Rodzinna tajemnica
– Jesteś... jesteś... przepiękna!
Zachwyt w głosie Łukasza wywołał rumieniec na jej twarzy. Mikołaj i Tymek wpatrywali się w nią z otwartymi ustami, nie wiadomo który był bardziej oczarowany. Obok stała Natalia, koleżanka Oliwki z pracy. Ona także patrzyła na dziewczynę, kiwając z zadowoleniem głową. Właśnie skończyła makijaż i fryzurę panny młodej. Wyprowadziła ją z łazienki, dumna jak paw ze swojego dzieła.
Oliwka rzeczywiście prezentowała się olśniewająco. Kremowa suknia ślubna, zarazem powłóczysta i zwiewna za sprawą mistrzowskiego połączenia koronek, woalu i jedwabnego tiulu, budziła skojarzenia z leśną wróżką. Długie blond włosy opadały na plecy, a między prostymi pasmami połyskiwały warkoczyki, w które Natalia wplotła srebrne nitki. Całość dopełniał welon, również z jedwabnego tiulu.
– Wyglądasz jak Galadriela! – zawołał Łukasz. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem, na co mruknął: – Proszę was! No pewnie, że wygląda jak Galadriela!
Nagle urwał i zapatrzył się na coś za Oliwką. Odwróciła się, żeby zobaczyć, co przykuło jego uwagę i ujrzała króliki.
– Wydawało mi się... – wymamrotał – że ten rudy właśnie zjadł...
– Nie ma ciała, nie ma zbrodni – skwitowała nonszalancko. – No to jak, będziemy się chyba zbierać, co?
Pojechali do USC błyszczącą, świeżo umytą teslą. Po drodze podrzucili Natalię na przystanek, żeby zdążyła do pracy. Na miejscu czekali na nich rodzice Oliwki, dziadkowie i Bunia, rodzice Łukasza oraz Kornelia. Między nimi, na wózku, siedziała podekscytowana Judyta. Było też paru znajomych Mikołaja, którzy chcieli towarzyszyć mu w tym dniu. Zjawił się nawet jego szef, właściciel warsztatu samochodowego.
Sama procedura była krótka, choć uroczysta i wzruszająca. Po powtórzeniu za kierowniczką urzędu słów przysięgi małżonkowie wsunęli sobie na palce obrączki przyniesione przez Tymka. Kobieta oddała im salę do dyspozycji, więc mogli przyjąć gratulacje od gości i zrobić pamiątkowe zdjęcia.
Po niespełna godzinie byli na Chrobrego, pod domem państwa Dąbrowskich. Gospodarze namawiali rodziców Łukasza, jego i Kornelię do wstąpienia, ale ci uprzejmie odmówili. Dobrze wiedzieli, że salon, w którym miał odbyć się weselny obiad, wszystkich nie pomieści. Pani Magda z mężem ponownie pogratulowała młodym, po czym wrócili do siebie. W ślad za nimi ruszyła nadąsana Kornelia. Łukasz zdążył wcześniej szepnąć Oliwce, że się posprzeczali.
Przed bramką zostali tylko oni. Nie odrywał od niej wzroku, gdy rozmawiali o kolejnym spotkaniu, oczywiście z Mikołajem i Tymkiem. Wstępnie ustalili termin i przytulili się na pożegnanie. Już miał odchodzić, ale zawahał się i spojrzał Oliwce prosto w oczy.
– Szkoda, że nie wierzysz w reinkarnację – rzucił pół żartem pół serio. – Może w następnym wcieleniu bylibyśmy razem?
Przyłożyła dłonie do policzków Łukasza i pocałowała go delikatnie, z czułością.
– Hm... Jeszcze niedawno bardzo o tym marzyłam... To miłe, całkiem przyjemne, ale wiesz co? Nie ciebie chcę całować. W następnym wcieleniu poszukałabym Mikołaja wcześniej.
Uśmiechnął się na poły zawstydzony, na poły rozczulony.
– Nigdy w życiu nikt nie dał mi kosza w taki piękny sposób.
– Chciałeś chyba powiedzieć, że nigdy w życiu nikt nie dał ci kosza.
– Jest coś na rzeczy – przyznał. – Idę, bawcie się dobrze. Jest wielkim szczęściarzem.
Patrzyła, jak odchodzi. Zniknął w swoim domu, a ona wciąż stała; do rzeczywistości przywróciło ją dopiero chrząknięcie. Odwróciła się i zobaczyła Mikołaja przy krzaku hortensji. Miał nieodgadnioną minę.
– Widziałem, jak go pocałowałaś. – Przeniósł spojrzenie na bujne kwiaty, a potem na nią. – I słyszałem, co mu powiedziałaś.
Podeszła do męża.
– Czyżbyś właśnie przyłapał mnie na zdradzie, panie Dąbrowski?
– Rozwodu nie będzie. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś więcej go nie całowała.
– Mogę ci to przysiąc. – Wtuliła się w niego. – I nie potrzebuję do tego urzędniczki.
Weszli do środka, trzymając się za ręce. Pozostali czekali na nich w salonie. Oliwka chciała pomóc rozkładać talerze, ale została ofuknięta przez mamę. Usiadła zatem na końcu suto zastawionego stołu, tuż obok Mikołaja.
Jedzenie było pyszne, ale nie mogło być inaczej, skoro przygotowały je prababcia z babcią. Większość na pierwsze danie dostała rosół, zaś Oliwka i Tymek zupę krem z pomidorów. Później na blat wjechały tłuczone ziemniaki, kilka rodzajów sałatek, kotlety schabowe i warzywne odpowiedniki. Anna wzięła na siebie pieczenie, oferując gościom kruche ciasto z dżemem porzeczkowym i musem orzechowym, czekoladowe ciasteczka i babeczki owocowe. Czekał na nich również hiszpan, sztandarowy wypiek gospodyni.
– Dawno się tak nie objadłam – stwierdziła Judyta. – Dobrze, że jestem na wózku, bobym nie wstała.
Mikołaj był pochłonięty konwersacją z teściem. Wrócił do krojenia kotleta, ale nie przerywał mówienia:
– Strasznie się cieszę, że to zaproponowałeś, tato. Ja nigdy bym na to nie wpadł. A jeśli nawet, pewnie nigdy bym się nie odważył zapytać.
Leonard zamarł, po czym zdumiony popatrzył na córkę. Zdziwiła się także Anna, która przysłuchiwała się mężczyznom. Oliwka uśmiechnęła się słodko do obojga i niewzruszona dopiła napój.
W przerwie między posiłkami skorzystała z okazji, żeby rozprostować nogi. Wyszła na taras, skąd podziwiała buki mieniące się w słońcu czerwienią i brązem. Wkrótce dołączył do niej ojciec.
– Niezła z ciebie kombinatorka. – Objął ją w pasie. – Jednemu powiedzieć, że to ten drugi wymyślił, a drugiemu, że ten pierwszy... Kogo myśmy wychowali?
– Niezłą kombinatorkę. – Zachichotała. – Zabierzemy ten sekret do grobu. Cała trójka.
– Tak, to będzie nasza rodzinna tajemnica.
Gdy wrócili do salonu, Oliwka przytuliła prababcię, zanim przycupnęła przy Judycie. Staruszka opowiadała Mikołajowi i Tymkowi, jak niedawno doradzała wnuczce przyjaciółki w sprawach sercowych.
– Dziewuszka nie miała pojęcia, co robić – ciągnęła. – Nie czuła miłości, ale chłopak był dobry. I naprawdę ją kochał. Szukała wsparcia u mamy, koleżanek, w efekcie była coraz bardziej pogubiona. Pytała ciotek, babć i innych starszych kobiet z rodziny. Wiecie, co jej poradziłam? Nie słuchaj starych ludzi, jeśli chodzi o miłość. Patrzą na większość spraw z dystansu. Wiele już im się nie chce albo nigdy nie chciało. Może nigdy tego nie poznali i nie wiedzą, że jest za czym tęsknić.
Dla nich liczy się wyłącznie stabilizacja. Będą ci tłumaczyć, że w związku lepsza jest przyjaźń niż miłość, że motylki nie są ważne. Tak, ale to myślenie starego człowieka, który dużo przeżył. Albo właśnie nie przeżył. Masz na to czas. I daj sobie ten czas – na popełnianie błędów. I na motylki.
Nie każdy ma szczęście znaleźć tego, przy którym straci głowę. – Ujęła ją czułość w spojrzeniu, które wymienili małżonkowie. – Ale jeśli nie dasz sobie na to szansy i od razu wybierzesz z rozsądkiem... Może to nawet będzie dobry związek z dobrym człowiekiem. Tyle że wtedy pozostaje ci się modlić, żebyś nigdy nie spotkała prawdziwej miłości.
– Dlaczego? – zaciekawiła się Oliwka.
– Nie będziesz chciała skrzywdzić męża. Drania łatwiej zostawić, jeśli wciąż myślisz racjonalnie. Ale dobrego człowieka, który cię kocha? Zostaniesz przy nim i będziesz tęsknić do końca życia.
Zamilkli, analizując słowa ciotki.
To był wspaniały dzień, pełen rodzinnego ciepła i serdeczności. Spędzony w kameralnym towarzystwie złożonym z najbliższych. Od tej pory nie uważali piątku trzynastego za pechowy. Wręcz przeciwnie.
Wrócili do domu wieczorem. Tymek był tak zmęczony, że przysypiał z czołem opartym na ramieniu brata. Mikołaj wniósł go na drugie piętro, ustalając po drodze, czy przed snem będzie kąpiel.
– Myjemy się czy nie?
– Nie myjemy – dobiegło z rejonów jego szyi.
– A zęby myjemy?
– Nie myjemy.
– Rozbierzesz się chociaż czy śpisz w ubraniu?
– Śpię w ubraniu.
– No nie wiem, to trzeba przedyskutować.
– Nie przedy... przedy... skudu... – mamrotało dziecko. Szybko się poddało i oznajmiło na tyle stanowczo, na ile to było możliwe z zamkniętymi oczami: – Śpię w ubraniu.
Dotarli do drzwi i mieli wchodzić, gdy otworzyły się sąsiednie. Wyjrzała przez nie Patrycja, a ledwo pojawiła się w progu, oniemiała.
– Boże! – zawołała, ale zaraz przytknęła palce do ust, bo dostrzegła półśpiącego chłopca. Zaczęła szeptać: – Przepraszam! Chciałam cię zobaczyć. Wyglądasz bosko, po prostu bosko! Jak Galadriela!
Podbiegła do Oliwki, żeby ją uściskać.
– Już to dziś słyszałam.
– Jesteś przepiękna! I wy też – zwróciła się do Mikołaja. – Spadam, pewnie jesteście zmęczeni. Nie tylko malutki.
Po wejściu do mieszkania Mikołaj zaniósł brata do jego pokoju, gdzie zdjął mu buty i ubranie. Tymek w samych majtkach skulił się pod kołdrą, którą go opatulili. Nawet się chyba nie obudził.
– Mnie też rozbierzesz? – spytała zaczepnie Oliwka, gdy przenieśli się do sypialni.
– Mówisz i masz! A potem do małżeńskiego łoża.
– Małżeńskiego... Podoba mi się!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro