Dzień Pluszowego Misia
– Podgórki Tynieckie? – zdziwiła się po wyjściu z auta. – Gdzie ty mnie wywiozłeś?
Znajdowali się w Skawinie, na bezpłatnym parkingu. Jako że była niedziela, nie stał na nim ani jeden samochód.
– Mieliśmy się przejechać na zapiekanki i połazić po parku.
– Bezczelnie cię okłamałem – odparł z zadowoloną miną i zerknął na uśmiechniętego Tymka. – Właściwie obaj cię okłamaliśmy.
Wziął Oliwkę za rękę, poprowadził do drzwi od strony kierowcy, otworzył je i zaprosił ją gestem, żeby wsiadła. Popatrzyła niepewnie na jednego i drugiego, a wtedy powtórzył gest.
Zrozumiała.
– O nie! Za bardzo się boję!
Chłopiec roześmiał się głośno.
– Powiedziałaś to samo, co zajączek z bajki! Ten, co wszystkiego się bał!
– Pamiętasz? – zdumiała się. – Myślałam, że mnie nie słuchałeś.
– Słuchałem. Każdej bajki.
– Słuchał każdej bajki – uciął Mikołaj. – A ty nie zmieniaj tematu. Zapraszam!
Był stanowczy i cierpliwy, więc uznała, że nie ma wyjścia. Z mocno bijącym sercem zajęła miejsce kierowcy, on usiadł obok, a Tymek wrócił do tyłu.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – wymamrotała.
– Zaraz się przekonamy. Zdałaś egzamin i trochę jeździłaś. Gdybyś stwarzała zagrożenie na drodze, nie wypuściliby cię z Koszykarskiej. A tata nie dałby ci felicii. Pokaż, co potrafisz.
Ledwo skończył, wybuchnął śmiechem. Zajęta ustawianiem fotela przerwała i posłała mu krzywe spojrzenie.
– Nie mogę! Czemu wszystkie to robicie? Przysuwacie fotel do samej deski. Dlaczego?
– Bo jesteśmy mniejsze? – burknęła i skupiła się na regulacji. – Są projektowane pod was, dlatego nie musicie ustawiać ich tak jak my. Mali faceci wolą wyglądać jak rozjechana żaba, zamiast dosunąć fotel. – Wydęła drwiąco usta. – Żeby koledzy się nie śmiali.
Spoważniał i przyglądał się jej z osłupieniem.
– Nigdy o tym nie pomyślałem.
– Jak wielu mężczyzn. Nie myślą o tym, że coś może być inaczej niż pod nich.
– Okej, o patriarchacie pogadamy później. Teraz sprzęgło, hamulec i gaz.
Denerwowała się, ale dała z siebie wszystko. Zrobiła kilka powolnych rundek, a gdy poczuła się pewniej, Mikołaj wskazał palcem drogę. Okolica była spokojna, więc nie protestowała. Przypomniała sobie, jak przyjemnie prowadzić samochód, słuchać mruczenia silnika i wyłapywać idealny moment do zmiany biegów.
Potem przećwiczyła parkowanie prostopadłe. W pewnej chwili rzuciła okiem do tyłu i zauważyła, że Tymek się nudzi. To był dla niej sygnał, że starczy nauki.
– Czujesz się na siłach, żeby wyjechać na Skotnicką? – zapytał Mikołaj. – Czy to za dużo?
– Wjazd na główną i spotkanie z tirami, które zjeżdżają z autostrady? – wybąkała. – Może aż tak nie szalejmy.
– W porządku. – Pochylił się, żeby ją pocałować. – Byłaś świetna!
Spojrzała na niego, nie kryjąc rozczulenia.
– Nie, to ty byłeś świetny. W ogóle się nie denerwowałeś!
– No to oboje byliśmy świetni. – Dał jej następnego buziaka. – A teraz zamiana i jedziemy na zapiekanki!
Powtarzali lekcje przez dwa kolejne weekendy. W drugim na Oliwkę czekało trudniejsze zadanie, bo spadł śnieg, który utrudniał manewry. W międzyczasie chciała odwiedzić ciotkę, ale Judyta odkładała wizytę, bo złapała jakąś infekcję. Tłumaczyła posępnie przez telefon, że lekarze chuchają na nią i dmuchają; ciągle jest sezon grypowy, więc wolą być ostrożni. Chętnie wysłuchiwała za to relacji z życia młodych Dąbrowskich. Żartowała, że dalsze rozdziały same się nie napiszą.
Po pierwszej jeździe wybrali się do rodziców Oliwki, po drugiej do Sidziny. Ostatni weekend listopada mieli spędzić w domu, bo Judyta wciąż nie była w pełni wyleczona.
W sobotę dziewczyna starannie oczyściła urodzinowego pluszaka z sierści Cleo. Kotka nadzorowała ją z parapetu, jakby czekając, kiedy będzie mogła znowu rozłożyć się przy maskotce.
– Wiesz, że dziś mamy Dzień Pluszowego Misia? – zagaiła Oliwka, ale została zignorowana.
Odpowiedział jej za to Mikołaj, który zjawił się w progu z kawałkiem wołowiny:
– A wiesz, że ja nigdy nie miałem misia? – Podszedł do Cleo i położył przed nią mięso. Obwąchała je, zaczęła jeść, a wtedy mruknął z wyrzutem: – Wołałem i wołałem, ale nie przyszła.
– Przecież to kot – odparła ze śmiechem Oliwka. – Im bardziej wołasz, tym bardziej nie przyjdzie. Jak to nie miałeś misia?
– Tak po prostu. Miałem sporo resoraków, ale żadnego misia. Nigdy mi nie kupiła.
– A chciałeś go mieć?
– Pewnie. – Zagarnął ją ramionami. – Ale nie takiego jak ten. Zwykłego, niedużego. No ale nie miałem.
Pomyślała o tym, jak mało miłości zaznał w swoim życiu. Jak podle traktowała go osoba, która powinna okazywać mu troskę. W ciągu ostatnich miesięcy przekonała się wielokrotnie, że Mikołaj uwielbia się przytulać tak samo jak Tymek. Pomrukuje, kiedy gładzi się go po włosach. Rozpromienia się, gdy dostaje buziaki. Widziała w nim niesłychanie męskiego, a zarazem opiekuńczego i wrażliwego mężczyznę. Idealne połączenie, wymarzony mąż i szóstka w totku.
Otuliła dłońmi jego twarz i delikatnie pocałowała miejsce, w którym niegdyś widniał czerwony ślad po uderzeniu. Zdziwiła go tym, więc kolejny całus trafił w usta.
– Jesteś cudowny. – Popatrzyła mu w oczy. – Cudowny.
– Bo nigdy nie miałem pluszowego misia?
– Jesteś cudowny – powtórzyła z czułością. – Nigdy o tym nie zapominaj!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro