Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ostatnia niedziela

– Zawsze bałam się śmierci. Ale nie tego, co będzie potem. Wiem, że umrę i tyle. Boję się samego umierania, bólu, tego, że zacznę się dusić, aż się w sobie zapadnę. Pamiętam, jak po śmierci Julki bałam się, co będzie, kiedy ja odejdę. Bałam się, że moje książki, zdjęcia, wszystkie pamiątki trafią na śmietnik. Wszystko, co kochałam, dla kogoś, kto przyjdzie czyścić mieszkanie, będzie tylko gratami. Czymś wartym sprzedania albo nie, a jeśli nie – to do kontenera.

– Widziałam kiedyś zdjęcia na śmietniku – wtrąciła Oliwka. – Strasznie smutny widok...

Siedziały z ciotką przy herbacie i ciasteczkach, upieczonych tym razem nie przez mamę, a przez babcię Gabrysię. Niedziela była słoneczna i piękna; podobnie zapowiadał się poniedziałek, czyli dzień, w którym Judyta przenosiła się do prywatnego domu opieki.

– Takie życie. – Staruszka uśmiechnęła się pogodnie. – Dzisiaj się tego nie boję. Po śmierci będę już tylko pamięcią. Rzeczy mogą trafić na śmietnik, to nieistotne. Ważne, żeby ktoś o mnie pamiętał. Chociaż nie powiem, szkoda mi czasami, że nie odniosłam wielkiego sukcesu. Milej by się umierało ze świadomością, że czytają mnie w wielu domach. No ale cóż, pisałam głównie dla przyjemności. Zawsze będę wdzięczna Julianowi, że mi to umożliwił.

– Będziesz AŻ pamięcią – podkreśliła Oliwka. – Twoje książki są piękne. Dzisiaj każdy może pisać, ale coś, co jest kiepskie, przeminie, a twoje książki przetrwają. Zawsze znajdą się czytelnicy, zawsze znajdzie się ktoś, kto je doceni. Może nie dzikie tłumy, ale czy to ważne? Nie zawsze najbardziej znani to ci najlepsi, ale jakie to ma znaczenie?

– Na szczęście jestem na tyle stara, że mogę się tym nie przejmować – podsumowała Judyta. – A moją najlepszą książką będzie ta ostatnia. – Spojrzała na dziewczynę spod rzęs. – O was.

Oliwka spoważniała.

– Przecież wiesz, że od dwóch tygodni go nie widziałam – powiedziała z wyrzutem. – Czemu tak mówisz? Chcesz, żeby znowu było mi przykro?

– Wiadomo, że nie chcę! Zwyczajnie nie rozumiem, czemu do niego nie zadzwonisz. Dlaczego tylko czekasz?

– Wcale nie! – obruszyła się. – Wysłałam mu parę smsów.

– Wystarczy, że odpisze "W porządku" na "Co tam?", a ty odpuszczasz.

– Nie mam zamiaru się narzucać. Nie będę przechodzić tego drugi raz, nie jestem masochistką.

– Łukasza unikasz pół roku, chociaż mieszka za płotem. Ciekawe, jak długo chcesz udawać, że wiecznie brakuje ci czasu. Mikołaja też unikasz, bo znowu wracasz Studziankami...

"Nosz! Nie życzę Nowakowej ślepoty, ale mogłaby sobie znaleźć jakieś zajęcie!"

– ...ale co z Tymkiem? Myślisz, że on za tobą nie tęskni? Tak często się widywaliście, a nagle zniknęłaś. Myślisz, że się nie zastanawia, co się stało? I czy to nie jego wina? Ojciec go porzucił, a teraz może tak myśleć o tobie. Porzucone dzieci często winią siebie za to, że ktoś odszedł.

Na twarzy dziewczyny pojawiło się przygnębienie. Westchnęła ciężko i pochyliła głowę.

– Czyli Mikołaj miał rację. Okropnie za nim tęsknię... to znaczy za Tymkiem. Okropnie! W zeszłym tygodniu wracałam przez Przyzby i sprawdzałam, czy nie ma go na huśtawce. Cieszę się, że nie było, ale...

– Wiem. I dlatego uważam, że nie powinnaś odpuszczać.

– A ja uważam, że chcesz dopisać kolejne rozdziały.

– To swoją drogą – Judyta nie traciła rezonu. – Bunia dała wam zielone światło, chociaż jest taki młody. No nie krzyw się tak! Wiem, że nie wierzysz we wróżby z ręki, ale zaufaj jej. Ona wie, że to dobry człowiek.

– Tak – przyznała z niechęcią Oliwka. – Jest bardzo dobry dla Tymka.

Ciotka pokręciła głową.

– Nie o to mi chodzi. Bunia, ja zresztą też, uważamy, że on jest dobrym człowiekiem tak po prostu, nie tylko dla Tymka. 

Teraz Oliwka pokręciła głową, znacznie gwałtowniej niż ciotka.

– Ja w ogóle się z tym nie kłócę. Tyle że wiem, co knujecie, a to nie wchodzi w grę. Wyraźnie mi to pokazał wtedy w kuchni.

Staruszka wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła policzka dziewczyny. Zdziwiona Oliwka podniosła na nią oczy.

– Skarbie – usłyszała – wiesz, jak boli uderzenie w twarz? Nie tylko fizycznie. Czujesz wtedy ból i upokorzenie. On przyszedł do ciebie zaraz po tym, jak matka dała mu w twarz. Powiedział, że nie wiesz, jak to jest, kiedy nie możesz nic zrobić. Był zły na nią, na tego drania i na siebie. Czuł się bezradny, słaby i bezbronny.

– Ale ja chciałam go pocieszyć! Przytulić, tak jak Tymka.

– No właśnie. Jak Tymka. Jak sześcioletnie dziecko.

– To co powinnam była zrobić?

– Może po prostu być obok i go wysłuchać. Uwielbiasz się przytulać, ale on tego nie zna. Według niego pewnie przytula się słabych, tych, którymi trzeba się opiekować. A to on jest opiekunem, on musi być silny. Dobrze ci powiedział. Nie powinnaś brać tego do siebie, bo nie o ciebie chodziło. Trzeba go nauczyć, że przytulanie pomaga.

– Nie jestem pewna, czy będzie chciał – mruknęła z żalem Oliwka. – I czy będę miała okazję. Poza tym to, co stało się pod biblioteką...

– A raczej to, co stało się na przystanku – dopowiedziała ciotka.

Dziewczyna popatrzyła na nią z dezaprobatą.

– Naprawdę nie chcę znowu przez to przechodzić. – Ujęła w palce długi, czerwony lok i pomachała nim Judycie jak malutką rączką. – To mi zostało po pierwszym kopniaku. Jak mam ośmieszyć się tym razem? Wytatuować sobie na ramieniu Myszkę Miki?

– Świetny pomysł! – podchwyciła staruszka. – A nie myślałaś o tym, żeby wrócić do swojego koloru?

– A i owszem, ale to wymaga profesjonalnego fryzjera. Nie wiem, czy da się to zrobić na jednej wizycie, więc pewnie nieźle zabulę. Tak że planuję, ale muszę odłożyć.

– Cudownie! – Judyta szczerze się ucieszyła. – Poszukaj fryzjera, a ja ci go zasponsoruję. To będzie mój prezent urodzinowy, w końcu już niedługo.

– Jakbyś miała mało wydatków! W środę była premiera Chłopek. Możesz mi je kupić i będzie aż nadto.

Chłopki to ty mi kupisz – zakomunikowała z uśmiechem ciotka. – Sama chcę przeczytać. Przywieziesz mi je na parapetówkę zamiast paprotki. A propos wydatków! Gdybyś widziała minę Haliny, jak usłyszała, ile kosztuje miesięczny pobyt! – Wybuchnęła serdecznym śmiechem. – Niby słyszała, że drogo, ale konkrety jakoś jej umknęły. Czekałam tylko, aż zaproponuje, żebym przeniosła się do nich. Za połowę tej ceny mogliby mnie karmić i raz dziennie zmieniać pampersa. Głowę daję sobie uciąć, że nie spała w nocy, bo myślała o tych pieniądzach.

Oliwka milczała. Judyta przyglądała się jej spokojnie, kontynuując:

– Nie mogę się doczekać, aż się tam przeniosę. Tutaj nic tylko białe ściany i brzęczenie sprzętów. Wybrałam ten ośrodek, bo podoba mi się otoczenie. Szkoda, że za miastem, ale chciałam, żeby dookoła było dużo zieleni. I ścieżki. Jak będzie ciepło, będzie można mnie wyprowadzać jak psa i wystawiać na słońce. No przecież żartuję! – Znowu parsknęła śmiechem, tym razem na widok miny dziewczyny. – Nie musisz mnie odwiedzać tak często jak teraz, ale chociaż dzwoń. I wysyłaj zdjęcia dzieciaków.

– Oczywiście, że będę cię odwiedzać! – żachnęła się Oliwka. Temat domu opieki zdołował ją tak, że z trudnością ukrywała emocje. – Będę opowiadała ci o Cleo i chłopakach, będę pokazywała zdjęcia i robiła filmiki. Przyjadę w środę, najpóźniej we czwartek.

– Nawet o tym nie myśl! Przyjedź w weekend, w tygodniu masz czas dla siebie. Nawet ja, taka stara, nigdy nie wstawałam po czwartej! I pamiętaj o tym fryzjerze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro