Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - Sariah


Coś cały czas kołatało. I nie chciało przestać. Nie raz miałam wrażenie, że podskakuje, a wtedy moja głowa pulsowała tępym bólem, który odbierał mi przytomność. Czasem nawet myślałam, że rozpoznaję głosy, ale potem na nowo przychodziła ciemność. Bez snów. Bez koszmarów.

I znowu usłyszałam jakiś niewyraźny głos. Tym razem udało mi się uchylić oczy. Dostrzegłam jasne niebo. Czyli był już dzień?

Stęknęłam gdy uderzył we mnie ból promieniujący z każdej możliwej części ciała. Mroczki przed oczami zasłoniły mi widok na chwilę, a gdy wzrok mi powrócił ktoś nade mną stał.

Mężczyzna dwoił mi się w oczach. Wydawało mi się, że coś mówił, ale nie słyszałam nic oprócz szumu. Spróbowałam odwrócić głowę, ale była niesamowicie ciężka i niemal natychmiast porzuciłam kolejne próby wykonaniu jakiegokolwiek ruchu. Zwilżyłam jedynie językiem wargi. W ustach miałam pustynie.

Coś szarpnęło mnie i uniosło do pozycji siedzącej. Zaprotestowałam wydając z siebie cichy jęk. Na nic innego nie było mnie stać.

Przy ustach pojawiło się jakieś naczynie, a ja rzuciłam się na wodę, którą ktoś mi zaproponował. Piłam ją łapczywie, nie przejmując się, że ścieka mi po brodzie.

— Powoli, pij — ktoś pogłaskał mnie po plecach gdy się prawię zakrztusiłam.

Zaczerpnęłam powietrze robiąc głębokie wdechy. Odwróciłam głowę gdy ktoś ponownie przyłożył mi naczynie z wodą do ust. Świat znowu zaszedł ciemniejącą mgłą. Resztkami świadomości poczułam jak ktoś odkłada moje ciało. A potem znów przyszedł sen.

***

Nigdy w życiu nie miałam tak potwornego bólu głowy. No może raz gdy świętowałyśmy z Margot pełnoletność. Przez miesiąc nie mogłam znaleźć się w jednym pomieszczeniu z alkoholem.

Podniosłam rękę by przetrzeć oczy, ale zawahałam się gdy wyczułam, że coś co mnie przykrywa nie jest moją kołdrą. Wtedy dotarły inne bodźce. Na przykład twardość pod głową i plecami oraz obce głosy jakby mnie nic od nich nie dzieliło.

Uchyliłam oczy by przyjrzeć się otoczeniu gdy wspomnienia zeszłej nocy napływały do mnie jedno po drugim. Miałam nadzieje, że to była zeszła noc. Pomieszczenie, w którym byłam nie można było nazwać zamkiem i na szczęście, również nie lochami. Znajdowałam się w namiocie. Było praktycznie ciemno gdyby nie kilka świec zapalonych na stoliku po przeciwnej stronie. Nie znajdowało się tu żadne inne wyposażenie.

Gdy się odkryłam, uderzył we mnie straszliwy chłód, więc z powrotem weszłam pod ciepłe futra, którymi ktoś mnie opatulił. Spojrzałam na siebie. Czarna suknia zniknęła, a ja byłam ubrana w lnianą koszule nocną, która była zdecydowanie na mnie za duża.

Ktoś mnie porwał. I przebrał.

Nie wiem, która myśl bardziej mnie uderzyła. Serce zaczęło mi szybciej bić gdy znowu rozejrzałam się po namiocie szukając jakiejś wskazówki. Albo czegokolwiek.

Materiał namiotu nie przepuszczał żadnego światła co oznaczało, że prawdopodobnie była noc. Niestety oprócz tego i jedynego wyjścia nie było tu nic. Tym razem nie zważając na zimno skoczyłam na równe nogi. Stopy zabolały tylko jak dotknęłam ziemi. Gdy na nie spojrzałam, zauważyłam, że miałam je zawinięte w bagaż. Czyli podsumowując. Ktoś mnie porwał, i przebrał, i opatrzył.

Poczułam się zdezorientowana. Może ten kto mnie tu sprowadził nie miał wobec mnie złych zamiarów. Albo potrzebował mnie w dobrym stanie.

Podbiegłam do wyjścia i uchyliłam delikatnie materiał. Na zewnątrz stał strażnik, a za nim roztaczał się widok na obóz. Wzdrygnęłam się gdy dostrzegłam herb, który nie był w moich rodzimych barwach. Nadzieja, że jadnak wyjdę z tego cało, wyparowała tak szybko jak się pojawiła.

Po cichu wycofałam się do namiotu. Rozejrzałam się dookoła. Pomyślałam, że mogłabym wyjść tyłem pod materiałem. Ale był on zakopany tak że nie dało się go wyciągnąć, a ziemia była zamarzniętą na kość. Klęczałam sfrustrowana. Sam fakt, że ten obóz stał tu na tyle długo by ziemia siała się nie do ruszenia wywołał ciarki na moim ciele. A może to od zimna?

Natychmiast wstałam gdy usłyszałam szelest materiału i ktoś wszedł.

Mężczyzna, prawdopodobnie żołnierz, prawie dotykał sufitu głową, a gdy ściągnął kaptur i przeszyło mnie spojrzenie, żałowałam, że nie zarzuciłam na siebie futra. Założyłam ręce na piersi i cofnęłam się o krok pragnąc więcej przestrzeni między nami.

Był przystojny. Gdybym spotkała go w karczmie na pewno zaliczałby się do osób, które obdarzę moją uwagą. Górował nade mną o głowę, może więcej, a muskulatura, której nawet ubrania nie zdołały ukryć, świadczyła o tym, że mógłby skręcić mi kark jedną ręką. Ciemne włosy miał do ramienia i były luźno rozpuszczone. Zlustrował mnie i uniósł brew.

— Widzę, że czujesz się dobrze.

Przeszły mnie ciarki przez jego zobojętniały ton.

— Myślę, że to sprzeczna kwestia i ostatnia o jakiej bym aktualnie chciała rozmawiać — uniołam wysoko głowę zadzierając podbródek.

Westchnął głęboko i pokręcił głową.

— Niestety nie mam ograniczonego czasu by zabawiać cię rozmową księżniczko —nie umknęło mojej uwadze to jak wypowiedział ostatnie słowo z kpiną.

— Co ja tu robię? — dokładnie się mu przyjrzałam. Mój wzrok dłużej zatrzymał się na herbie z skrzyżowanymi sztyletami oplecionymi różami. Królestwo Północy. Nie miał innych oznaczeń przez, które mogłabym stwierdzić jaką zajmował pozycje. Za to z całą pewnością mogłam stwierdzić, że był doskonale uzbrojony w przeciwieństwie do mnie. Moją jedyną bronią był mój umysł i kilka marnych chwytów, które niekoniecznie sprawdzą się w walce z doświadczonym żołnierzem. Spojrzałam mu w oczy domagając się odpowiedzi.

— Sprawy czysto polityczne. Jeśli będziesz się dobrze zachowywać nic ci się nie stanie — groźba w jego głosie była tak oczywista jak to, że nie ma zamiaru ugiąć się gdybym próbowała go oczarować. — Muszę przyznać, że ułatwiłaś nam wszystko. Byliśmy gotowi by wykraść was z łóżek.

Nie umknęło mojej uwadze, że użył liczby mnogiej. Moje serce natychmiast przyśpieszyło, a na twarzy wymalowało się przerażenie. Elinadia też tu była? Zanim zdążyłam otworzyć usta, mężczyzna zabrał głos.

— Nie ma tu twojej siostry. Po tym jak sama na nas wpadłaś postanowiliśmy skorzystać z sytuacji i pozostań niezauważeni. I śmiem sądzić, że wybawiliśmy cię z opresji.

Ulga jaką odczułam natychmiast przyćmiła wszystkie emocje. Siostra była na zamku, była bezpieczna. Anwir na pewno otoczy ją większą opieką gdy zorientuje się, że zniknęłam. Tylko... kiedy to nastąpi?

Zapadła między nami przeciągająca się cisza. Starałam się oszacować mniej więcej moją pozycje i możliwości, gdy on przyglądał się mnie, a od jego spojrzenia robiło mi się słabo.

— Nie wiem czy wiesz, ale porwania nie należą do mojej codzienności. Co mam tu niby robić przez czas tego... przetrzymania? — uderzył we mnie powiew zimna z uchylonego wejścia do namiotu. Otuliłam się bardziej rękami, cały czas stojąc wyprostowana.

— Najpierw może się ubierz — odparł, ale przesunął się by zastąpić szparę. —A potem nie wiem. Zagospodaruj swój czas. Nie dam ci przyrządów do haftu...

— Żebym kogoś nie zadźgała? — prychnęłam i przewróciłam oczami.

—...bo ich nie posiadam. Ale myśle, że inne pozycje będę musiał też przemyśleć pod względem tego czy nie zrobisz krzywdy innym lub sobie — w jego głosie można było wyczuć nutkę rozbawienia.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wtedy poły namiotu rozchyliły się, a mnie smagnął zimny wiatr ze wszystkich stron.

— Książę, mamy problem — rzekł mężczyzna, który nie robił sobie nic z moich szczekających zębów. Jednak skupiłam się na słowie jakiego użył.

Książę.

Książę Nicolas. Więził mnie sam następca tronu Północy. Przyjrzałam mu się jeszcze raz tym razem dokładniej. Żaden z szpiegów ojca nigdy nie mógł dojść do tego jak wygląda, ani gdzie stacjonuje. A tu proszę. Może gdyby udałoby mi się uciec to mogłabym wywinąć się od ślubu w zamian za taką informacje. Tylko pytanie czy uda mi się uciec.

— Oczywiście, już idę — odprawił mężczyznę machnięciem ręki. — A ty wejdź pod futra. Każe przynieść ci coś ciepłego do ubrania i zjedzenia. — odwrócił się by wyjść, ale zatrzymał się nawet na mnie nie patrząc powiedział: — I żadnych prób ucieczek. Będę miły i łaskawy do póki będziesz się odpowiednio zachowywać. Dla Króla nie będzie różnicy czy wrócisz bez jednego czy dwóch palców.

Jego jawna groźba zawisła w powietrzu i trzymała mnie w miejscu jeszcze dobrą chwile po tym jak opuścił namiot. W końcu westchnęłam i położyłam się na pryczy. Otuliłam się cieplej futrami. Niewidzącymi oczami wpatrywałam się w sufit zastanawiając się co dalej.

***

Mróz trzymał już od dobrych kilku dni. Dni, w których się śmiertelnie nudziłam. Do tego stopnia, że znalazłam drogę ucieczki. Na to jak mnie traktują nie mogłam narzekać. Dostałam ocieplane spodnie, ciepłą tunikę i narzutkę. Postawiono mi beczkę z ciepłą woda do kąpieli. Grunt pod nią trochę odtajał przez co do głowy przyszedł mi pomysł.

Ustawiłam ją przy tylnej ścianie i za każdym razem po kąpieli podkopywałam się coraz bardziej.

Książę nie pojawił się tu już ani razu, a ja od pięciu dni nie miałam kontaktu z nikim. Wartownik, który napełniał mi beczkę ciepłą wodą i przynosił nową świece, nigdy się do mnie nie odzywał. Tej nocy gdy światło w obozie zaczęło przygasać, w końcu odważyłam się całkowicie przekopać na drugą stronę.

Moje paznokcie nigdy nie były w gorszym stanie i zaklinałam się, że gdy tylko uda mi się wrócić do domu to nawet pozwolę Elinadii je pomalować.

Wyczołgałam się na drugą stronę i w duchu podziękowałam każdemu bogu za to, że okazało się, że mój namiot jest na skraju obozowiska. Wstałam otrzepując się z ziemi i w końcu powoli podeszłam do krańca namiotu by zorientować się w terenie.

Tak jak się domyślałam otaczał nas gęsty las, a reszta namiotów układała się okręgiem wokół głównego ogniska. Kręciło się tam kilku żołnierzy, którzy kończyli swoje posiłki lub stali już na nocnej warcie. Nie było ich jednak dużo. Mogłabym uciec w las, a oni zorientowali by się dopiero następnego ranka gdy ktoś przyniósłby mi posiłek. Ale patrząc w mrok między drzewami zastanawiałam się czy jest to dobry wybór. Nie byłam uzbrojona, nie miałam zapasów, a tym bardziej nie miałam pojęcia gdzie jestem. Prawdopodobieństwo, że znaleźliby mnie zanim bym dotarła do mojego miasta, było ogromne. Obawiałam się, że gdybym poszukała schronienia u kogoś z ludności, mogliby kogoś skrzywdzić. A potem skrzywdzić mnie.

Po szybkiej naradzie samej ze sobą, postanowiłam wrócić do swojego więzienia i uciec strategicznie. Wraz z bronią i zapasami, a może nawet mapą. W tym celu musiałam poznać rozkład obozu i dyskretnie podkradać potrzebne mi rzeczy.

Wzięłam głęboki oddech i po upewnieniu się czy nikt nie patrzy, przebiegłam za następny namiot. W ten sposób byłam w stanie obejść połowę obozu. Było to jednak ciężkie, ponieważ straży było więcej niż założyłam, a zwarzywszy na to, że był początek ich zmiany, byli wyjątkowo żwawi.

Co mnie zdziwiło, gdy przeszłam za kolejny namiot, który był większy od pozostałych (poczułam od niego smaczną woń co oznaczało, że tu znajdowała się kuchnia), ale to krąg mężczyzn wokół ogniska przykuł moją uwagę. Wśród żołnierzy siedział On. Wyglądał na zrelaksowanego i wyraźnie cieszył się z towarzystwa. Jeden z mężczyzn klepnął go nawet po ramieniu, co skomentował cichym śmiechem. Jego zażyłość z podwładnymi zadziwiała mnie. Miał nimi rządzić, przewodzić na bitwach, z których nie wrócą. Miał być ich Królem. Nie byłam w stanie wyobrazic sobie ojca, który chodźmy przywitał się z żołnierzem niższej rangi niż dowódca niż generał. Dlatego patrzyłam się, a raczej wgapiałam w Księcia, który miał być największym wrogiem mojego królestwa, ale okazał się przyjacielem dla swojego ludu. Czy to nie tak powinno to wyglądać?

Przyłapałam się na tym, że stoję już tak od dłuższego czasu, gdy On zaczął uważniej rozglądać się po otoczeniu. Schowała się za namiotem mając nadzieję, że zrobiłam to wystarczająco szybko by mnie nie dostrzegł. Nie pozwoliłam sobie choćby na najmniejszy ruch dopóki towarzystwo się nie rozeszło. Wtedy dopiero ostrożnie rozejrzałam się i namiot za namiotem, wróciłam do swojej klatki.

***

Spędziłam tak kilka kolejnych nocy, wychodząc o różnych porach by zorientować się jak najlepiej się wykradać i kiedy wartownicy są najmniej czujni. W tym czasie udało mi się jedynie zdobyć nóż do masła, który ktoś zgubił najwyraźniej zgubił. Starałam się cieszyć choć z tej małej rzeczy, ponieważ do moich posiłków nie dodawali żadnego noża, a widelec wyglądał jakby był dodatkowo stępiony.

Podczas moich małych zwiadów nie raz natknęłam się na księcia, wśród jego towarzyszy. Dowiedziałam się kilku strategicznych rzeczy, które mogłyby mi pomóc, a raczej ostrzec, że ciężko będzie się stąd wydostać. Wiedziałam już, gdzie książę śpi, gdzie jest namiot z mapami, bronią, a także że w tym obozie znajdują się też kobiety. Nie kucharki, ale kobiety wartowniczki, które stały nawet wytrwalej od mężczyzn.

Myślałam o tym czy ojciec kiedyś zgodził by się by kobiety przeszły szkolenia wojskowe, ale nie byłam w stanie wyobrazić sobie by spojrzał poważnie na kobietę z bronią w ręku. Dla niego były one tylko kurami domowymi i krowami do rozpłodu. Tym ja dla niego byłam.

Ta myśl zabolała mnie bardziej niż bym się spodziewała, więc szybko wepchnęłam ją w głąb siebie, razem z innymi nie godnymi uwagi wydarzeniami. Przejechałam ręką po miejscu, do którego przywiązałam kawałkiem tkaniny prowizoryczną broń. Stało się to moim rytuałem uspokajającym, gdy czułam ogarniającą mnie beznadzieje. Byłam pewniejsza, gdy czułam zimny metal przy skórze. Naostrzyłam go o kamienie i byłam pewna, że gdybym się postarała byłabym w stanie zrobić tym komuś krzywdę.

Przed namiotem ktoś się pojawił. Uniosłam się na jednej ręce, a drugą pod futrami wyjęłam nóż. Do środka wszedł książę, jego mina nie wyrażała zadowolenia. Podejrzliwie zlustrował mnie, ale najwyraźniej nie znajdując nic godnego uwagi odwrócił wzrok i rozejrzał się po namiocie. Przyglądał mu się zbyt uważnie. Jakby czegoś szukał.

— Przepraszam Waszą Wysokość, ale czym zasłużyłam sobie na tą wizytę?

Nóż, który nieświadomie ściskałam tak bardzo, że zaczęły mnie mrowić palce, zostawiłam ukrytego w futrach, a sama powoli podniosłam się do siadu nie spuszczając wzroku z księcia. Ten wzdrygnął się jakby zapomniał, że tu przebywam i odwrócił się w moją stronę.

— Co robiłaś? — patrzył na mnie jakby próbował rozgryźć zagadkę, ale mu to nie wychodziło.

— Patrzysz się na mnie jakbyś oczekiwał co najmniej przemowy na pięć minut — wstałam aby nie patrzył na mnie z góry, ale dało to marny efekt. Mimo to wciąż patrzyłam mu się prosto w oczy. — Muszę cię niestety rozczarować ponieważ nie mam tutaj absolutnie nic co mogłabym robić. Po za... — zamyślałam się teatralnie przykładając palec do podbródka. Jego wzrok podążył za moją ręką — leżeniem i patrzeniem się w ściany. Na drugim miejscu moich ulubionych czynności jest obstawianie co dziś dostanę do jedzenia. A ty co dziś robiłeś?

Uchylił lekko usta ze zdziwienia, ale od razu je zamknął i głęboko westchnął. Odwrócił się do wyjścia, ale zanim opuścił namiot zawahał się. Ostatecznie jednak nic nie powiedział zostawiając mnie samej sobie.

— No jasne! Zostaw mnie na pastwę losu, żebym zanudziła się na śmierć! — krzyknęłam za nim w przypływie frustracji. Jedyne co mi odpowiedziało to głucha cisza, a rzuciłam się na łóżko.

Czego właściwie od niego oczekiwałam? Że zostanie mnie zabawiać? Byłam jego zakładniczką, nie dziewczyną do towarzystwa.

Ta myśl uwolniła we mnie kolejną dawkę frustracji i złości.

Pragnęłam dla kogoś być nie kimś lub czymś. Nie zakładnikiem albo kartą przetargową.

Pragnęłam być dla kogoś Sariah.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro