Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Plan

Pov. Mekkior

Wróciłem do pokoju załamany, kiedy to dowiedziałem się tego, że nasza matka nie żyję. Opadłem na łóżko, na którym usiadłem, a przy tym złapałem się za głowę i oparłem się o kolana. Nie potrafi to do mnie dojść. Ona nie żyję. Kobieta, która zawsze potrafiła mi doradzić, wysłuchać, dodać otuchy, gdy nie dawałem już sobie rady psychicznie, odeszła na zawsze. Już nigdy więcej jej nie spotkam. Z mojego zamyślenia wybiło mnie to, jak ktoś położył na moim ramieniu swoją dłoń. Odwróciłem się w kierunku tej osoby, a tam dostrzegłem moją Dasate. Uważnie mi się przyglądała, a przy tym była wyraźnie zaskoczona. Sięgnęła dłonią w kierunku mojej twarzy, a w kolejnym momencie wytarła mój policzek.

— Po twoim zachowaniu mogę stwierdzić, że stało się coś poważnego. — Odezwała się cicho, a ja odwróciłem wzrok.

— Moja matka nie żyję... — Wytłumaczyłem cicho, jednocześnie wycierając swoją twarz.

Nawet nie wiem kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Opuściła wzrok, a ja złapałam się za głowę.

— Przykro mi. — Odezwała się, a ja się podniosłem.

— Tobie jest przykro?! Straciłem matkę! Była jedyną osobą, która była w stanie powstrzymać mojego ojca, gdyby postanowił coś ci zrobić, a teraz nie ma już nikogo, kto mógłby go zatrzymać! Zdajesz sobie sprawę, że jej śmierć jest w jakimś stopniu moją winą?! Przez to, że jesteś moją Dasate, moja matka straciła życie. — Spojrzałem na nią, ale nie widziałem na jej twarzy cienia zdenerwowania przez to, iż się na nią uniosłem.

— Lżej? — Zapytała spokojnie, czym mnie nieco zaskoczyła.

— Co? — Zadałem pytanie, a ona westchnęła i wstała z posłania.

— Możesz się na mnie wyładowywać do woli. Na mnie coś takiego nie działa. — Zbliżyła się do mnie, a w kolejnej chwili jej dłonie przesunęły się po moich plecach, kiedy to się we mnie wtuliła. — Ja też kiedyś kogoś straciłam. — Wzdrygnąłem się na jej słowa.

Ona rozumie coś takiego, jak strata bliskiej osoby?

— Młodszego brata. Nawet go nie poznałam. Urodził się martwy. Nigdy nie wiedziałam co powinnam czuć przez to wszystko, dlatego rzadko kiedy komuś o tym mówiłam. — Objąłem ją w talii, a przy tym odsunąłem od siebie.

Nie kłamie. Nie próbuje mnie pocieszyć wymyśloną gadką, która wpadła jej do głowy na poczekaniu. Ból w jej oczach temu zaprzecza. Nagle uniosła dłoń ku mojej twarzy, a następnie wytarła mój lewy policzek. Nie wiem czemu, ale na jej ruch poczułem zbierające się w oczach łzy. Po chwili objąłem ją ramionami, a przy tym ukryłem się w jej mocno falowanych, a może i pokręconych włosach. Jej dłonie ponownie wylądowały na moich plecach, a przy tym pozwoliła sobie oprzeć o mnie głowę.

— Pomszczę ją... — Odezwałem się nagle, a ona na mnie spojrzała zaskoczona. — Ostatnią osobą, jaką widziała, był mój ojciec. Nie umiem uwierzyć w to, że zrobił to własnej Dasate, ale już od dłuższego czasu coś dzieję się z nim coś złego. — Spojrzałem jej w oczy.

— Mekkior ma rację. — Gwałtownie się odwróciłem, dzięki czemu zobaczyłem moje zrozpaczone rodzeństwo, w towarzystwie swoich Dasate i Izashiego. — Z ojcem jest coś nie tak od dłuższego czasu. Już nie jest taki, jaki był kiedyś. — Zauważył Leyon, który o dziwo zgodził się z moimi słowami.

— Ale co możemy zrobić? Wzniecić bunt? Może i ja, Daren i Izashi jesteśmy generałami wojsk, ale tak naprawdę nic nie możemy zrobić. — Odezwała się Kathari, a ja opuściłem wzrok.

— Z armią nic nie zrobimy, dopóki ojciec jest na tronie. — Powiedział Leyon, na co zacisnąłem dłonie.

— Mekkior musiałby przejąć koronę. — Zauważył mój przyjaciel, a ja na niego spojrzałam zaskoczony.

— Nie, przestańcie. Chcecie się wszyscy rzucić na naszego ojca, ale kompletnie nie myślicie o konsekwencjach. — Odezwałem się w końcu.

— O jakich konsekwencjach, Mekkior? Ojciec zabił własną Dasate. Naszą matkę i jedyną osobę, która byłaby w stanie go jakkolwiek zatrzymać. On zabił demona typu Dragon. Ile razy cała nasza trójka próbowała tego dokonać w czasie treningów i poległa? Nasza matka była jedną z trzech ras najpotężniejszych demonów, które posiadały pierwotne cechy samych Starożytnych Demonów, a nasz ojciec wyrwał jej skrzydła. Naprawdę chcesz myśleć o konsekwencjach, kiedy to on robi to, co mu pierwsze na myśl przyjdzie? To samo było z Lorren. Chciał ją przesłuchać, bo mogła mieć jakieś informacje, ale nie zwracał uwagi na to, że jako człowiek może być ona nieco mniej wytrzymała od nas. Prawie ją zabił, a jedyne co zrobił, to kopnął ją kilkukrotnie w brzuch. — Stanęła przede mną Kathari. — Coś się dzieje z naszym ojcem, Mekkior. Coś go niszczy od środka, a tym samym niszczy naszą rodzinę. Nie chcę patrzeć na to, jak nasz wielowiekowy ród upada, dlatego osobiście zaciągnę cię na tron, jeśli będę musiała. Weź się w garść i bądź tym cholernym następcą tronu, którym masz być! Jesteś pierwszy w kolejce do korony, więc się tak zachowuj. — Uderzyła w moją klatkę piersiową, palcem wskazującym lewej dłoni.

— Pani Generał się włączyła. — Szepnęła różowowłosa do Darena, Leyona, Izashiego i Lorren.

— Zmieniłeś się, Mekkior. Już nie jesteś tym samym starszym bratem, który zawsze ratował mi i Leyonowi tyłki, kiedy to chcieliśmy wymknąć się z zamku. Nasza matka przymykała na to oko, ale tak długo, jak ty robiłeś to z nami. A nasz ojciec jakie miał o tym zdanie? Tego już nie pamiętasz? Jako karę wtedy mieliśmy się z nim zmierzyć, ale do walki stanąłeś tylko ty! Stanąłeś w naszej obronie, a ja myślałam wtedy, że stracę brata. Co się stało z tamtym Mekkiorem, który dobro drugiej osoby przedkładał nad swoje własne? — Po tych słowach nie wytrzymałem i podniosłem na nią głos.

— Zmienił się od momentu, kiedy to w oczach własnego ojca widział chęć zabicia go! To chciałaś osiągnąć tą swoją reprymendą?! Usłyszeć, że się go boję? Że nie mogę złapać normalnego oddechu, kiedy tylko znajduje się w pobliżu? Że boję się ponownego zmierzenia z nim? To brawo, dopięłaś swego! — Wyraźnie ją zaskoczyłem, ale nie była jedyna.

Leyon, Daren, Seriis i Izashi również byli zaskoczeni taką informacją, która padła z moich ust.

— Zmieniacie temat. — Odezwała się nagle Lorren, na którą wszyscy spojrzeli.

Miała założoną nogę na nogę i opierała się łokciem o kolano. Dłoń miała ułożoną na policzku, a przy tym przyglądała się nam ze znudzonym wyrazem twarzy.

— Kłótniami do niczego nie dojdziecie, więc się uspokójcie i wszystko na spokojnie przeanalizujcie, zamiast drzeć ze sobą koty. Na wojnie powinno się zachować zimną krew, bo w przeciwnym wypadku zarobicie sztylet w plecy. — Powiedziała, jednocześnie oglądając swoje paznokcie.

— Lorren ma rację. — Odezwał się Izashi. — Wasza kłótnia jest bez sensu, a do tego przynosi tylko niepotrzebny spór, zamiast jakikolwiek pożytek. — Dodał jeszcze, a ja i moja siostra kiwnęliśmy głowami. — Mekkior, jesteś najstarszy z naszej grupy, dlatego powinieneś podejmować decyzje. — Spojrzałem na niego zaskoczony.

— Ale co my możemy niby zrobić? — Odezwała się Seriis.

Wszyscy opuścili wzrok, a przy tym zastanawiali się nad tym, co takiego moglibyśmy zrobić z naszym ojcem. W pewnym momencie mój wzrok padł na Lorren, która patrzyła się w przestrzeń, jakby kompletnie nic się nie działo. To w tej samej chwili mnie olśniło.

— Świat ludzi... — Wszyscy na mnie spojrzeli.

— Czekaj momencik! — Podniosła się z łózka, na którym siedziała. — Ty chyba nie chcesz mnie prosić o to, żebym porozmawiała z Marszałkiem ludzkiej armii, aby użyczył wam swojej siły zbrojeniowej, prawda? — Mrugnąłem kilkukrotnie.

— Początkowo miałem inny plan, ale twój jest lepszy, więc przechodzimy na niego. — Szerzej otworzyła oczy, a następnie głośno warknęła i pociągnęła się za włosy.

— I po jakie licho ja się odzywam?! — Zaczęła chodzić po pomieszczeniu. — Dobra, pomogę. Ale jak tylko dostanę broń do ręki, to cię postrzelę w ramię, bo mam cię już dosyć przez to wszystko. — Zauważyłem to, jak jej lewa brew zaczyna lekko drgać.

— Postrzelisz następce tronu? — Odezwał się Leyon, a ona zabiła go wzrokiem.

— Nie wkurwiaj mnie. Już wystarczająco cierpliwości dzisiaj straciłam przez ten chodzący feromon. — Wskazała na mnie, a ja odwróciłem wzrok, kiedy to wróciło do mnie wspomnienie momentu, kiedy to się ze sobą całowaliśmy. — W każdym razie... — Założyła ręce na biodra. — Zostaje jeszcze jedna kwestia. Skoro mam porozmawiać z Marszałkiem, to najpierw powinnam tak jakby wrócić do świata ludzi. Wątpię, że tutaj istnieje coś takiego, jak telefon, a jak tak, to raczej nie jest on między wymiarowy. — Powiedziała, a ja spojrzałem na Izashiego, który się do mnie lekko uśmiechnął.

— Wydaje si się, że znamy sposób, aby się dostać do świata ludzi. — Odezwałem się, a granatowowłosy się do mnie uśmiechnął i kiwnął głową. 


No więc tak.
Na pewno wszyscy zauważyli, że ostatnio nie było rozdziału.
Byłam chora, praktycznie całe dnie spałam i nie miałam ochoty nawet się podnieść z łóżka.
Dlatego też jako rekompensatę za ubiegłotygodniowy brak rozdziału, mam dla was fragment z kolejnej części Królestwa!
Mam nadzieję, że się on wam spodoba i nie będziecie się mogli już doczekać!

— Isle? — Zaczęłam iść w jej kierunku, kiedy to stała z opuszczoną głową, za którą się trzymała. — Źle się czujesz? — Zapytałam, a ona zakomunikowała, że nie. — To co się dzieje? Świetnie ci szło. Prawie wyrzuciłaś z mojej ręki miecz. — Kucnęłam przed nią, aby sprawdzić co się dzieje, ale nagle jej dłoń wylądowała na mojej szyi, którą ścisnęła.

Nie wiem jakim sposobem, ale uniosła mnie ponad ziemię. Złapałam za jej nadgarstek, a przy tym spojrzałam zaskoczona na moją siostrzenice.

— Isle, co ty wyprawiasz? — Zapytałam ledwo mogąc cokolwiek z siebie wydusić.

— Isle? Nie... — Zaśmiała się złośliwie, a mnie dobiegły zbliżające się kroki.

— Isle! — Usłyszałam głos mojej starszej siostry, a białowłosa dziewczyna się głośno roześmiała.

Wszyscy spojrzeliśmy na nią, kiedy to jej głos się całkowicie zmienił. Już nie był spokojny i cichy, a o wiele bardziej donośny oraz wydawał się, jakby rozdwojony.

— Isle? — Odezwał się Mike, a ja nagle poczułam grunt pod nogami.

Po chwili zostałam ciśnięta w kierunku wszystkich, a przy tym kilkukrotnie obiłam się o twarde podłoże. Jęknęłam z bólu, kiedy to próbowałam się podnieść, a przy mnie niemal od razu znalazła się Della i wszyscy.

— Tirya. — Odezwała się zaniepokojona mama, a moja siostra spojrzała na swoją córkę.

— Isle, co ty wyprawiasz?! — Krzyknęła zdenerwowana, a nastolatka ponownie się zaśmiała.

— W końcu przejęłam kontrolę nad jej ciałem... — Nikt nie zrozumiał o co jej w tym momencie chodziło.

— O czym ty mówisz, Isle? — Zapytał Izari, a ona zaczesała swoją grzywkę do tyłu i pokazała nam swoje oczy, które kompletnie nie przypominały jej niegdyś szarych tęczówek.

W tym momencie były one jaskrawo zielone, a jej usta wykrzywiały się w szeroki i szaleńczy uśmiech, który każdego z nas przyprawił o dreszcze na plecach. Spoglądała na swoją dłoń, którą otwierała i zaciskała w pięść.

— Isle, o czym ty mówisz?! — Krzykną w jej kierunku Mike, a Izari go zatrzymał, kiedy to chciał ruszyć w jej kierunku.

Dziewczyna się ponownie zaśmiała, a dekolt jej białej koszulki nagle nieco spłonął, tym samym ukazując nam znamię, które znajdowało się na jej skórze.

— Co to za znamię? — Odezwała się Della, która powiedziała to jednocześnie z Izarim i Mike.

— No tak. Isle nie powiedziała, że to znamię pojawiło się jakieś trzy miesiące temu. Wolała to utrzymać w tajemnicy i sama znaleźć odpowiedź, czym ono jest. — Powiedziała, a ja się podniosłam z ziemi.

— Dlaczego mówisz o sobie w trzeciej osobie? — Zapytałam, kiedy podniosłam się z pomocą Salivana.

— Bo ja nie jestem Isle. — Wszyscy szerzej otworzyli oczy ze zdziwienia.

— Jak to? O czym ty mówisz? — Uśmiechnęła się złośliwie do Delli. — Isle! Otwórz oczy, do cholery! — Jej tęczówki z powrotem stały się srebrne, jednak złapała się za głowę i zaczęła krzyczeć z bólu.

Wszyscy chcieliśmy się do niej zbliżyć jednak gdy tylko to zrobiliśmy, białowłosa się po raz kolejny zaśmiała, zakrywając przy tym swoją twarz. Della się zatrzymała, kiedy to prawdopodobnie wyczuła, że zbliża się jakiś atak. To dokładnie w tym samym momencie, spod nóg Isle powstał jej cień, przy którym widzieliśmy wielki, szaleńczy uśmiech, który nie zwiastował dla nas nic dobrego.

— Niektórym demonom naprawdę brakuję pewnej cechy. Kiedy się powinny wycofać, a kiedy nie? Wy powinniście się wycofać w momencie, kiedy po raz pierwszy przyszło wam do głowy, aby spróbować ponownie wyciągnąć tamtą małą kuternogę, która już nie umie mi się postawić. Nienawidzę demonów, które przeceniają swoje możliwości! — Nagle odepchnęła nas jakaś o wiele bardziej mroczna energia, niż ta, którą spotykamy codziennie, przez co wszyscy wylądowaliśmy na twardym podłożu. — Chcecie wiedzieć co się stało z waszą kochaną Isle? Zrobiła to, co powinna zrobić dawno temu. Poddała się i oddała mi kontrolę. W końcu zrobiła coś, dzięki czemu moja zemsta się dokona. W końcu będę mogła zająć się tamtymi staruchami, którzy zajmują miejsce Starożytnych. W końcu mam ciało, dzięki któremu pokaże im, że nie trzeba było mnie pozbawiać miejsca obok nich i zsyłać do podziemi wymiaru demonów. Nareszcie moja ponad czterdziesto siedmio tysięczna nienawiść znajdzie sobie ujście. Zniszczę wszystko to, co zostało stworzone przez nich. — Wszyscy się przerazili. — W końcu Bogini Zniszczenia powstała po tysiącach lat i nikt, ani nic jej nie zatrzyma. Miłego spędzania ostatnich chwil. Już niedługo niczego tu nie będzie. — Po swoich słowach pstryknęła palcami, a za nią otworzył się portal.

— ISLE! — Chciał za nią pobiec Mike, jednak zatrzymała go Della i Izari.

*jest ciekawa reakcji*
Dajcie znać, co myślicie!
Ja lecę pisać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro