Babeczki owocowe
Mimo że pogoda w święta wciąż bardziej przypominała zimową niż wiosenną, Oliwka cieszyła się każdym dniem. Był to dla niej czas wytchnienia, pierwszy od dawna. W sobotę spała do południa, a później odwiedziła prababcię mieszkającą w Sidzinie. Wieczorem zrobiła sobie długą kąpiel, a po peelingu nałożyła maseczkę. W salonie otworzyła drzwiczki regału z książkami, rozsiadła się na podłodze i pieszczotliwie przesuwała palcami po grzbietach, zanim wybrała coś dla siebie. W międzyczasie przykicał do niej Olaf, ale kiedy nie dostał żadnego smakołyku, stracił zainteresowanie. Nie dał się nawet pogłaskać.
Poświęciła czytaniu cały wieczór, a żeby mieć jeszcze lepszy humor, włączyła muzykę i zrobiła sobie duży kubek gorącej czekolady. Przez ostatnie tygodnie była zbyt zmęczona na taki relaks. Po powrocie jadła coś na szybko, myła się i sprzątała zwierzakom, żeby później na automatycznym pilocie dotrzeć do łóżka. Teraz siedziała zadowolona ze stopami wyłożonymi na stoliku kawowym, wdychała zapach czekolady i zerkała znad kartek na dokazujące króliki. Udawała przy tym, że nie widzi Cleo, która migrowała między kuchnią, sypialnią a łazienką, za każdym razem zaglądając do salonu.
Przymusowe oswajanie szło powoli, ale kotka przestała wreszcie podczas głaskania dygotać ze strachu. Oliwka była dobrej myśli. We wtorek miała zabrać ją do weterynarza, więc wiedziała, że będzie to dzień pełen stresu i dla zwierzaka, i dla niej.
W niedzielę zjadła z rodzicami wielkanocne śniadanie i obiad, a potem pojechała do Judyty. Ta powitała ją pytaniem, czy pójdą ulepić bałwana. Śmiała się, że pogodzie pomyliły się święta i sypnęła śniegiem teraz zamiast w grudniu.
Krajobraz za szybą nie nastrajał optymistycznie, ale w pokoju było wesoło. Jadły ciastka i popijały herbatę z pomarańczą i sokiem malinowym, a ciotka opowiadała o postępach w terapii. Oliwka dobrze bawiła się podczas spotkania, ale odniosła wrażenie, że kobieta nie mówi jej całej prawdy. Znając Judytę, o nic nie dopytywała. Miała nadzieję, że cokolwiek się stało, jest chwilowe, a jeśli nie, w końcu dowie się, co gryzie staruszkę.
We wtorek nie bez trudu zataszczyła Cleo do gabinetu. Chociaż kotka była stosunkowo mała, niesienie jej w transporterze prawie półtora kilometra okazało się znacznie bardziej męczące, niż zakładała. Do placówki dotarła spocona i czerwona jak rak, dyszała, jakby przebiegła maraton. Weterynarz przyglądał się jej z ukosa, kiedy z wysiłkiem wyrzucała z siebie zdania o częstych wizytach Cleo w kuwecie oraz o krwi w moczu.
Kotka dostała środek przeciwzapalny, uszczelniający naczynia krwionośne oraz antybiotyk. Oliwka umówiła się na kolejną konsultację i ruszyła z powrotem do domu. Stękając i robiąc coraz dłuższe przerwy, zastanawiała się w międzyczasie, jak pobrać mocz Cleo. Ostatni przystanek zrobiła sobie prawie pod blokiem. Postawiła transporter na ziemi i łapała powietrze. Czuła, że ma mokre plecy i skórę na karku, a serce mocno łomocze jej w piersi.
Pochłonięta rozważaniami natury urologicznej nie zauważyła, że ktoś się jej przygląda. Kiedy się pochylała, przy czarnym samochodzie stojącym na parkingu dostrzegła dwie sylwetki. Dzieliło ich raptem sto metrów.
– Cześć, Mikołaj! – rzuciła zaczepnie.
Wiedziała, jak wygląda – spocona i rozczochrana, z czerwoną twarzą pokrytą potem.
"Naprawdę, nie mogło być lepszego momentu!", pomyślała sarkastycznie.
– I cześć... chłopczyku – zwróciła się do malca trzymającego brata za rękę.
– Cześć – bąknął niepewnie.
Omiotła dyskretnym wzrokiem jego niebieską kurteczkę, białe buciki i czapkę z pomponem. Tym razem miał na sobie czyste ubrania. Spojrzał na Mikołaja, a potem podszedł do Oliwki, żeby zerknąć do transportera. Zapytał z zaciekawieniem:
– Dlaczego tak sapiesz?
– Bo się zmęczyłam – odparła, zezując na mężczyznę, który do nich dołączył. – Niosłam ją spory kawałek i się zmęczyłam.
– Takim małym kotem? – spytał kpiąco Mikołaj. – Coś kiepsko z twoją kondycją. Nie mogłaś jechać autobusem?
– A znasz jakiś, co jedzie stąd na Szwai?
Była zła na niego i na siebie, że tak się prezentuje. Złościła się również na niefortunny zbieg okoliczności. Kilka dni czekała na okazję, żeby z nim porozmawiać, a teraz marzyła o tym, żeby teleportować się do mieszkania. Widziała, jak na nią patrzy i miała ochotę zdrapać mu z twarzy drwiący uśmieszek.
Skupiła się na dziecku.
– Ona jest mała, ale niewygodnie się trzyma taki transporter. Zwłaszcza kiedy trzeba wybrać się na dłuższy spacer.
– Byłaś z nią na spacerze? – zainteresował się chłopiec.
– Byłyśmy u weterynarza, bo jest trochę chora. Ma problemy z sikaniem. Teraz będziemy ją leczyć, aż jej przejdzie.
Znowu popatrzył na Cleo. Zza kratki transportera połyskiwały olbrzymie oczy. Oliwka postanowiła ubiec sytuację, bo już wyciągał rękę do zwierzaka.
– Gdybyś chciał ją pogłaskać, to raczej nie teraz. Bardzo się boi. Wszystkiego.
Natychmiast się wyprostował.
– To nie chcę. Nie chcę, żeby się bała.
Rozczulona przyjrzała mu się z lekkim uśmiechem.
– Wiesz co... A lubisz może babeczki owocowe? Moja mama piecze świetne babeczki. Zostało mi jeszcze parę, jak chcesz, to ci przyniosę.
Rozpromienił się, ale nie zdążył odpowiedzieć, bo Mikołaj wtrącił szorstko:
– Nie potrzebujemy twoich babeczek! Spieszymy się!
Miała wrażenie, że w powietrzu między nimi zaczynają trzaskać iskry, bynajmniej nie jak w książkowych romansach. Najwyraźniej czuli do siebie taką samą antypatię.
– Nie pytałam ciebie, tylko twojego brata. Gdzieś się wybieracie, ale nie widać, żebyście się spieszyli. – Przeniosła uwagę na dziecko. – Jeśli chcesz, to poczekaj chwilkę. Zaniosę Cleo i przyjdę do ciebie z babeczkami.
Chłopiec zadarł głowę i nawiązał z Mikołajem kontakt wzrokowy. Mężczyzna walczył ze sobą, ale szybko się poddał. Posłał jej nieprzyjazne spojrzenie i wzruszył ramionami.
– Zatem postanowione – skwitowała z satysfakcją.
Chwyciła transporter i odezwała się do małego:
– Dosłownie trzy minuty i jestem z powrotem. Tylko ją zaniosę i wypuszczę, i wracam z babeczkami.
Starała się stawiać zdecydowane kroki i nie stękać z wysiłku. W mieszkaniu uwolniła Cleo, a gdy kotka pomknęła do kryjówki w szafce, poszła za nią i przejrzała się w lustrze. Na widok rumieńców i oklapniętych włosów przyklejonych do czoła westchnęła ze smutkiem. Osuszyła twarz ręcznikiem i przyczesała fryzurę, a potem poszła do kuchni. Kiedy pakowała babeczki do niewielkiego pudełka, na ułamek sekundy ścisnął ją żal. Były naprawdę pyszne i miała już z nimi plany na wieczór. Obsztorcowała się w duchu za egoizm, po czym zaniosła słodycze chłopcu.
Wręczyła mu pudełko ze słowami:
– Mam nadzieję, że będą ci smakować.
"Bo mnie bardzo by smakowały".
– Co się mówi? – mruknął Mikołaj.
– Dziękuję – wymamrotał malec. Zerknął nieśmiało na brata, a kiedy ten kiwnął głową, zwrócił się do Oliwki: – Mam na imię Tymek.
– A ja Oliwka, miło mi cię poznać.
Poczuła radość, jakby została dopuszczona do czegoś wyjątkowego. Stali przez chwilę w milczeniu, aż przerwała kłopotliwą ciszę.
– No, to ten. To ja wracam do Cleo, a wy... Bawcie się dobrze, cokolwiek macie robić. I do zobaczenia.
Jej wzrok stwardniał, kiedy spotkał się z ciemnymi oczami Mikołaja.
– Bo na pewno wkrótce się zobaczymy – powiedziała. – I porozmawiamy dłużej.
– 196 – zakomunikował ze stoickim spokojem.
– Co? – Uniosła brwi.
– 196 – powtórzył z zagadkową miną. – Na Szwai nie ma zbyt wielu weterynarzy. Sprawdziłem, 196 dojedziesz prawie pod drzwi.
Wpatrywała się w niego bez słowa, czując, jak znowu czerwienieją jej policzki. Tym razem nie ze zmęczenia, a wstydu. Nie przeglądała wcześniej rozkładu komunikacji. Założyła, że wszystkie autobusy jadą tylko główną ulicą, Kobierzyńską, więc jedyne, co może zrobić, to iść na piechotę bocznymi uliczkami. Teraz sobie przypomniała, ile razy stała na przystanku przy Torfowej i widziała autobus tej linii, gdy skręcał w głąb osiedla i znikał za drzewami.
– Cenna informacja, dziękuję – wycedziła, wgapiając się w chodnik.
Pożegnała się z Tymkiem, skinęła Mikołajowi i odeszła szybkim krokiem. W mieszkaniu oparła się o drzwi i ukryła twarz w dłoniach. Miała ochotę wczołgać się do szafki na buty i zostać tam długo. Bardzo długo. Przynajmniej do momentu, aż wymyśli, jak porozmawiać z chłopakiem i tym razem się nie skompromitować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro