Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kapcie z króliczkami

Zaczęło się już w przedpokoju. Kiedy przyszli do Oliwki w niedzielę, Tymek nie chciał założyć swoich niebieskich kapci. Zdziwiona zapytała, o co chodzi.

– Króliczki są pedalskie – odparł, jakby to oczywiste, ale na nią nie patrzył. – I to, że dwa samce siedzą razem, to też pedalskie.

Osłupiała spojrzała na Mikołaja, ale uciekł ze wzrokiem. Zrobił tylko minę, która mówiła: "Co ja poradzę?" Uklękła i delikatnie chwyciła chłopca za ramiona, a wtedy skrzywił się i syknął. Zaraz potem się speszył tak samo jak brat. Cofnęła ręce.

– Jeśli nie chcesz, nie musisz ich zakładać. Ale to, że dwa samce siedzą razem, to nic złego.

– Przestań! – wtrącił Mikołaj. – Nie gadaj mu tak, bo będzie to powtarzał. I później...

Serce Oliwki waliło jak młotem. Zbulwersowana wstała i poprowadziła ich do salonu, a kiedy usiedli na kanapie, starała się opanować. Pocierała o siebie spocone dłonie, aż Tymek przerwał ciszę:

– Co robiłaś?

Jego uwagę przykuły różnobarwne koraliki leżące w dużym pudełku na stoliku kawowym. Obok znajdowało się kilka malutkich foliowych torebek zamykanych na strunę. Przysiadła przy chłopcu i odpowiedziała:

– Rozdzielam je dla prababci. Obiecała, że zrobi mi bransoletkę, ale mówiła, że będzie jej wygodniej, jak porozdzielam kolory. – Uniosła na siłę kąciki ust. – No to siedzę i je rozdzielam.

– Pomóc ci?

– A wiesz, że chętnie? Moglibyśmy je razem porozkładać do tych torebek. Tylko mam pomysł, umiesz liczyć do dziesięciu? – Skinął głową, a wtedy ciągnęła: – Może zaczniemy od czerwonych? Przesuń pudełko na bok i rób kupki czerwonych koralików. Tak po dziesięć. Ja zaraz do ciebie dołączę, tylko zrobię nam po herbacie. – Popatrzyła znacząco na Mikołaja. – Pomożesz mi z tym?

Zostawili chłopca skupionego przy stoliku i przeszli do kuchni. Tam włączyła czajnik, a kiedy zaczął szumieć, pociągnęła mężczyznę do okna.

– Co się stało? – spytała szeptem. – On znowu jest pobity!

– Nie pobity – sprostował, choć bez przekonania. – Trochę nim tylko potrzepał.

– Mikołaj! – jęknęła. – Czy ty się słyszysz?

Wbił w nią wzrok pełen bólu.

– Czasami matka ma dobry dzień i jest dla niego miła. Kiedy zachowuje się... jak matka, to on wtedy się do niej łasi. I papla. Opowiada o tobie, o królikach, o tym, że jesteś taka ładna i masz takie fajne włosy. – Zarumienił się, podobnie jak ona, ale zaraz spochmurniał. – Ma tylko sześć lat, nie wie, czego nie mówić.

Wpatrywała się w niego ze zgrozą, aż się żachnął i odwrócił do okna. 

– Wiem, że masz mnie za pizdę! – burknął. – Raz próbowałem go bronić, to o mało nie wyrzuciła mnie z domu. Teraz schodzimy mu z drogi, a ja muszę jej płacić, żeby pozwalała mi z nimi mieszkać. – Posłał jej wrogie spojrzenie. – Już dawno bym się wyprowadził, ale go nie zostawię. Tyle dobrze, że matka jest jebaną idiotką. Uważa mnie za debila, bo mało zarabiam. Jak łapię fuchy, mówię, że znowu coś zepsułem i muszę to naprawić. Nawet nie wie, że zmieniłem robotę i mam teraz o wiele wyższą wypłatę. Gdyby wiedziała, musiałbym jej oddawać więcej, a tak to odkładam. Mógłbym się wyprowadzić w każdej chwili, ale przecież mi go nie odda. Za dużo z niego ciągnie.

– A ten Darek? – dopytała. – Mieszka z wami?

– Nie. – Pokręcił głową. – Często u nas siedzi i nieraz odsypia nocki. Jest ochroniarzem w jakimś klubie. Oficjalnie z nami nie mieszka i zawsze znika, jak przychodzi babka z opieki. Matka udaje samotną matkę. – Uśmiechnął się z goryczą. – W sumie to prawda, bo ojciec Tymka wyjechał za granicę i ma go w dupie. Jedynie co, to przesyła alimenty.

Pocierała skronie ze zbolałą miną.

– Poszarpał go o papcie z króliczkami?

– Jemu nie trzeba dużo. Nie chcesz wiedzieć, co było, jak odsypiał nockę, a Tymek stłukł szklankę.

Zamarła z otwartymi ustami. Łzy napłynęły jej do oczu, więc zaczęła nerwowo chodzić po kuchni, żeby się uspokoić.

– Jak wy możecie tak żyć? – wyszeptała załamana.

– Jeśli cokolwiek zrobię, wyrzuci mnie z domu. Ja sobie poradzę, ale on? Zostanie sam. Z nią. Z nimi.

Stanęła przed Mikołajem. Odetchnęła głęboko kilka razy, przytknęła palce do powiek, a gdy uznała, że da radę odezwać się normalnym tonem, powiedziała:

– Przyjdź z nim jutro, choćby rano. Odwiedzam Judytę, ale możecie zostać tu sami. Coś sobie włączycie albo wymyślicie inne zajęcie. We wtorek jadę z Cleo do weta, ale jak wrócę, też go przyprowadź. I w środę, wtedy będę cały dzień w domu, bo muszę się nią zajmować.

– Zostawisz nas w mieszkaniu? – Uniósł brew. – Obcych ludzi? Patusów z socjalnego?

– Przestań! – warknęła, ale zaraz ściszyła głos: – Nie chcę słuchać o patusach z socjalnego! Chociaż mieszkają tam patusy. Twoja matka i ten typ, nawet jeśli z doskoku.

Milczał przez chwilę, aż zaczęła się obawiać, że mimo wszystko go uraziła. W końcu burknął:

– We wtorek bierze go na festyn. Co jakiś czas sobie przypomina, że trzeba poudawać kochającą matkę. Zrobi z nim masę zdjęć, powrzuca je na fejsa, Instagrama, a może i na TikToka.

– Twoja matka ma TikToka? – spytała, zanim zdążyła pomyśleć.

Uśmiechnął się, tym razem drwiąco.

– Moja matka ma ledwo czterdziestkę.

– Jeśli ty – zaczęła ostrożnie – masz dwadzieścia lat, to raczej nic niezwykłego.

– Mam dwadzieścia pięć. – Odczekał, aż do Oliwki to dotrze i skwitował cynicznie: – Tak, właśnie tak. Co teraz o mnie myślisz?

– A co mam myśleć? – zirytowała się. – Jaki miałeś na to wpływ?

Podeszła do blatu i zabrała się za robienie herbaty dla całej trójki.

– Chłopaki zjadły świeże maliny, ale mam suszone owoce – rzuciła przez ramię. – Jesteście głodni? Zaraz coś zrobię.

– Niedawno jedliśmy. Później coś zamówię.

– Zamówimy – poprawiła.

– Zamówię. Nie musisz nas dodatkowo karmić.

Chciała zaprotestować, ale uniósł rękę.

– Z tymi koralikami to tak specjalnie?

– Nie. Prababcia naprawdę robi mi bransoletkę. 

– Kazałaś mu rozkładać je po dziesięć.

– Chyba ma kłopoty z liczeniem. – Zerknęła na niego nieśmiało. – Dziwnie podaje godziny.

– Kiepsko wychodzi w okresówkach – przyznał. – Jakby miał cztery, najwyżej pięć lat. Darek mówi, że jest upośledzony. Nazywa go...

– Wiem, jak go nazywa – ucięła. – Diagnozy stawiać nie będę, ale mam trochę porównanie z dziećmi w rodzinie. Wydaje mi się, że jest zaniedbany, ale żeby upośledzony? Czytasz z nim książki? Gracie w jakieś gry edukacyjne?

Kręcił głową przy każdym pytaniu.

– No to mamy plany na najbliższe spotkania – obwieściła, a kiedy ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się. – Zobaczysz, jest dużo mądrzejszy, niż ci się wydaje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro