Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Scena 3

Autorstwa: Aren444BrynzelZulik, Chlebek

— Witaj, Tove. Jakże miło mi cię tutaj gościć — odezwał się Ingvar z uśmiechem. — Słyszałaś już pewnie o lekarstwie, które mogłabyś przynieść królowi. — Nie szczędził ironii w głosie.

Kobieta spojrzała krzywo po biednej izbie. Przykryte szarą pościelą łoże, stolik przypalony niezliczoną ilością tytoniu, wieszak będący połączeniem starej miotły i koła od niewielkiej taczki i oczywiście świecznik reperowany kawałkami szmat utwardzonych żywicą. Ingvar musiał wybrać tę tawernę, bo Wrota Anarchii gościły w swoich murach wszystkich — bogaczy, biedotę, okolicznych chłopów, podróżników, mężów szukających ustronnego miejsca z kochankami, najemników i wszelkie hultajstwo. Nikogo nie dziwił zatem widok Ingvara i podejrzanie wyglądającej kobiety.

— Witam, szanowny doradco. — Tove ściągnęła kaptur, odsłaniając skąpane bielą włosy. Bacznie przyglądała się starszemu od siebie mężczyźnie.

— Przejdźmy więc do konkretów, nie mamy zbyt wiele czasu do zmarnowania. Jakiej oczekujesz zapłaty?

— Odpowiedniej. — Uśmiechnęła się krzywo, pokazując wybity ząb. — W końcu mam pozbawić życia ukochanej księżniczki ludu.

— Konkrety, moja droga, konkrety — Powtórzył zniecierpliwiony — Złoto? Coś bardziej wymyślnego? Ile?

— Siedemset tysięcy sztuk złota.

— Sądzisz, że za zwykłe zabójstwo córki króla możesz tyle oczekiwać!? — Podniósł głos na znak zdenerwowania.

Rozległo się głośne stuknięcie z pokoju obok. Tove wolnym krokiem zbliżyła się do ściany, niczym duch nie wydawała przy tym żadnego dźwięku. Dostrzegła, że deski przybytku w jednym miejscu były zbutwiałe, a tym samym izba obok miała wgląd do ich kwatery. Nie wiadomo skąd wyjęła nóż i opierając, naznaczyła głownią krąg wokół wizjera, dając do zrozumienia, żeby zachować większą dyskrecję. Jednocześnie nasłuchiwała ruchu, oddechu, czegokolwiek. Niczego jednak nie usłyszała, więc wróciła do rozmówcy.

— Trzysta pięćdziesiąt tysięcy.

— Chyba się nie zrozumieliśmy, doradco — oznajmiła chłodno Tove, przyciskając zatruty sztylet do alabastrowej skóry na szyi Ingvara. — Tutaj nie chodzi o pierwsze lepsze zabójstwo. Chcesz, żebym pozbawiła życia księżniczkę Marianne? — Ciemne oczy błysnęły rozbawieniem. — To przestań skomleć jak pies i płać, kurwa.

— P-przekonam króla, żeby dał mi sześćset tysięcy, ale nie sądze, żeby zgodził się na więcej. — Pomimo tego, że cały już trząsł się, próbował opanować głos. — Możesz zrobić co chcesz. Zabić w jaki sposób chcesz. Jak mi rozkażesz, pomogę ci. To nadal dużo.

— Niech ci będzie. — Tove zabrała ostrze, prychając przy tym ze zirytowaniem. — Co do wykonania zadania, słyszałam, że król organizuje niedługo bal dla Marianne, prawda?

— Tak, organizuje. — Ingvar cały czas próbował uspokoić oddech.

— W takim razie zadbaj o to, żeby żaden z królewskich strażników nie przeszkadzał w czasie balu. — Tove podrzuciła sztylet i posłała go prosto w ścianę. — Wmieszam się w tłum, a kiedy król złoży życzenia swojej ukochanej córeczce — wyszczerzyła zęby — Trach! — Wyrzuciła ręce w powietrze. — Królewskie białe szafy zabarwią się szkarłatem.

— Oczywiście, zadbam o wszystko — Pomimo największego strachu przed nieludzkim zachowaniem Tove, uśmiechnął się na myśl, że wszystko idzie według jego planu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro