Pytanie Tymka
To był wspaniały dzień. Nie tylko dlatego, że słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a Beskid Sądecki oglądany z góry zapierał dech w piersiach. Podziwiali pejzaże z wieży widokowej Słotwiny Arena, stacji narciarskiej w Krynicy-Zdroju. Mieli całą niedzielę na zwiedzanie kurortu, a przede wszystkim spędzali ją razem – promieniejąca szczęściem seniorka, sześciolatek i zakochana para.
Mikołaj pchał wózek Judyty, a ta zarządzała postój przy każdym interaktywnym punkcie edukacyjnym. Zachęcała Tymka do sprawdzenia, czego mogą się z niego dowiedzieć. Spacerując po drewnianej konstrukcji, Oliwka robiła zdjęcia i obserwowała staruszkę. Już dawno nie widziała ciotki tak radosnej. Odkąd kobieta zdała sobie sprawę, że nie wróci do zdrowia, próbowała zachować optymizm, ale nie ukrywała, że tęskni za takimi wyprawami. Dziś mogła poczuć się jak za dawnych czasów, mimo ograniczeń.
W porównaniu do tatrzańskich stacja narciarska, na szczycie której znajdowała się wieża, nie była zbyt wysoka. Powstała nie stricte jako wieża widokowa, a jako atrakcja "bez barier", dostępna dla rodzin z wózkami i osób z niepełnosprawnością. Nie zmieniało to faktu, że panorama, która się z niej rozciągała, zachwyciła nie tylko staruszkę. Chociaż trudno powiedzieć, co wprawiało ją w większą euforię – krajobrazy widziane z platformy czy kolejka krzesełkowa. Podczas jazdy trzymała się poręczy i machała nogami jak dziecko, a oczy błyszczały jej z radości.
Po zjechaniu na dół wrócili do samochodu, wymienili wózek na elektryczny i ruszyli do Parku Zdrojowego. Wstąpili po drodze do Muzeum Zabawek, gdzie najbardziej podobało się Mikołajowi. Byli już dość zmęczeni, więc stwierdzili, że pora na obiad. Mijali kolejne restauracje, aż trafili na miejsce, gdzie doszło do wypadku. Obok jednego z rozbitych pojazdów siedział zdezorientowany mężczyzna, który trzymał się za głowę. Pochylała się nad nim starsza kobieta, a wokół zgromadziło się stadko gapiów.
Judyta poprosiła Mikołaja o dopytanie, czy ktoś wezwał pomoc. Kiedy podszedł do zbiegowiska, zwróciła się do Tymka:
– Zawsze trzeba reagować. Czasami jeden patrzy na drugiego i myśli, że pewnie ktoś już coś zrobił. Albo zwyczajnie nie chce nic robić i czeka na innych. Zawsze trzeba reagować.
– A jeśli nie wiem, co zrobić? Albo bardzo się boję?
Uśmiechnęła się i pogłaskała go po buzi.
– Ty jesteś jeszcze malutki, to dorośli powinni działać. Gdybyś był tylko ty, możesz głośno krzyczeć albo płakać. W końcu ktoś się zjawi i pomoże. Gdybyś miał telefon, mógłbyś zadzwonić na pogotowie. Wystarczy wcisnąć sto dwanaście... – urwała i zerknęła na Oliwkę. – Wystarczy wcisnąć jeden, jeden i dwa, a potem zielony guziczek. Ewentualnie trzy dziewiątki i też będzie dobrze. Odbiera pan albo pani i wtedy mówisz, co się stało.
– A jeśli nie wiem, co powiedzieć?
– Oni ci pomogą. Tutaj trzeba by przekazać, że na drodze był wypadek i jednego pana boli głowa. Leci mu krew, siedzi na ziemi i źle się czuje. W każdym razie zawsze trzeba reagować, bo nigdy nie ma pewności, że ktoś inny to zrobi. Kto wie, może to właśnie ty uratujesz komuś życie?
– Strasznie bym się bał.
– Domyślam się, skarbie. Obyś nigdy nie musiał tego robić.
W międzyczasie wrócił Mikołaj. Nie zdążył poinformować, czy ktoś wezwał karetkę, bo z oddali było słychać syreny. Mogli iść dalej. W końcu wybrali lokal i zajęli jeden ze stolików pod parasolami. Karetka przejechała obok restauracji, gdy czekali na jedzenie.
Judyta przeciągnęła się jak kotka na rozgrzanej ziemi.
– Byłam w górach, mogę umierać!
– Ale chyba jeszcze nie teraz, co? – zaniepokoił się Tymek.
Zachichotała.
– Nie, na pewno nie przed obiadem. Tak się tylko mówi, słoneczko, po prostu jestem szczęśliwa. Tak się mówi, kiedy przeżyjesz coś cudownego i wydaje ci się, że gdybyś miał umrzeć właśnie w tej chwili, to nie byłoby ci tak szkoda. A później przeżywasz kolejną cudowną rzecz i przekonujesz się, że jednak byłoby szkoda umierać wcześniej.
– To wszystko bardzo mądre i w ogóle – wtrącił Mikołaj – ale nie wiem, czy chcę, żeby słuchał o umieraniu.
Judyta przyjrzała mu się z ukosa.
– Umieranie to jedyna rzecz, która nikogo nie ominie. Choćby ktoś wykupił cały wszechświat, nie uniknie śmierci. – Przeniosła uwagę na chłopca. – Na szczęście to trwa tylko chwilę, a potem już cię nic boli. Nie ma się czego bać.
Mężczyzna słuchał coraz bardziej nachmurzony. Zamierzał jej przerwać, kiedy odezwał się Tymek:
– Widziałem, jak umierał dziadek. Poleciała mu krew, o tak. – Pokazał palcami dwie smugi ciągnące się od nosa do brody.
– Pewnie było nieprzyjemnie. Bałeś się?
– Trochę. Myśli pani, że go bolało?
– Myślę, że tak. Ale to było szybko, prawda? – Kiedy kiwnął głową, ciągnęła: – No widzisz. A później było po wszystkim i nic go nie bolało.
– To dobrze – wyszeptał. – Był bardzo chory. To dobrze, że już go nie bolało.
Mikołaj milczał. Oliwka zaczęła delikatnie muskać palcami jego dłoń, choć nie wiedziała, czy wciąż jest nachmurzony, czy myśli o czymś innym.
– Zwierzątka też tak mają? – zapytał Tymek.
Ciotka przytaknęła, a dziewczyna uśmiechnęła się na widok miny Mikołaja.
– Mieliśmy niedawno dyskusję na temat umierania – mruknęła. – A dokładnie różnicy między umieraniem a zdychaniem. Powiem, że była zażarta.
– Umieramy tak samo – zakomunikowała stanowczo staruszka. – Boimy się tak samo, boli nas tak samo i tak samo umieramy. Są ludzie, którzy używają słowa "zdychać", żeby umniejszyć zwierzętom. Niektórzy robią tak ze strachu, inni z niewiedzy, jeszcze inni z podłości. Są mali. – Popatrzyła na sześciolatka. – Nie tacy jak ty, oni są mali w środku. Mali, smutni i nieszczęśliwi. Robią krzywdę zwierzętom, a jeśli mogą, to i ludziom. Jeśli nie mogą, to tylko zwierzętom, bo one się nie obronią i nie poskarżą. Zło lubi ciszę.
Mikołaj nerwowo stukał palcami w blat. Błądził wzrokiem gdzieś między drzewami, podczas gdy kobiety przyglądały mu się w milczeniu.
– To jeden z niewielu plusów starości – obwieściła z zadowoleniem Judyta. – Nie tak łatwo zrugać starą babę, zwłaszcza kiedy siedzi na wózku.
– Fakt – zgodziła się Oliwka. – Mnie by się dostało z dziesięć zdań wcześniej. W tej pięknej główce kłębią się właśnie różne paskudne myśli.
Posłał jej krzywe spojrzenie, na co cmoknęła go najpierw w policzek, a potem w usta. Wciąż się nie odzywał, ale teraz to on zaczął muskać skórę jej dłoni. Tymek przechylił się przez stolik, żeby dotknąć ich rąk i zwrócić na siebie uwagę.
– Oliwka, pojedziesz z nami nad jezioro?
Nie wiadomo, kogo pytanie zaskoczyło bardziej – jego czy ją. Wpatrywali się w siebie bez słowa, zaś Judyta błyskawicznie sięgnęła po telefon i zrobiła zdjęcie ich dłoniom.
– Najlepsze pomysły przychodzą nagle – oznajmiła ze spokojem. Pomachała smartfonem, jakby chciała dodać swoim słowom powagi i powtórzyła: – Najlepsze pomysły przychodzą nagle. Dokładnie tak!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro