Skwaszone Winogrono
Z daleka zobaczyła jego pochyloną na ławce sylwetkę. Siedział przy placu zabaw, w tym samym miejscu co w niedzielę, i w skupieniu analizował treść kolorowej książki. Ocknął się dopiero w momencie, gdy była na ścieżce, najwyżej sto metrów od niego. Podniósł głowę, a wtedy ich oczy się spotkały. Drgnął, szybko zamknął książkę i schował ją do plecaka.
Dała mu kilka całusów i przysiadła obok, na tyle blisko, żeby czuć ciepło jego ciała.
– Myślałem, że będziesz później – mruknął zakłopotany. – Mówiłaś, że idziesz z kotem do weterynarza.
– Nie. – Uśmiechnęła się, bo bawiło ją jego zmieszanie. – Mówiłam, że idę do weterynarza. Potrzebowałam tylko ostatnich leków dla Cleo, pojechałam tam prosto po pracy. Uwinęłam się migiem, bo na mnie czekał. Co to za książka? – zmieniła temat tak nagle, że go tym zaskoczyła. – Ta, którą czytałeś, zanim przyszliśmy. Pokażesz?
Zaczerwienił się aż po końcówki uszu.
– Nie chcę! – wyburczał. – I tak uważasz mnie za frajera.
– No to co masz do stracenia?
Zastanowił się, ale nie wymyślił żadnej błyskotliwej wymówki. Niezadowolony rozsunął zamek plecaka i wyjął z niego książkę. Zdążyła dostrzec, że w środku ma jeszcze kilka innych.
– Skwaszone winogrono? – zdumiona przeczytała tytuł.
Podniosła oczy na Mikołaja i ujrzała, jak jego policzki płoną. Wstrzymywała się, ile mogła, żeby nie parsknąć śmiechem. Otworzyła książkę, a wtedy jej wzrok padł na tekst nad rysunkiem z rozzłoszczoną zieloną postacią. Zaczęła czytać na głos:
– Wydaje mi się, że jak na winogrono mam bardzo cienką skórę. Niech no tylko ktoś spróbuje mnie dotknąć.
Spojrzała na siedzącego obok mężczyznę i roześmiała się w głos. Nachmurzył się jeszcze bardziej, a przez to nie była w stanie powstrzymać chichotu przez dłuższą chwilę. Wreszcie udało jej się opanować, otarła łzy z policzków i wyjąkała:
– T-to nie tak... Nie ś-śmieję się z ciebie! Nic z tych rzeczy. Po prostu zobaczyłam to wkurzone winogrono, a potem ciebie... I miałeś taką samą minę jak ono.
Znowu ryknęła śmiechem.
– Mówiłem! – wycedził. – Masz mnie za frajera.
– Oczywiście, że nie!
Odłożyła książkę na kolana i sięgnęła po pozostałe. Nie oponował, prychnął tylko pod nosem i odwrócił głowę. Brakowało jedynie, żeby ostentacyjnie skrzyżował ręce na piersi.
– Wzorowe jajo – przeczytała następny tytuł. – Bystre ciastko. Niesforne ziarenko.
– Nie krępuj się, śmiało! – usłyszała. – Przecież wiem, że się skręcasz ze śmiechu.
– Skąd ten pomysł?
Włożyła całą energię, jaką była w stanie włożyć, w próbę wypowiedzenia tego pytania poważnym tonem.
– Dlaczego wypożyczyłeś akurat te książki? – Otworzyła pierwszą, żeby coś sprawdzić. – I to na Borsuczej?
– Tymek polubił czytanie. Chciałem znaleźć jakąś fajną książkę... – urwał, a ona dobrze wiedziała, o co mu chodzi. – Wybrałem Borsuczą, bo nikt mnie tam nie zna.
– I nikt by nie zobaczył, że wypożyczasz Wzorowe jajo? – dopowiedziała z powagą, zaciskając usta.
Zdradziły ją zmarszczki w kącikach oczu. I drżące wargi.
– Możesz się śmiać, ile wlezie! – burknął. – W ogóle mnie to nie rusza!
– Ja wiem, wiadomo.
– Babka w bibliotece powiedziała, że to nowość. Fajna seria o emocjach. Siedziałem i przeglądałem je po kolei.
– I co? – zapytała spokojnie. – Myślisz, że można mu to pokazać? Nie będzie za bardzo... tęczowe?
W spojrzeniu, które jej posłał, nie było nic przyjemnego, ale się nie przejęła. Przejrzała na szybko wszystkie książki i miała je schować do plecaka, gdy zauważyła na dnie jeszcze jedną. Wyjęła ją i przeczytała tytuł:
– Czy mogę się przytulić?
Popatrzyła na niego pytająco, a wtedy odparł, ponownie czerwony jak burak:
– Powiedział, że lubi, jak go przytulasz. Chciałby, żebyś robiła to częściej, ale wstydzi się poprosić. Może jak przeczyta, że to okej, to się odważy. – Odchylił się na oparciu i zapatrzył przed siebie. – Też mogę być dyktafonem i trochę popaplać.
Zerknął przelotnie na jeżyka, który zdobił okładkę, i znowu uciekł ze wzrokiem.
– Ja go za rzadko przytulam. Nie pomyślałem wcześniej... Nie jestem tego nauczony. Obaj nie jesteśmy. Matka go nie przytula, no chyba że przy ludziach. To jej maskotka. Ale kiedy urośnie jak ja, nie będzie jej już do niczego potrzebny.
Usiadła na ławce przodem do niego i podwinęła nogi.
– Mówił ci ktoś, że jesteś niesamowicie słodki? – Prychnął, ale ciągnęła niezrażona: – Jesteś takim samym słodziakiem jak Tymek. Chociaż nie, przez to, że jesteś dorosły, to jeszcze słodsze!
Siedział naburmuszony, gdy zaczęła całować go po twarzy. Co któryś całus trafiał na usta, po czym wędrowała wargami na policzki i dalej, na powieki i czoło. W końcu odwrócił do niej głowę, objął i odwzajemnił pocałunki, aż zrobiło jej się gorąco.
– Przestań! – Próbowała wyrównać oddech. – Przestań mnie tak całować. Chcę ci teraz robić bardzo brzydkie rzeczy i to wszystkie naraz. Przestaję się przejmować, że jesteśmy w miejscu publicznym, więc... naprawdę powinniśmy przestać.
– Fakt, powinniśmy przestać. – Uśmiechnął się tak, że doskonale wiedziała, co myśli. – Ja też muszę się uspokoić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro