Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Badania cz. 1

Wszyscy na mnie spojrzeli. Miałam wyraźnie skrzywioną minę. Nienawidzę igieł. Kojarzą mi się tylko z jednym. No dobra z dwoma rzeczami. Z pobieraniem krwi i z zastrzykami. Na samą myśl przechodzą mnie dreszcze. Po paru sekundach mama zainterweniowała i podeszła do tamtej trójki.

Lorren: Powiedzcie mi, że te badania nie mają nic wspólnego z igłami...

Leyon: Będę musiał jej pobrać krew do badań...

Lorren: To przygotujcie się na to, że będziecie musieli ją przywiązać do krzesła...

Mekkior: Że co?

Lorren: Ostatnim razem jak Della była na pobieraniu krwi... To musiało ją przytrzymywać pięć pielęgniarek żeby im nie zwiała...

Kathari: Aż taki ma problem z igłami?

Lorren: Niestety...

Della: Zdajecie sobie sprawę, że nawet jak szepczecie to ja i tak was słyszę?

Wszyscy się wzdrygnęli gdy to powiedziałam. A gdy się do mnie odwrócili zobaczyli mnie jak się chowam za Izarim.

Della: Nie ma nawet opcji, że pozwolę się komuś zbliżyć do mnie z igłą...

Lorren: Teraz już chyba rozumiecie o co mi chodziło....

Kiwnęli głowami po czym spojrzeli na siebie.

Izari: Żeby się tylko nie okazało, że poza lękiem wysokości masz jeszcze lęk przed igłami...

Powiedział patrząc na mnie kątem oka.

Della: To nie tak, że się boję igieł... Poprostu się nimi brzydzę...

Izari: Jeśli dobrze pamiętam to chciałaś zostać laborantem... Zdajesz sobie sprawę, że miałabyś wtedy styczność z igłami, prawda?

Della: W sumie jak teraz o tym wspominasz to o tym nie pomyślałam...

Leyon: Wyjaśni nam któreś z was co znaczy, że Della ma lęk wysokości?

Spojrzeliśmy na siebie z Izarim po czym westchnęłam.

Della: Nigdy w życiu nie czułam czegoś takiego jak strach... Do czasu jak pierwszy raz zobaczyłam Triskepala... Wtedy praktycznie się nim dusiłam... Wczoraj gdy prawie spadłam z wieży... Czułam to samo... Tylko trzy razy bardziej....

Leyon: Jesteś Dragonem... One latały po niebie... Gdy wyrosną ci skrzydła to co zamierzasz robić?...

Mekkior: Leyon... Starczy... Delli jeszcze nie wyrosły skrzydła więc mamy jeszcze czas aby pozbyła się tego strachu...

Wuj kiwnął głową spoglądając na tatę smutnym wzrokiem. Po chwili opuścił głowę i był wyraźnie smutny. Widząc to postanowiłam zainterweniować.

Della: Znowu zachowujecie się jak małe dzieci...

Wujek i tata na mnie spojrzeli zaskoczeni a ja tylko skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i spojrzałam na nich wymownym spojrzeniem.

Della: Tato... Raczej wyraźnie słyszałeś słowa Rastala gdy wujek próbował mu jakoś przemówić do rozsądku... Nie wydaje ci się, że powinieneś coś mu powiedzieć? Ciocia to samo...

Kathari: Ja już go przeprosiłam, że podejrzewałam go o najgorsze... Mekkior... Radzę ci też to zrobić bo podejrzewam, że Della może się znowu pogniewać...

Mama się zaśmiała gdy zobaczyła bezradność na twarzy mojego ojca. No cóż. Wątpię, że przeprosiny z ust Króla są częstym zjawiskiem. Po chwili przeprosił wuja na co tamten się lekko uśmiechnął a z jego oczu zniknął smutek.

Mekkior: Skoro to mamy załatwione...

Spojrzał w moim kierunku na co odwróciłam wzrok i ponownie schowałam się za Izariego.

Mekkior: Della.. Nie zachowuj się jak dziecko, to tylko pobranie krwi...

Pokręciłam głową na nie. Nie ma nawet takiej opcji.

Mekkior: Della...

Ponownie pokręciłam głową.

Mekkior: Chyba nie mam wyboru...

Powiedział przecierając ręką twarz a następnie spojrzał na Izariego.

Mekkior: Izari... Weź ją złap...

Izari: Ja...

Della: Jak spróbujesz to się na ciebie pogniewam...

Spojrzał na mnie z politowaniem.

Izari: Proszę cię Della... Nie każ mi być w tak trudnej sytuacji...

Mama cicho się zaśmiała z tej sytuacji.

Kathari: Mekkior... Nie stawiaj ich w takiej sytuacji... Są swoimi Dasate...

Ciocia zwróciła na siebie uwagę. To moja szansa aby stąd zwiać! Powoli zaczęłam się wycofywać gdy tata kłócił się z ciocią.

Mekkior: A masz inny sposób żeby jakoś ją zmusić do te.... Della?

Izari: Gdzie ona?

Wszyscy zaczęli się rozglądać. Na moje nieszczęście drzwi do sali tronowej są dosyć głośne. Wszyscy spojrzeli w tym kierunku na co ja się odwróciłam z wyraźnym zniesmaczeniem na twarzy.

Della: Kurwa mać...

Lorren: Mówiłam, że zwieje...

Gdy mama to powiedziała wybiegłam za drzwi. Wszyscy wybiegli za mną a ja biegłam ile sił w nogach. Wiem. Nie raz to powtarzałam. Ale moje szczęście naprawdę mnie kocha. Potknęłam się o własne nogi i zaliczyłam glebę.

Izari: Della?!

Podbiegł do mnie i pomógł wstać.

Izari: Chyba nie mam wyboru...

Izari przerzucił mnie przez ramię i zaczął iść spowrotem do sali tronowej. Ja oczywiście jak to ja musiałam być buntownicza i zaczęłam się wyrywać.

Kathari: Della się na nas wszystkich pogniewa, prawda?

Lorren: Oj tak...

Tata na słowa mamy westchnął a ja nie przestałam machać nogami w próbach wyrwania się Izariemu. Jednak ten skurczybyk ma więcej siły niż by się wydawało.

Izari: Della, przestać drapać i się wyrywać... Nie jesteś Katzem...

Powiedział gdy przez przypadek udrapłam go w szyję. Przestałam się wiercić i oparłam się łokciem o jego ramię naburmuszona. Wszyscy weszliśmy spowrotem do sali tronowej po czym poszliśmy do drzwi które były za jedną z kolumn znajdującą się niedaleko tronu. Zaczęliśmy wchodzić po długich kręconych schodach. Pierwszy szedł tata a za nim Izari który nadal mnie niósł bo prawdopodobnie wiedział, że znowu spróbuję uciec. Następnie szła moja mama a obok niej ciocia. Ostatni szedł wujek. Miałam wyraźnie naburmuszoną minę bo mama przyglądała mi się z przepraszającymi oczami.

Kathari: Bardzo się gniewasz za taki rozwój sytuacji?

Della: Nie odzywam się do was... Hupmf!

Odwróciłam głowę żeby na nich nie patrzeć. Ciocia cicho westchnęła.

Izari: Della... Nic ci to nie da, że się obrazisz na cały świat...

Della: ...

Zaczęłam go ignorować.

Izari: Della... Zamierzasz mnie ignorować?

Uderzyłam go w głowę na co ten cicho jęknął.

Izari: A to za co?

Della: Sam żeś powiedział, że wolisz żebym ci przywaliła niż ignorowała...

Izari: Ale w życiu bym nie pomyślał, że weźmiesz to na serio....

Mama się zaśmiała.

Lorren: Kłócicie się jak stare małżeństwo...

Della: Wypluj te słowa...

Spojrzałam na nią wzrokiem zabójcy na co ta przełknęła ślinę. Po chwili Izari się zatrzymał i usłyszałam otwieranie drzwi. Próbowałam się odwrócić ale nie mogłam. Weszliśmy do pokoju w którym wszystko było poprzykrywane białymi obrusami. Dlaczego mam wrażenie, że to się za moment zmieni w pracownie doktora Frankensteina? I po jakie licho ja to musiałam wykrakać? Izari który nadal mnie trzymał czekał aż pozostali członkowie mojej rodziny pozdejmują te wszystkie obrusy. Dostał rozkaz od taty, że ma mnie pilnować bez względu na wszystko. Podejrzewam, że pretekst z tym, że muszę skorzystać z toalety nie przejdzie, prawda?

Mekkior: Izari... Posadź proszę Dellę na tym krześle...

Kiwnął głową po czym ruszył w jego kierunku. Posadził mnie na krześle po czym spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Pewnie dlatego, że w końcu zobaczył, że byłam na niego wkurzona. Założyłam nogę na nogę, skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej po czym odwróciłam wzrok w innym kierunku. Westchnął po czym spróbował jakoś rozplątać moje ręce ale nie dawałam mu tego zrobić tak łatwo.

Izari: Della... Twój ojciec to Król... Nie mam prawa aby mu się sprzeciwić... Zrozum to, proszę... Nie zrobiłem tego bo chciałem...

Spojrzałam na niego kątem oka. Miał minę zbitego psa. Jak ja mam się na niego gniewać kiedy on robi taką minę? Nie! Bądź silna... Znowu odwróciłam wzrok.

Izari: Della...

Ponownie na niego spojrzałam. Przestań robić te maślane oczy! Za moment nie wytrzymam! Cholera! Przytuliłam go. Wzdrygnął się na mój ruch po czym cicho się zaśmiał.

Della: Przepraszam jeśli wbiję ci paznokcie w skórę...

Izari: Czy to znaczy, że oddasz krew do badań?

Leyon: Dasz sobie pobrać tą krew czy...

Wyciągnęłam do niego prawą rękę.

Della: Pobieraj dopóki nie zmieniłam jeszcze zdania...

Po chwili założył mi na rękę opaskę uciskową po czym wbił igłę. NIENAWIDZĘ IGIEŁ! Po chwili poczułam jak ktoś mnie głaszcze po plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam mamę.

Lorren: No już, już... Byłaś odważna...

Della: Nie traktuj mnie jak dziecko...

Lorren: To przestań się tak zachowywać...

Leyon: Della?

Spojrzałam na niego. Był wyraźnie zaniepokojony.

Leyon: Zawsze twoja krew była czerwono-fioletowa?

Rozpoczynamy codziennie dawkę demonicznych rozdziałów!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro