Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pełna odpowiedzialność

Mekkior powiedział, że znają sposób, aby wydostać się ze świata demonów. No cóż. Jakoś do mojego świata się dostali. Ciekawe co to za sposób? Zeerena kiedyś wspominała, że przejście tutaj istnieje, ale mało kto z niego korzysta. Może to tego przejścia użyjemy? Dowiem się chyba dopiero rano. Odwróciłam wzrok, a przy tym spojrzałam na czarnowłosego, który starał się zasnąć. Nie wiedzieć czemu, ale wydaje mi się, że coś ukrywa. Nie tyle co przede mną, a przed własnym rodzeństwem i przyjaciółmi. Przewróciłam się na bok, aby w kolejnej chwili spojrzeć na jego profil. Ciekawe o czym teraz myśli?

— Gapisz się. — Odezwał się nagle, a ja nawet nie zareagowałam, kiedy to zwrócił na mnie swoje czerwone tęczówki.

— Co ukrywasz? — Wyraźnie go zaskoczyłam swoim pytaniem.

— Nie rozumiem. — Podłożył sobie lewe ramię pod głową.

— Jestem dość spostrzegawcza. Coś cię gryzie i nie jest to związane z żałobą. — Westchnął, po czym uniósł wzrok na sufit, gdzie znajdowały się złote zdobienia.

— Wszyscy ludzie są tak bezpośredni, jak ty? — Zapytał nagle, a ja wypuściłam powietrze z płuc.

— Po prostu nie lubię owijania w bawełnę. — Ponownie na mnie spojrzał, po czym przewrócił się na bok, a przy tym nachylił nade mną. — Co robisz? — Zapytałam zaniepokojona, a on przycisnął swoje usta do moich.

Wzdrygnęłam się na jego ruch, a także na następny, kiedy to ułożył swoją dłoń na mojej talii. Gdy się odsunął, przyglądałam mu się zaskoczona. Czemu to zrobił? Znowu mnie pocałował, a przez to moje serce zrobiło się strasznie niespokojne.

— Tak samo demony. Nie owijają w bawełnę, a przynajmniej zazwyczaj tego nie robią, ale ja zrobiłem to w stosunku do ciebie. Nie powiedziałem ci o więzi Dasate, która nas połączyła. — Oparł się swoim czołem o moje.

— To cię tak cały czas gryzło? — Pokręcił głową na boki. — To co? Chodzi o to, co powiedziałeś Kathari? — Zapytałam, a on z powrotem się położył obok mnie.

— Nigdy nikomu nie przyznałem się do tego strachu, wiesz? Trzymałem to w sobie, zamiast to wyrzucić. To dlatego nie pakuję się w konflikty. Na pewno zauważyłaś to, że wtedy na polu bitwy byłem jakoś nieobecny. — Kiwnęłam głową. — Nie chciałem brać udziału w tej walce. W ogóle nie chciałem tej wojny. Ona nie miała sensu. Dlatego taki byłem. Nie chciałem, aby ktokolwiek umierał. Aby tamta walka w ogóle miała miejsce. Może i wyglądałem na takiego, którego kompletnie nie ruszała śmierć, ale tak naprawdę jest inaczej. Tak jak mówiła Kathari. Jestem typem osoby, która swoje dobro kładzie na drugie miejsce. Bardziej mnie obchodzi ktoś, niż ja sam. — Swoją prawą dłonią zaczął się bawić moimi włosami. — Gdybym był w stanie, zatrzymałbym tamtego Zariaka. — W tym momencie się do niego przysunęłam, aby w kolejnej chwili położyć głowę na jego ciepłej klatce piersiowej. — Lorren? — Widocznie go zaskoczyłam.

— To już dzisiaj. Nie wiem czy w waszym towarzystwie Marszałek zechce mnie wysłuchać, ale... — Podniosłam na niego wzrok. — Ale postaram się jakoś do niego przemówić. Najwyżej mnie zdegraduje z powrotem do rangi szeregowca. Przynajmniej będą mieli ostrzeżenie, że wasz ojciec ponownie zaatakuje. — Poczułam to, jak jego palce zaczęły jeździć po moim odkrytym ramieniu, przez co po moich plecach przebiegł dreszcz.

Już po chwili zamknęłam oczy, aby oddać się spokojnemu snu, ale nim to, na czubku mojej głowy został złożony delikatny pocałunek. Z samego rana obudził mnie ciepły powiew, który owiał mój kark. Przez to po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz, który był całkiem przyjemny. Powoli uchyliłam powieki, dzięki czemu zobaczyłam to, że przytulam się do pościeli. Pod głową miałam umięśnioną rękę czarnowłosego, który spał za mną. Jego lewe ramię było przewieszone przez moją talię. Odwróciłam się do niego, aby na niego spojrzeć. Wydawał się być spokojny. Podniosłam prawą dłoń, aby w kolejnym momencie przesunąć dłonią po jego kształtnej szczęce. Skoro jestem jego Dasate, to jestem ciekaw jak wyglądałyby nasze dzieci? Chwila moment! O czym ja myślę? My wojnę mamy, a ja o czymś takim? Kobieto, wojna! W. O. J. N. A. Nie myśl o czymś takim do chuja Pana! Położyłam się na plecach, a przy tym pociągnęłam za swoje włosy. Z powrotem na niego spojrzałam, kiedy to usłyszałam, jak cicho mruknął pod nosem.

— Nie odchodź... — Szerzej otworzyłam oczy, kiedy to usłyszałam.

Przewróciłam się na lewy bok, a przy tym przysunęłam się do niego na dość małą odległość. Nie wiem co mnie napadło, bo już po chwili, delikatnie przycisnęłam do jego ust swoje wargi. Starałam się go przy tym nie obudzić.

— Ja się nigdzie nie wybieram... — Wyszeptałam cicho, po czym ponownie zamknęłam oczy.

W tym momencie usłyszałam to, jak po raz kolejny coś mruknął pod nosem. Poczułam to, jak jego ręka się przesuwa po mojej talii, potem ramieniu, aż ostatecznie odsuwa z mojej twarzy włosy. Jęknęłam na to, kiedy nagle złapał za mój nos.

— Nie umiesz udawać, że śpisz. — Odezwał się nagle, a ja tylko uchyliłam powieki. — Z tego co zaobserwowałem, to za każdym razem jak zasypiasz, masz otwartą buzię. — Szerzej otworzyłam oczy, kiedy podzielił się ze mną takową informacją.

— Przyglądasz się innym, kiedy śpią? — Zapytałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.

— Zauważ, że spaliśmy obok siebie. — Zmarszczyłam lekko brwi.

— Możesz puścić mój nos? — Poprosiłam, a on zabrał rękę, którą ponownie objął moją talię.

Przez moment po prostu leżeliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. Kolor jego tęczówek, mogłabym porównać tylko do jednej rzeczy. Dojrzałe jabłka. Prawdopodobnie gdyby nie to, że ktoś zapukał do drzwi, dalej leżelibyśmy w ten sposób i się do siebie przysuwali. Nie wiem do czego by mogło między nami dojść. Jednak jego siostra ma wyczucie.

— Udało mi się odzyskać twoje ubrania i wykraść to coś. — Zawiesiła na swoim palcu mój pistolet.

Kiwnęłam głową, kiedy się podniosłam, po czym wstałam z łóżka, co Mekkior również uczynił. Po chwili zamknęłam się w łazience, gdzie zaczęłam się ubierać w moje ciuchy. Gdy zapinałam swoją kurtkę, spojrzałam na odznaczenie, które było nadal przy niej doczepione. Poprawiłam je, po czym złapałam za swoją furażerkę, która była w kieszeni. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, a przy tym zobaczyłam tę dziewczynę, której charakter się nieco zmienił. Która już nie jest tak zimna, jaka była na początku.

— Pora znów się nią stać... — Powiedziałam szeptem sama do siebie. — Zeerena, wracam. — Odezwałam się, po czym założyłam na głowę nakrycie.

W kolejnej chwili podeszłam do drzwi, które odblokowałam. Wyszłam do pokoju, gdzie czekali na mnie już wszyscy. Spojrzeli na mnie, a każdy, który wcześniej nie widział mnie w pełnym umundurowaniu, szerzej otworzył oczy. Podeszłam do nich, a przy tym sprawdziłam magazynek mojego pistoletu.

— Izashi, wiesz co robić. — Zwrócił się do niego czarnowłosy, na co jego przyjaciel kiwnął głową.

Odszedł kawałek, po czym wyjął nieco swój miecz z pochwy. Gdy go z powrotem schował, przed nami otworzył się wielki okrąg. Ze zdziwienia aż szerzej otworzyłam oczy. Spodziewałam się wszystkiego. Jakichś rytuałów, wehikułów czy innych gówien, ale nie jakiejś magii i otwierania portali. Przełknęłam ślinę, a w tym samym momencie poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Zwróciłam swój wzrok na Mekkiora, który był tego sprawcą, ale tylko na to kiwnęłam głową, po czym w tym samym momencie ruszyliśmy do przejścia. Wszyscy ruszyli za nami. Gdy tylko przekroczyliśmy powstałą bramę, poraziło mnie jasne światło, przez co musiałam zakryć oczy. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk śpiewających ptaków, na co otworzyłam oczy i podniosłam wzrok. Po niebie szybowały samoloty, ptaki, a to wszystko przysłaniały białe chmury.

— Niebo w świecie ludzi jest niesamowite. — Odezwała się Kathari, która powiedziała to jednocześnie z Seriis.

Zaczęłam się rozglądać dookoła, dzięki czemu dostrzegłam w oddali wysokie budynki miasta.

— Czy u nas występują tak wysokie budynki? — Odezwał się Daren, na co Izashi i Leyon pokręcili głową.

— Mniejsza o to, jak wygląda ten świat. Lorren, którędy do — Zaciął się, a wszyscy spojrzeli na mnie, a przy tym coś ich wyraźnie zaskoczyło. — Lorren? — Położył mi dłoń na ramieniu, na co się wzdrygnęłam i prawie podskoczyłam w miejscu.

Spojrzałam na niego zaskoczona, a on szerzej otworzył oczy na widok czegoś. Uniosłam dłoń, aby dotknąć swojego policzka i dopiero w tym momencie zrozumiałam o co im chodzi. Po mojej twarzy spływały łzy, które szybko otarłam.

— Nic mi nie jest. Chodźcie. — Po swoich słowach odchrząknęłam, po czym ruszyliśmy w kierunku mojej szkoły.

Rozglądałam się dookoła i dziwiłam się na widok tego, że dość sporo ludzi znajdowało się w mieście. Jakim sposobem po tym wszystkim co się wydarzyło, to miejsce po prostu nie opustoszało? W tym momencie się zatrzymałam.

— Lorren? — Odezwali się wszyscy, a ja tylko stałam z szeroko otwartymi oczami.

— Czy to jest — Zacięła się Kathari.

— Miejsce, gdzie się odbyła pierwsza walka. — Odezwałam się cicho.

Wszyscy się rozejrzeli. Nadal nie zdążyli sprzątnąć tego wszystkiego. Wciąż leżą tu ciała jakichś demonów, a w oddali widzę miejsce, gdzie zaatakował nas Zariak i niemałe kopce trupów, które są powoli zbierane. Zeerena, proszę. Bądź cała i zdrowa.

— Ile czasu minęło od tej walki? — Zapytałam, po czym odwróciłam się do Mekkiora.

— Dla nas minął miesiąc. Tutaj minęło może z piętnaście godzin. — Odezwał się Leyon.

— Jeśli tak, to aktualnie odbywa się opłakiwanie żołnierzy, którzy oddali życie w walce. Pośpieszmy się. — Powiedziałam, po czym przeskoczyłam przez barierkę i ruszyłam biegiem w kierunku budynku szkoły.

Wszyscy biegli za mną, aż do muru, który ogradzał akademię wojskową, przy której zbierali się ludzi, którzy opuszczali miasto. Czyli teraz ich wywożą. Dlatego tylu ludzi było w mieście. Zabierali swoje rzeczy, aby się stąd ewakuować. Już po chwili przebiegliśmy przez bramę, a przy tym mijaliśmy wielu pierwszorocznych szeregowców, którzy pomagali ze starszymi ludźmi. W tym momencie w oddali dostrzegłam znajomą twarz.

— ELENA! — Krzyknęłam w kierunku dziewczyny, która była w moim oddziale.

— LORREN! — Wrzasnęła ucieszona na mój widok i ruszyła biegiem, aby w kolejnej chwili mnie uściskać. — O Boże, ty żyjesz! — Przytuliła mnie z całej siły.

— Ta, to długa historia. — Powiedziałam, a przy tym ją od siebie odsunęłam. — Elena, wiesz gdzie znajdę Marszałka? — Zapytałam, a on spojrzała na mnie zaskoczona.

— On jest eee... — Zrobiła taką minę, jakby nagle źle się poczuła. — Cóż on... — Powoli czułam to, jak moja brew zaczyna drgać ze zdenerwowania. — Chyba szedł emm... — I nie wytrzymałam.

Złapałam jej ramiona i złapałam za materiał jej munduru, aby lekko ją za niego unieść.

— Nie wkurwiaj mnie, Elena i powiedz gdzie jest Marszałek? — Starałam się być spokojna, ale mi to tak jakby nie wyszło.

— Sala... — Wskazała na duży budynek, a ja się słodko uśmiechnęłam do blondynki.

— Nie mogłaś tak od razu? — Zapytałam, a przy tym ją puściłam i ruszyłam w kierunku dużej budowli.

— Nienawidzę, kiedy ona taka jest... — Odezwała się cicho za mną Elena, a ja się odwróciłam do szóstki demonów.

— Idziecie?! — Wrzasnęłam w ich kierunku, a oni niemal podskoczyli i ruszyli szybko za mną.

Ponownie ruszyliśmy biegiem, aż w pewnym momencie otworzyłam drzwi z hukiem, tym samym zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych w sami.

— Hersh! — Zdziwił się moim widokiem Marszałek, w którego kierunku ruszyłam, mijając przy tym wszystkich, którzy stali w pozycji spocznij na sali.

Gdy tylko stanęłam przed mężczyzną, zasalutowałam i stanęłam na baczność.

— Generał Brygady Hersh stawia się, aby złożyć raport i z prośbą. — Czułam na sobie zaskoczony wzrok całej szóstki, która za mną stała, kiedy to odezwałam się o wiele innym tonem głosu, niż gdy rozmawiam z nimi.

— Spocznij. — Powiedział do mnie, dlatego stanęłam w lekkim rozkroku i założyłam ręce za plecami. — Rozejść się wszyscy poza Hersh i jej towarzyszami! — Rozkazał, a po chwili w sali nie został nikt, poza mną, demonami i Marszałkiem. — Wszyscy myśleli, że nie żyjesz. — Zauważył, a ja lekko kiwnęłam głową.

— Za długo by tłumaczyć, a na to nie ma czasu. — Widocznie go zaskoczyłam.

— Kim są twoi towarzysze, Hersh? — Przełknęłam ślinę, nim zaczęłam mówić w skrócie to, kim oni są i co się za niedługo może stać.

— To nie była jedyna walka, jaka nas czeka. Władca Królestwa Demonów prawdopodobnie już wie o tym, że się tutaj przenieśliśmy i szykuje plan kolejnego ataku na nasz świat. Jego dzieci mogą to potwierdzić. — Spojrzałam kątem oka na Mekkiora, a on kiwnął głową zgadzając się z moimi słowami. — Chcieliby prosić o pomoc w zatrzymaniu tej wojny. Mówili, że z ich ojcem od jakiegoś czasu dzieje się coś złego. Jedyna osoba, która mogła go jakkolwiek zatrzymać, zginęła z jego własnych rąk. Łącząc siły będziemy mieli choć odrobinę większe szanse. Dodatkowym atutem jest to, że ich ojciec nie ma żadnego pojęcia o naszej broni. Nikt z mieszkańców tamtego świata nie ma zielonego pojęcia, jaką bronią dysponujemy i ile osób jest w wojsku. — Marszałek opuścił głowę.

Nie podoba mi się to.

— Są z tamtego świata? I mamy im zaufać? Jeden atak z ich strony zniszczył prawie całe miasto. Zginęło czterystu uczniów. Hersh, to szaleństwo! Nie zgodzę się na to, przykro mi. Lepiej wracajcie do swojego świata. — Minął nas, a ja poczułam ucisk w klatce piersiowej.

— Marszałku, proszę to przemyśleć! Kiedy my tutaj rozmawiamy, wojska w Królestwie Demonów mogą już się szykować do przejścia do naszego świata! Tam czas płynie inaczej, niż to co znamy my z życia codziennego! — Odwróciłam się do niego, jednak już mnie chyba nie słuchał i szedł przed siebie w kierunku wyjścia.

— Nie mamy wsparcia... — Odezwała się Kathari, na co opuściłam wzrok.

Marszałek ma rację. Jestem szalona, skoro coś takiego wpadło mi do głowy. Mimo wszystko to ja podsunęłam im ten pomysł. Nie znam sposobu, aby jakoś inaczej go przekonać. Ktoś musiałby za nich ręczyć, aby go przekonać. W tym momencie do głowy wpadł mi pomysł. Jestem szaloną wariatką! Minęłam całą szóstkę, aby dogonić Marszałka, a oni spojrzeli na mnie zaskoczeni.

— Lorren?! — Zawołał za mną Mekkior, a ja zacisnęłam pięści z całej siły, jaką w tym momencie posiadałam.

— Marszałku! — Zatrzymał się i odwrócił do mnie, kiedy miał już wychodzić z sali.

— Hersh, nie wyraziłem się jasno? Nie zgodzę się na to, aby walczyli z nami w jednej linii. — Powiedział, a ja stanęłam przed nim i po raz kolejny zasalutowałam.

— Biorę pełną odpowiedzialność za nich i za wszystko, co zrobią. — Czułam na sobie zaskoczony wzrok wszystkich.

— Hersh? Wiesz co ty wygadujesz? Jeśli oni zrobią coś podejrzanego, trafisz natychmiastowo do sądu wojskowego. — Przełknęłam ślinę i ponownie założyłam ręce za plecami.

— Jestem świadoma swojej decyzji. — Powiedziałam śmiertelnie poważna, a mężczyzna mi się uważnie przyglądał, czy w moich oczach lub na twarzy nie pojawi się choć chwilowe zawahanie.

— Zgoda... — Powiedział, a ja poczułam to, jak z twarzy odchodzą mi wszystkie kolory. — Ale nie każ mi potem przychodzić na rozprawę, jeśli oni postanowią nas zdradzić. — Po swoich słowach wyszedł, a ja poczułam to, jak moje nogi w ułamku sekundy zamieniają się w watę.

Już po chwili wylądowałam na tyłku, a następnie na plecach. Cała szóstka znalazła się obok mnie z niesamowitą prędkością.

— Nigdy więcej nie załatwiam dla was spraw wojskowych! Dosłownie czułam to, jak Marszałek chciał mnie uznać za zdrajcę! Nigdy więcej! — Powiedziałam, a oni się uśmiechnęli, po czym pomogli mi się podnieść z ziemi.

— To co teraz? — Zapytała Seriis, na którą spojrzałam, kiedy to wyszliśmy z budynku.

— Musimy poczekać na komunikat Marszałka, że jesteście po naszej stronie i nie chcecie nikogo tutaj zabić. — Zauważyłam, a oni kiwnęli głowami zakłopotani. — W każdym razie, jako, że nie jestem już chyba zaginiona, poszukam swojej przyjaciółki, jeśli pozwolicie. — Spojrzeli na mnie zaskoczeni.

— Przyjaciółki? — Zapytała Kathari i Seriis.

— Też jest demonem, więc może się dogadacie. — Odwróciłam się do nich z uśmiechem na ustach. — Choć w sumie Zeerena i tak lubi wszystko, co się rusza. No może poza pająkami. — Widocznie zaskoczyłam ich tym, że się do nich uśmiechnęłam.

Odwróciłam się, po czym włożyłam ręce do kieszeni i ruszyłam w kierunku części medycznej, gdzie miałam nadzieję znaleźć moją przyjaciółkę. Zeerena, mam nadzieję, że czekasz na to, aż wrócę. Stęskniłam się za nią. Mimo wszystko nie widziałam jej „miesiąc". Na pewno się o mnie martwiła, kiedy nie znaleźli mnie na miejscu bitwy. Czeka mnie niezła reprymenda z jej strony za to, że dałam się złapać.

— Czekaj tylko, Zeerena. Jeszcze ci skopię dupę na poligonie. — Powiedziałam jak najciszej, po czym szerzej się uśmiechnęłam i przyśpieszyłam kroku, co zrobiła również reszta, aby mnie nie zgubić.

Dzisiaj nieco dłuższy rozdział.
Mam nadzieję, że się podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Od razu mówię
Kolejny będzie nieco bardziej smutny. 😢
Chyba można wywnioskować, co się stanie

Coś jeszcze chciałam powiedzieć? 🤔🤔🤔
A!
Możliwe, że zmienię częstotliwość pojawiania się rozdziałów na dwa razy w tygodniu, więc wyczekujcie!
Do następnego! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro