cudownie całujesz! Strasznie przepraszam, że cię zmusiłam. Gdybym wiedziała, że... ekhm... tego nie lubisz... I nie wybierałam się na żadną randkę, jechałam do cioci. Wystroiłam się tak dla ciebie, bo widziałam cię przez okno. Zrobiłam z siebie kretynkę, ale teraz wszystko rozumiem. I naprawdę mi ulżyło! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę ci to powiedzieć! Nie chcę się narzucać, jesteś przy mnie zupełnie bezpieczny. Przysięgam! Tylko nie rozdzielaj mnie z Tymkiem!

– Dasz mi dojść do słowa?

Weszła do środka i zaczepiła mężczyznę stojącego przed jakimś gabinetem:

– Dzień dobry, przyszłam w odwiedziny do Judyty Orleckiej. Wprowadziła się tu w poniedziałek.

– Prosto tym korytarzem. Ostatni pokój po prawej.

– Dziękuję! Mikołaj, muszę kończyć. Jeśli nie masz nic przeciwko, spotkajmy się jutro. Przyjdźcie do mnie, o której chcecie.

– Nie dasz mi nic powiedzieć, co? – rzucił zrezygnowany.

– Chciałam tylko, żebyś wiedział, że ja wiem. I że rozumiem. A ty będziesz wiedział, że wszystko, co robię, jest totalnie niewinne. Kończę, pa!

Zapukała, otworzyła drzwi i jednocześnie wcisnęła czerwoną słuchawkę. Uśmiechnęła się szeroko do staruszki siedzącej na wózku inwalidzkim przy dużym oknie wychodzącym na ogród.

– Cześć, ciociu! Nie uwierzysz, co się stało! Historia lubi się powtarzać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro