Bluza z kotkami
Nie było łatwo. Musiała przyznać, że Tymek nie jest już tym słodkim, niewinnym i grzecznym dzieckiem, które zaczepiła w kwietniu na placu zabaw. Półtora miesiąca w placówce interwencyjnej odcisnęło na nim ślad. Dla Oliwki nie miało to jednak większego znaczenia. Liczyło się to, że wreszcie są razem.
W weekend i kolejne dni chłopiec nie rozstawał się z bratem. Nie poszedł do zerówki, spędzali razem czas od rana do nocy. Ona szła do pracy, a Mikołaj brał sześciolatka na zakupy i po kolei odhaczał punkty z przedślubnej listy. Kupił garnitur i buty dla siebie, zadbał też o elegancki strój dla Tymka. Upewnił się, że Judyta ma transport do USC oraz na Chrobrego. Dopytał o to również dziadków Oliwki, ale Gabriela go uspokoiła, że dotrą na miejsce bez problemu, razem z Bunią.
W czwartek wszystko było załatwione, pozostało wyspać się przed wielkim wydarzeniem. Oliwka wracała z pracy jak na skrzydłach. Mknęła przez osiedle, aż usłyszała, że ktoś ją woła. Dopiero wtedy zorientowała się, że ławkę przy bibliotece okupują znajomi Mikołaja.
– Jak tam nasza pedo myszka? – zagaił łysy, którego dobrze pamiętała.
– Że co?
– Ewelina powiedziała, za co dostał od Darka – rzuciła jedna z dziewczyn.
Oliwka poczuła, jak zalewa ją fala złości. Podeszła do grupy.
– Oświeć mnie zatem – wycedziła. – Za co niby Mikołaj – zrobiła palcami cudzysłów – dostał od Darka?
– Miki lubi brata za bardzo, co nie? – do rozmowy włączył się łysy.
Popatrzyła na niego, nie kryjąc pogardy.
– Powtarzasz bzdury Eweliny? – zripostowała. – Typiary, która pozwalała gachowi bić własne dziecko? Typiary, która straciła prawa rodzicielskie?
Jej słowa zrobiły na nich duże wrażenie. Czarnowłosa dziewczyna zwróciła się do niej z wrogością:
– Zabraliście jej Tymka? Odebraliście matce dziecko?
– Szkoda, że tak późno. – Oliwka ostentacyjnie rozejrzała się wokół. – Zaskakujące, że tak się teraz interesujecie, a jak Darek się nad nim znęcał, mieliście go w dupie.
– Co ty pierdolisz? – obruszył się łysy.
Zauważyła w grupce znajomą twarz.
– Ja cię kojarzę. Tymek czekał na Mikołaja na deszczu, a ty skądś wracałeś. Rzuciłeś tylko, żeby nie siedział na betonie. To była twoja jedyna reakcja. – Znowu potoczyła po nich wzrokiem. – Pewnie widzieliście go nieraz pod blokiem czy na placu zabaw. Mieliście w dupie, że małe dziecko łazi samo na zewnątrz.
– Łazi, to łazi – burknął zaczepiony przez nią mężczyzna. – Był bezpieczny, tu mieszkają normalni ludzie.
– No, kilka tygodni temu wyszło, jacy normalni! Dla ciebie to normalne, że siedział w nocy przed blokiem, a nie u siebie? Nigdy cię nie zaciekawiło, czemu?
– Niby czemu? – warknęła brunetka.
– Wielka łysa szafa z husarią na łydach. Coś ci świta, Justynka? Dareczek, idealny przeciwnik dla sześcioletniego dziecka. – Oliwka z mściwą satysfakcją obserwowała, jak dziewczyna się peszy. – Tak jest, taki męski ten kochaś Eweliny, że znęcał się nad sześciolatkiem. Lał go za byle co. Tymek chodził w upały z długim rękawem, bo ukrywała jego siniaki. To Mikołaj o niego dbał, karmił go i kupował, co trzeba. Ta szmata zgarniała pieniądze, a teraz go oczernia! – Uśmiechnęła się szyderczo. – No cóż, nie tylko straci zasiłki. Kto wie, czy nie pójdzie siedzieć razem z Dareczkiem.
– Miki robił mu krzywdę! – wyrwała się Justyna. – Sama mówiła!
Oliwka prychnęła.
– Skoro tak wierzysz Ewelinie, spytaj, gdzie zniknął jej gach. Niedługo może zniknąć i ona, i to nie będą wakacje. Tam, gdzie trafi, wyjaśnią jej, że nie bije się dzieci. – Chciała już iść, ale wściekłość nie pozwalała jej odejść bez wyrzucenia z siebie goryczy. – Może i wam przydałoby się to wyjaśnić. No chyba że to normalne, że ktoś zabrania dziecku jeść, bije je po głowie, kopie i rzuca na ścianę. Normalne? – syknęła. – Nikt nie ma młodszej siostry albo brata? Albo własnego dziecka? Dla was to normalne?
– Co ty pierdolisz?! – huknął łysy. – Kto mówi, że to normalne?
– Śmialiście się z Mikołaja, debile, a on zajmował się Tymkiem! Nie miał własnego życia, bo cały czas próbował go chronić! Mało brakowało, a byłoby tak samo jak w Częstochowie. Tam też mieli w dupie, chociaż Kamilek prosił o pomoc. Tyle razy! – Posłała wściekłe spojrzenie każdemu z grupki. – Może wtedy by was ruszyło! Moglibyście pogadać do kamery, że Tymek był taki grzeczny i, ojejku, jak to się mogło stać!
– Ty jesteś jakaś pojebana!
– Może i jestem! – zawołała. – Ale mnie przynajmniej zależy na tym dziecku!
– Skończyłaś?
– Skończyłam. Wszyscy jesteście zjebani, wszyscy! – Ominęła łysego i wróciła na chodnik. Rzuciła im na odchodne: – Wierzcie sobie dalej Ewelinie. Nie zapomnijcie odwiedzać jej w więzieniu. I Dareczka też!
Słyszała za plecami niewybredne komentarze, ale nie odwracała się. W mieszkaniu musiała rozchodzić złość, bo wciąż w niej kipiała. Z Cleo na rękach przeszła do sypialni, gdzie usiadła na łóżku i wpatrywała się w ciszy w ślubną kreację. Suknia wisiała na drzwiach szafy, na wysokości, która uniemożliwiała królikom zrobienie w niej dodatkowych dziurek. Może i nie wchodziły tutaj zbyt często, ale wolała dmuchać na zimne.
Po kilku godzinach, gdy zdążyła zjeść przygotowany przez Mikołaja obiad, wypić herbatę i poczytać, wrócili. Pobiegła do przedpokoju, żeby przytulić jednego i drugiego Gulisia, ale zaniepokoiła ją mina mężczyzny.
– Wiesz co... – zaczął tajemniczo – natknąłem się właśnie na Marcina. – Uniosła brwi, więc dodał: – Taki łysy, zaczepiał cię kiedyś.
– Powiedział ci coś chamskiego? – dopytała przejęta. – Powiedział? A może zrobił?
Pokręcił z uśmiechem głową.
– Nie, nic z tych rzeczy. Chciał się dowiedzieć, co u mnie. U Tymka... Dziwnie mu się przyglądał, ale szybko się okazało, dlaczego. Nie przypuszczałem, że jesteś aż tak waleczną księżniczką. – Przyciągnął do siebie zarumienioną Oliwkę. – Mówił, że zwyzywałaś ich od debili. Porządnie ci się ulało.
– Mogło tak być – mruknęła.
Zerknął wymownie na jej ubranie.
– Szkoda, że tego nie widziałem. Słodka blondyneczka w różowej bluzie z kotkami wydarła się na bandę dresów.
– Mogło tak być – powtórzyła i pocałowała go, żeby zakończyć ten temat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro