Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miś pachnący cytryną

Czasami jeden gest zmienia wszystko.

Siedzieli i rozmawiali w najlepsze, Tymek znowu powiedział coś, co rozczuliło towarzystwo. I wtedy to się stało. Mama Oliwki wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać go po głowie, a on drgnął i się uchylił. Zrobił to odruchowo, po czym spłoszony spojrzał na nią i na brata. Dłoń gospodyni zawisła w powietrzu, uśmiech zniknął z jej twarzy. Popatrzyła na córkę, na męża, a finalnie na Mikołaja, który nie wiedział, co zrobić z oczami.

– Przepraszam, słoneczko, nie chciałam cię przestraszyć – zwróciła się łagodnie do zawstydzonego dziecka.

Podjęli na nowo przerwany wątek, ale coś wisiało w powietrzu. Coś, co sprawiało, że Mikołaj coraz bardziej pochmurniał.

Niedługo potem pojawili się goście, w tym Łukasz i starsza kobieta w beżowej garsonce. On niósł ze sobą dużego pluszowego misia, zaś ona trzymała w rękach bukiet kwiatów. Oliwka nie zdążyła się zdziwić, bo usłyszała:

– Aleś ty zmarniała, Oliwcia! Taka byłaś pyzata, a teraz? Za to chociaż nie ruda, tyle dobrze. 

– Ciebie też miło widzieć, ciociu.

Łukasz wręczył jej misia.

– Czekał na ciebie od dawna. Tak jak ja.

Przyjęła go z nieskrywaną radością, wtuliła się w maskotkę, a później w niego.

– Dziękuję, ale naprawdę nie musiałeś.

– Swoją drogą nie za duża jesteś na misia, Oliwcia?

Ledwie udało jej się powstrzymać od przewrócenia oczami. Wymienili z Łukaszem wymowne spojrzenia, po czym zakomunikowała z powagą:

– Na misia nigdy nie jest się za dużym.

Mężczyzna odebrał kobiecie bukiet i przekazał go solenizantce. Ta musiała najpierw odstawić pluszaka na krzesło obok Tymka.

– Żebyś zawsze była postrzelona, szczera i wrażliwa. – Uśmiechnął się tak, że dostała rumieńców. – Życzę ci masę miłości, bo na nią zasługujesz.

– Jak miłości, Łukaszku, to czemu te róże nie czerwone?

Teraz to on prawie przewrócił oczami, przez co zachichotała. Przytulił ją drugi raz, zanim odpowiedział:

– Pani Halino, bo Oliwka najbardziej lubi białe.

– A to ja nie wiem. Oliwciu – zwróciła się do dziewczyny – myśmy nie wiedzieli, że dzisiaj przyjedziesz. Przecież miałabym coś dla ciebie. Następnym razem, co? Jakoś się zgadamy.

– Nie musisz mi nic kupować, ciociu. – Oliwka popatrzyła po zgromadzonych przy stole osobach, zatrzymała się dłużej na Tymku i Mikołaju, który siedział ze wzrokiem wbitym w blat. – Mam wszystko, co mi potrzebne do szczęścia.

– Właśnie! – podchwyciła Halina. – Jak ci się mieszka u Judyty? Przecież nikogo tam nie znasz! Nie boisz się sama, w takim wielkim mieszkaniu? Przy tym osiedlu?

– W bloku znam wszystkich sąsiadów. – Dziewczyna lekko, ale z premedytacją podkoloryzowała prawdę. – Mieszkanie nie jest znowuż takie wielkie. A osiedle jak osiedle.

– Ale wiesz, jacy ludzie tam mieszkają.

Oliwka zerknęła na Mikołaja.

– Tacy jak wszędzie, różni.

Łukasz wyłapał to spojrzenie i postanowił się wtrącić:

– My tu właściwie z jednego powodu. To znaczy ja z dwóch. – Uśmiechnął się do niej. – A pani Halina przyszła, żeby poprosić o przeparkowanie.

– No! – dobiegło z tyłu. – Nie mogę wyjechać, bo mnie zastawiliście tym...

Odwrócili się i ujrzeli Jacka. Chłopak stanął obok babci, zlustrował rzeczy na stole i przeniósł uwagę na gości. Zawiesił wzrok na Oliwce i mruknął ni to z uznaniem, ni z kpiną:

– O proszę, jak się wylaszczyła! A niedawno była z ciebie taka kluska! – Parsknął śmiechem. – Jak ludzik Michelin!

Podszedł do gospodarza, żeby się przywitać, podał rękę Mikołajowi, a kiedy wyciągnął ją do Tymka, chłopiec potrącił stojącą przed nim szklankę z lemoniadą. Próbował ją złapać, ale wyśliznęła mu się z palców. Napój wylał się na maskotkę, a sama szklanka poturlała na skraj blatu i spadła, roztrzaskując się na kawałki.

Zsunął się z krzesła i zamarł z miną, która ścisnęła serce Oliwki. Patrzył na dorosłych z rosnącym przerażeniem, coraz większymi oczami i coraz bledszy. Była przekonana, że dziecko zaraz wybuchnie płaczem, ale nic takiego się nie stało.

Jacek wpatrywał się w niego ze zmarszczonym czołem.

– A temu co? – rzucił pytanie w przestrzeń. – On jest jakiś upo...

– Debil! – warknął Łukasz.

Tymek pobladł jeszcze bardziej. Łukasz podszedł do niego i przykucnął, a wtedy chłopiec zasłonił rękami twarz i głowę. Mężczyzna znieruchomiał, powoli odwrócił się do Mikołaja i wbił w niego wzrok pełen złości. Oliwka zawołała:

– To nie tak, jak myślisz! To brat! To jego brat!

Mikołaj poderwał się z krzesła, ale grymas Łukasza zatrzymał go w miejscu. Mężczyzna odwrócił się z powrotem do chłopca, który wciąż zakrywał głowę. Zaczął też dygotać. Kiedy poczuł na ramionach dłonie, skulił się i pisnął.

– Tymek – szepnął Łukasz – nic się nie stało. To tylko szklanka. Tylko szklanka.

Bardzo delikatnie objął sześciolatka. Gładził go po plecach i włosach, cały czas mówiąc do niego kojącym głosem.

– My byśmy pojechali, co?

Ledwo Jacek to palnął, rozejrzał się wokoło i znalazł zrozumienie u Haliny. Natychmiast wsparła wnuka:

– No no, i tak się zasiedzieliśmy. Przyjedziemy za tydzień albo dwa i pogadamy dłużej. No, Jacuś, zbieramy się! A wy uspokójcie małego. Wielkie mi rzeczy, szklankę rozbił!

Tymek wyszeptał coś tak cicho, że Łukasz poprosił o powtórzenie.

– Pobrudziłem misia. Misia Oliwki.

Dziewczyna przykucnęła i pogłaskała go po plecach.

– To tylko woda, skarbie. Wyschnie i nie będzie śladu, przecież jest brązowy. Najwyżej będzie pachniał cytrynami.

Kiedy dziecko oderwało twarz od t-shirtu mężczyzny, okazało się, że jest zalana łzami. Oliwka musiała się starać, żeby zapanować nad głosem.

– Mikołaj przeparkuje teraz auto, a my przemyjemy buzię, co?

Łukasz ponownie posłał chłopakowi spojrzenie pełne wrogości, więc pochyliła się i szepnęła mu do ucha:

– To nie on, to konkubent ich matki. To nie on!

Oczy niebieskie i oczy brązowe wpatrywały się w siebie kilka długich sekund. W końcu Łukasz skinął głową, ostrożnie przekazał jej chłopca i wstał.

– Idę z wami – poinformował Mikołaja. – Chodźmy, zbiegowisko tutaj niepotrzebne.

Halina z wnukiem poszli za nimi bez słowa, a Oliwka zaprowadziła Tymka do łazienki. Kiedy wróciła na taras, rodzice milczeli. Usiadła i wzięła chłopca na kolana.

– Zobacz, skarbie. – Wskazała mu maskotkę. – Już prawie sucha. Taka ładna pogoda, że wyschnie za kilka minut. A szkła już nie ma.

– Trzydzieści lat! – Anna starała się brzmieć neutralnie, ale głos jej drżał. – Prawie trzydzieści lat pracuję w szkole, ale nigdy się nie przyzwyczaję! To nie pierwsze takie dziecko, ale nigdy się nie przyzwyczaję. On płacze bez dźwięku... Tylko pisnął! Chyba nawet nie oddychał, tylko mu te łzy leciały po buzi.

– Bo w domu za płacz dostałby jeszcze bardziej – Oliwka odpowiedziała w tym samym języku, po angielsku. – Szybko się nauczył, że ma być cicho, nawet kiedy go biją.

– Co możemy zrobić?

– Myślę nad tym od jakiegoś czasu.

– Co teraz?

– Jak go znam, będzie chciał jechać do domu. Nie pozwoli się nawet przytulić, prędzej zacznie na mnie burczeć.

– Na pewno się wstydzi – do rozmowy dołączył Leonard. – Wstydzi się tu wrócić i z nami siedzieć.

– Wstydzi? – zdziwiła się. – Przecież to nie jego wina. On nic nie zrobił!

Mama popatrzyła na nią z pobłażliwością.

– Kocham cię, ale czasami mogłabyś zamiast o bogach i boginiach poczytać o zwykłych ludziach. Na przykład o rodzinach dysfunkcyjnych.

Cała trójka zamilkła.

– Ten pan... – wtrącił cichutko Tymek. – Pan Łukasz nazwał mnie debilem. Jak wujek.

– To nie tak! – zaoponowała Oliwka. – On nazwał tak Jacka, to nie było o tobie. Skarbie, on nigdy by cię tak nie nazwał!

Na ścieżce przy domu pojawili się obaj mężczyźni. Dotarli do stołu i usiedli, jeden po jednej, drugi do drugiej stronie dziewczyny.

– Pogadaliśmy trochę – zaczął Łukasz. – O... wszystkim. Dlatego tak nam zeszło. Znalazłby się dla mnie kawałek tego tortu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro