Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powiedz wszystkim

Kolejne dni Oliwka spędzała w szpitalu. Chciała wziąć wolne do końca tygodnia albo i dłużej, ale odradzał jej to zarówno Mikołaj, jak i prawniczka. Według niego nie było sensu, żeby siedziała przy nim większość doby, skoro głównie śpi. Natomiast pani Magda doradziła jej wypisanie urlopu później, kiedy mężczyzna opuści oddział. Będzie potrzebował pomocy przy wielu czynnościach, więc dobrze, żeby wtedy była blisko. 

Wszyscy byli przejęci – rodzice, Judyta, dziadkowie oraz Bunia. Regularnie odzywał się również Łukasz, żeby podpytać o samopoczucie. O postępy w sprawie nie musiał, bo o nich informowała go matka. W tym przypadku tajemnice były niepotrzebne, bo angażował się tak jak ona.

Wybrała się do szpitala w niedzielę, a po drodze rozmawiała z ciotką. Zamierzała niedługo zawitać do ośrodka, ale staruszka jej tego zabroniła. Oznajmiła, że na to przyjdzie czas, teraz trzeba poświęcić się narzeczonemu. Oliwka skapitulowała.

Przed drzwiami do sali zabrakło jej tchu. Stanęła jak wryta, bo przy łóżku Mikołaja zobaczyła Ewelinę. Zbulwersowana wpadła do środka i zawołała:

– Co ty tu robisz? Jak śmiesz tu przychodzić?!

Kobieta popatrzyła na nią ze złością.

– Odwiedzam syna, ślepa jesteś?

– Odwiedzasz syna? – wycedziła Oliwka. – Wynoś się stąd albo wywlokę cię za kudły!

– Grozisz mi, gówniaro?

– A żebyś wiedziała! – Mikołaj podniósł rękę, jakby chciał ją powstrzymać. Zaniepokoiła się: – Zrobiła ci coś? Nagadała? Zaraz ją wywalę na zbity pysk! 

Prawie niezauważalnie kręcił głową przy każdym pytaniu.

– Ogarnij się, blondi! – warknęła Ewelina. Do syna zwróciła się łagodniejszym tonem: – Miki, przemyśl to. Czekam na ciebie jutro. Wszystko będzie inaczej, zaczniemy od nowa. W trójkę, razem z Tymkiem. Niedługo do nas wróci i zaczniemy wszystko od nowa. Teraz będzie zupełnie inaczej.

– "Czekam na ciebie jutro"? – zdumiała się Oliwka. – Ty naprawdę jesteś taka głupia?

– Chce, żebym wycofał zgłoszenie – wyjaśnił Mikołaj.

– Pobicie? – Zrobiła wymowną przerwę. Nie wiedziała, czy do kobiety dotarła informacja o wniosku o pozbawienie jej praw rodzicielskich. Zapomniała dopytać panią Magdę o szczegóły.

– Pobicie – potwierdził. – I to też. Wszystko.

Przez twarz jego matki przebiegł ponury grymas. Oliwka domyśliła się, że Ewelina ostatkiem sił próbuje się opanować. Powstrzymywanie się od agresji, czy to słownej, czy fizycznej, musiało ją sporo kosztować.

– Miki... – szepnęła prawie błagalnie. – Darek przegiął, wiem, ale po co ta prawniczka? Czemu mi to robisz? Przecież było tak dobrze!

Oliwka poczuła, jak ogarnia ją wściekłość. Stała z zaciśniętymi pięściami, gotowa interweniować, jeśli kobieta zbliży się do Mikołaja.

– Miki... – powtórzyła Ewelina – wróć jutro do domu. Wszystko naprawimy. Wysprzątałam mieszkanie, czekam na ciebie. I na Tymka.

– Zmyłaś krew z podłogi? – syknęła Oliwka. – Wyprałaś pościel? Sprzątnęłaś szkło? 

– Nie wtrącaj się, pizdo! – Brunetka zaczęła mówić do syna podniesionym głosem: – To wszystko przez nią, Miki. To ona cię tak nastawiła! Przeciwko mnie, przeciwko matce! Nie widzisz, co ona robi?

W drzwiach stanął pielęgniarz.

– Co się tutaj dzieje? Co to za krzyki?

Oliwka zwróciła się do kobiety, która była o krok od wybuchu:

– Wyjdziesz sama czy ochrona ma cię wyprowadzić?

– Odpierdol się!

– Proszę, proszę! – zakpiła. – I z kogo wychodzi prawdziwa wieśniara?

Ewelina posłała jej wściekłe spojrzenie.

– Głupia pizda! Głupia gruba pizda! – Z furią w oczach odwróciła się do Mikołaja. – Masz ostatnią szansę, Miki. Jak nie zobaczę cię jutro, możesz się nie pokazywać! Wypierdalasz z mieszkania!

– On nigdzie nie wychodzi! – wysyczała Oliwka. – Ani jutro, ani pojutrze. Zostanie tutaj dłużej. – Uśmiechnęła się z pogardą. – Siedem dni, co? Myślisz, że jak wyjdzie jutro, twojemu Dareczkowi już nic nie grozi? Mylisz się, beknie nie tylko za atak na policjanta. Zostałaś sama, bez niego i bez dzieci. A dzieci są najważniejsze, nieprawdaż? Bez nich życie nie ma sensu.

Cios był celny, pani Guliś pamiętała swoje własne słowa.

– Ty serio wierzysz, że zabierzecie mi Tymka? – Patrzyła na nią z nienawiścią. – Słyszałaś, żeby odebrali dziecko matce? Kurwa, matce? Sądy nigdy nie odbierają ich matkom! Masz jakieś dowody, tępa pizdo? Masz, kurwa, jakieś dowody?

– Może nie mam, może mam. – Oliwka czuła ból, bo wbiła sobie paznokcie we wnętrze dłoni. – Jeszcze zobaczymy, czy nie odbiorą. Pozwalałaś gachowi znęcać się nad Tymkiem. Od miesięcy! Postaramy się, żeby dojechali i ciebie!

Zacietrzewione kobiety nie zauważyły, że pielęgniarz zniknął. Teraz wrócił, razem z ochroniarzem.

– Panie wychodzą! – zarządził mężczyzna w uniformie.

– Ona zostaje! – Mikołaj wyciągnął rękę do Oliwki. – Tamta wychodzi.

– Tamta? – wrzasnęła Ewelina. – Tamta? Tak nazywasz własną matkę? Tamta?

Ochroniarz podszedł i chwycił ją za łokieć, ale wyrwała się z wściekłością. Złapał ją ponownie, tym razem mocniej i zaczął ciągnąć w stronę drzwi. Szarpała się z nim, aż do akcji wkroczył pielęgniarz. Szamocząc się z nimi, wrzeszczała do Mikołaja:

– Ty gnoju! Ty gnoju! Jesteś śmieciem, słyszysz! Kurwa, jesteś śmieciem! Żałuję, że nie posłuchałam twojego ojca! Trzeba cię było wyskrobać i spuścić w kiblu! Jesteś nikim! Zerem, zwykłym zerem! I zawsze będziesz zerem! Zobaczysz, jak wróci Darek! Kurwa, zobaczysz, śmieciu!

Krzyczała na korytarzu, przy głównym wejściu i przed budynkiem. Wydawało się, że jej wrzask obija się po ścianach i rezonuje, jakby nie mógł ucichnąć. Mikołaj wyswobodził rękę z uścisku Oliwki. Nie nawiązywał z nią kontaktu wzrokowego. Zasłonił twarz dłońmi i zastygł w tym geście, ciężko dysząc. Obserwowała go ze zmarszczonymi brwiami i ściśniętym sercem.

Nagle usłyszała ciche popiskiwanie dobiegające z telefonu. Jęknęła i przyłożyła go do ucha.

– Boże, ciociu, kompletnie o tobie zapomniałam! Pewnie wszystko słyszałaś, co?

– Tak. Jak z nim?

Oliwka zerknęła na mężczyznę.

– Hm...

– Dasz na głośnomówiący?

Zawahała się, ale spełniła jej prośbę.

– Mikołaj... – zaczęła staruszka. – Skarbie, wiem, że chciałbyś teraz zniknąć. Tak, żeby nikt cię nie widział.

Jego ramiona drżały. Oliwka pragnęła go przytulić lub chociaż pogładzić po skórze. Powstrzymała się, bo przed oczami stanęła jej scena w kuchni i to, jak zareagował na dotyk.

Była pod wrażeniem przenikliwości Judyty. Mimo że kobieta go nie widziała, doskonale rozumiała, co czuje.

– Nie musisz odpowiadać, skarbie. Chcę tylko, żebyś wiedział, że to ona jest zerem. Ona, nie ty. I tak naprawdę dobrze to wie, dlatego jest taka wściekła.

Ciotka zamilkła na moment, co Oliwka wykorzystała na przycupnięcie przy łóżku Mikołaja. Nie próbowała go dotykać, po prostu była blisko.

– Opowiem wam coś – odezwała się staruszka. – Jakieś piętnaście lat temu do Juliana przyszła młoda dziewczyna. Prowadziła bloga, całkiem popularnego. Odkrył go ktoś z rodziny, bodajże ciotka. Nie spodobało jej się to, co wyczytała. To nie było nic złego, ot studenckie opowieści, ale nie spodobało się. Może to była zawiść, może zwykła głupota, trudno powiedzieć. Ta ciotka zaczęła gnębić, ale nie ją, a jej mamę i babcię. Nie atakowała bezpośrednio dziewczyny, tylko rodzinę. Niby sama była rodziną, ale wiecie, jak to bywa. Widzieliście to zresztą przed chwilą.

Pojawiło się zastraszanie i groźby karalne. Cały czas pośrednio, do matki i babci, jakby bała się zaatakować samą dziewczynę. Na zmianę z mężem wydzwaniała, że naślą żula, który poderżnie jej gardło pod akademikiem. Podjeżdżali pod rodzinny dom. Ich córki skleciły nawet komentarz pod jednym z wpisów. Odważnie – w głosie Judyty wybrzmiała drwina – anonimowo. Próbowały wybielać matkę.

Chciała zgłosić to na policję, ale mama i babcia bardzo się bały. O nią, nie o siebie. Chociaż trzęsły się ze strachu, kiedy pod dom podjeżdżało auto. Opisywała to na blogu, tamci ciągle wydzwaniali, zastraszali i tak w kółko. W końcu ciotka zagroziła, że pójdzie do sądu, bo jest oczerniana. Ona, słyszycie? Ponoć wstydziła się pokazywać znajomym, a jej męża wypytywali, czy naprawdę zastrasza rodzinę... Na blogu pojawił się wpis, że dziewczyna czeka na wezwanie do sądu. I że będzie na bieżąco informować o rozwoju sytuacji.

Oliwka zastanawiała się nad tym, do czego staruszka zmierza. W międzyczasie Mikołaj opuścił ręce i położył je na kołdrze. Miał zaczerwienione oczy.

– Oczywiście tamci niczego nie zgłosili – ciągnęła Judyta. – Wystraszyli się, bo sporo ludzi czytało ten blog. Stosunki w rodzinie były chłodne, ale obie strony udawały, że nie ma tematu. Po siedmiu latach dziewczyna wróciła do kancelarii, żeby pozwać męża ciotki. O co? O kradzież pieniędzy jego siostry, jej matki. Przez te lata razem z żoną wykorzystywał kolejne okazje do podbierania rodzinie funduszy. A to wspólny brat sprzedał kawałek pola, a ten "pomógł" przechować środki. Bezpieczniej niż w banku, prawda? Gdzie jak nie u brata?

A to matka sprzedała kawałek pola i bała się trzymać w domu taką gotówkę. Syn ochoczo ją przejął i schował w swoim sejfie. Nigdy więcej jej nie zobaczyła. Kiedy zachorowała matka tej dziewczyny, czyli jego siostra, nie chciał już przejmować pieniędzy z kawałka pola. Chciał zagarnąć wszystkie. Była bardzo chora, więc się spieszył. Namieszał jej w głowie. Przywiózł notariusza, podsunął papiery i zdobył pełnomocnictwo. Sprzedał pole kilka dni później.

Jak na złość, jej zdrowie zaczęło się poprawiać. Nie tak miało być, nie tak to sobie planowali. Nie mieli zamiaru oddawać pieniędzy. Dziewczyna również zdobyła pełnomocnictwo i w imieniu matki wytoczyła wujkowi proces. Pierwszy raz w życiu ktoś mu się postawił. Miała satysfakcję, kiedy w sądzie trzęsły mu się ręce. Jak mówiła Julianowi, to nie był dla niej żaden wujek ani ciotka nie była żadną ciotką. Taka rodzina to żadna rodzina i ja ją świetnie rozumiem.

Dobrze pamiętam tę sprawę, podłe żerowanie na umierającej siostrze. Dziewczyna żałowała, że się wcześniej złamała. Gdyby poszła na policję piętnaście lat temu, złożyłaby zeznania. Opisałaby proces na blogu, włącznie z wyrokiem. Ze wstydu zapadliby się pod ziemię, bo nie mogliby dłużej udawać uczciwych ludzi. Prawda wyszłaby na jaw. Ale bała się o rodzinę i odpuściła. I co? Z każdym rokiem robili się coraz bardziej bezczelni, bo czuli, że mogą. Gdyby nie zrezygnowała, nie doszłoby do tych kradzieży. Nie odważyliby się. Trzeba było nie odpuszczać i rozjechać ich na sali sądowej. Trzeba było powiedzieć wszystkim, wszystkim.

Mikołaj, nie odpuszczaj. Bądź mądrzejszy niż ona, ucz się na jej błędach. Wiem, że pomyślałeś o tym, żeby się jutro wypisać. Chociaż przez moment.

Oliwka zobaczyła, że poczerwieniał. Jej podziw dla staruszki zwiększył się jeszcze bardziej.

– Jeśli się teraz wycofasz – kontynuowała Judyta – będą wiedzieli, że są bezkarni. Darek wyjdzie, a ona nie przestanie tobą pomiatać. Będzie gorzej, niż kiedykolwiek, bo ich rozdrażniłeś. Cofniesz się do zgliszczy. Jeśli zaczynasz, walcz do końca. Pamiętaj, nie jesteś sam. Przestań się wstydzić, niech ona się wstydzi. Powiedz wszystkim, jaką jest podłą matką. Na policji i w sądzie, sąsiadom i znajomym. Powiedz wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro