Deja vu
Natknęła się na nich następnego dnia, w słoneczne popołudnie. Było prawie tak jak wtedy, gdy wracała z Cleo z pierwszej wizyty u weterynarza. Znowu niosła Cleo, za to oni właśnie wysiadali z ibizy na parkingu. Dzielił ich krótszy dystans niż ostatnio, bo stanęła na chodniku między blokami socjalnymi, a nie na drodze przy jej bloku. Żadne nie mogło udawać, że nie zauważyło tego drugiego.
Ucieszyła się na widok Tymka tak bardzo, że zaparło jej dech. Podeszła do braci, rozpromieniona przykucnęła, odstawiła transporter i rozłożyła ramiona. Dziecko podbiegło do niej z okrzykiem radości.
– Tak strasznie za tobą tęskniłam! – zawołała. – Nawet nie wiesz, jak strasznie!
Skinęła głową Mikołajowi, który przy nich stanął. Przytuliła chłopca, po czym zaczęła delikatnie głaskać go obiema rękami po włosach. Zerknęła na mężczyznę z dołu, żeby sprawdzić, czy domyśli się, czemu to robi, ale miał nieprzeniknioną minę. Nie wyczuła guzów, na buzi sześciolatka nie było też żadnych śladów. Nie zmniejszyło to jednak niepokoju Oliwki, bo dzień był ciepły, a Tymek miał na sobie sweterek z długim rękawem.
– Dalej jesteś taka zapracowana? – zapytał z przejęciem w głosie.
Uniosła ze zdziwieniem brwi.
– Mikołaj mówił, że jesteś zapracowana i dlatego nie masz dla mnie czasu. Dalej jesteś?
Posłała starszemu bratu przeciągłe spojrzenie, zanim odpowiedziała dziecku. Uśmiechnęła się z wysiłkiem, tłumiąc złość.
– To prawda, byłam zapracowana. – Ujęła go za dłonie, a później mówiła głównie do Mikołaja. Z mściwą satysfakcją obserwowała, jak czerwienieją mu policzki. – Miałam dużo pracy, jeździłam do cioci, bo dużo się u niej zmieniło, i zajmowałam się Cleo. Widzisz? – Wskazała kotkę leżącą nieruchomo we wnętrzu. – Już nie nosi kubraczka. Byłyśmy u lekarza, żeby sprawdził, czy wszystko w porządku. Sika normalnie. I już się tak wszystkiego nie boi.
Widziała szczerą radość na twarzy sześciolatka. Zajrzał do transportera, ale nie wsadzał palców między pręty kratki. Przytknął do nich jeden, a wtedy Cleo wyciągnęła szyję, żeby go obwąchać.
– Widzisz? – Oliwka delikatnie przyciągnęła do siebie chłopca. – Wcześniej by tak nie zrobiła, za bardzo by się bała. A teraz cię zna i się nie boi. – Ostrożnie pogładziła go po plecach, bo nie była pewna, czy nie jest posiniaczony. – Jesteś głodny, skarbie?
– Dopiero co jedliśmy – wtrącił oschle Mikołaj. Zdał sobie sprawę, jak zabrzmiał, więc dodał innym tonem: – Byliśmy w barze mlecznym. A teraz idziemy do parku.
– Idziesz z nami? – wyrwał się Tymek.
Podniosła oczy na mężczyznę, a on popatrzył na nią. Kontakt wzrokowy trwał kilka sekund, ale wydawało jej się, że świat wokół zwolnił. Im dłużej na niego patrzyła, tym bardziej robiło jej się zimno.
– Wiesz co, kochanie, raczej nie – oznajmiła niepewnie. – Jestem strasznie głodna. Wróciłam z pracy, wzięłam Cleo i pojechałam do weterynarza. Nie jadłam jeszcze obiadu, muszę coś zjeść, bo padnę.
– I nie wstaniesz?
– I nie wstanę. – Roześmiała się i rozczulona dała mu kilka buziaków. – Bardzo, bardzo, bardzo za tobą tęskniłam.
– Musimy iść – odezwał się Mikołaj.
– Odprowadzicie mnie pod blok?
Ponownie zmierzyli się spojrzeniami.
– Idziemy w drugą stronę.
Podniosła się i ujęła chłopca za rękę.
– Skoro jestem tak strasznie zapracowana, możemy spędzić razem chociaż te parę minut. To tylko kilka kroków.
Patrzyła na mężczyznę wyczekująco, choć oboje wiedzieli, że było to raczej wyzwanie. Tymek zadzierał głowę to ku jednemu, to ku drugiemu.
– Mikołaj... – zaczął prosząco.
– Dobrze – wycedził jego brat przez zaciśnięte zęby. – Odprowadzimy cię do bloku i idziemy do parku, zanim się ściemni.
– Bardzo się cieszę – odparła ze słodkim uśmiechem, kiedy odbierał od niej transporter. – Dziękuję.
– Bardzo proszę – rzekł spokojnie, choć równie dobrze mógłby warknąć.
– Jakie macie plany na najbliższe dni? – zagadnęła ni to do niego, ni to do dziecka. – Zrobiło się ciepło, można by...
– Tak – przerwał bezceremonialnie. – Mamy sporo planów. Będziemy częściej jeździć na wycieczki, chodzić do różnych parków, na Solvay i jeszcze dalej. Pojedziemy gdzieś za miasto. Ogólnie raczej nas tu nie będzie.
– Mogłabyś jeździć z nami? – dopytał chłopiec, wywołując tym grymas złości u Mikołaja. – Na takie wycieczki?
Oliwka pozornie była spokojna, ale w środku czuła coraz większe poirytowanie.
– To nie zależy wyłącznie ode mnie, skarbie. Mogę być zapracowana i szef mi nie pozwoli.
– A mogłabyś porozmawiać z tym szefem i poprosić go, żebyś nie była?
– Na pewno chciałabym z nim porozmawiać. – Wbiła wzrok w Mikołaja. – Jeśli nie osobiście, to chociaż telefonicznie.
– A kiedy byś mogła? – dopytywał rozgorączkowany sześciolatek.
– No właśnie... – Przystanęła, bo dotarli pod blok. Rzuciła prowokacyjnie: – Kiedy bym mogła, Mikołaj, jak myślisz?
– A skąd ja mam to wiedzieć? – burknął i oddał jej transporter.
Starała się nie dotykać jego palców, ale musnęli się opuszkami. Zastanowiła się w myślach, kogo ten dotyk drażni bardziej – jego czy ją.
Poprowadziła Tymka do bramki i pokazała mu zamek szyfrowy.
– Skarbie – zaczęła z powagą – tutaj jest taka specjalna klawiatura. Kiedy wciśniesz jedynkę i dwójkę, a później ten guziczek, zadzwonisz do mojego mieszkania. I wtedy cię wpuszczę. Zawsze chętnie się z tobą spotkam. Mam nadzieję, że nie będziesz czekał na dworze w nocy, ale jeśli kiedykolwiek się tak zdarzy, możesz przyjść do mnie. Moje okno widać z placu zabaw, prawda?
Mikołaj w końcu pękł.
– Po co mu tak gadasz? – rzucił z agresją, aż się wyprostowała. – Kiedyś faktycznie zadzwoni i co, obudzi twoją ciotkę? Przecież niedługo się stąd zwijasz!
– Skąd możesz wiedzieć, kiedy się stąd zwijam?
– Miała operację w grudniu – tłumaczył gniewnie, w ogóle na nią nie patrząc. – Sama mówiłaś, że za parę miesięcy wracasz do domu. Nie chcę, żeby się do ciebie przyzwyczaił.
– Moja ciotka przeniosła się dzisiaj do domu opieki. Nie wraca tutaj, więc nigdzie się nie zwijam.
Było widać, że wytrąciła mu argumenty z ręki, ale zaskoczenie mężczyzny szybko zmieniło się w złość.
– To bez znaczenia! Zrobiło się ciepło i naprawdę nas tu nie będzie. Możesz spokojnie zająć się czymś innym, przyjemniejszym. – Wreszcie na nią spojrzał, ale w jego oczach zobaczyła coś, co zmroziło jej skórę na karku. – Możesz spotykać się ze znajomymi albo chodzić na randki. Ile wlezie! Nie będziemy marnować twojego cennego czasu.
Zdesperowana postanowiła postawić na szczerość.
– Ale ja mam mnóstwo czasu! Przez pandemię duża część studiów była zdalnie, a przez to... nie za bardzo się ze sobą zżyliśmy. Nie było jak. – Dodała zakłopotana: – Nie mam za dużo znajomych.
"Ani przyjaciół. Jestem cholernie samotna".
– Co mnie to obchodzi? – Był bezlitosny. – Znajdź sobie inną maskotkę, skoro ci się nudzi! On nie będzie cię zabawiał!
Oboje jednocześnie popatrzyli na Tymka, który słuchał ich kłótni z coraz bledszymi policzkami. Oliwka ponownie przykucnęła przy chłopcu i chwyciła jego dłonie. Zwróciła się do mężczyzny, resztkami sił próbując opanować chęć płaczu:
– Nie jestem już potrzebna? Kiedy było zimno, byłam akurat, a teraz można mnie olać?
– Sama chciałaś, nikt cię do niczego nie zmuszał. To ty się narzucałaś.
Zabolało.
– Tymuś – skupiła się na posmutniałym dziecku – zawsze jesteś mile widziany. Pamiętaj: jedynka, dwójka i ten guziczek. Jeśli twój brat nie będzie chciał wejść, zaczeka na ciebie pod blokiem. Ale wiedz, że ja zawsze chętnie cię przyjmę. Wcale nie będę zapracowana. Mam mnóstwo czasu!
– Nie nastawiaj go przeciwko mnie!
– Nie nastawiam – odparowała z dołu. – Mam masę czasu i chętnie spędzę go na czytaniu fajnych bajek albo na jakichś innych ciekawych rzeczach. Handluj z tym.
Ostatni raz przytuliła sześciolatka, po czym podniosła się i weszła na posesję. Znowu miała wrażenie, że przeżywa deja vu, ale teraz to ona patrzyła z jawną wrogością, domykając furtkę. Zacisnęła palce na prętach, aż ją zabolało.
– Jedynka, dwójka i guziczek – powtórzyła Tymkowi, zanim odeszła.
Pochlipywała za drzwiami do bloku, wycierała mokre policzki na schodach i wybuchnęła płaczem, kiedy tylko znalazła się w mieszkaniu. Łkała podczas uwalniania Cleo, a przez łzy zalewające jej oczy nie zauważyła, że kotka nie wybiegła ze środka. Zamiast natychmiast uciec do łazienki, stanęła przed siedzącą na podłodze dziewczyną. Ta ukryła twarz w dłoniach, więc zorientowała się dopiero wtedy, gdy poczuła przy sobie ciepłe futerko. Zdumiona opuściła ręce i ujrzała zwierzę, które ocierało się o jej nogi. Pogłaskała je po grzebiecie, a potem po łebku. Cleo znosiła to zadziwiająco cierpliwie, lecz po chwili odsunęła się i bez pośpiechu opuściła kuchnię.
"Jedyna dobra rzecz dzisiaj", pomyślała Oliwka, ocierając powieki. "Tak się kończy słuchanie Judyty! Wybebeszyłam się i napluł mi prosto w pysk. Kolejny facet. Kolejny raz. Oby faktycznie rozum kształtował się do dwudziestego piątego roku życia. Czwartego czerwca chciałabym obudzić się ze sprawnym mózgiem. Ileż można robić z siebie skończoną idiotkę?"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro