Lampka
W czwartek Oliwka wracała do domu, zastanawiając się w duchu, czy jest bardziej zmęczona, głodna, czy stęskniona za Mikołajem. Gdy weszła do mieszkania, przywitał ją w przedpokoju słowami:
– Kot natrzeszczał na Tadka.
Ze śmiechem zdjęła kurtkę i zawiesiła ją na wieszaku.
– Znowu ją wystraszył tupaniem, kiedy spała?
– No. – Podał jej rękę, żeby oparła się o niego przy ściąganiu butów. – Usłyszał coś na dole.
– A to ja. Poślizgnęłam się przy drzwiach, o mało nie wywinęłam orła. – Kontynuowała, idąc za nim do kuchni: – Zaraz ją wyprzytulam i powiem, żeby go nie wyzywała. Nie jego wina, że jest głup...
Zamarła w progu. Mikołaj patrzył na nią z rozbawieniem.
– Wyprzytulać możesz kogoś innego.
Przy stole siedział Tymek. Jego widok był tak niespodziewany, że Oliwkę zatkało. Oszołomiona wpatrywała się w chłopca.
– J-jak? – wyjąkała. – Kiedy? Dlaczego ja nic nie wiem?
Mężczyzna parsknął śmiechem.
– Pojechałem po niego, jak tylko dostałem info, że mogę.
Cały czas nie odrywała wzroku od dziecka. Zrobiła krok, a jej głosie było słychać niepewność.
– Mogę cię przytulić?
Zawahał się, więc natychmiast stanęła w miejscu.
– Jeśli nie chcesz, to nie – zapewniła pospiesznie. – Nie będę naciskać.
Usiadła naprzeciwko niego.
– W końcu jesteśmy razem – wydusiła. – Wiesz, że jesteś najodważniejszy na świecie? Mówiłam ci wiele rzeczy, ale tego chyba nie. Uratowałeś Mikołajowi życie, jesteś prawdziwym bohaterem.
– Strasznie się wtedy bałem – bąknął z oczami wbitymi w blat.
– Ale to zrobiłeś. Pamiętasz bajkę o zajączku? On też się bał, a jednak poszedł szukać przyjaciółki. I uratował ją przed wilkiem.
– Ciastkami – prychnął.
– W bajkach wszystko jest możliwe. Zadzwoniłeś na pogotowie, chociaż bałeś się pana Darka. A teraz pan Darek siedzi w areszcie i długo nie wyjdzie.
– Ale kiedyś wyjdzie? – Wreszcie na nią spojrzał. – Wyjdzie?
Westchnęła.
– Kiedyś wyjdzie, ale zrobił tyle złego, że prędko go nie wypuszczą. Tam, gdzie trafi, nie lubią ludzi, którzy biją dzieci. Teraz on będzie się bał.
W międzyczasie Mikołaj podał jej kolację, a obok talerza postawił kubek z gorącą herbatą. Sam usiadł tak, że mógł jednocześnie gładzić brata po ramieniu i ją po kolanie.
– A wy? – spytała. – Będziecie patrzeć, jak jem, nawet bez picia?
– My już po. A przed snem nie pijemy, żeby... – uśmiechnął się do Tymka – nie było wpadki.
– Jakby co – zwróciła się do poczerwieniałego dziecka – na twoim łóżku jest specjalne prześcieradło. Może troszkę szeleścić, ocenisz to dzisiaj. W razie wpadki po prostu przyjdź i powiedz. Nie chciałabym, żebyś leżał w mokrej pościeli.
Posłał jej spojrzenie, którego nie potrafiła rozszyfrować, podobnie jak jego miny.
Jadła, podczas gdy Mikołaj opowiadał, jak wyglądało odebranie sześciolatka z placówki. Później wspólnie zaprowadzili Tymka do jego pokoju. Gdy siedział na łóżku, Oliwka zaczęła:
– Miałeś dziś mnóstwo wrażeń, ale mam nadzieję, że szybko zaśniesz. Chłopaki będą na zmianę zaglądać tu i do salonu, ale obcięłam im rano pazurki. Nie powinni hałasować. Za bardzo. Jeśli coś cię obudzi, to będzie skok na górę klatki, siorbanie wody z miseczki albo wejście do kuwety. Olaf czasem robi to z rozmachem, trzeba mu wybaczyć.
– Mogłaby się świecić? – Wskazał na lampkę nocną stojącą na biurku.
– Boisz się ciemności?
– Nie – zaprzeczył, ale nie był przekonujący. – Może trochę. Gdyby śniło mi się coś złego i obudziłbym się w nocy, szybko by mi przeszło. Jakby świeciła się lampka, tobym się nie bał.
– Jasne. Ale gdybyś się bał, możesz przybiec do nas do sypialni.
Zmarszczył czoło.
– Nie wolno wchodzić do sypialni.
Zdumiona uniosła brwi.
– Dlaczego?
– Bo moglibyście się pierdolić.
Najlepszym określeniem na reakcję Oliwki byłoby „opadnięcie szczęki". Osłupiała, otworzyła usta, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
– Tymek... – rzucił cicho Mikołaj.
Chłopiec popatrzył na niego pytająco.
– No co? Gdybyście się pierdolili, a ja bym wszedł, miałbym kłopoty.
– Przestań... – jęknęła Oliwka. – Przestań... tak mówić!
Był jeszcze bardziej zdziwiony, w odróżnieniu od brata.
– Dlaczego mówisz o tym w ten sposób? – wydukała. – Skąd znasz takie słowa?
– Pan Darek tak mówił. – Wzruszył ramionami. – Kilka razy słyszałem, jak gadał do mamy, żeby szła z nim do sypialni, bo chce się...
– Jasne! A wiesz, co to znaczy?
– Raz miałem zły sen. Mikołaja nie było, poszedłem do nich, a wtedy... Pan Darek wyskoczył z łóżka i... Od tej pory, kiedy miałem zły sen, chowałem się pod kołdrą.
Wstrząśnięta przytuliła chłopca. Przymknęła powieki, bo nie chciała się przy nim rozpłakać. Kiedy była w miarę opanowana, zdała sobie sprawę, że zrobiła to bez pytania. Nie zareagował w żaden sposób, więc odsunęła się i skupiła się na głównym temacie.
– Chcę, żebyś coś zapamiętał – zaczęła poważnie. – Jeśli kiedykolwiek będzie ci się śniło coś złego, możesz do nas przyjść. Zawsze!
– A jeśli...
– Zawsze – podkreśliła. – I chciałabym, żebyś więcej nie używał tego słowa, bo jest brzydkie. To, co widziałeś, można nazywać na wiele sposobów, a ten jest bardzo brzydki. Lepiej mówić, że ludzie się kochają albo uprawiają seks. Nawet że się pieprzą. Niezbyt ładnie, ale nie aż tak. To bardzo, bardzo brzydkie słowo.
– No to jak wy będziecie...
– My nie będziemy! – przerwała. – Nie będziemy tego robić.
– Dlaczego? Mama mówiła, że ludzie tak robią, jak się lubią. Dlaczego wy nie będziecie?
– Bo my... – Spojrzała bezradnie na Mikołaja, ale wzruszył ramionami jak chwilę wcześniej jego brat. – Bo my...
– No, wyjaśnij mu – zakpił. – Ja też chętnie posłucham.
Była zaskoczona i poirytowana brakiem wsparcia. Jąkała się i rumieniła, szukała w głowie argumentów. Im bardziej się starała, tym większy miała w niej zamęt.
– To może ja, co? – zaproponował. Przykucnął przy łóżku i obwieścił zaintrygowanemu chłopcu: – Robimy to, oczywiście, że robimy. Ludzie to robią, kiedy się kochają, a ja bardzo kocham Oliwkę. I ona mnie. Może umówmy się tak: gdyby dzisiaj coś ci się przyśniło, przyjdź do nas, ale wcześniej zapukaj. Jutro kupimy jakąś fajną zawieszkę na klamkę. Jak ją zobaczysz, to znaczy, że jesteśmy zajęci tym, co myślisz. I wtedy lepiej zapukać, żebyś nas nie zawstydził. Jeśli jej nie będzie, możesz śmiało wchodzić. O dowolnej godzinie. – Uśmiechnął się do niego i do niej. – Zwykle jej nie będzie, bo przecież nie robimy tego cały czas.
Oliwka przysłuchiwała się tłumaczeniom Mikołaja. Doszła do wniosku, że jako córka nauczycieli oblała egzamin z edukacji seksualnej. Chociaż z praktyką radziła sobie całkiem nieźle, poległa z kretesem na edukowaniu.
– Deal? – Wystawił zamkniętą pięść.
– Deal – odparło dziecko, przybijając żółwika.
Mikołaj podniósł się i objął Oliwkę w talii.
– To my idziemy, a ty śpij. Jutro opowiesz, co ci się śniło. Widzimy się w kuchni na śniadaniu.
Pożegnali się z Tymkiem. Oliwka poszła się umyć; kiedy wróciła do sypialni, otworzył ramiona i wymruczał:
– Chodź, pokażę ci teraz, jak bardzo tego nie robimy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro