Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chłopiec na huśtawce

Dni upływały Oliwce dość monotonnie. Rano sprzątała trzy kuwety, pilnowała, żeby zwierzaki miały jedzenie i picie, a potem szła do pracy. Po powrocie odkurzała mieszkanie, bo wszędzie było pełno kukurydzianego żwirku; dosypywała karmy i siana. Coraz częściej widziała Cleo, choć kotka wciąż utrzymywała dystans. Prócz tego życie było spokojne, a nawet nudne.

Regularnie odwiedzała Judytę, bardzo ciekawą, czy spotkała nowych znajomych. Staruszka dopytywała o to, ledwo Oliwka przekroczyła próg, ale słyszała jedynie zdawkowe odpowiedzi. Dziewczyna nie przyznała się ciotce, że pod sam koniec marca natknęła się na Mikiego. Musiała oddać książki, więc przemknęła do biblioteki prosto z pracy. Choć miała wielką ochotę, nie wypożyczyła nic nowego. Z żalem pożegnała regały pełne egzemplarzy, które tak ją kusiły, i wyszła z budynku.

Na ogrodzonym placu zabaw było gwarno i dość tłoczno, choć dzień nie należał do ciepłych. Niebo w piątkowe popołudnie było zachmurzone, a temperatura wynosiła zaledwie piętnaście stopni. Mimo chłodu dzieci bawiły się w najlepsze.

Tuż obok, na ławce, siedział Miki. Na jego widok przystanęła i zawahała się zupełnie jak tamtej nocy, gdy wyłoniła się nocą zza biblioteki. Odwrócił głowę i wtedy ją zobaczył. Łagodny uśmiech, z którym wpatrywał się w grupkę maluchów przy huśtawkach, zniknął jak zdmuchnięty. Chłopak spoważniał, po czym przeniósł wzrok z powrotem za ogrodzenie. Tym samym rozwiał wątpliwości Oliwki. Już się nie zastanawiała, czy się przywitać, a może nawet do niego podejść. Zacisnęła zęby i przyspieszyła kroku. Minęła ławkę bez słowa. Póki nie zniknęła za wiatą śmietnikową i nie skręciła do bloku, czuła na plecach jego spojrzenie.

W kolejnym tygodniu znalazła w kuwecie Cleo żwirek zabarwiony na czerwono. Już wcześniej miała podejrzenia, ale teraz się upewniła. Weszła na stronę gabinetu weterynaryjnego, w którym Judyta leczyła kotkę. Niestety, terminarz placówki był wypełniony do samej Wielkanocy. Umówiła się na wizytę zaraz po świętach i skontaktowała się z ciotką, żeby przekazać jej przykre wieści.

Następnym krokiem było odczekanie pod prysznicem, aż Cleo opuści swoją kryjówkę. Oliwka uzbroiła się w cierpliwość, bo kotka jakby czytała jej w myślach. Dopiero na trzeci dzień, gdy dziewczyna kąpała się wyjątkowo długo, zwierzę przemogło się i wyszło spod wanny. Nie zdążyło zniknąć w kuwecie, gdy Oliwka wychyliła się zza parawanu, sięgnęła po leżącą na podłodze płytkę i jednym sprawnym ruchem zatkała nią otwór. Bezpieczne miejsce zostało zamknięte.

Cleo wyskoczyła na zewnątrz, rozsypując żwirek. Patrzyły na siebie z Oliwką, aż ta wyłączyła wodę i owinęła się ręcznikiem.

– Przykro mi, kiciu – powiedziała. – Nie możesz się już chować, przynajmniej na razie. Za kilka dni idziemy do weta, nie będę ryzykować, że się tam zabunkrujesz.

Wyszła z wanny i powoli, bez wykonywania gwałtownych ruchów, podeszła do zwierzaka, na co zareagował przylgnięciem do podłogi. Pamiętała słowa ciotki o całkowitym braku agresji w kotce. Nigdy nie ugryzła ani nawet nie podrapała staruszki. Kiedy się bała, kładła się na ziemię i wystawiała do góry łapki, jakby prosząc o nierobienie jej krzywdy. Kogoś nieobeznanego taki widok mógłby rozczulać, ale dziewczyna wiedziała, co Cleo przeszła w czasach bezdomności.

Delikatnie pogłaskała ją po łebku. Choć usłyszała cichutki pisk, prawie jęk, nie przerywała pieszczoty. Cały czas przemawiała do kotki spokojnym, bardzo łagodnym głosem. Czuła wyrzuty sumienia, że stresuje zwierzę, które tyle wycierpiało z ręki człowieka. Wiedziała jednak, że nie ma innego rozwiązania.

Spędziła tak kilka minut, zanim wstała i włożyła piżamę. Przyniosła z sypialni koc i poszukała w szufladach narzędzi, żeby w ciągu kwadransa przygotować nową kocią kryjówkę w łazienkowej szafce. Wymontowała jedne drzwiczki, wymościła wnętrze kocem i zasłoniła wejście ręcznikiem, który przytrzasnęła drzwiczkami górnej szafki. Ostrożnie przeniosła Cleo na koc i ułożyła obok myszkę pachnącą kocimiętką. Miała nadzieję, że kotka uspokoi się, kiedy zostanie sama.

W przedświąteczny piątek w firmie Oliwki zapanowała panika. Maszyna, przy której pracowała, co rusz się psuła, przez co opóźnienia miał nie tylko jej dział, ale i sąsiednie. Praktycznie nie robiła sobie przerwy, a i bez tego nie wiedziała, w co włożyć ręce. Nie jadła, nie piła, nie odwiedzała toalety. Miała wrażenie, że nie jest człowiekiem, lecz robotem.

Ze stanowiska zeszła dopiero o dwudziestej drugiej, gdy stanęła przy niej pracownica trzeciej zmiany. Przebrała się, wrzuciła rzeczy do torby i pobiegła do firmowego autobusu. Ledwo zdążyła, bo kierowca już ruszał. Na zajezdni na Małym Płaszowie przestępowała z nogi na nogę i zastanawiała się, czy dojedzie do domu, czy się posika. Wydawało jej się, że jedenastka sunie po torach złośliwie powoli, specjalnie, żeby ją dręczyć. Tak samo było z autobusem – miała ochotę krzyczeć na kierowcę, żeby się tak nie wlókł.

Kiedy dojeżdżała do przystanku przy Zachodniej, stwierdziła, że nie wytrzyma. Wysiadła, przecięła ulicę i pognała przed siebie. Wypadła zza biblioteki jak z procy i pomknęła w stronę swojego bloku. Przy placu zabaw zwolniła. Obejrzała się za siebie i upewniła, że dobrze widzi. Za siatką, na jednej z huśtawek, siedział mały chłopiec. Zdumiona patrzyła na niego, walcząc jednocześnie z parciem na pęcherz. Po chwili wahania poszła dalej, ale co rusz odwracała głowę.

W mieszkaniu wpadła do łazienki i prawie z płaczem usiadła na sedesie. Wydawało jej się, że nigdy nie skończy. Wreszcie poczuła ulgę, a wtedy jej myśli zaczęły krążyć wokół dziecka na huśtawce. Przeszła do kuchni, nie zdejmując butów ani kurtki. Marszczyła brwi, próbując wypatrzeć przez okno małą sylwetkę.

Podjęła decyzję i wróciła na osiedle. Stanęła przy ogrodzeniu, chrząknęła, po czym odezwała się do chłopca:

– Cześć, mały! Co ty tu robisz?

Dziecko milczało. Sądziła, że już się do niej nie odezwie, kiedy usłyszała:

– Nie wolno mi rozmawiać z obcymi.

– I słusznie. Ale siedzisz tu sam, jest ciemno i zimno. O tej porze powinieneś już spać, a nie bujać się na placu zabaw.

– Czekam na Mikołaja.

Oliwkę zatkało.

– Skarbie – zaczęła nieporadnie – on przychodzi dopiero w grudniu. I raczej nie chce, żeby ktoś go podglądał przy pracy.

– Wcale nie w grudniu!

Oceniła go na pięcio-, góra sześciolatka. Miał drobną buzię i wielkie oczy, które zasłaniała mu przydługa grzywka. Światło latarni nie pozwalało dostrzec zbyt wielu szczegółów, mimo to zauważyła, że jego kurtka jest za duża, a czapka brudna, podobnie jak rękawy, które naciągał na zziębnięte ręce. Miała ochotę podejść i go przytulić, żeby ogrzać chłopca chociaż w ten sposób.

– Wcale nie w grudniu! – wymamrotał gniewnie. – Zaraz przyjedzie!

Spróbowała inaczej.

– A ten Mikołaj to kto? Twój kolega? Czy wujek?

Posłał jej spojrzenie pełne dezaprobaty.

– Mój brat. Na pewno zaraz przyjedzie. Czasami tu czekam, jeśli długo go nie ma.

"Mikołaj...", coś zaczęło jej świtać. "Miki..."

– A czy on ma ciemne włosy, tak jak ty? I chodzi w czarno-szarej kurtce, takiej z napisem... Nieważne, nie wiem, czy umiesz już czytać.

– Umiem! – znowu się oburzył. Chwilę potem dodał, jakby się zawstydził: – Trochę, słabo mi idzie. Wujek mówi, że jestem debil.

– Na pewno nie jesteś! – zawołała zbulwersowana.

Przekrzywił głowę, żeby się jej przyjrzeć.

– Skąd wiesz, przecież mnie nie znasz? Właśnie! – przypomniało mu się. – Jesteś obca, nie mogę z tobą rozmawiać!

– Wiem, że nie jesteś i tyle – oznajmiła stanowczo. – Masz rację, nie powinieneś rozmawiać z obcymi, a ja jestem obca. Nie będę cię zaczepiać, ale nigdzie nie idę. Przypilnuję cię, dopóki nie wróci twój brat. Idę usiąść na tamtą ławkę i poczekam razem z tobą. Ty tutaj, a ja tam.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Popatrywali na siebie przez ogrodzenie, podczas gdy układała w myślach, co powie Mikołajowi. Czuła coraz większą wściekłość.

Do północy zostało niespełna piętnaście minut, kiedy na parking wjechała czarna ibiza. Chłopiec zszedł z huśtawki, zerknął na Oliwkę, przechodząc przez bramkę, a później pobiegł do kierowcy, który wysiadł z auta. Ona sama podniosła się z ławki i niespiesznie ruszyła za nim.

Mikołaj przykucnął i przytulił chłopca. Wymienili cicho parę zdań. Nastawiła uszu, ale dotarła do niej tylko twierdząca odpowiedź dziecka na pytanie, czy jest głodne. Mężczyzna wstał, wziął brata za rękę i rzucił do rozzłoszczonej dziewczyny:

– Co tu robisz, królewno?

Zignorowała jego zaczepkę

– To ja mogłabym zapytać, co o tej porze robi tu takie małe dziecko. Samo! Na zimnie!

– Nie twoja sprawa! – burknął, czym rozdrażnił ją jeszcze bardziej.

– Tak ci się tylko wydaje!

Już miała wybuchnąć, gdy uświadomiła sobie, jaką chłopiec ma minę. Wtulił się w brata i obserwował ją z dołu jak przerażone zwierzątko.

Jak Cleo.

Odetchnęła i zaczęła jeszcze raz, spokojniej:

– Porozmawiamy o tym kiedy indziej. Niech on wejdzie do domu, przecież zamarznie! Dzieci nie powinny o tej porze siedzieć na zewnątrz. Bez opieki! – dokończyła z irytacją.

Podeszła do Mikołaja i popatrzyła mu prosto w oczy.

– Porozmawiamy o tym – powtórzyła z naciskiem. Gdy zdała sobie sprawę, że najbliższe dni to święta, wycedziła: – Może nie jutro ani w niedzielę. Ale wiedz, że tak tego nie zostawię!

Minęła go i poszła dalej. Na końcu parkingu obejrzała się i zobaczyła, że wciąż stoi tam, gdzie się rozstali. Oprzytomniał, oderwał od niej wzrok i pociągnął chłopca za sobą. Teraz to ona śledziła ich kroki, póki nie zniknęli w bloku. Okazało się, że mieszkają naprzeciwko placu zabaw.

Po prysznicu, kolacji i wygłaskaniu kotki mogła się wreszcie położyć. Długo męczyła się przed zaśnięciem, bo rozmyślała o chłopcu. O jego niechlujnym ubraniu i dłoniach ukrytych w za długich rękawach. Zastanawiała się, ile razy czekał na brata w nocy, głodny, zmarznięty i samotny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro