Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kulka

Po powrocie Oliwka długo płakała. Z jednej strony rozumiała, że bliscy chcą jej dobra, z drugiej czuła się zraniona i oszukana. Prócz tego bała się o Judytę. Bolało ją serce, a że nie potrafiła udawać, wolała zaszyć się w sypialni. Skulona pod kołdrą, łkała, tuląc Cleo. 

Gdy zmęczona zasnęła, obudził ją Mikołaj, całujący jej mokre policzki. Pomyślała, że musi wyglądać okropnie taka zapuchnięta, ale w oczach męża była wyłącznie czułość i troska.

– Głodna? – zapytał. – Zrobiłem kolację.

Uśmiechnęła się słabo.

– Czuję naleśniki. I coś jeszcze.

– Myślę, że to właściwy moment na kulkę mocy. Sama ją wrzucisz do kubka.

– Nie wiem, czy dam radę cokolwiek przełknąć.

Przytulił ją, a potem pogłaskał kotkę, która sprawiała wrażenie, jakby zastanawiała się, czy dalej drzemać, czy na łóżku zrobiło się zbyt tłoczno.

– Wiesz co... Chyba rozumiem twoich rodziców. I dziadków. Nawet Łukasza. Serce mi pęka, a nie wiem, jak ci pomóc. Jak ulżyć, żebyś tak nie cierpiała. 

Gładził ją po włosach, a ona leżała, wpatrując się w ciemność za oknem.

– Niedawno czytaliście z Tymkiem książkę o pandzie. Mała panda i duży smok czy coś takiego.

– Odwrotnie – mruknęła. – Duża Panda i Mały Smok, tak to szło. Już ją zamówiłam, bo egzemplarz z biblioteki z nami zostaje. Cleo odgryzła mu wstążeczkę.

– Było tam coś o ludziach jak świece. Przynoszą światło innym, ale sami się przy tym spalają. – Pocałował ją w szyję. – Nie chciałbym, żebyś była taką świecą. Jesteś kochana, słodka, wrażliwa, ale nie chcę, żebyś się tak wyniszczała.

– Jak to wyniszczała? – obruszyła się. – Przecież nie mogę wyłączyć sobie emocji! Nic nie poradzę na to, że czuję to, co czuję.

– Wiem, ale angażujesz się we wszystko po uszy, przeżywasz jak sto ludzi naraz. Świeca świeci, taki ma cel, wypali się i już jej nie ma. A człowiek świeca? Nie spodobało mi się to zdanie, chociaż miało chyba brzmieć mądrze. Pomyślałem, że niefajnie być kimś, kto tylko świeci innym. 

– Nie ogarniam – wymamrotała.

– Nie chciałbym, żebyś była taką świecą, bo w końcu się wypalisz i znikniesz. I już cię przy mnie nie będzie.

– Ale wiesz, że to taka metafora? – Odwróciła się do niego, co od razu wykorzystał, żeby dać jej całusa. – Przenośnia.

– Wiem, co to metafora! – burknął. – Widzę, jak rozpaczasz, a nie masz tak naprawdę powodu. Judyta żyje, leczy się i zdrowieje. Z tym by cię nie okłamali. Ukrywali prawdę, bo wiedzą, jak byś się przejęła, ale nie ukrywaliby... Gdyby było bardzo źle, lekarze sami by się odezwali. Żebyście zdążyli się z nią pożegnać. A skoro nic takiego się nie dzieje... Wczoraj z nią rozmawiałaś. Słyszałaś, żeby coś było nie tak? Żeby miała problemy z mówieniem albo oddychaniem? – Zaprzeczyła, a wtedy pokiwał głową. – No, sama widzisz.

Rozłożył ramiona, żeby mogła przytulić się bardziej. Przyłożyła ucho do klatki piersiowej Mikołaja i słuchała bicia jego serca. Przypomniała sobie, jak w sierpniu czuwała przy nim w szpitalu. Czuła wtedy strach, ból, ale i ulgę. Dziś również przepełniał ją lęk, a prócz tego olbrzymia miłość i szczęście.

Leżeli tak, aż zaburczało mu w brzuchu.

– No, zjadłbym coś – zakomunikował z powagą. – Zrobiłem wyjątkowo dobry farsz, gdybyś chciała nie na słodko. Ale kulka mocy czeka. Reflektujesz?

– Pewnie!

Zobaczyła swoje odbicie w lustrze i jęknęła, na co wyciągnął do niej rękę. Po drodze do kuchni przystanęła i nastawiła uszu.

– Czyta królikom – szeptem ubiegł pytanie. – Chyba im się podoba.

Podeszła bliżej drzwi i zaczęła nasłuchiwać.

– Bądź pozdrowiony, młody paniczu, cóż sprowadza cię do mego domu? – Jej głos był zaskakująco łagodny i melodyjny.

Przez chwilę Seth tylko się gapił. Staruszka, mimo że zgięta i pokrzywiona, była bardzo wysoka. Cuchnęła... Nie wiem, co to znaczy "cuchnęła" – oznajmił Tymek, jakby się tłumaczył. – Zapytam później Oliwki. Pani tu mieszka?

Baśniobór? – wyszeptała zdumiona. – To chyba dla niego za trudne. I za straszne.

– Jak widać nie. Króliki nie protestują, jemu pasuje, czego chcieć więcej? Chodź. – Pociągnął ją za sobą. – Dokończy i przyjdzie.

Posadził żonę przy stole, ponownie włączył płytę pod garnuszkiem z mlekiem roślinnym i wręczył jej pudełko z czekoladowymi bombkami. Wybrała kulę z piankami i malinami, pokrytą kolorową posypką. Powąchała ją z błogą miną, budząc rozbawienie Mikołaja.

Mleko podgrzało się akurat w momencie, gdy wszedł chłopiec.

– Co to znaczy "cuchnęła"?

– Brzydko pachniała. Śmierdziała – wyjaśniła. – Podoba ci się ta książka? Nie jest zbyt, hm, ponura albo mroczna?

– Jest w porządku. – Usiadł naprzeciwko. – Na początku była dziwna, ale mi się podoba. Zwłaszcza ogród z kolibrami.

Mikołaj wyciągnął do brata pudełko, żeby ten wyjął dla siebie kulkę. Później we troje patrzyli zafascynowani, jak bombki rozpuszczają się w gorącym napoju, uwalniając pianki.

– Cieszy za każdym razem – rzekła Oliwka. – Chociaż ma milion kalorii.

– Czyli dobry pomysł – skwitował zadowolony. – Jeśli choć troszkę poprawiłem ci nastrój, niech ma ich nawet miliard.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro