Rozdział 43 "Czerwony Zakon"
Jechali przez cały następny dzień. Mała część armii Aureliusza posuwała się cały czas na południowy zachód. Omijała las, tak jakby czegoś się bała.
Człowiek, który z nimi jechał nagle stanął.
- Co się dzieje? – zapytała Elina.
- Muszę was opuścić. Czas, abym wrócił do Kolegium. – Widząc ich twarze, dodał – Czerwony Zakon znajdziecie stąd prosto na zachód. Myślę, że poradzicie sobie.
Pożegnali się i ruszyli w swoje strony. Książę Tajemniczych Równin z niepokojem patrzył na krajobraz przed nimi. Wjeżdżali właśnie na równinę. Teraz będą bardziej widoczni. Elina poruszyła się w siodle. Klaudiusz uspokoił ją, kładąc swoją dłoń na jej talii.
Po kilku godzinach ciężkiej jazdy, armia przyspieszyła, ale nadal kierowała się na zachód.
- Co znajduje się za Czerwonym Zakonem? – zapytał nagle Will.
Elina zamyśliła się. Szukała w myślach mapy kontynentu, którą nie tak dawno widziała na własne oczy. W końcu powiedziała:
- Niczego tam nie ma. Tylko wybrzeże.
Will zamyślił się. Zastanawiało go, co armia Aureliusza robi w tej części kontynentu.
- Za morzem leży Zimowe Imperium – rzekła Elina, patrząc na horyzont, jakby mogła dostrzec odległą wyspę.
Will gwałtownie na nią spojrzał. Włosy podskoczyły mu, a oczy błysnęły w niepokoju.
- To bez sensu. Na pewno nie najadą tego państwa. Statki zostawili w porcie w Lila.
Książę spojrzał na Klaudiusza. Jeździec nie odzywał się. Miał zwieszoną głowę. Will nie odezwał się, widząc postawę Jeźdźca Dusz.
------------
Późnym wieczorem zobaczyli niewielką grotę po prawej stronie. Klaudiusz skierował tam konia. Armia Aureliusza także się zatrzymała. Jeździec zsiadł z Koszmara i zdjął z niego Elinę. Odpiął juki i wziął wodze wierzchowca do ręki. Will poszedł w jego ślady.
- Dojechaliśmy – powiedział w końcu Klaudiusz.
- To grota – zauważyła dziewczyna.
- Zakon nie lubi pokazywać się światu. Ich siedziby są dobrze ukryte i dostępne tylko dla wybranych.
Mężczyzna ruszył w głąb groty. Na przeciwległej ścianie został wyżłobiony tunel. Ruszyli w jego stronę. Było tu nisko i nie mogliby jechać na koniach. Wierzchowiec Willa opierał się, ale potem podążał za swoim właścicielem i jego przyjaciółmi. Schodzili krętą Ścieszką. Ściany zrobione z ciosanego kamienia rozszerzały się. W końcu wszyscy stanęli przed drzwiami. Klaudiusz podszedł na nich i zapukał. Zasuwa otworzyła się. Z drugiej strony patrzyły na nich zielone oczy. Klaudiusz przyglądał się przez chwilę po czym wymamrotał coś, czego reszta słyszeć nie mogła. Zasuwa zamknęła się. Szczęknął zamek i drzwi zostały otworzone. Było tutaj wilgotno i nieprzyjemnie, ale przeszli przez drzwi. Zielonooka poprowadziła ich do stajni. Zostawili swoje konie i ruszyli w jej ślady w głąb dziwnych tuneli. Pięli się w górę i w dół, aż wreszcie wyszli na większą przestrzeń. Elina rozejrzała się. Książę poszedł w jej ślady. Przed ich oczami stało miasto z kamienia. Okna było widać wysoko na ścianach. Budynki także były wyższe, niż te tradycyjne domy w miastach na powierzchni. Kobieta prowadziła ich dalej. Mijali różnych ludzi. Jedni mięli skośne oczy, drudzy byli ciemni. Jeszcze inni wysocy i niscy. Przez podziemia przemieszczało się wiele różnych narodowości i wiele różnorodnych osobowości. Kobieta, która ich prowadziła stanęła przed wielką bramą. Strażnicy otworzyli ją, nie zadając żadnych pytań. Kilka chwil później wspinali się po schodach do jednego z największych budynków w „mieście". Padało tutaj niezwykłe światło. Wydawało się, że budynki i ściany wielkiej groty są czerwone, pomarańczowe, a niektórych miejscach brązowe i żółte. Kobieta poprowadziła ich przez korytarz i stanęła przed drzwiami tak wielkimi, że Will nie mógł sobie wyobrazić, jak się je otwiera. Wrota otworzyły się w następnej sekundzie. Weszli do środka. Uderzył ich blask czerwieni i złota. W pomieszczeniu było trzech mężczyzn i jedna kobieta. Miała na sobie futrzany kożuch i brązowe lniane spodnie. Spojrzała w ich stronę. Nie wydawała się stara, ale młoda też nie mogła być. Włosy miała czerwone jak wino a oczy równie zielone jak ich przewodniczka. Mężczyźni także mięli na sobie kożuchy. Jednak ich odzienia nie były już tak wykwintne jak kobiety, która z nimi rozmawiała. Jeden z nich miał miedziane włosy. Przypominał kobietę przed nimi stojącą, jednak podobieństwo nie było możliwe do wychwycenia w pierwszej chwili.
- Przyprowadziłam gości, Wasza Królewska Mość.
Rudowłosa popatrzyła na nich przenikliwie. Jej brwi były ułożone tak, jakby kobieta była zła. Dwaj blondyni poruszyli się nerwowo.
- Jeździec Dusz pod moim dachem. Ciekawe. Jak to się stało, że się tutaj znalazłeś mój drogi? Przyszedłeś na przeszpiegi?
- Przybyłem odebrać przydział – powiedział rozdrażniony.
Rudowłosa przyjrzała się całej trójce.
- Oni też?
Klaudiusz popatrzył na Elinę i Willa. Wrócił spojrzeniem do kobiety, która przed nim stała i odpowiedział:
- Dziewczyna tak.
- Dostałam zgłoszenie na trzy osoby. – Kobieta przestąpiła z nogi na nogę i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Istotnie. Oprócz nas będzie z nami moja siostra.
- Czyli po co ten młodzieniec się tutaj z tobą pokazał? – patrzyła na Willa.
Książę twardo nie odwracał wzroku. Jej zielone oczy przypominały mu oczy matki, jednak cała reszta była obca. Zachowanie kobiety było karygodne. Książę miał wrażenie, że rudowłosa traktuje go jak podlotka.
- Uważaj na słowa! – wymsknęło mu się.
Kobieta zburzyła oczy. Jej brwi jeszcze bardziej powędrowały ku dołowi. Teraz wydawała się wściekła.
- Kim ty niby jesteś, żeby tak się do mnie odnosić?!
- Przyszły król Tajemniczych Równin. – Widać było, że Will też stał się wściekły. Na czole pojawiła się zmarszczka, a jego oczy błyszczały dziwnym światłem.
Kobieta zaśmiała się, a w jej ślady poszli obaj blondyni. Miedzianowłosy zachował powagę. Spoglądał uważnie w kierunku księcia z Północy. Will przestąpił z nogi na nogę. Klaudiusz podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu, na co książę szybko zareagował. Strząsnął dłoń jeźdźca i zrobił krok w przód. Kobieta nadal się śmiała.
- Co cię tak bawi? – zapytał zdenerwowany.
- Książę William Ronald Christopher Moon zginął. Tak przynajmniej twierdzi cały świat. Czyżbyś podważał słowa wszystkich.
Will był zniesmaczony wiadomością o swojej domniemanej śmierci.
- Jak pokażesz mi dowód na to, że książę nie stąpa już po ziemi to może ci uwierzę. – Przestała się śmiać i spojrzała mu w oczy. – Skąd znasz moje imiona?
Ten fakt zastanawiał go teraz bardziej niż wszystko inne. Nie sądził, żeby ktokolwiek znał wszystkie trzy imiona zwykłego księcia z Północy.
- To za sprawą tego człowieka – wskazała miedzianowłosego.
Mężczyzna pokłonił się przed księciem. Will zadarł głowę wyżej i patrzył na niego z góry. Nie był pewien czy spotkał tego człowieka.
- Myślę, że powinniście się znać – dodała po chwili.
- Nie wydaje mi się. – Will skupił uwagę na mężczyźnie. – Chociaż wydajesz się nieco znajomy.
- Skoro podajesz się za księcia, powinieneś go znać.
- Cerer, on nie będzie mnie pamiętał, był za młody.
Kobieta odwróciła się do mężczyzny. Will nie widział jej twarzy. Wiedział jednak, że kobieta świdruje rudzielca wzrokiem. Blondyni wymienili spojrzenia. Teraz, patrząc na całą scenę, Will stwierdził, że kobieta i rudowłosy nie są ze sobą związani więzami rodzinnymi, mimo że może byli do siebie nieco podobni. Jeden z blondynów odchrząknął.
- Postanowiliśmy, że przyłączymy was do Czarnego Zakonu. Macie kawałek do pokonania, ale myślę, że dla ciebie jeźdźcze nie będzie żadnych problemów z taką odległością.
- Nie i dziękuję za przyjęcie.
- Będziecie musieli jeszcze ślubować. Nie dzisiaj rzecz jasna, ale niebawem – odezwała się rudowłosa. Możecie teraz odpocząć. Nie każę wam opuszczać naszego Bractwa już teraz i dzisiaj. Pewnie jesteście zmęczeni podróżą.
- Istotnie, jesteśmy strudzeni, jednak chciałem was jeszcze o czymś poinformować. Nad naszymi głowami maszeruje armia Władcy Mroku. Zbierają się na zachodnim wybrzeżu. Jeżeli mielibyście jakiekolwiek wieści na temat ich kroków, proszę o informację. Wolę uniknąć pewnych nieprzyjemnych sytuacji, kiedy moja siostra będzie opuszczała Bractwo Cienia. Nie chcę, żeby wpadła w pułapkę.
- Naturalnie. Możecie już iść.
Rudowłosa skinęła na ich przewodniczkę. Ruszyli w drogę powrotną. Kiedy mięli mijać próg, kobieta odezwała się jeszcze raz:
- Książę – w jej głosie było słuchać ironię. Will odwrócił się. – Prosiłabym, abyś jeszcze z nami został.
Książę pożegnał się z Klaudiuszem i Eliną i wrócił do stołu. Blondyni nie mówili za wiele. Najwięcej do powiedzenia miała kobieta. Cerer zdawała się przez chwile nie zwracać uwagi na Willa. W końcu poświęciła mu czas:
- Po co tu przyjechałeś?
- Podróżuję razem z dwójką przyjaciół. Zbieram sojuszników do wojny.
- Nie jestem przekonana, aby ktokolwiek zechciał pomóc księciu, nie mającemu nic poza swoją osobą.
Will denerwował się w jej otoczeniu coraz bardziej. Zacisnął dłonie na podłokietnikach. Cerer zauważyła to i uśmiechnęła się.
- Wyobraź sobie, że znalazłem tutaj sojuszników. Nie mów, że nie jestem wiele wart, bo się mylisz. Nie jestem małym i niedorzecznym chłopcem. Wiem co robię, ale ty tego nie rozumiesz.
- Ha, ciekawe kto ci pomógł. Może król? Myślę, że woli stronę Złego Człowieka.
- Kogo?
- Władca Mroku, chyba tak nazwał go twój kolega. My stosujemy inne przydomki. Nie dziw się zatem.
- Masz rację, nie jest to król. – Will delikatnie zbył jej uwagę. – Stare ludy przyłączyły się do mnie.
Blondyni wybuchli śmiechem. Willa zaczęło irytować to, że jako bliźniacy robili wszystko w tym samym czasie.
- Surylat i kalle przyłączyli się do wojny. Teraz właśnie kłamiesz. Oni w życiu nie walczyli w wojnie, która ich nie obchodziła. Jedynie toczyli walki pomiędzy sobą. –Kobieta uśmiechnęła się na własne słowa.
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Nie ważne. Tutaj nie znajdziesz nikogo, kto mógłby się dołączyć do twego sojuszu. Wiesz, że nie wygrasz, więc po co się starasz?
- Mam swoje powody – odparł Will, nie patrząc na kobietę. – Nie wiedziałem, że każdy Zakon ma swojego króla.
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam, skończyliśmy rozmawiać o mnie. Teraz porozmawiajmy o was. Widzę, że specyficzni z was ludzie. On się nie odzywa. – Will wskazał skinieniem głowy rudowłosego mężczyznę. – Oni cały czas się śmieją pod nosem. Ty natomiast masz charakterek. Cerer tak?
- Nie zwracasz się do mnie po imieniu. Każdy jest inny. Irytujesz mnie, wiesz?
- Być może. – Will zaczął pukać palcami w blat stołu.
- Przestań! – Nie posłuchał. – Powiedziałam coś do ciebie! – Will nadal ją ignorował. – Przestań! – wstała gwałtownie.
- Cerer! Opanuj się – powiedział rudy mężczyzna.
Will spojrzał na niego. Nieznajomy cały czas go obserwował.
- Powiem ci książę, niezłe z ciebie ziółko wyrosło.
- Skąd ty mnie w ogóle znasz. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek z tobą rozmawiał. A co dopiero mijał cię u siebie w zamku.
- Mijaliśmy się wiele razy, kiedy byłeś mały. To były czasy, kiedy Mira jeszcze żyła.
- Kim jest Mira? Nie znam żadnej... Chyba nie mówisz o mojej matce Mirandzie.
- Tak właśnie o niej.
- Mówiłeś, że on nie żyje – wtrąciła się Cerer. – Mówiłeś, że nie będzie szukał.
- Bo takie były plotki. Widzisz jak to działa. Nie zawsze musi być tak, jak ludzie mówią. Mówiłem ci, że trzeba samemu sprawdzać wszystkie wtyczki. Informatorzy nie zawsze są szczerzy.
- O czym wy w ogóle mówicie? – oboje spojrzeli na Willa.
- Posłuchaj mnie uważnie chłopcze. Spędzałem w zamku w Misttown bardzo dużo czasu. Często bywałem w twojej okolicy. Po śmierci twojej matki przybyłem tutaj. Próbuję dociec kto to uczynił i chcę, aby ten człowiek poniósł za to konsekwencje.
Will zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o czym mówi mężczyzna. Dlaczego zależało mu na matce?
- Andarionie, to nie ma sensu. Chłopak nie wie o czym ty do diabła mówisz.
- Daj mu jeszcze chwilę. To mądry chłopak, skoro tutaj jest. Myślę, że walka rozgrywa się w nim na wielu frontach. Nie jest to tylko chęć odzyskania kraju – spojrzał na Willa. Książę przyglądał mu się uważnie.
Rudowłosy miał zielone oczy. Will patrzył w nie uważnie. Nagle oczy księcia zabłysły.
- Nie, to nie może być ... - wstał gwałtownie z krzesła.
- Moja siostra była dobrą kobietą. Zasłużyła na to, żeby mieć takiego syna jak ty, jednak nie na to, aby być martwą w tak młodym wieku. Jako jej starszy brat zawsze popierałem ją w jej własnych decyzjach. Nie było łatwo, kiedy twój ojciec oznajmił moim rodzicom, że chce prosić Mirandę o rękę. Na początku się nie zgodzili, jednak później na to przystali. Powiedziałem im, że moja młodsza siostra nie mogła lepiej trafić. To co ją spotkało, nie powinno było się wydarzyć. Pamiętam uroczystości pogrzebowe, jakby było to wczoraj. Kiedy teraz patrzę na ciebie, wiem, że minęło wiele lat od tamtego czasu. Tak bardzo żałuję, że nie napisałem, że uciekłem.
- Nie wiń siebie. Ojciec nigdy nie wspominał, że miałem wujka.
- Pewnie uznał, że lepiej nie mówić ci tego. Po śmierci twojej matki, zniknęli także moi rodzice, a wraz z nimi ja. Ukryliśmy się. Nikt nie potrafił nas znaleźć. Przypłynęliśmy więc tutaj. Czerwony Zakon dał nam schronienie.
- Chcesz powiedzieć, że gdzieś tutaj jest moja babka i dziadek?
Mężczyzna pokręcił głową.
- Zginęli kilka lat temu. Nie wrócili z misji.
Dopiero teraz Will zdał sobie sprawę z czarnego stroju mężczyzny. Z jego podobieństwa do matki. Mimo że Will nie do końca pamiętał jej rysy.
- Wybacz, że teraz dopiero się o tym dowiadujesz. Nie sądziłem, że jeszcze żyjesz. Chciałem wyruszyć gdziekolwiek się da i odszukać kogoś kto cię znał. Chciałem wiedzieć i upewnić się, że byłeś taki jak ona. Teraz, kiedy przede mną stoisz, widzę, że jesteś podobny. Widzę w tobie moją siostrę. Macie podobny charakter, ten sam temperament.
- Wybacz wuju, że cię rozczaruję, ale nie zostanę tutaj długo. Muszę wrócić do surylatu. Muszę przekazać informację o posunięciach wroga. Wojska Cienia przesuwają się w zabójczym tempie. Północ zajęła im chwilę. Cały świat to tylko kwestia czasu. Wiesz, że nie chodzi mi o odzyskanie królestwa i bardzo mnie to cieszy.
- Idź. Wiem, że ona również jest ważna. Pamiętaj tylko, że nie wystarczy kilku sojuszników. Musisz przemierzyć cały świat, aby coś z tego było. Nie mogę ci w tym pomóc. Jeżeli Kolegium nie wyraża zgody na sojusz to nie będziemy się wtrącać.
- Rozumiem. Nie oczekuję od was zobowiązań do mojej osoby, jednak gdyby plany się zmieniły informujcie mnie albo moich sojuszników.
Will wstał pożegnał się z Cerer, ściskając jej dłoń. Uścisnął wuja na pożegnanie i opuścił to małe posiedzenie. Przewodniczka zaprowadziła go tam gdzie wcześniej ruszyła razem z Klaudiuszem i Eliną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro