Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pytanie od taty

Od połowy września zaczęło się układać. Wciąż czuła, że porusza się po kruchym podłożu, ale widziała postępy. Zarówno w kontaktach z Tymkiem, jak i z Mikołajem. Młodszy Guliś zaczynał się na nowo otwierać, starszy wracał do zdrowia i coraz rzadziej był w podłym nastroju. Oczywiście, denerwował się rozprawą, a raczej rozprawami. Najważniejsza dotyczyła odebrania matce praw rodzicielskich i to na niej się skupiał. Złożył zeznania, większością spraw mogła zająć się pełnomocniczka.

Kilka dni przed spotkaniem w sądzie Oliwka odwiedziła chłopca. Wizyty przypominały już prawie zwykłe rozmowy, choć miał trudności z kontaktem wzrokowym. Wolał mówić do pluszaka niż do niej, ale cieszyła się, że zaczął się wreszcie normalnie odzywać.

– Zabierzesz mi Mikołaja – usłyszała, kiedy zrobiła przerwę w czytaniu. – Mama mówi, że wcale mnie nie chcesz. Zabierzesz mi go i zostanę sam.

Wpatrywał się w maskotkę. Ruszał pluszowymi łapkami i co rusz poprawiał kraciastą muszkę misia.

– To nieprawda. Kocham Mikołaja, ale ciebie również. I to ciebie pokochałam najpierw. Pamiętasz? Z Mikołajem na początku wcale się nie lubiliśmy.

– Zostawialiście mnie i szliście gadać na balkon – kontynuował. – Spiskowaliście przeciwko mamie.

"Spiskowaliście? Skąd on zna takie słowa?"

– Najpierw byłem z Mikołajem. Potem trochę z tobą. Potem byliśmy razem, a potem znowu z nim. Albo z tobą. A kiedy później byliśmy razem, to mnie zostawialiście. I byłem sam. Zabierałaś mi go i teraz znowu zabierzesz.

Słuchała go z uwagą. Opisywał to w uproszczony sposób, ale nie dało się zaprzeczyć, że miał sporo racji.

– To prawda, trochę tak było. Rozmawialiśmy na osobności, żebyś nas nie słyszał.

Opiekunka przyglądała jej się z uniesionymi brwiami.

– Twoja mama... – Oliwka nie wiedziała, jak ująć. – Umie zadawać pytania, a ty jesteś szczery i niczego nie ukrywasz. Wiedzieliśmy, że musimy się pilnować z tym, co przy tobie mówimy. Inaczej ona się dowie i to wykorzysta. I mogą być z tego problemy. – Wbiła wzrok w ścianę. – Niedawno powiedziałeś, że jestem głupią grubą pizdą. Usłyszałeś to od niej. A ona usłyszała od ciebie, że byłam kiedyś gruba. Też mnie tak nazwała, bo wiedziała, że zaboli.

– Zabolało, kiedy tak powiedziałem?

– Przecież wiesz – odparła beznamiętnie.

Nie zauważyła, że na nią patrzy, bo wciąż miała odwróconą głowę.

– Przepraszam – bąknął już nie do misia, a do niej. – Bardzo wtedy płakałaś.

Spojrzała na niego i w końcu rozpoznała w sześciolatku dawnego Tymka.

– To nie twoja wina. Kiedy będziesz duży, nauczysz się myśleć samodzielnie. I że niektóre rzeczy lepiej ukrywać, przynajmniej przed niektórymi ludźmi.

Milczał zafrasowany.

– Nie przyznałem się mamie, że chodzę w paputkach – wyznał po chwili. – Nie powiedziałem jej tego.

Roześmiała się krótko. Położyła dłoń na blacie stolika, nie za blisko, ale na tyle, że mógłby ją dosięgnąć, gdyby chciał.

– Naprawimy to, wiesz?

Zobaczyła zdziwienie w jego oczach, więc dodała:

– Wszystko. Naprawimy wszystko. 

Od tych odwiedzin było jej dużo lżej. Co prawda nie chwycił jej za rękę, ale przestała bać się piątku. Dnia, w którym miała się odbyć rozprawa.

Wieczorem, gdy leżała przy Mikołaju, przedłużała moment, w którym wróci na kanapę w salonie. Zaczęła nieśmiało:

– Nigdy o tym nie wspominasz... Ale... Znasz swojego tatę?

Milczał, aż zaczęła się obawiać, że niepotrzebnie poruszyła ten temat.

– Nie – mruknął w końcu. – Podejrzewam, że może być żonaty. Raz czy dwa matka coś napomknęła, ale zaraz milkła. Może się zakochała, a on się zmył, jak zrobił jej dzieciaka. Nie wiem, nigdy go nie poznałem.

W zadumie pocierała brodę.

– Wiesz co... – Było widać, że targają nią rozterki. – Nie za bardzo wiem, jak to ugryźć...

– Zaczynam się bać.

– Niepotrzebnie. Tata podpytywał kiedyś, co sądzisz... – Podniosła na niego oczy i zawahała się. Kiwnął głową, żeby ją zachęcić. – Jaki masz stosunek do mówienia teściom "mamo" i "tato"?

Zaskoczyła go tak, że zaniemówił.

– Myślał o tym, żeby zapytać ciebie, ale za bardzo się wstydził – kontynuowała speszona. – Bał się, że usłyszy coś w stylu, że sobie tego nie wyobrażasz. Że w życiu byś nie chciał nazywać tatą obcego człowieka. No i podpytywał mnie. Jeśli nie chcesz, jakoś mu to przekażę. Wiesz, tak delikatnie, żeby nie próbował, bo wejdzie na minę.

– Nigdy nie wypowiedziałem tego słowa – brzmiał, jakby sam był zdziwiony tym, co właśnie mówi. – Nigdy nie powiedziałem "tato" na głos. Teraz zdałem sobie z tego sprawę.

– Mama też by chciała, ale boi się jeszcze bardziej. Wie, że... to może być dla ciebie trudne podwójnie. – Zmarszczyła brwi. – Ja na pewno nie powiedziałabym do Eweliny "mamo", ale to chyba oczywiste. Ona nie zasługuje na to, żeby ktokolwiek nazywał ją mamą.

Przytaknął jej bez słów.

– Tato – wymówił po trochu z namaszczeniem, po trochu z fascynacją. – Dziwnie... Ale chyba... mógłbym tak mówić. Chyba by mi się podobało.

Rozpromieniła się.

– Świetnie! To może prześpij się z tym i powiesz mi jutro. Albo kiedy będziesz gotowy. Rodzice na pewno się ucieszą, ale sam zdecyduj, jak chcesz to rozegrać. Może po prostu... zapytasz ich o to pierwszy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro