Stokrotki
W drodze na przystanek Oliwka zatrzymała się na moment. Przy pętli tramwajowo-autobusowej Łagiewniki, tuż za ogrodzeniem, rosły stokrotki. Rozsypane na trawie małymi grupkami, cieszyły oczy przechodniów. Przynajmniej tych, którzy zwracali uwagę na takie drobiazgi jak wiosenne kwiatki.
„Piękne. Ale trochę to przerażające", stwierdziła w myślach i zadarła głowę, żeby popatrzeć na niebo. Dwudziesty pierwszy lutego był wyjątkowo ładny, słoneczny i mimo lekkiego wiatru ciepły. W powietrzu czuć było wiosnę, jakby w roztargnieniu wybiegła z domu i pojawiła się zbyt wcześnie razem ze stokrotkami.
Na tablicy autobusu wyświetlił się komunikat, że do odjazdu pozostało pięć minut, więc weszła do środka i zajęła miejsce z samego tyłu. Oparła się o siedzenie, przymknęła oczy i pomyślała o tym, jak wiele zmieniło się w ciągu ostatniego roku. Pod względem pogody luty w dwa tysiące dwudziestym trzecim również był dość ciepły, ale na tym kończyły się podobieństwa. Dwanaście miesięcy wcześniej jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Od paru tygodni mieszkała na krakowskim Ruczaju, tuż przy osiedlu socjalnym. Opiekowała się dwoma królikami i płochliwą kocicą swojej ciotki, zaś sama kobieta przebywała w ośrodku rehabilitacyjnym po operacji biodra.
Rok wcześniej Oliwka żyła w przeświadczeniu, że najwyżej za dwa, góra trzy miesiące wróci do rodzinnego domu i wszystko będzie takie jak przedtem. Bo rok wcześniej nie znała jeszcze żadnego z nich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro