Pytanie od taty
Od połowy września zaczęło się układać. Wciąż czuła, że porusza się po kruchym podłożu, ale widziała postępy. Zarówno w kontaktach z Tymkiem, jak i z Mikołajem. Młodszy Guliś zaczynał się na nowo otwierać, starszy wracał do zdrowia i coraz rzadziej był w podłym nastroju. Oczywiście, denerwował się rozprawą, a raczej rozprawami. Najważniejsza dotyczyła odebrania matce praw rodzicielskich i to na niej się skupiał. Złożył zeznania, większością spraw mogła zająć się pełnomocniczka.
Kilka dni przed spotkaniem w sądzie Oliwka odwiedziła chłopca. Wizyty przypominały już prawie zwykłe rozmowy, choć miał trudności z kontaktem wzrokowym. Wolał mówić do pluszaka niż do niej, ale cieszyła się, że zaczął się wreszcie normalnie odzywać.
– Zabierzesz mi Mikołaja – usłyszała, kiedy zrobiła przerwę w czytaniu. – Mama mówi, że wcale mnie nie chcesz. Zabierzesz mi go i zostanę sam.
Wpatrywał się w maskotkę. Ruszał pluszowymi łapkami i co rusz poprawiał kraciastą muszkę misia.
– To nieprawda. Kocham Mikołaja, ale ciebie również. I to ciebie pokochałam najpierw. Pamiętasz? Z Mikołajem na początku wcale się nie lubiliśmy.
– Zostawialiście mnie i szliście gadać na balkon – kontynuował. – Spiskowaliście przeciwko mamie.
"Spiskowaliście? Skąd on zna takie słowa?"
– Najpierw byłem z Mikołajem. Potem trochę z tobą. Potem byliśmy razem, a potem znowu z nim. Albo z tobą. A kiedy później byliśmy razem, to mnie zostawialiście. I byłem sam. Zabierałaś mi go i teraz znowu zabierzesz.
Słuchała go z uwagą. Opisywał to w uproszczony sposób, ale nie dało się zaprzeczyć, że miał sporo racji.
– To prawda, trochę tak było. Rozmawialiśmy na osobności, żebyś nas nie słyszał.
Opiekunka przyglądała jej się z uniesionymi brwiami.
– Twoja mama... – Oliwka nie wiedziała, jak ująć. – Umie zadawać pytania, a ty jesteś szczery i niczego nie ukrywasz. Wiedzieliśmy, że musimy się pilnować z tym, co przy tobie mówimy. Inaczej ona się dowie i to wykorzysta. I mogą być z tego problemy. – Wbiła wzrok w ścianę. – Niedawno powiedziałeś, że jestem głupią grubą pizdą. Usłyszałeś to od niej. A ona usłyszała od ciebie, że byłam kiedyś gruba. Też mnie tak nazwała, bo wiedziała, że zaboli.
– Zabolało, kiedy tak powiedziałem?
– Przecież wiesz – odparła beznamiętnie.
Nie zauważyła, że na nią patrzy, bo wciąż miała odwróconą głowę.
– Przepraszam – bąknął już nie do misia, a do niej. – Bardzo wtedy płakałaś.
Spojrzała na niego i w końcu rozpoznała w sześciolatku dawnego Tymka.
– To nie twoja wina. Kiedy będziesz duży, nauczysz się myśleć samodzielnie. I że niektóre rzeczy lepiej ukrywać, przynajmniej przed niektórymi ludźmi.
Milczał zafrasowany.
– Nie przyznałem się mamie, że chodzę w paputkach – wyznał po chwili. – Nie powiedziałem jej tego.
Roześmiała się krótko. Położyła dłoń na blacie stolika, nie za blisko, ale na tyle, że mógłby ją dosięgnąć, gdyby chciał.
– Naprawimy to, wiesz?
Zobaczyła zdziwienie w jego oczach, więc dodała:
– Wszystko. Naprawimy wszystko.
Od tych odwiedzin było jej dużo lżej. Co prawda nie chwycił jej za rękę, ale przestała bać się piątku. Dnia, w którym miała się odbyć rozprawa.
Wieczorem, gdy leżała przy Mikołaju, przedłużała moment, w którym wróci na kanapę w salonie. Zaczęła nieśmiało:
– Nigdy o tym nie wspominasz... Ale... Znasz swojego tatę?
Milczał, aż zaczęła się obawiać, że niepotrzebnie poruszyła ten temat.
– Nie – mruknął w końcu. – Podejrzewam, że może być żonaty. Raz czy dwa matka coś napomknęła, ale zaraz milkła. Może się zakochała, a on się zmył, jak zrobił jej dzieciaka. Nie wiem, nigdy go nie poznałem.
W zadumie pocierała brodę.
– Wiesz co... – Było widać, że targają nią rozterki. – Nie za bardzo wiem, jak to ugryźć...
– Zaczynam się bać.
– Niepotrzebnie. Tata podpytywał kiedyś, co sądzisz... – Podniosła na niego oczy i zawahała się. Kiwnął głową, żeby ją zachęcić. – Jaki masz stosunek do mówienia teściom "mamo" i "tato"?
Zaskoczyła go tak, że zaniemówił.
– Myślał o tym, żeby zapytać ciebie, ale za bardzo się wstydził – kontynuowała speszona. – Bał się, że usłyszy coś w stylu, że sobie tego nie wyobrażasz. Że w życiu byś nie chciał nazywać tatą obcego człowieka. No i podpytywał mnie. Jeśli nie chcesz, jakoś mu to przekażę. Wiesz, tak delikatnie, żeby nie próbował, bo wejdzie na minę.
– Nigdy nie wypowiedziałem tego słowa – brzmiał, jakby sam był zdziwiony tym, co właśnie mówi. – Nigdy nie powiedziałem "tato" na głos. Teraz zdałem sobie z tego sprawę.
– Mama też by chciała, ale boi się jeszcze bardziej. Wie, że... to może być dla ciebie trudne podwójnie. – Zmarszczyła brwi. – Ja na pewno nie powiedziałabym do Eweliny "mamo", ale to chyba oczywiste. Ona nie zasługuje na to, żeby ktokolwiek nazywał ją mamą.
Przytaknął jej bez słów.
– Tato – wymówił po trochu z namaszczeniem, po trochu z fascynacją. – Dziwnie... Ale chyba... mógłbym tak mówić. Chyba by mi się podobało.
Rozpromieniła się.
– Świetnie! To może prześpij się z tym i powiesz mi jutro. Albo kiedy będziesz gotowy. Rodzice na pewno się ucieszą, ale sam zdecyduj, jak chcesz to rozegrać. Może po prostu... zapytasz ich o to pierwszy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro