Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Opowieść dla Buni

W upalne lipcowe popołudnie siedzieli w żółtej kuchni. Była sobota, zza okna dobiegało gdakanie kur i szczekanie psów z sąsiednich posesji.

– Buniu... Chcielibyśmy ci o czymś powiedzieć...

Staruszka zmierzyła oboje uważnym spojrzeniem. Milczała, oni też, więc w pomieszczeniu zapadła cisza. Jedynie mucha obijała się po szybie, nie mogąc trafić na otwartą przestrzeń.

– No, słuchom.

Mikołaj zaczerwienił się i spuścił oczy, bo nie mógł wytrzymać surowego wzroku kobiety.

– N-nie wiem za bardzo, od czego zacząć... – plątała się Oliwka. – T-to dość trudne...

– A co w tym trudnego? – przerwała staruszka. Zniecierpliwiona machnęła ręką i zwróciła się do niego: – Tyle dobrze, że sie chocioż poczułeś. Bo już bym nigdy nie zrobiła ci pierogów.

– A tego bym nie chciał – odparł natychmiast, zanim zdążył pomyśleć.

– Buniu! – jęknęła Oliwka, zarumieniona tak samo jak on.

– No co? Przecie widać, że sumienie mocie nieczyste. Hanka kręciła, godała, że sami powiecie. Ale o czym tu godać? Nie ty pierwszo i nie ostatnio.

– Nie jestem w ciąży!

– Chociaż rzeczywiście zaczęło się od dziecka – wtrącił Mikołaj. Uniosła brwi, więc ciągnął speszony: – Ale o szczegółach niech Oliwka opowie.

– Szczegółów mi tu nie trzeba – zaznaczyła staruszka. – Możem i staro, ale pamiętom, o co w tym chodzi. Jo dobrze wim, o co chodzi! Takżeś mu odetkała luloka, że zaraił do pełna.

– T-to wcale nie tak! – jęknęła Oliwka.

– Co nie tak? Ady jo wiedziała, że on jeszcze nie łonaczył.

– Ale nie o to chodzi! – Czerwona jak cegła zasłoniła twarz rękami. – W ogóle nie o to chodzi!

– A ktoś mi powie, o co chodzi? – spytał skonsternowany Mikołaj. – Ja tu jestem, ale nic nie rozumiem!

Zerknęła na niego spłoszona spomiędzy palców.

– Bunia ma... pewną teorię.

– Można i tak – zgodziła się staruszka.

Wtem tknięta jakąś myślą chwyciła jego dłoń. Zdumiony patrzył, jak ze zmarszczonym czołem studiuje jej wnętrze, pomrukując pod nosem sama do siebie. Podniosła oczy na Oliwkę, która z każdą sekundą robiła się coraz czerwieńsza.

– Hmmm... – wymamrotała prababcia, posyłając dziwne spojrzenia to jej, to Mikołajowi. W końcu popatrzyła na niego i zawyrokowała: – Czyli jednak nie jezdeś normalny.

– A po czym to widać, Buniu? – zainteresowała się Oliwka. – Bo nie ma odcisków od...

Nagle urwała, zamrugała i potrząsnęła głową.

– Nie, cofam to. Nie było pytania, nie chcę wiedzieć!

– Durnaś! – skwitowała staruszka. – Jak but!

– Ja nic nie rozumiem! – pożalił się Mikołaj. – Dlaczego w tym domu gada się szyfrem?

Obie go zignorowały. Prababcia machnęła ręką, jakby chciała zachęcić ich do tego, aby wreszcie powiedzieli, z czym przyszli. Oliwka wychyliła się przez okno, żeby zobaczyć, co robi Tymek. Chłopiec stał przy zagrodzie dla kur i sypał im ziarno z wiaderka podstawionego przez Romana. Jednocześnie przysłuchiwał się temu, co mówi mężczyzna.

Wróciła do poprzedniej pozycji, odchrząknęła i zaczęła opowiadać. Co jakiś czas zastępował ją Mikołaj. Opisywanie sytuacji w domu przychodziło mu z olbrzymim trudem, ale wpatrywały się w niego tylko dwie pary oczu. Jedna ze wsparciem i widocznym uczuciem, druga spokojnie i ze zrozumieniem. Kiedy skończyli, staruszka oznajmiła:

– Piątke dziecek wychowałam. Nieroz sie trzasneło w dupsko, jak które co przeskrobało, ale żeby takie rzeczy... Kochałam wszystkie, i te, co żyjo, i te pochowane. Połomałabym ręce takiej suce, co... – Zerknęła na niego, żeby zaraz dodać kategorycznym tonem: – Jo staro, to mi wolno. Za wojny różnie było, ale dzisioj, w takim dobrobycie... Urwałabym łapy przy samym zadzie.

Westchnęła głęboko, wstała i podeszła do Mikołaja. Ujęła go za dłonie i zakomunikowała uroczyście:

– Tu strzyko, tam strzyko, ale upre sie i dożyje do tego ślubu. A jak bedzie trzeba, to i z grobu wyleze. Najwyżej stane za łoknem, żeby was nie straszyć. – Zawahała się. – Chocioż nie, wtedy to stane za łoknem twojej matki i tego gacha. Ucapie za szmaty i zawloke prosto do piekła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro