Koszyczek truskawek
– Wstałaś już?
– Tak, właśnie piję kawę i rozmawiam z chłopakami. Znaczy z jednym, drugi właśnie pokicał do salonu.
– Zejdziesz do mnie?
Zdumiona Oliwka podniosła się z krzesła i podeszła do kuchennego okna. Przy chodniku pod blokiem stała czarna ibiza, a zza kierownicy patrzył na nią Mikołaj. Tak samo jak ona miał przy uchu telefon.
– Zaraz jadę do pracy, ale byłoby fajnie, gdybyś zeszła...
– A nie będziesz się śmiał z mojej piżamy? Ostatnio się śmiałeś.
– Sprawdź!
Bez zastanowienia zbiegła na dół i po chwili była przy aucie. Wsunęła głowę do środka i dała mu kilka całusów. Potem zrobiła minę, jakby została na czymś przyłapana.
– Znowu całuję cię bez pytania.
– Nie znam żadnej bajki, w której królewna pytałaby żabę o pozwolenie.
– A ty jesteś żabą?
– Mogę być, za to ty jesteś zasapana. Zdecydowanie nie masz kondycji.
– No nie mam. Można by nad tym popracować.
Wpatrzyła się w niego tak wymownym wzrokiem, że się zaczerwienił. Spodobało jej się, że od razu zrozumiał, co miała na myśli. I że się speszył. Chrząknął zakłopotany i sięgnął za siebie, żeby wręczyć jej koszyczek truskawek. Zaskoczona otworzyła usta.
– Podobno już nasze – oznajmił. – Dla ciebie, ale możesz się podzielić z chłopakami.
– Bosko pachną! – zawołała z zachwytem po zaciągnięciu się zapachem owoców. – Cudownie!
– Muszę już jechać.
Między jednym a drugim pocałunkiem spytała:
– Kończysz w tym tygodniu normalnie? Czy nie wiesz takich rzeczy wcześniej?
– Kończę normalnie.
– To dobrze. – Pocałowała go dłużej. – Mogłabym zrobić to, co teraz, jeszcze raz wieczorem, ale to dobrze.
– Naprawdę muszę już jechać – rzucił rozbawiony. – I dojechać bez kolizji.
– Okej, czaję. Mam się odkleić. – Dała mu ostatniego całusa i wyprostowała się. – Ślicznie dziękuję za truskawki. W imieniu swoim i chłopaków.
Włączył silnik i ruszył. Przy skręcaniu w Studzianki pomachał jej na pożegnanie i wjechał w uliczkę. Stała rozpromieniona, uśmiechając się sama do siebie. Uśmiechała się nawet po powrocie do mieszkania. Zrobiła zdjęcie koszyczkowi i przesłała je ciotce, a potem usiadła przy stole, żeby dokończyć kawę.
Od wczoraj była taka szczęśliwa, że prawie unosiła się w powietrzu. Po rozmowie w kuchni wrócili z Mikołajem do salonu, gdzie czekał na nich trochę już znudzony Tymek. Obejrzeli wspólnie bajkę, zjedli pankejki, a w międzyczasie oboje szukali okazji, żeby chociaż się dotknąć. Ona musnęła palcami jego dłoń, on odgarnął włosy, które opadły jej na policzek. Ona strzepnęła mu z koszulki niewidzialny pyłek, on pogładził ją po ramieniu... Ich oczy błyszczały, a wzajemne dogryzanie stawało się coraz mniej złośliwe, a coraz bardziej zalotne.
Tak jak zakładała, Judyta oddzwoniła niedługo po odczytaniu wiadomości. Obwieściła z powagą, że jej książka ma chwytać za serce, co za tym idzie, nie wolno niczego przed nią ukrywać. Wypytała o wszystko i wyciągała szczegóły bez skrępowania ani skrupułów. Oliwka dałaby sobie rękę uciąć, że ciotka robiła w trakcie notatki.
– Ustaliliśmy, że niczego nie ustalamy – ciągnęła, opłukując kubek w zlewie. – Oboje chcemy, ale się boimy. Mówiłam, żeby nie robił mi nadziei i się mną nie bawił. On z kolei podpytywał o Łukasza. Wyszło, że żadne nie chce być dla tego drugiego srebrnym medalem. Bał się, że mogę się nim pocieszać po Łukaszu, a ja – że jestem z braku laku, bo nie może mieć tych dup, o których tyle gadał. Najważniejsze, że cokolwiek wyjdzie... albo nie wyjdzie, Tymek nie może ucierpieć. Jesteśmy dorośli, musimy to ogarnąć sami.
– Odprowadził go do przedszkola, kupił truskawki i przed pracą podjechał specjalnie, żeby ci je dać? – W głosie staruszki było słychać ekscytację. – A jeszcze wczoraj myślałaś, że to gej! Nie no, ja zaraz pęknę ze śmiechu!
I rzeczywiście ryknęła śmiechem.
– Nie mogę się doczekać, aż wreszcie go poznam – wykrztusiła, kiedy mogła złapać oddech. – Coś mi się wydaje, że jeśli ty się w nim nie zakochasz, to ja to zrobię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro