Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Scena 2

Autorstwa: SansiviriaAren444, Chlebek

Korytarz pokryły odgłosy energicznych kroków, a po ścianach zaczęły przesuwać się nieczęsto goszczące tu cienie. Esther śpiesznie dążyła do jego końca, na którym znajdowały się samotne drzwi pokryte bliżej niezidentyfikowanymi wypukłościami.

— Miriam, najświętsza wyrocznio! — zawołała czarodziejka, pukając do drzwi. — Wybacz, że naruszam twój spokój, ale przychodzę ze sprawą najwyższej wagi.

— Co może być sprawą wyższej rangi niż piękno i uroda? — Wyrocznia zmierzyła młodą dziewczynę pobłażliwym spojrzeniem, a światło pochodni odbiło się w klejnotach na jej starych palcach.

Podobnie jak ręce wyroczni błyszczały ściany komnaty. Umiejscowione na nich różnokolorowe kryształy wydawały się rozstawione według niezrozumiałej reguły, chociaż nadal towarzyszył im pewien chaos. W samym środku owych blasków znajdowała się niewielka, pusta przestrzeń, której krawędzie wyznaczał okrąg z ziół. Był to kawałek komnaty nie tylko zupełnie pusty, ale również otoczony osobliwą aurą, której nijak nie dało się utożsamić z czymś znajomym.

— Niestety sytuacja jest dużo bardziej poważna — odparła Esther, cudem powstrzymując się od przewrócenia oczami. — Mam powody, by przypuszczać, że całe Królestwo znajduje się w niebezpieczeństwie. Albo i nawet — ściszyła głos — na granicy upadku...

— I co to ma wspólnego ze mną? — prychnęła pogardliwie Miriam. — Królestwo nie po raz pierwszy znajduje się w niebezpieczeństwie, dziewko. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

— Zaledwie kilka godzin temu byłam świadkiem pokrętnego rytuału, magii tak czarnej, że zmroziła mnie do szpiku kości. Istotnie, Królestwo widziało już wiele zagrożeń, lecz dotychczas nie stanęło przed niczym takim i wątpię, by było w stanie to pokonać. A tak się składa, że tylko ty, przedwieczna, masz moc uchylenia zasłony przyszłości.

— A cóż dostanę w zamian, dziewko? — Miriam nachyliła się w stronę Esther, usta wykrzywiając w koszmarnym uśmiechu. — Magia zawsze kosztuje. I ja nie mam zamiaru ponosić tej ceny bez... odpowiedniej rekompensaty.

— Oczywiście, nie ulega wątpliwościom, że za taką wspaniałomyślność znajdzie się równie wspaniała nagroda — powiedziała czarodziejka, wzdychając w duchu. — Muszę przyznać, pani, że wystrój twej komnaty jest pięknie zaaranżowany, dawno nie widziałam również takiego bogactwa magicznych przyrządów i składników. Aczkolwiek słyszałam ostatnio, że na skalnych szczytach pojawiło się smocze ziele, które, jak z pewnością wiesz, ma niespotykane właściwości i jakoś nie potrafię znaleźć go na twoich półkach. Nie sądzę też, by tułanie się po szlakach przystawało damie tak wielkiej jak sama najświętsza wyrocznia Miriam. Na to mogą sobie pozwolić tylko zwykłe dziewki, takie jak ja.

— Bardzoś spostrzegawcza, dziewko. — Miriam pokiwała głową z zadowoleniem. — Zeszłoroczne zbiory nie obfitowały w smocze ziele, dlategoż mi go brak. Wiesz jednak, co jest o wiele cenniejszego niż smocze ziele? — Oczy błysnęły jej chciwością.

— Nie wiem, pani. Mam jednak nadzieję, że podzielisz się ze mną tą wiedzą.

— Liście złotej mirry. — Miriam rozsiadła się wygodnie na swoim złotym tronie. — Rosną tylko w jednym miejscu, mojej świątyni. Strzeże ich jednak okrutna bestia, dlategoż ja sama nie chodzę go zbierać. Jeśli chcesz, żebym zajrzała w przyszłość, musisz mi je przynieść. — Zastukała długimi paznokciami o poręcz siedziska. — Czyś gotowa na takie wyzwanie?

— Nie da się ukryć, nie będzie to łatwa wyprawa — przyznała Esther, blednąc delikatnie. — Ale o ile tylko sprawdzisz, czy Królestwo jest bezpieczne, czy żadne czarne moce nie spiskują i nie robią wszystkiego, by legło w gruzach, czy ma szansę na przetrwanie... Jestem w stanie zapewnić, że doniosę złotą mirrę w ciągu tygodnia.

— Niechże i tak będzie — westchnęła z utrapieniem Miriam.

Wyrocznia powoli wkroczyła w samo serce komnaty i usiadła wśród woni świeżych roślin. Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech i przymknęła oczy. Jej ciało powoli zaczęło się trząść, a spod powiek wypływała gęsta, czarna łza. Razem z nią do głowy napłynęły coraz to nowsze obrazy, dźwięki i zapachy. Miriam ogarnął gorąc, jakiego jeszcze nie czuła, a drgawki stawały się coraz intensywniejsze. Po chwili jednak ustabilizowała pozycję i całe swoje skupienie przeniosła na opisywanie obrazu, jaki powstał w jej głowie.

— Widzę... — wyszeptała grobowym głosem — widzę śmierć rozciągającą się nad Królestwem. Rzeki płynące krwią, ziemię czarną od zła... — Ciało niespodziewanie wygięło się w łuk. — Jeździec śmierci tylko czeka aż czarne słońce pojawi się na niebie! — krzyknęła. — Kiedy jego światło padnie na ziemię, nie będzie ratunku dla nikogo!

— Miriam! — krzyknęła czarodziejka spanikowana. — Wszystko dobrze? I, na bogów, co to może znaczyć? Czy ma jakikolwiek związek z królem i z jego przeklętymi mocami? Z tymi mrocznymi rytuałami z krwi gwardzistów, z tymi okaleczonymi ciałami? Z tym wszystkim, co widziałam?

— Jeździec śmierci czeka na czarne słońce — powtórzyła jak mantrę wyrocznia. — Tylko serce Vangorry i miecz Asheru mogą go powstrzymać. — Oczy uciekły w głąb czaszki. — Widzę złamaną koronę, przy niej odnajdziesz miecz...

— Czyli jest jeszcze jakaś nadzieja.

— Serce znajduje się tam, gdzie krew wsiąka w ziemię — wymamrotała Miriam. — Odnajdź je... zanim nastanie czarne słońce...

— A miecz? — spytała Esther, próbując zrozumieć jak najwięcej z mętnych wizji przyszłości. — Gdzie powinnam szukać miecza?

— Miecz dzierży złamana korona — wydyszała Miriam. — Znajdziesz go przy złamanej koronie...

Twarz Miriam nagle zbladła, a ona, mimo największych starań dla dokończenia wypowiedzi, padła nieprzytomna na podłogę.

— Straże!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro