Jedno słowo za dużo
Kiedy Oliwka wspominała wydarzenia z feralnego wtorku, wzdychała nad swoją naiwnością. Przecież można było się spodziewać takiego, a nie innego scenariusza. Wtedy jednak oboje sądzili, że nie będzie tak źle. Jak usłyszała kilkanaście godzin później, chyba zachłysnęli się normalnością. Zapomnieli, z czym mają do czynienia. A z pewnością zapomniał o tym Mikołaj.
Ósmy sierpnia był ładny i bezchmurny. Wszystko zapowiadało, że będzie taki do późnego wieczora. Wracała z biblioteki z zestawem książek i głową pełną radosnych myśli. Jak wyczytała w kalendarzu nietypowych świąt, wtorek był nie tylko Międzynarodowym Dniem Kota oraz Wielkim Dniem Pszczół. Był to również Międzynarodowy Dzień Kobiecego Orgazmu. Miała zamiar w żartobliwy sposób napisać o tym Mikołajowi, gdy tylko wejdzie do mieszkania. Wciąż nie zdecydowała, czy pojedzie z nim nad jezioro.
Chciała, oczywiście, że chciała. Jeszcze w niedzielę usłyszała od Judyty, żeby nie przejmowała się zwierzakami, bo będą miały opiekę. Wiedziała, że i bez tego zarówno króliki, jak i Cleo dadzą sobie radę. Wystarczy zostawić im dodatkowe porcje jedzenia i wody oraz dołożyć awaryjne kuwety. Mimo to się wahała, choć coraz słabiej. Pragnęła wreszcie zasnąć wtulona w swojego chłopaka.
"Boże, jaki on jest wielki!", to była jej pierwsza myśl, kiedy natknęła się na nich przy parkingu.
– Zakochałaś się, blondi?
Jawne szyderstwo w głosie pani Guliś sprawiło, że Oliwka oderwała oczy od wysokiego, barczystego mężczyzny, który zagrodził jej drogę. Stali naprzeciwko siebie – ona z książkami przyłożonymi do piersi jak uczennica z amerykańskiej szkoły średniej oraz oni. Brunetka patrzyła na nią jak kobra przed atakiem, lecz to jej partner wywołał w dziewczynie strach.
Nigdy nie ukrywała, że ocenia ludzi po wyglądzie. Przy pierwszym spotkaniu uznała matkę Mikołaja i Tymka za karynę. Teraz miała przed sobą osobnika, który idealnie pasował do stereotypu osiedlowego Seby, posiadacza karnetu na siłkę i BMW z zepsutym tłumikiem. Rozrośnięte ramiona i szerokie plecy ledwo mieściły się w białej koszulce. Krótkie spodenki opinały muskularne uda, a grubą szyję wieńczyła łysa głowa.
Darek był nie tylko potężnie zbudowany. Roztaczał wokół siebie aurę charakterystyczną dla mężczyzn, których nie znosiła – pozornie pewnych siebie i zagarniających przestrzeń, a w rzeczywistości z ciągłą potrzebą udowadniania otoczeniu, jak bardzo są męscy. Wyjątkowo niebezpieczne połączenie agresji i kompleksów.
"Bojaźliwe psy szczekają najgłośniej", przypomniała sobie jedną z mądrości Judyty.
– Podobają ci się? – zagadnął dziwnym tonem, a gdy spojrzała na niego zaskoczona, wskazał tatuaże na łydkach. – Moi rycerze?
– Nie znam się, ja z plebsu jestem – wypaliła natychmiast. Teraz to on się zdziwił, więc ciągnęła, z trudem kryjąc niechęć: – Husaria składała się ze szlachty, a nikt w mojej rodzinie nie ma herbu szlacheckiego. Nie znam się na rycerzach.
Nie była pewna, czy zaraz parskną śmiechem, czy wpadną w złość. Brunetka wybrała pierwszą opcję.
– Wiadomo, że jesteś z plebsu! Twoja prababka gada gwarą jak wieśniara! I łazi w chustce!
Oliwce krew odpłynęła z twarzy; miała wrażenie, że wściekłość unosi jej włosy.
– Moja prababcia całe życie ciężko pracowała! Nie żerowała na innych.
Pani Guliś przestała się śmiać.
– Od małego harowała na roli – cedziła Oliwka. – Nigdy nie wyciągała rąk po zasiłki. Jest prosta i chodzi w chustce, ale do pięt jej pani nie dorasta!
Wpatrywały się w siebie z zaciśniętymi zębami, napięte jak psy myśliwskie.
"On mnie zabije", pomyślała. "Ale zanim to zrobi, wydrapię ci ślepia, szmato! Zedrę ten uśmieszek razem ze skórą!"
Powietrze między nimi musiało być naelektryzowane, bo Darek postanowił zareagować. I to w sposób, który zdumiał obie kobiety.
– Uspokójcie się, suki! – Klepnął partnerkę w pośladek. – Chodź, Ewelina, mamy robotę!
– Jeszcze nie! – zaoponowała, choć zdążyła się do niego dwuznacznie uśmiechnąć.
"Pewnie!", sarknęła w myślach Oliwka. "Mogłabyś zajmować się Tymkiem, ale po co? Niech siedzi w przedszkolu do siódmej, bolec ważniejszy!"
Brunetka skupiła się na niej.
– A skoro mowa o żerowaniu... Może przestaniesz w końcu ciągnąć kasę od Mikiego?
Oliwka oniemiała.
– Myślisz, że o niczym nie wiem? Sponsoruje ci zakupy i wozi cię wszędzie jak frajer. Zrobiłaś sobie z niego darmowego szofera!
„Ja?! Ja zrobiłam z niego darmowego szofera? A kto wydzwaniał z byle pierdołą na randkach? Kto miał go na gwizdnięcie? Ty durna..."
Na końcu języka miała kontrargumenty, ale przypomniała sobie, co mówił Mikołaj.
„Ona wie, jak go podpytać. Sam dużo papla, ale wystarczy, że go podpuści i dowie się, czego chce".
– Co pani bredzi? – wydukała tylko.
– A nie jest tak? – zaperzyła się Ewelina. – Płaci za twoje zakupy, wozi cię po rodzinie, wziął w góry razem z tą starą kaleką... – Zobaczyła, jak złość wykrzywia twarz Oliwki i zachichotała. – Tak tak, to też wiem.
– Jak pani śmie tak o niej mówić?!
– Oj, przepraszam bardzo, że obrażam kochanicę twojego chłopaka.
Oliwka była tak wściekła, że dudniło jej w czaszce, ale to, co właśnie usłyszała, prawie ją rozbawiło.
– Pani jest obłąkana!
– Tak? – Brunetka uniosła drwiąco brwi. – A to nie był u niej ostatnio w tajemnicy przed tobą? Nie siedzieli w pokoiku przy kawce i ciasteczkach? Nie wiesz, co robili?
– Omawiali wycieczkę! Razem z Tymkiem!
– Może i tak, ja tam nie wiem. – Kpiący uśmiech Eweliny się poszerzył. – Ale wiem, czego nie robił. Z tobą. – Wymownie zawiesiła głos. – Dobrze wiem, że się nie pieprzycie.
Oliwka była pewna, że zaraz się na nią rzuci i zacznie tłuc jej czołem o chodnik.
– Bo mnie szanuje! – burknęła, wywołując rechot obojga. – Zdążymy nadrobić, choćby nad jeziorem.
– Doprawdy? Gdyby Tymek się nie wyrwał, nawet byś nie wiedziała o tym wyjeździe. Miki sam z siebie nie proponował, co? – Gniewne milczenie dziewczyny rozbawiło brunetkę jeszcze bardziej. – Tak przypuszczałam. Jak facet chce zamoczyć, zawsze znajdzie okazję. Jak chce.
Trafiła w czuły punkt. Oliwka nieraz o tym myślała, zwłaszcza po randce na kąpielisku. Mikołaj często całował ją i przytulał, ale nie robił nic w kierunku rozpoczęcia współżycia. Już kilka razy mogli przenieść relację na wyższy poziom, mimo to nie wykazywał żadnej inicjatywy.
– To się nadrobi po ślubie! – warknęła rozzłoszczona, zanim ugryzła się w język.
Na widok szoku na twarzach Eweliny i Darka jęknęła w duchu.
"Napraw to! Napraw! Wiedziałaś, że ona umie podpuścić! Dałaś się zrobić jak dziecko! Napraw to, bo będą mieli w domu piekło!"
– Po jakim ślubie? – Pani Guliś wybałuszyła na nią oczy. – Co ty pierdolisz?
– Kocham Mikołaja – powiedziała drżącym głosem. – A on kocha mnie. Jesteśmy razem. To chyba normalne, że się w końcu pobierzemy. To normalny etap związku, prawda?
Po ciszy, która wydawała się jej wiecznością, para ryknęła śmiechem. Poczuła, że się czerwieni, a zarazem jej ulżyło.
– Tak to sobie wyobrażasz? – wykrztusiła Ewelina, kiedy udało się jej złapać oddech. – On ci się oświadczy, założysz białą kieckę i pójdziecie razem do ołtarza? Marsz weselny, złote obrączki, żyli długo i szczęśliwie?
Oliwka pomyślała o pięknej koronkowej sukience w stylu boho, którą znajoma jej mamy kończyła szyć. O srebrnych obrączkach, które kupili niedawno przez internet. O trzynastym października, kiedy wyjdą z USC jako państwo Dąbrowscy.
– Tak. Właśnie tak to sobie wyobrażam.
"To, że tobie nie udało się z żadnym, nie znaczy, że mnie się nie uda. Że nam się nie uda".
Brunetka z trudem przestała rechotać. Zrobiła krok w stronę dziewczyny, na co ta odruchowo się spięła.
"Nie pokazuj, że się boisz! Nie pokazuj, że się boisz, choćby nie wiem co!"
– Skarbie – zaczęła słodko Ewelina – może i nie jesteś już gruba, ale to nie znaczy, że Miki się z tobą ożeni. To tak nie działa.
"Mój kochany mały dyktafon. Naprawdę trzeba przy nim uważać".
– Ty się w nim zabujałaś. Twoja ciotka się w nim zabujała. – Pani Guliś wzdrygnęła się ze obrzydzeniem. – Bogata stara baba zabujała się w dzieciaku! Pojebana!
– Co pani wygaduje... To były żarty!
– Z takimi jak wy nigdy nic nie wiadomo. Nieważne. Wybij go sobie z blond główki, mała. I przekaż to tej kalece.
– Zobaczy pani, że się ze mną ożeni. – Czuła satysfakcję, że mówi prawdę, mimo że kobieta jej nie wierzy. – Proszę nie oczekiwać zaproszenia na ślub. Zaprosimy kalekę. I prostą babcię ze wsi, w chustce.
Brunetka wbijała w nią wzrok na poły ze złością, na poły z pogardą.
– Pojebana! Jesteś pojebana, tak samo jak twoja pojebana ciotka!
– Żadnego zaproszenia – zaznaczyła wrogo Oliwka. – Żadnego!
– Myślisz, że nie zaprosiłby na ślub własnej matki? Jesteś jeszcze bardziej pojebana, niż mi się wydawało!
Ewelina przyłapała Darka na wgapianiu się w biust Oliwki. Rozjuszona szarpnęła go za rękę i pociągnęła za sobą. Mijając dziewczynę, uderzyła ją w bark.
– Dalej fantazjuj o ślubie, głupia cipo! – syknęła na odchodne. – Z typem, który nie chce cię wyruchać! Tyle twojego, co sobie pomarzysz!
– Żadnego zaproszenia! – wrzasnęła za nią Oliwka. – Żadnego!
Zobaczyła środkowy palec. Patrzyła za nimi, póki nie zniknęli w bloku. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że ściska książki, aż zbielały jej kłykcie. Trzęsąc się z nerwów, ruszyła do domu.
W mieszkaniu napisała do Mikołaja, a gdy oddzwonił, opowiedziała mu wszystko.
– Nie pozwól jej zatruć sobie głowy – usłyszała po drugiej stronie. – Ona jest jak żmija. Jedyne, co potrafi, to sączyć jad.
Mimo to niepokój nie mijał. Wyrzucała sobie, że dała się ponieść emocjom i zdradziła za dużo. Przynajmniej o jedno słowo.
Ślub.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro