Dowody
– Jest... kiepsko – przyznała Oliwka.
Siedziały z Judytą przy stoliku na tarasie domu opieki. Miały dobry widok na sztuczny zbiornik, wokół którego spacerowali pensjonariusze. Jedni odpoczywali na ławkach pod drzewami, inni grali w szachy nad wodą, jeszcze inni leżeli na kocach na trawie i wygrzewali się do słońca. Niedziela była wyjątkowo ładna, więc kto miał ochotę, spędzał czas na zewnątrz.
– Przepraszam, że nie przyjechałam tydzień temu. Obiecywałam, że wpadnę, ale głównie leżałam w sypialni i... No, nie miałam nastroju na cokolwiek. Nie odwiedziłam nawet Buni, chociaż zapraszała na obiad. I skończyła bransoletkę.
Staruszka popatrzyła na nią ze współczuciem.
– Ciągle tak samo?
Oliwka posmutniała.
– Od środy codziennie podrzucał mi Tymka i znikał. W końcu było ustalone – nieważne, co będzie, ogarniamy to sami, żeby nie ucierpiał. Czytaliśmy różne książeczki, Tymuś jest w tym coraz lepszy. I polubił planszówki. Na razie gramy w proste, ale nie pokazuję mu za dokładnie pudełka. Przecież nie musi wiedzieć, że to gry dla trzylatków. Niedługo przejdziemy do takich dla dzieci w jego wieku.
Podrzucał go i wracał przed dziewiątą. Niby dawał się przytulić, ale aż mnie skręcało, bo jakby robił to z musu. W sobotę pogadaliśmy, ale było tylko gorzej. Udało mi się z niego wydusić, że źle się czuł u rodziców. Miał ochotę uciec od razu po przeparkowaniu, ale zmienił zdanie. Łukasz go przycisnął. Powiedział, że to widzi, a jeśli pojedzie, zepsuje mi urodziny. Albo wrócę razem z nim, albo zostanę, ale i tak będę o nim myśleć. Powiedział mu, co robi pani Magda i że on też umie rozpoznać takie dzieci. – Oliwka posłała ciotce spojrzenie pełne wyrzutu. – Swoją drogą o tym, że przenosisz się do ośrodka, usłyszałam chyba ostatnia. Łukasz wiedział na długo przed Jackiem.
– Tak. – Judyta kiwnęła głową. – Myślałam o Magdzie, ale była zajęta jakąś wyjątkowo paskudną sprawą. Dlatego poprosiłam Lucynę.
– Wracając do tematu, Mikołaj potrzebuje czasu. Wydaje mi się, że najchętniej by się wycofał z powrotem do swojej skorupy, tylko nie ma odwagi się przyznać. – Oczy Oliwki pociemniały. – A ja tak bardzo za nim tęsknię! Na początku chciałam spotykać się z Tymkiem, ale teraz chcę ich obu. A on znowu mnie odpycha! Czuję się tak, jakbyśmy byli po rozwodzie i mieli opiekę naprzemienną. Tydzień ja, tydzień on, teraz znowu tydzień ja.
– Nie tak łatwo z tą opieką – wtrąciła staruszka. Miała zamyśloną minę. – Gdyby mu się udało odebrać Tymka matce i zostałby opiekunem prawnym, moglibyście się nim zajmować wyłącznie jako małżeństwo.
Oliwka osłupiała. Gapiła się na ciotkę z otwartymi ustami, kompletnie oniemiała.
– No tak. – Kobieta wzruszyła ramionami. – Jeszcze pamiętam niektóre sprawy Juliana. Można odebrać jej prawa rodzicielskie. To nie byłoby proste, bo póki co jest słowo przeciwko słowu. Żadnych zgłoszeń do opieki, żadnych telefonów na policję, żadnych obdukcji... Tylko moczenie łóżka, uchylanie się przed gwałtownymi ruchami, siedzenie w nocy na placu zabaw i płakanie po cichu – ciągnęła z goryczą. – To jedno zdjęcie, które zrobiłaś, kiedy spał, a tak to wszystko ukryte. – Podsumowała cynicznie: – Pod długimi rękawami.
– Mikołaj mówił, że w lecie Darek stara się nie bić go po rękach. – Oliwka przymknęła powieki, bo usłyszała, jak to brzmi. – I po twarzy.
Obie zamilkły. Obserwowały otoczenie, każda pochłonięta ponurymi myślami. Po jakimś czasie dziewczyna przerwała ciszę:
– Sporo w tym tygodniu czytałam. – Judyta spojrzała na nią z zainteresowaniem, więc dodała: – Tak jak poleciła mama, o takich rodzinach. Zaczynam go coraz lepiej rozumieć. On chyba rzeczywiście się wstydzi. Czytałam, że osoby z takich domów dostosowują się do warunków, a kiedy zderzą się z... normalnością, to ze wstydu uciekają. I są złe na tych, którzy próbują im pomóc. Bo wtedy widzą, że inni widzą, jak u nich jest źle.
Ciotka kiwała głową przy każdym zdaniu jak nauczycielka słuchająca odpowiedzi ucznia pod tablicą. Oliwka mówiła dalej:
– Dostosowują się zamiast próbować coś zmienić. Za bardzo się boją. A kiedy ktoś pokazuje im, że żyją w patologii, robią się złe. Bo one doskonale to wiedzą. Tak jak grubasy, które słyszą, że są grube, bo przecież na pewno nie mają w domu lustra – podsumowała cierpko.
– Ciekawa konkluzja – skomentowała staruszka. – Nie wpadłabym na to, żeby w temat przemocy domowej wpleść nadwagę.
– A propos, wiedziałaś, że w Polsce zabroniono bić dzieci dopiero w 2010 roku? Dopiero wtedy! I to przy wielkich protestach, przeszło za trzecim razem!
– Nie wiedziałam, ale w ogóle mnie to nie dziwi. – Twarz Judyty nie wyrażała żadnych emocji. – Spójrz na Zakopane, jak walczy z uchwałą antyprzemocową. Trzynaście lat! A Jędraszewski, niech mu wreszcie ziemia lekką będzie, jest dumny z górali. Bo nikt im nie zabroni bić żony i dzieci. Najważniejsza jest rodzina.
– Nigdy nie pojadę na Podhale! – warknęła Oliwka. Zaraz się zakłopotała i wybąkała do ciotki: – Wiem, że kochasz góry, ale...
– Kocham, ale nie cierpię górali. Pojechałabym w góry, ale gdzie ja się dostanę w tym stanie? Miałabym usprawiedliwienie na przejazd nad Morskie Oko, ale prędzej mi nogi odpadną, niż wsiądę na wóz.
– W Polsce są nie tylko Tatry.
– Jakie to ma teraz znaczenie? – odparła smutno staruszka. – Jestem jak koń w kieracie. Niby chodzi, niby na świeżym powietrzu, ale przy dyszlu i tylko w kółko. I tak doceniam, że mogę zrobić parę kroków, no i mieszkam tutaj, a nie w jakimś ZOL-u. Mogłabym leżeć całymi dniami z oczami wbitymi w sufit i czekać, aż pielęgniarka przyjdzie zmienić mi pampersa. Naprawdę to doceniam. Do śmierci będę wdzięczna Julianowi, że zgodził się mnie poślubić.
Ponownie zamilkły na chwilę, ale tym razem to ona przerwała ciszę:
– Halina jest zła o ten ośrodek. Chyba się boi, że roztrwonię cały majątek. W takich warunkach mogę żyć co najmniej tak długo jak Bunia, a każdy rok to sześćdziesiąt tysięcy. Zamiast zejść z tego łez padołu jak przystało, to ja bezczelnie żyję. I do tego ciągle na chodzie! No, na chodzie to nie, ale jeszcze nie wybieram się na tamten świat.
– I obyś żyła jak najdłużej – rzuciła twardo Oliwka. – Choćby jej na złość.
– Na złość Halinie to zrobiliśmy sobie Julkę.
Roześmiały się krótko. Judyta odetchnęła, przeciągnęła się na wózku, a potem zerknęła z boku na dziewczynę.
– Wiesz, że jeśli to potrwa, to już tak zostanie? – Na widok zdziwienia Oliwki wyjaśniła: – Kiedy będziesz miała pierwszą zmianę, będziesz widywać się z Tymkiem. W weekend może się z nim spotkasz, a może nie. Kiedy będziesz miała drugą zmianę, nie zobaczysz go aż do soboty. Albo i do poniedziałku. Jak nic z tym nie zrobisz, to tak już zostanie.
– Ale co mogę zrobić? Powiedział, że do siebie nie pasujemy. Że widział, jak patrzę na Łukasza. Że nigdy nie będzie miał takiej kasy jak on, takiej Tesli ani takiej rodziny. Matka prawniczka, ojciec ordynator, brat chirurg... Że na pewno wolałabym Łukasza, gdyby tylko mnie chciał.
– A wolałabyś?
Pytanie ciotki ją zaskoczyło. Nie odpowiedziała od razu.
– Pamiętam, jak w liceum zerwał ze mną Tomek. Przez miesiąc płakałam i bałam się zaglądać do folderów ze zdjęciami. Myślałam, że je zobaczę i zacznę beczeć; że znowu będzie bolało. Po miesiącu, właściwie przypadkiem, otworzyłam jeden folder. I wiesz co? Nic mnie nie zabolało. Oglądałam je totalnie obojętnie. Przeszło. Z Łukaszem jest podobnie, chociaż ciągle go uwielbiam. – Uśmiechnęła się krzywo. – Mikołaj powiedział, że on jest taki fajny, że sam prawie się w nim zakochał. To go wnerwia, bo chciałby go nie znosić. Świetnie mnie rozumie i tym bardziej nie będzie pchał się między nas. W ogóle nie chciał słuchać moich tłumaczeń. No to co mam zrobić?
– Nie poddawaj się. Po prostu. Jemu zależy, ale jest pewny, że nie warto go kochać. Że na to nie zasługuje. Nie poddawaj się. A w międzyczasie... – Judyta wymownie zawiesiła głos – możesz postępować tak, jak zawsze mówił Julian.
– Zbieraj dowody? – zdziwiła się Oliwka. – Bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś się przyda?
– Właśnie. Zbieraj dowody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro