Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54 "Rozstanie"

Elina otworzyła oczy. Słońce świeciło bardzo mocno i oślepiało, odbijając się od jasnych kafli tarasowych. Rozejrzała się po pokoju i właśnie zdała sobie sprawę z ręki, która spoczywała na jej tali. Odwróciła nieznacznie głowę, aby móc spojrzeć na Klaudiusza. Mężczyzna jeszcze spał, wydając co jakiś czas miarowe oddechy prosto w jej włosy. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok i przypomniała sobie poprzednią noc. Nigdy nie przeżyła jeszcze czegoś takiego. Nie sądziła, że ktoś taki, jak Klaudiusz potrafi rozpalić kobietę, żeby ta jęczała cały czas jego imię. Zastanawiała się czy przed nią były inne. „Na pewno, przecież wystarczy tylko na niego popatrzeć" – napomniała się w myślach.

Klaudiusz poruszył się za nią i wzmocnił ucisk ręki na jej tali. Po chwili poczuła jego usta na swojej szyi. Odwróciła głowę, żeby spojrzeć w jego oczy. Widząc pożądanie w jego oczach, powiedziała:

- Musimy iść. – Na twarzy jeźdźca pojawił się grymas.

- Wiesz, że długo nie będziemy mogli być razem?

- Wiem to i wiem także, że poczekasz na mnie – uśmiechnęła się do niego.

Pocałował ją delikatnie w usta, a po chwili już wisiał nad nią. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała. Oczy błyszczały dziko. Elina popatrzyła w ich głębie, potem na usta, aż w końcu przeniosła wzrok na jego tors. Rzadko widywała mężczyzn z taką sylwetką. Szersze ramiona i wyszczuplająca się ku dołowi talia. Pokaźne mięśnie brzucha także urzekały, kiedy się na nie patrzyło.

- I nie waż się mieć takich myśli – powiedział. Spojrzała na chwilę na jego twarz z niezrozumieniem wypisanym na swojej. – Nie było nikogo przed tobą.

Uśmiechał się do niej chytrze, a w oczach nadal paliły się ogniki pożądania. Cały czas zapominała, że jego moce jeźdźca wciąż działają tylko w ograniczony sposób. Dziewczyna podniosła się delikatnie na jednym łokciu i odepchnęła go lekko drugą ręką. W jego oczach zatańczył zawód. Elina dotknęła jego policzka.

- Obiecuję, że niedługo się zobaczymy. Wtedy będziesz mógł zrobić, co tylko będziesz chciał. - Te słowa sprawiły, że mężczyzna mimowolnie rozpromienił się i usiadł z powrotem na łóżku.

Elina wstała i poszła po rzeczy podróżne. Musiała szybciej zniknąć z zamku, żeby nikt nie nabrał podejrzeń, że pojechała w tą samą stronę, co królowa Zjednoczonego Imperium.

Kiedy tylko zniknęła za drzwiami łazienki, Klaudiusz usłyszał natarczywe pukanie w drzwi. Założył szybko najbliższą bieliznę i poszedł otworzyć.

Przed drzwiami stała księżniczka Serena. Zarumieniła się, kiedy zobaczyła półnagiego jeźdźca.

- Powiedz siostrze, że Elina się szykuje zaraz powinna się pojawić w stajni.

Dziewczyna nie powiedziała nic. Zastanawiała się tylko, skąd mężczyzna wiedział, po co przyszła. Skinęła mu tylko delikatnie głową i odwróciła się, kierując swoje kroki do stajni.

Dziesięć minut później Elina czekała na Klaudiusza, aż skończy się ubierać i wyszła razem z nim z apartamentów. Skierowali się prosto do stajni. Weszli do środka kilka minut później. Pomieszczenie było duże. Boksy dla koni wydawały się dwa razy większe niż te, które dziewczyna widziała w Nightgrass, a łukowate sklepienie i kamienne kolumny, które je podtrzymywały dodawały temu miejscu przytulności. Stajnia w ogóle nie pasowała do wystroju i stylu reszty zamku. Wydawała się normalna w porównaniu z całym przepychem, który widać było na każdym kroku. Klaudiusz wziął Elinę za rękę i poprowadził przez stajnię.

Stanęli obok czekającej Kelsie. O dziwo nie była sama. Stała z nią jej siostra. Konie były już pokulbaczone i gotowe do drogi. Klaudiusz podszedł do jednego z koni i przymocował do niego dwie małe sakwy, które zabrała ze sobą Elina. Wszystkie kobiety przyglądały mu się. W końcu odwrócił się w ich kierunku.

- Ty też jedziesz, mój drogi? – zapytała królowa, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie.

Przeniosła wzrok na Elinę, która wpatrywała się zamyślona w Klaudiusza. Mężczyzna przestąpił z nogi na nogę.

- Nie, Wasza Wysokość, nie jadę.

Królowa popatrzyła na niego, mrużąc oczy. Jeździec uśmiechnął się do niej i spojrzał na Elinę. Dziewczyna nadal obserwowała wymianę zdań, patrząc to na niego, to na królową. Serena podeszła do siostry i wyszeptała jej coś do ucha.

- Nie wiesz, że nie ładnie szeptać w towarzystwie innych? – napomniał ją Klaudiusz.

- Wybacz – uśmiechnęła się nieznacznie w jego stronę. – Musimy już ruszać. Nie chcemy, żeby zauważono nas razem.

- I tak was zobaczą. Serafin nie jest głupi, chociaż na takiego może wyglądać. Zauważcie, że warta zmienia się regularnie, mury też są obstawione dodatkową strażą. Woli trzymać bezpieczeństwo i ludzi w pogotowiu, w razie zamieszek gości – uśmiechnął się przy tym do królowej.

- W takim razie nie możemy wyjechać razem.

Odwróciła się do Eliny i powiedziała:

- Pojadę pierwsza. Po dziesięciu minutach wyjedziesz na koniu, nie zatrzymując się. Powiesz, że masz jeszcze dla mnie wieść. – Elina pokiwała tylko głową. – A ty, mój drogi, nie zatrzymuj jej. – Wskazała Klaudiusza palcem. Mężczyzna wydawał się zniesmaczony, ale nic nie powiedział. Najwidoczniej uznał komentowanie za zbędne.

Chwilę później królowa wyjechała ze stajni i skierowała się do bram miasta. Kiedy tylko stracili ją z oczu odwrócili się, żeby spojrzeć w oczy Serafinowi. Król był ubrany w szatę w czarnym kolorze. Na głowie miał koronę, a jego blond włosy nadal pozostawały w nieładzie. Przeniósł swoje spojrzenie na Serenę. Mierzył ją chwilę wzrokiem.

- Chciałbym pomówić z twoja siostrą. Mam pewne informację i potrzebuję je sprawdzić.

Serena wydawała się niewzruszona. Wystąpiła jeden krok do przodu, patrząc uważnie na króla. Elina nie miała wątpliwości do tego, że dziewczyna nie przepada za młodym królem.

- Chwilowo moja siostra jest zajęta, ale jak tylko wstanie poinformuję ja o prośbie Waszej Wysokości.

Serafin skinął głową, spojrzał na Klaudiusza, po czym się odwrócił.

- Mam nadzieje, że mogę na ciebie liczyć Klaudiuszu – powiedział, wychodząc z pomieszczenia.

Wystarczyło, że tylko wyszedł ze stajni, a Klaudiusz błyskawicznie przyskoczył do Sereny z wrogim spojrzeniem.

- Coś ty zrobiła? Mam wrażenie, że specjalnie nie chcesz, żeby nasz plan się powiódł. Jak zamierzasz teraz rozwiązać sprawę braku swojej siostry w zamku? – Z każdego słowa buchała złość i coraz większe zdenerwowanie.

Elina wiedziała, że Klaudiusz bardzo często się denerwuje i może wyrządzić niepotrzebną krzywdę. Podeszła do niego i położyła rękę na jego ramieniu. Jakby pod wpływem jej dotyku puścił nadgarstek wystraszonej Sereny i odsunął się od niej.

- Wybacz.

- Nic się nie stało. – Nastała chwila milczenia, którą przerwała Elina.

- Ale właściwie ja też się zastanawiam, jak zamierzasz udać fakt, że twojej siostry tutaj nie ma.

- Ustaliłam z nią, że mam się pod nią podszywać. Jesteśmy dość podobne do siebie. Myślę, że Serafin nie powinien zauważyć, że Kelsie to nie ja.

- Dobrze. W takim razie, ja jadę.

Dziewczyna nie odwracała się do nikogo i nie patrzyła w oczy osobom, z którymi rozmawiała. Wsiadła na konia i ruszyła przed siebie.

Nie śpieszyła się, jadąc przez zatłoczone miasto. Nie rozglądała się, ponieważ nie było tutaj niczego interesującego. Cała stolica była otoczona wysokim murem, który majaczył w oddali i stawał się coraz większy z kolejnymi stępami konia. Od samego początku czuła się tutaj niechciana, a dziwne poczucie niebezpieczeństwa towarzyszyło jej na każdym kroku. Z opowieści wiedziała, że całe państwo było i jest w nieco kiepskiej kondycji społecznej. Militarnie stanowiło potęgę, tak samo jak Atramentowe Królestwo. Jednak Wiktor w miarę trzymał poziom życia mieszkańców, chociaż nie można było powiedzieć, że jest on zadowalający. Serafin dostał w spadku po ojcu taką sytuację i ciężko go winić. Z drugiej strony wiele ludzi sądziło, że młody król nie robi nic, co mogłoby polepszyć sytuację w kraju.

Kiedy Elina przejeżdżała przez coraz bardziej zatłoczone ulice, te stawały się coraz bardziej brudne, a po ulicach chodziło coraz więcej ludzi w łachmanach. Wiele budynków nie nadawała się do użytku, przez co stały puste. Jedynymi obiektami, które zwracały uwagę były rzecz jasna domy rozkoszy. Elina starała się omijać je jak największym łukiem. Wiedziała, jak to jest pracować tam i mieszkać, a sytuacja w Czarnym Królestwie była jeszcze gorsza niż na północnym krańcu kontynentu.

W końcu dziewczyna dojechała do bramy głównej miasta. Tak jak się spodziewała, brama była obstawiona. Zwolniłam, widząc, że jeden ze strażników ruszył się ze swojego miejsca. Podszedł do niej i złapał na cugle konia, na którym jechała.

- Dokąd panienka się wybiera? Dość szybko pokonywałaś ten odcinek do bramy – wskazał drogę za nią.

Była to rzecz jasna prawda. Ostatni odcinek dzielący ją od bramy wjazdowej pokonała dość szybkim tempem, żeby pozostać wiarygodną.

- Śpieszy mi się! – powiedziała do mężczyzny, mrużąc oczy. Strażnik podniósł brwi z zaskoczeniem.

- Nie wątpię dziewczę, ale ...

- Mam pilne wiadomości do dostarczenia, wysyła mnie gość honorowy Królewskiej Mości – przerwała mu. – Radzę mnie przepuścić w trybie natychmiastowym.

Strażnik wydał się jeszcze bardziej zdziwiony, ale puścił konia i odwrócił się w kierunku wrót.

- Otwierać! – wykrzyczał. Po chwili wrota zaczęły się uchylać. Elina przygotowała się do startu. – Szybciej! – wrzasnął strażnik.

W końcu wrota się otworzyły, a dziewczyna ruszyła niemal od razu cwałem, podnosząc chmury pyłu. Przejechała główny fragment drogi, aż do lasu, w którym zwolniła. Kiedy była już poza zasięgiem wzroku strażników, zatrzymała konia i zaczęła nasłuchiwać. Nie umówiła się z królową w żadnym konkretnym miejscu. Chwilę później usłyszała szelest liści i odwróciła się w tą stronę. Na koniu siedziała królowa. Na głowie miała kaptur od płaszcza z brązowej tkaniny. Wysokie buty do jazdy konnej włożyła w strzemiona.

- Ruszajmy! – powiedziała i wyminęła Elinę. Dziewczyna ruszyła za towarzyszką po krętych ścieżkach nieznanego jej lasu.

Tymczasem w zamku zaczęła się poranna krzątanina. Klaudiusz przyglądał się widokowi, jaki rysował się na horyzoncie przez okno. Bezchmurne niebo i jego wyostrzony wzrok pozwalały zobaczyć więcej. Szczyty gór po drugiej stronie jeziora były pokryte grubą warstwą śniegu, a sama tafla wody w większej części pokrywał lód. Kraina, na którą patrzył wydawała się martwa, a może rzeczywiście taka była. Wiedział jaka jest tutaj sytuacja, chociaż uważał, że w stolicy jeszcze nie jest tak bardzo źle.

- One dadzą sobie radę - usłyszał za swoimi plecami.

Odwrócił się, żeby stanąć naprzeciwko Sereny. Zdziwił się, ponieważ wcale nie przypominała siebie. Długa zielonobrązowa suknia pasowała do jej sylwetki, chociaż ciągnęła się nieznacznie po ziemi. Włosy związała w warkocz, a na głowie pojawiła się korona królewska. Wyglądała niemal jak jej siostra, jednak wprawne oko Klaudiusza dostrzegało szczegóły. Ciemniejsze oczy, prawie niewidoczne piegi.

- Wiem – odbąknął.

Zapadło niezręczne milczenie. Serena podeszła do oka i oparła się o drugi jego filar. Również spojrzała na widok za szybą. Klaudiusz wiedział, że nie było tam czego podziwiać.

- Widziałeś się z Dariuszem? – zapytała, nie patrząc na niego.

- Nie, a miałem? – Serena nie odpowiedziała. Cały czas wpatrywała się w widok za oknem. Jeździec nie wiedział czego tam szuka, ale księżniczka była bardzo skupiona.

- Widzisz tego człowieka na głównej bramie miasta?

Klaudiusz popatrzył w tamtą stronę, zastanawiając się jak to możliwe, że dziewczyna go zobaczyła z tak daleka. Ukradkiem spojrzał na nią, ale nadal stała niewzruszona.

- Tak, dlaczego pytasz? – Spojrzała na niego. – Sprawdzasz mnie?

- Chcę wiedzieć, jak wygląda. – Jeździec usłyszał niemy rozkaz, mimo że nie był to władczy ton.

- Dlaczego...

- Nie pytaj. Po prostu zrób, o co cię proszę!

Klaudiusz nieco zdezorientowany spojrzał w kierunku bramy i przyjrzał się mężczyźnie.

- Dość wysoki i dobrze zbudowany. Ma jasne włosy i brązową pelery...- Klaudiusz nie dokończył. Zmarszczył brwi i dokładniej przyjrzał się stojącemu w miejscu mężczyźnie. – Łucznik tak nie wygląda – dodał po chwili i spojrzał w kierunku Sereny. – Kto to jest?

Serena zbliżyła się do niego.

- A jak myślisz?

- Zbyt łatwo można go rozpoznać, rzuca się w oczy. Poza tym, nie ma czarnej peleryny. Myślałyście, że nikt nie zauważy?

- A kto się tutaj tym przejmuje? – zapytała patrząc na niego z dołu.

- Nie wiem, co zaplanowała twoja siostra, ale nie podoba mi się to. Radzę odłożyć na chwilę broń i skupić się na obserwacji. Nie wiecie, z kim macie do czynienia.

- A ty wiesz? – Zamilkł. – Też tak właśnie myślałam.

- Co planujecie?

- To nie jest twoja sprawa.

- Jeśli jest to zamach, radzę zdjąć tego łucznika, zanim będę musiał go zabić. Wiesz czy to grozi. – Spojrzała na niego. – Nie ryzykuj, bo będziesz musiała za to zapłacić.

- Kto będzie musiał za co płacić? – Usłyszeli za swoimi plecami. Klaudiusz obejrzał się przez ramię.

Serafin stał niedaleko. Ręce miał skrzyżowane za plecami, jakby coś ukrywał.

- Wasza Wysokość. – Klaudiusz pochylił się nieznacznie. – Musieliście się przesłyszeć. Tylko rozmawiałem z królową. – Serafin zbadał oboje wzrokiem, zatrzymując się na Serenie.

- Moja droga, czy siostra nie przekazała ci, że chciałem się z tobą widzieć?

- Przekazała, właśnie do ciebie szłam Wasza Wysokość. Zatrzymało mnie tylko... - spojrzała na Klaudiusza. – Zatrzymało mnie pytanie od waszego gościa.

- Rozumiem. Skoro już się widzimy, to zabieram cię ze sobą. – Serafin wyciągnął ramię.

- Wasza Wysokość wybaczy, ale za pół godziny musimy wyjeżdżać – odezwał się Klaudiusz. Młody król spojrzał na niego, jakby się przesłyszał.

- Dlaczego dowiaduje się o tym teraz? – zmarszczył brwi.

- Elina miała powiadomić Waszą Wysokość.

- Nie było jej u mnie. – Serafin spojrzał na Serenę.

- Właściwie to szukam jej cały ranek. Czy Wasza Wysokość widział ją może?

- Tylko w stajni, ale byłeś tam również ty. Wiedz, że na tym zamku ludzie lubią przepadać.

Z tymi słowami odszedł, nie zabierając ze sobą Sereny. Jeździec odwrócił się w stronę księżniczki. Uważnie go obserwowała.

- Dlaczego to zrobiłeś? Nie mięliśmy wyjeżdżać tak szybko.

- Nie mam wyboru. Doskonale wiesz, co by się stało, gdybyś z nim poszła. – Zmrużyła oczy. – Weź pod uwagę, że Serafin potrzebuje informacji. Zawsze chciał być lepszy niż Wiktor. Słyszałem opowieści o tym, co robił. Myślę, że doskonale wiesz, że w Granatowym Królestwie często obsadza się osoby powiązane z tą władzą. Lepiej kontroluje się wtedy inne państwo. Przemyśl to, zanim dokonasz wyboru. – Klaudiusz kiwnął głową w kierunku łucznika, po czym odszedł, żeby powiadomić resztę wysłanników o wyjeździe.

Pół godziny później, nikt nie stawił się w stajni, a posłaniec przyniósł wiadomość, że każdy z możnowładców potrzebuje jeszcze pół godziny minimum, żeby wyszykować się do drogi. Klaudiusz wcale nie był zły. Wręcz przeciwnie. Zdawał sobie sprawę, że Serena nie zrobiła nic w sprawie tajemniczego łucznika, na wieży strzelniczej przy bramie, dlatego postanowił się tym sam zająć. Zostawił swojego konia w stajni i ruszył pieszo, w kierunku małego posterunku przy bramie wjazdowej.

Ulice były tłoczne, ale nie przeszkadzało mu to w szybkim dotarciu do celu. Ludzie sami odsuwali się na widok dobrze zbudowanego mężczyzny w czerni z bronią pod ręką. Niektórzy dłużej zatrzymywali wzrok, ale Klaudiusz wcale się tym nie przejmował. Założył maskę jeźdźca, jak tylko wyszedł z zamku.

Dziesięć minut później stał pod posterunkiem. Nie wysilał się pukaniem, po prostu złapał za klamkę, a chwilę później już stał w środku.

- Ej, nie wiesz, że nie wolno tu wchodzić? – Usłyszał zbliżające się kroki. Odwrócił się w tamtą stronę.

Do pomieszczenia weszło trzech mężczyzn, wszyscy mieli rękę na rękojeści mieczy przy pasie. Klaudiusz uważnie im się przyjrzał, po czym zdjął kaptur.

- Chciałem porozmawiać z łucznikiem.

- Kim Pan jest? – zapytał jeden z strażników.

- Gość waszego króla. Nie obchodzi mnie czy pozwolicie mi tam wejść czy nie. – Spojrzeli po sobie. – Sam to zrobię.

Mężczyźni odsunęli się, dając mu możliwość przejścia.

- Dobry wybór – skwitował Klaudiusz po czym ruszył w kierunku schodów, które były oddzielone od reszty pomieszczeń dodatkowymi drzwiami.

Jeździec zamknął drzwi za sobą najciszej, jak tylko mógł, po czym zaczął wchodzić po schodach. Wszedł na piętro, na którym stał łucznik. Mężczyzna był odwrócony tyłem do niego i nie słyszał, kiedy Klaudiusz wszedł na górę albo świetnie udawał ten fakt. Jeździec wygładził ranty kurty, którą miał na sobie.

- Dobra pogoda na polowanie, czyż nie? – zapytał.

Łucznik natychmiast się odwrócił, mierząc do intruza z łuku. Klaudiusz podniósł nieznacznie ręce, aby dać mu do zrozumienia, że nie przyszedł szukać zaczepek. Łucznik niechętnie złożył broń, jednak nadal trzymał strzałę nałożoną na cięciwę. Klaudiusz mógł teraz jeszcze dokładniej mu się przyjrzeć, co nie umknęło uwadze bystrego oka nieznajomego.

- Czego tutaj szukasz? – zapytał, patrząc podejrzliwie w kierunku przybysza.

- Chciałem porozmawiać. – Klaudiusz podszedł do tylnej części wieży obserwacyjnej i oparł się o murek, krzyżując nogi w kostkach. Ręce skrzyżował dodatkowo na piersi, żeby podkreślić, kto tu rządzi.

Łucznik milczał. Każdy w tym zawodzie milczał. Zawsze zastanawiało to jeźdźca, dlaczego tak się dzieje, ale każdy, kto stał na pozycji dalekodystansowej nie wyjaśniał swojej małomówności.

Klaudiusz zauważył, że nadal jest czujnie obserwowany. Rozejrzał się po wieżyczce, ale nie znalazł tutaj niczego podejrzanego.

- Opuść stanowisko i tak nie uda ci się ustrzelić głowy.

- A co, jeśli nie mogę tego zrobić. Jestem tutaj na rozkazach i ...

- Wiem. – Mężczyzna przechylił głowę.

- Czego chcesz?

- Królowa postępuje źle, stawiając tutaj swojego człowieka, nie dbając nawet o to, żeby wyglądał jak tutejsza straż. Jeśli chcesz być wiarygodny, powinieneś mieć czarny płaszcz.

- Nie pytałem cię o opinię. – Klaudiusz wiedział, że trafił mu się uparty przeciwnik, jednak nie z takimi sobie radził.

Odepchnął się od murku i w kilku krokach znalazł się obok łucznika. Mężczyzna był nieco wyższy od Klaudiusza, ale nie robiło to na nim wrażenia.

- Radzę mnie nie denerwować, chyba że wolisz zginąć albo stanąć przez Serafinem.

Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas, kiedy usłyszał imię króla. Spojrzał po Klaudiuszu. Coś mignęło w jego oczach i jeździec wiedział, że łucznik już wie, z kim rozmawia.

- Posłuchaj, nie chcę się kłócić, tylko porozmawiać, więc łaskawie zdejmij te dwa groty wycelowane w moje plecy. – O oczach jasnowłosego błysnęła iskierka. – Chyba że wolisz zobaczyć to...

Klaudiusz wyciągnął lewą rękę dłonią zwróconą do góry. Powoli zaczął zaciskać palce, a wokół nich zaczęło skrzypieć drewno. Na kamieniach wypalał się okrąg. Była to tylko sztuczka, której się nauczył od kolegi niższego rangą, ale była skuteczna. Łucznik z niepokojem rozglądał się dookoła, analizując w jakiej sytuacji się znalazł.

- Mam to dokończyć, czy zejdziesz stąd i nie spróbujesz się nawet zbliżyć do króla? – Nie odpowiedział. – Jak się tutaj dostałeś? Twoi koledzy na dole muszę wiedzieć chyba, kim jesteś.

- Jeszcze mnie nie widzieli. – Klaudiusz opuścił rękę, a krąg się nie domknął.

- Wyjaśnij!

- Zerknij przez murek – powiedział wskazując niską ściankę za nim.

Klaudiusz podszedł tam, wymijając mężczyznę i delikatnie się wychylił. W krzakach mężczyzna koło czterdziestki. Jego ciemnobrązowe włosy gdzieniegdzie pokrywała siwizna. Przy pasie miał mały toporek i sztylet. Jego twarz przysłaniały przydługie włosy, a większą część ciała przykrywała czarna peleryna.

- Nieźle – powiedział Klaudiusz, odwracając się w stronę podwładnego królowej Zjednoczonego Imperium. Mężczyzna stał, trzymając założoną strzałę na cięciwę potężnego łuku. – Jak to się stało?

- Całą noc spędziłem na dachu.

- Nie miałeś broni przy sobie.

- A była konieczna? – zapytał sarkastycznie. Klaudiusz zmierzył go wzrokiem jeszcze raz.

- Zostaniesz tutaj, bo nie mam nikogo na zastępstwo, ale wiedz, że jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, będę szybszy. – Klaudiusz odwrócił się i ruszył w kierunku schodów. – A i jeszcze jedno – zaczął – Jak tylko stąd wyjedziemy, wy też się zbierajcie.

Jeździec nie czekał na odpowiedź. Zostawił łucznika i zszedł na dół, gdzie minął trzech mężczyzn. Nic nie mówiąc, wyszedł na gwarną ulicę. Rozejrzał się po budynkach. Doskonale wiedział, że są tutaj jeszcze dwie osoby, które miały być gwarancją i zabezpieczeniem w razie niepowodzenia swojego kolegi. Odszukał ich wzrokiem. Czuł ich zaniepokojenie i przerażenie, kiedy spostrzegli, że doskonale wie, gdzie są obydwie kryjówki. Z uśmieszkiem na twarzy ruszył w kierunku zamku, aby w końcu móc stąd wyjechać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro