Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pod blokiem

W poniedziałek było zimno i mżyło, więc Oliwka wysiadła na Zachodniej i weszła na Przyzby. Zakładała, że w taką pogodę nikt nie będzie siedział na ławce, bo wilgoć w powietrzu przenikała ubranie w parę minut.

Mijając plac zabaw, zlustrowała wszystkie huśtawki, ale teren był pusty. Wystarczyło jednak odwrócić głowę w drugą stronę, aby przy drzwiach do jednej z klatek dostrzec małą skuloną postać. Westchnęła i podeszła do chłopca.

– Tymek, co tu robisz na takim zimnie? – zapytała spokojnie, choć miała ściśnięte gardło.

Spojrzał na nią z dołu z miną, jakby coś przeskrobał.

– Czekam na Mikołaja.

Przykucnęła i delikatnie dotknęła jego ręki. Była lodowata.

– Skarbie, jesteś przemarznięty! Długo tak tu siedzisz?

Wzruszył ramionami, a wtedy pomyślała, że zrobił to tak samo jak jego brat, kiedy proponowała dziecku babeczki.

– Dlaczego czekasz tutaj, a nie w domu? Cały zmarzłeś i zmokłeś. 

Gdyby był starszy, stwierdziłaby, że wygląda chytrze, kalkulując, co może powiedzieć, a co lepiej zataić. Ale był kilkulatkiem i jego wahanie budziło niepokój. Im dłużej milczał, tym bardziej rosły jej obawy. 

– Mama śpi – bąknął wreszcie.

– Nie powinna spać, jeśli ty nie śpisz. Chyba, że wyszedłeś, kiedy już spała?

Niepewnie przytaknął.

– Od kiedy tu siedzisz? Znasz się na zegarku?

Podniósł rękę i odciągnął rękaw, pokazując prosty dziecięcy zegarek na plastikowej bransoletce.

– Tu była dwójka i jedynka. – Stuknął w elektroniczną tarczę. – I dwa zera.

Oliwka przymknęła powieki.

"Dwie godziny! Dwie godziny w nocy na zimnie!"

– Położyła cię do łóżka po kolacji, a ty później wstałeś? Żeby zaczekać na Mikołaja?

Pokręcił głową.

– Mama się zmęczyła, bo długo sprzątała. Ja siedziałem w pokoju, a potem wyszedłem i już spała.

Teraz ona zamilkła, bo intensywnie coś analizowała. Przyjrzała mu się spod rzęs.

– Znalazłeś w lodówce jakieś jedzenie?

Na twarzy Tymka znowu pojawiła się dziwna mina, która skojarzyła się jej z chytrością.

– Nie wolno mi otwierać lodówki.

– Nawet kiedy jesteś głodny?

– Jutro przychodzi pani Madzia. Nie wolno ruszać niczego z lodówki.

Oliwka zaczęła masować sobie skronie.

– Kto to jest pani Madzia?

– Taka pani. Przychodzi co jakiś czas i pyta o różne rzeczy.

– Na przykład?

– Czy jestem głodny. – Patrzyła wyczekująco, więc dodał, choć niechętnie: – Czy czegoś się boję. Czy coś mnie boli. Takie tam.

W międzyczasie mżawka powoli zmieniała się w deszcz. Wilgotne spodnie lepiły się Oliwce do nóg, więc marzła coraz bardziej. Spojrzała z góry na chłopca, który siedział na schodkach, obejmując rękami chude kolana.

– Nie wolałbyś wrócić do mieszkania? – spytała ostrożnie. – Jest naprawdę chłodno.

Energicznie zaprzeczył.

– Mama śpi w salonie. Jak się obudzi, będzie zła, że chodzę i brudzę podłogę. Miałem nie wychodzić z pokoju, ale byłem głodny i... – urwał, jakby uświadomił sobie, że zdradził za dużo.

Skulił się w sobie, a Oliwka poczuła, jak ogarnia ją wściekłość. Miała ochotę wparować do mieszkania Tymka, dopaść kobietę i mocno nią potrząsnąć.

Wyglądało na to, że los podsłuchuje jej myśli, bo usłyszała szybkie kroki. Od strony biblioteki zbliżał się młody mężczyzna. Ostatnie metry pokonał kilkoma susami i przystanął przy nich, żeby wyjąć z kieszeni klucz.

– Cześć, młody! – rzucił do chłopca. – Czekasz na Mikiego? Nie siedź na betonie, bo złapiesz wilka!

Wszedł do budynku, a Oliwka skorzystała z okazji i złapała zamykające się drzwi.

– Mam pomysł! – rzekła z entuzjazmem. – Pójdziemy do mnie, co? Mieszkam blisko, o tam! – Wskazała palcem swój blok. – Zostawimy Mikołajowi karteczkę na drzwiach, żeby wiedział, gdzie jesteś. Zrobię ci naleśniki z czekoladą i bananami. I gorące kakao. Co ty na to?

Wahał się, więc zaczęła kusić go bardziej:

– Jak będziesz chciał, posypiemy naleśniki kolorowymi groszkami i dodamy bitą śmietanę. Poznasz moje króliki. Mam dwa, jeden jest rudy, a drugi łaciaty jak cielaczek. I ma klapnięte uszy.

"Jak pedofil", stwierdziła z goryczą, gdy oczy Tymka rozbłysły. "Namawiam obce dziecko, żeby poszło ze mną do domu. Nie łapię go na szczeniaki, tylko na króliki. Pójdę do piekła!"

Otworzyła drzwi szerzej i zachęcająco wyciągnęła rękę. Chwycił ją, wstał i weszli do środka.

Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze. Na miejscu wyjęła z torebki notes, zapisała swój numer telefonu i krótką informację: "Tymek jest u mnie. Zadzwoń pod bramką, to cię wpuszczę. Oliwka"

Wyrwała kartkę i wcisnęła ją w szparę obok klamki. 

– Widzisz? – zwróciła się do dziecka. – Teraz Mikołaj będzie wiedział, że jesteś u mnie i od razu do nas przyjdzie. Chodźmy na naleśniki!

U siebie pomogła mu zdjąć kurtkę i buty, a później przeszli do kuchni, gdzie zabrała się do pracy. W myślach wychwalała Judytę za jej ostatni zakup, robota kuchennego, dzięki któremu błyskawicznie przygotowała masę naleśnikową. Rozgrzewała patelnię, podczas gdy Tymek kończył kanapkę z masłem orzechowym i marmoladą z truskawek. Obok talerzyka parowało kakao w kubku z Małą Mi z Muminków.

– Gdzie są króliki? – zapytał, kiedy przewracała pierwszy naleśnik.

– Przyjdą, jak poczują banany. Sam zobaczysz.

Miała rację. Ledwo zaczęła kroić owoce, w progu pojawił się rudy uszak. Zaraz za Tadkiem przykicał Olaf i już po chwili oba kręciły się przy nogach Oliwki.

– Małe żebrole! – mruknęła bez złości.

Pochyliła się i dała im po plasterku banana. Każdy złapał swój kawałek w zęby i umknął na bok, ale na tyle blisko, żeby nie zamykać sobie drogi powrotu po następny. 

– Można je pogłaskać?

– Tak, ale mogą się odsuwać. Nie bierz tego do siebie, one są kapryśne. Jak nie będą miały ochoty na przytulanki, to sobie pójdą.

Tymek przełknął ostatni kęs kanapki i zsunął się z krzesła na podłogę, żeby dosięgnąć Tadka. Królik zerknął na niego podejrzliwie, ale nie uciekł.

– Wiedziałeś, że one wcale nie mają z tyłu kuleczek? W bajkach mają, a w rzeczywistości króliczy ogonek jest zwyczajny. Króliczki podwijają go sobie do góry i robi się z niego taka puchata kuleczka.

Słuchał jej słów z uwagą, gładząc puszyste futerko Tadka. Podszedł do niego Olaf, obwąchał chłopca i oparł się przednimi łapkami o jego kolana.

– On też chce, żebyś go pogłaskał. – Uśmiechnęła się i przełożyła kolejny naleśnik na talerz. – Chyba cię polubiły.

– A gdzie Cleo?

– Ma swoją kryjówkę w łazience. Raczej tu nie przyjdzie, jest bardzo strachliwa.

– Już wyzdrowiała?

– Niestety nie, to trochę potrwa. Ale będzie dobrze.

Smażyła naleśniki, przekładała je czekoladą i bananami, a chłopiec sam polewał je bitą śmietaną i posypywał groszkami. Podała mu też rodzynki, ale wolał częstować nimi króliki. Miała nadzieję, że Tadek zapaskudzi futerko przed jej wyjściem do pracy i zdąży go umyć, zanim zalepi się pod omykiem na pół dnia.

Przygrzewała sos i farsz do swoich naleśników, kiedy zadzwonił Mikołaj. Usłyszała w słuchawce krótkie mruknięcie i odparła, podchodząc do domofonu:

– Drugie piętro, dwunastka.

Stanął w drzwiach równie ponury jak jego głos w telefonie. Poprowadziła go do kuchni, a tam na widok brata Tymek pisnął z radości i zeskoczył z krzesła, żeby się w niego wtulić. Poczuła ciepło na sercu, ale kiedy jej oczy spotkały się z oczami mężczyzny, rozczulenie zastąpił chłód.

Odsunął chłopca, żeby zapytać:

– Dlaczego znowu byłeś na polu?

– Wasza mama śpi w salonie – wtrąciła za niego Oliwka. – A on był bardzo głodny.

– Wchodziłaś do środka? – warknął z taką złością, że urwała zaskoczona. Powtórzył głośniej: – Wchodziłaś?

– Nie wchodziłam – oznajmiła urażona. – Gdybym weszła, zostawiłabym kartkę w środku.

Chyba zdał sobie sprawę, jak agresywnie się odezwał, bo ucichł. Tymek również milczał, bawiąc się suwakiem kurtki brata.

– Jesteś głodny?

 Mikołaj popatrzył na nią zdziwiony. Nie odwracała wzroku, czekając na odpowiedź, więc wymamrotał:

– Nie. Nie jestem. 

Ledwo skończył, zaburczało mu w brzuchu. Zaczerwienił się ze wstydu, a Oliwka podeszła do kuchenki. Przełożyła farszem cztery ostatnie naleśniki, zapakowała je do plastikowego pojemnika i zalała parującym sosem pomidorowym. Zatrzasnęła wieczko i wręczyła pudełko Mikołajowi. Gapił się na nie, jakby widział taki przedmiot pierwszy raz w życiu.

– No masz! – Wcisnęła mu pojemnik do ręki. – Nie musisz podgrzewać, bo jeszcze ciepłe.

Widziała, że nie ma pojęcia, jak zareagować, więc ułatwiła mu zadanie. Przykucnęła przy chłopcu i delikatnie ujęła go za dłonie.

– Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało. Następnym razem też zrobię coś fajnego do jedzenia. W tym tygodniu codziennie wracam o tej porze, a w przyszłym będę w domu koło trzeciej. Jak będziesz miał na zegarku jedynkę i piątkę. – Uśmiechnęła się wymownie. – I dwa zera.

Odprowadziła ich do drzwi. Kiedy Tymek wkładał kurtkę, Mikołaj wciąż zbierał myśli, aż w końcu odzyskał głos.

– Dzięki za... – pokiwał pojemnikiem – i w ogóle.

– Jasne.

Przytuliła chłopca na pożegnanie i obserwowała, jak schodzą po schodach. Później, gdy posprzątała królikom kuwety, wykąpała się i sama wreszcie coś zjadła, usiadła na podłodze w łazience i wzięła Cleo na kolana. Gładząc błyszczące czarne futerko, opowiadała, co wydarzyło się pod blokiem. Zastanawiało ją zdenerwowanie Mikołaja tym, że mogła wejść do ich mieszkania.

Szepnęła też kotce, że ładnie wyglądał, kiedy włosy lepiły mu się do czoła. Zaraz potem stwierdziła, że jest głupia. Strasznie, strasznie głupia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro