Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gołąbki

To był naprawdę udany dzień. Praca szła sprawnie, żadna maszyna się nie zepsuła, nawet brygadzista nie czepiał się tak jak zwykle. Do tego okazało się, że jeden z nowo zatrudnionych, Sławek, mieszka po sąsiedzku, na Czerwonych Makach. Oliwka przegadała z nim całą zmianę, bo mieli stanowiska obok siebie. Zaproponował, że ją podwiezie na Grota Roweckiego. Tym sposobem zamiast o 23, wracała do domu ponad pół godziny wcześniej.

Piątkowa noc była chłodna, więc szła energicznie, żeby jak najmniej zmarznąć. Minęła blok, z którego dochodziło dudnienie muzyki. Imprezowicze najwyraźniej dobrze się bawili i w ogóle nie przejmowali sąsiadami. Omal nie jęknęła, gdy przechodząc obok placu zabaw, usłyszała rytmiczne popiskiwanie huśtawki.

– Tymek! – zawołała cicho.

Drgnął i gwałtownie odwrócił do niej głowę. Stanęła przy uchylonej bramce i wyciągnęła rękę. Postanowiła o nic nie pytać, tylko natychmiast zaprowadzić go do ciepłego mieszkania.

Po drodze wyjęła telefon i wystukała: "Biorę Tymka do siebie".

– Napisałam Mikołajowi, że będziesz u mnie – poinformowała.

Na miejscu pomogła mu się rozebrać. Wprowadziła chłopca do kuchni, włączyła światło i zamarła z dłonią przyłożoną do kontaktu. Dopiero teraz przyjrzała mu się dokładnie.

– Tymek... – szepnęła zrozpaczona i uklękła przy nim.

Lewa strona twarzy dziecka zapuchła. Koło ust tworzył się spory siniak, a dolna warga była przecięta. Musiał niedawno płakać, bo wciąż miał zaczerwienione powieki.

– Skarbie, co się stało?

Objęła go ramionami, gładziła po włosach i plecach, a on się w nią wtulił, ale nic nie mówił. Po chwili odsunęła się na tyle, żeby na niego popatrzeć.

– Tymuś – zaczęła łagodnym tonem – co się stało? Kto ci to zrobił?

– Byłem niegrzeczny – wydusił z oczami wbitymi w podłogę.

– To nie jest powód, żeby cię bić! – powiedziała głośniej, niż chciała.

Spojrzał na nią spłoszony, ale zaraz uciekł wzrokiem w bok.

– Byłem niegrzeczny – powtórzył. – Dostałem, bo zasłużyłem. Mam, co chciałem.

"Jak tresowana małpka", pomyślała ze ściśniętym sercem. "Kto go tego nauczył?"

– Przyłożymy coś na to, co?

Poszukała czystej szmatki, zawinęła w nią opakowanie mrożonego groszku i ostrożnie przyłożyła chłopcu do opuchniętego policzka.

– Trzymaj tak, skarbie – poprosiła i wyprostowała się.

Sama miała ochotę rozpłakać się z żalu, współczucia i złości.

– Jesteś głodny?

Pokręcił głową, ale niepewnie.

– Mama dała mi jeść, zanim... – Znowu urwał z nią kontakt wzrokowy. – Zanim przyszedł wujek.

– Ten, co nazywa cię... Ten, co tak brzydko na ciebie mówi?

– Pan Darek. Czasem mogę mówić na niego wujek, ale jak jest zły, to nie wolno. Wtedy wolno mówić tylko pan Darek.

– A dzisiaj to pan Darek? – dopytała.

Przytaknął, jeszcze bardziej niepewnie.

– Ja jestem głodna, bo dopiero wróciłam. Podgrzeję sobie jedzenie, a jak poczujesz, że też jesteś głodny, to powiedz. Specjalnie podgrzeję więcej, żeby było i dla ciebie.

Zaczęła krzątać się przy kuchence i niedługo później w kuchni unosił się apetyczny zapach sosu pieczarkowego i gołąbków. W międzyczasie zrobiła Tymkowi i sobie rozgrzewającą herbatę z sokiem malinowym. Zerkała na dziecko i zauważyła, że kleją mu się powieki.

– Jesteś zmęczony? – spytała. – Jak zjemy, możemy obejrzeć w salonie jakąś bajkę.

Opowiadała mu, co ostatnio robiły króliki i jak idzie oswajanie Cleo. Słuchał, starając się nie ziewać. Podgrzała potrawę, a kiedy wskazała Tymkowi patelnię z pytającą miną, pierwszy raz nieśmiało się uśmiechnął. Nałożyła mu gołąbka, suto polała sosem, a potem usiadła ze swoim talerzem po drugiej stronie stołu.

– Gołąbki są z gołębi? – zaniepokoił się nagle. – Ja lubię gołębie. Lubię wszystkie ptaszki.

Roześmiała się serdecznie.

– Nie, gołąbki zwykle są z kapusty i ryżu, czasem z kaszy. Czytałam, że kiedyś bogaci ludzie jedli prawdziwe gołąbki. Takie ptaszki. Ale mogli sobie na to pozwolić tylko królowie i szlachta, a reszta ludzi była biedna i jadła udawane gołąbki. Z kapusty.

Wyglądał na bardzo zaintrygowanego.

– A ty jesteś biedna?

– Bogata na pewno nie jestem. – Ponownie się roześmiała. – Ale gołąbki jem z kapusty, ryżu i warzyw, bo lubię.

Trudno było nie dostrzec, że Tymek kiepsko radzi sobie z nożem i widelcem. Bez słowa pochyliła się nad stołem i pokroiła mu gołąbka na mniejsze kawałki.

– Tak ci będzie łatwiej. – Udała, że nie widzi, jak się zawstydził. – Nieważne, jak się je, ważne, żeby było wygodnie.

– Mama się denerwuje, że nie umiem normalnie – wybąkał, dłubiąc w ryżu. – A wtedy jeszcze bardziej mi nie wychodzi.

Na myśl o matce Tymka zrobiło jej się gorąco ze złości.

– Jesteś jeszcze malutki, masz mnóstwo czasu, żeby się nauczyć. U mnie możesz jeść tak, jak chcesz. Choćby rękami. Ale nie gołąbki, bo się poparzysz. A tak właściwie to ile masz lat?

– Sześć.

– No to masz jeszcze dużo, dużo, duuużo czasu, żeby się nauczyć.

Nie wiedziała, czy dziecko w tym wieku potrafi jeść nożem i widelcem. Miała też wątpliwości, czy Tymek nie powinien już umieć liczyć do więcej niż dziesięciu. Pamiętała, jak określał godziny na elektronicznym zegarku. Nabierała pewności, że to słodki i grzeczny, ale bardzo zaniedbany chłopiec.

Po kolacji przenieśli się do salonu, gdzie włączyła mu bajkę pod tytułem Piorun. Oglądał z zainteresowaniem, ale wkrótce zaczął dyskretnie poziewywać. Przyniosła z sypialni poduszkę i koc i zachęciła go, żeby się położył. Nie minęło dziesięć minut, gdy zasnął. Przyglądała mu się z rozczuleniem, ale i smutkiem. Drzemał z policzkiem wspartym na dłoni, skulony jak szczeniaczek. Tknięta nagłą myślą zrobiła mu zdjęcie, starając się ująć siniaka i spuchniętą wargę. 

Króliki, które wcześniej leżały pod stolikiem kawowym, ożywiły się i zaczęły biegać po dywanie. Podniosła się z kanapy, żeby wygonić je z salonu. W progu obejrzała się na Tymka, ale wciąż spał. Poszła za zwierzakami do ich pokoju, a tam posprzątała obie kuwety i nasypała granulatu do misek, żeby zatrzymać je w pomieszczeniu. Po namyśle dołożyła im też siana, bo Olaf swoje zjadł, a Tadek porozrzucał i wymieszał z peletem.

Kiedy wróciła do salonu, uderzył ją przykry zapach moczu. Nie to jednak przykuło jej uwagę. Tymka nie było na kanapie. Wcisnął się w kąt między meblem a ścianą i tam pochlipywał, wystraszony jak zwierzątko schwytane w pułapkę.

Podeszła do niego, a wtedy przylgnął do ściany.

– Tymek...

– Przepraszam! – zaszlochał. – Przepraszam, ja nie chciałem!

– To nie twoja wina. – Starała się nie oddychać przez nos. – Każdemu się zdarza.

– Przepraszam!

– Nic się nie stało, to się wyczyści. Ale nie możesz być taki mokry. Chodź, pójdziemy do łazienki.

Z wahaniem chwycił jej rękę i dał się poprowadzić. Cały czas cichutko popłakiwał. W łazience stanęła przed nim z bezradną miną.

– Słuchaj... Umiesz się już sam wykąpać?

– N-nie – wyjąkał. – Mama mnie kąpie. Albo Mikołaj. J-jak to się stanie, to zawsze kąpie mnie Mikołaj. Mama bardzo się złości.

– A Mikołaj? – Przyjrzała mu się badawczo. – On też się na ciebie złości?

– Nie, on się na mnie nie złości. I nigdy mnie nie bije.

– A to by było bardzo dziwne, gdybym ja cię wykąpała?

Po długim milczeniu podniósł na nią oczy i nieśmiało powiedział:

– Nie chcę się rozbierać, bo mama będzie zła. No i już się dzisiaj kąpałem.

– Chodzi tylko o to, żebyś umył dupkę. Nie musisz kąpać się cały. Możemy zrobić tak, że naleję wody do wanny i zostanę tutaj, ale w ogóle nie będę na ciebie patrzyła? Skoro nie kąpiesz się sam, nie powinieneś być bez opieki, kiedy siedzisz w wannie. Podasz mi spodnie i majtki, a ja je wrzucę do pralki i wypiorę. I będę siedziała z Cleo, odwrócona do ciebie. Chodzi tylko o to, żebyś nie miał brudnej dupki. A teraz masz. Możemy tak zrobić?

– Możemy – usłyszała po kolejnym namyśle. – Na pewno nie będziesz patrzeć?

– Na pewno – obiecała, odkręcając kurek z ciepłą wodą.

Przygotowała mu kąpiel, a potem odwrócona czekała, aż przekaże jej mokre rzeczy. Po wrzuceniu ich do pralki włączyła szybki program. Usiadła na podłodze przy szafce łazienkowej, uchyliła ręcznikową zasłonkę i zaczęła głaskać Cleo.

Nagle usłyszała z kuchni telefon. Wstała i rzuciła przez ramię:

– To pewnie Mikołaj. Idę odebrać.

Wcisnęła guzik domofonu, otworzyła drzwi i czekała, aż mężczyzna pojawi się na schodach.

– Cześć – przywitała go, podejrzewając, że tym razem ma bardziej ponurą minę niż on. – Tymek czeka na ciebie w łazience. Zaraz tam przyjdę, tylko poszukam jakichś spodenek.

Jeśli był zaskoczony, nie pokazał tego po sobie. Pokierowała go, a sama poszła do sypialni, żeby przegrzebać szuflady. W końcu wytypowała odpowiedni jej zdaniem strój – krótkie do kolan spodenki od piżamy z mięciutkiego niebieskiego pluszu, wiązane w pasie sznurkiem.

Wślizgnęła się do łazienki i stanęła przy wannie, cały czas odwracając głowę w bok.

– Widzisz, w ogóle na ciebie nie patrzę. Przyniosłam ci ubranie. Mam nadzieję, że nie będzie bardzo za duże, ale jak coś, ma sznureczek. – Zerknęła w przelocie na Mikołaja. – Ręcznik wisi tam. Jak skończycie, przyjdźcie do kuchni.

Zostawiła ich i przeszła do salonu. Złożyła koc w kostkę, zaniosła go do sypialni razem z poduszką, a później uchyliła okno, żeby wywietrzyć pomieszczenie. Ciemną plamę na kanapie postanowiła wyczyścić, kiedy bracia wyjdą.

W kuchni podgrzała resztę gołąbków, a po umieszczeniu w plastikowym pojemniku zalała je sosem. Ledwo trzasnęło wieczko, pojawili się w progu. Kiedy ujrzała wyraz twarzy chłopca, zabolało ją serce.

– Nie będziesz już chciała mnie tu zaprosić – wydukał, ściskając dłoń Mikołaja.

Przykucnęła i otworzyła ramiona.

– Chodź do mnie, skarbie!

Zagarnęła dziecko do siebie. Mocno, ale ostrożnie je przytuliła, po czym rzekła kategorycznym tonem:

– Bardzo, bardzo chcę cię tutaj zaprosić. Ta wpadka to nic strasznego, naprawdę. Mnie też się zdarzało, jak byłam w twoim wieku.

– Naprawdę? 

– Pewnie, że tak. Pamiętaj, bardzo chcę, żebyś tu jeszcze przyszedł. Tylko wolałabym, żebyś nie siedział w nocy na zewnątrz. Chciałabym, żebyś odwiedził mnie tak po prostu. W dzień.

– Z Mikołajem? – dopytał przejęty.

Powstrzymała się od westchnięcia. Popatrzyła z dołu w ciemne oczy mężczyzny, a wtedy ujrzała w nich coś niepokojącego.

– Tak, z Mikołajem – mruknęła, odwracając wzrok.

– Tymek, musimy iść – powiedział chłodno.

Chłopiec odsunął się niechętnie od Oliwki, wyraźnie zasmucony.

– Już jest cicho – dodał Mikołaj. – Już skończyli. – Przeniósł uwagę na dziewczynę. – Będziesz tu jutro?

Zdziwiona przytaknęła.

– To przyjdę, żeby ci to wyczyścić.

– Nie trzeba, sama sobie poradzę...

Nie słuchał. Pociągnął Tymka do przedpokoju, gdzie założył mu buty i podał kurtkę. Przed wyjściem burknął:

– Jutro przyjdę.

Wręczyła mu pojemnik z gołąbkami. Otwierał usta, żeby zaprotestować, ale go ubiegła:

– Będziesz mógł się położyć za kwadrans, a nie za pół godziny. On leci z nóg, każda minuta jest cenna. Jutro przyniesiesz mi oba pojemniki, a ja dam ci jego spodnie. I bieliznę.

Przytuliła Tymka po raz ostatni i rzuciła zaczepnie znad ramienia chłopca:

– Poza tym to gołąbki mojej prababci. Nigdy nie jadłeś lepszych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro