Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51 "Nieoczekiwana wizyta w Zakonie"

Will widział już zarys Nightgrass na horyzoncie, kiedy coś jeszcze przykuło jego uwagę. Dwa czarne wierzchowce przed nim i dwaj jeźdźcy. Wiedział, że to szpiedzy. Jednak zdziwił się, kiedy zawrócili konie w stronę lasu po lewej stronie. Will także skierował tam swojego konia. Książę zaczął przywiązywać większą uwagę do tego co się dzieje wokół niego i przed nim. Nie chciał wpaść w żadną pułapkę szpiegów oraz chciał pozostać niezauważony. Skradanie się za wyszkolonym skrytobójcą było ryzykownym posunięciem, nie mówiąc o dwóch. Pociągnął za wodze konia. Zwierzę zwolniło, a Will wjechał do lasu, uważając na liście i gałęzie. Starał się unikać miejsc, w których mógłby robić niepotrzebny hałas. Jednak szpiedzy nie zachowywali ciszy, co ułatwiało podróż księciu w dwóch aspektach. Mógł pozwolić sobie na szybszy ruch i doskonale wiedział gdzie znajdowały się jego ofiary.

Długo jechali przez las, kiedy książę zobaczył jego skraj. Już dawno minęli stolicę i teraz znajdowali się bliżej północnego wybrzeża. Co szpiegów ciągnęło w tą stronę kontynentu, Will uważał, że nikt nie będzie w stanie mu odpowiedzieć na takie pytanie. W końcu wyjechał z lasu. Przed nim rozciągał się widok na skrawek lądu i ocean. Mężczyzna popatrzył na horyzont. Gdzieś tam była jego narzeczona, gdzieś tam daleko na północ leżała kraina, za którą teraz próbował walczyć. Kim i Louis stali prawie na samym końcu krawędzi klifu. Oboje zeskoczyli z koni i podeszli do jakiegoś wielkiego głazu. Will także zeskoczył z konia i przywiązał go do jednego z drzew blisko skraju lasu.

Granatowy odcień trawy odbijał promienie słońca. Jednak wcale nie było tutaj tak ciepło. Z północy wiał bardzo nieprzyjemny i mroźny wiatr. Na morzu pojawiły się fale. Will był zdziwiony szybkością zmian pogodowych panujących na kontynencie. Nie całą minutę później zdał sobie sprawę, że widzi coś jeszcze. Na horyzoncie pojawiło się kilka czarnych statków. Były wielkie. Czarne bandery wiewały na porywistym wietrze. Statki jednak nie płynęły dalej. Zatrzymały się i teraz dryfowały na powierzchni wód oceanu.

Książę odwrócił wzrok i ruszył do głazu, za którym zniknęli szpiedzy. Kiedy tam dotarł, jego oczom ukazało się wejście prowadzące w dół. Nie był pewien czy nie jest to pułapka. Jego dłoń machinalnie powędrowała na chropowatą powierzchnię głazu. Książę zamknął oczy i skupił się na otoczeniu.

Rzadko używał magii i nawet nie wiedział, jak to się dzieje, że wie co dokładnie ma robić. Wszystkie te dziwne przypadki zaczęły się, kiedy zawiesił klucze od zwierciadeł na szyi. Teraz wiedział doskonale jak używać magii, która płynęła w jego żyłach od tak niedawna. Skupił się jeszcze bardziej. Sekundę później wiedział już gdzie w podziemiach znajdują się szpiedzy. Prześledził dalszy bieg tuneli, ale nie wykrył niczego podejrzanego. Otworzył oczy i zanim wszedł do tunelu, rozejrzał się jeszcze dookoła.

--------------

Korytarz podziemny był ciemny. Nie paliło się tutaj żadne światło i trzeba było uważać na co się stąpa. Will ostrożnie stawiał stopy i co jakiś czas nasłuchiwał odgłosów z naprzeciwka. Nie chciał wpaść na Louisa i Kima. Z tego spotkania mogła wyjść nieprzyjemna sytuacja. Książę sam nie wiedział, czy dobrze robi, idąc za zbiegłymi więźniami surylatu. Już kilka razy przemógł w sobie obawy i próby ucieczki. W głębi duszy wiedział, że nadal jest tchórzem i czeka aż ktoś odwali za niego czarną robotę.

Korytarz nieoczekiwanie zakręcił. Po zakręcie William dostrzegł dwie sylwetki na jasnym tle wyjścia z tunelu. Książę znieruchomiał i zaczekał aż szpiedzy opuszczą korytarz. Ruszył dopiero, kiedy był już na tyle pewien, że nie zastawili na niego żadnej pułapki. Z zewnątrz dobiegały go dziwne dźwięki. Dzwony biły w oddali, można było usłyszeć strzały łuczników oraz rozkazy jakiegoś mężczyzny. Will powoli zbliżał się do wyjścia, kiedy usłyszał tętent kopyt końskich za swoimi plecami. Dostrzegł wnękę w ścianie nieopodal i przyspieszył kroku, żeby się tam schować.

Nieznajomy jeździec przejechał obok niego i znikł w jasnym świetle dnia. Will zdobył się na odwagę i wyszedł z tunelu. Jego oczom ukazał się niecodzienny widok.

Znajdował się na wyspie porośniętej drzewami. Przed nim stała ogromna budowla, przypominająca stary klasztor. Miała strzeliste wieżyczki a kalenica była tak odległa, że Will musiał zadrzeć głowę wysoko, aby zobaczyć jej czubek. Po lewej stronie znajdowało się przejście do małego przybrzeżnego portu dla niewielkich okrętów. Po prawej natomiast stał długi niski budynek, zapewne stajnie, za którymi wznosiła się niewielka kaplica na pagórku obrośniętym krzewami. Właśnie tam dostrzegł dwójkę znajomych postaci. Co szpiedzy robili na terenie takiego miejsca? Will chciał się tego dowiedzieć, ale nadal stał i przyglądał się temu, co jego oczy chłonęły z niemałym zachwytem.

Piękne witraże w oknach pokazywały jakieś wydarzenia. Gzymsy zdobiły kamienne ściany budynku. Zerwał się ten sam nieprzyjemny wiatr. Will odwrócił się w stronę, z której zaczęło wiać. Kątem oka zarejestrował, że szpiedzy również stanęli na ścieżce i odwrócili się w tą samą stronę. Na horyzoncie znów dryfowały nieznajome czarne okręty. Coś czaiło się na niebie.

- Chyba zbiera się na burzę – powiedział młody głos za plecami Willa.

Książę nieomal nie podskoczył na nagły dźwięk. Odwrócił się z obojętną miną. Przed nim stał siwy staruszek. Był lekko przygarbiony, a na jego twarzy malował się uśmiech.

- Pierwszy raz cię tutaj widzę przyjacielu. Skąd jesteś? – zapytał niepewnym głosem.

- Przybywam z bardzo daleka, ale proszę nie zadawać mi żadnych pytań. Nie chcę ściągać na siebie żadnej uwagi. Przybywam w pokojowych zamiarach. Niech pan pozwoli, że teraz zniknę, a pan nigdy mnie tutaj nie widział. – Will mówił bardzo poważnym i przyciszonym głosem.

Staruszek pokiwał tylko głową i odsunął się z drogi. Will wyprzedził go. Jego płaszcz zawiał na wietrze. Powinien go zdjąć, aby nie zwracać uwagi swoim ubiorem, jednak wystawienie się na taki wiatr skutkowało ryzykiem wyziębienia, a jednocześnie późniejszą nieuwagą.

William popatrzył w górę na Ścieszkę wiodącą do kapliczki. Szpiedzy wchodzili po kamiennych schodach szybciej niż wcześniej. Coś musiało ich do tego zmusić. Will przypomniał sobie statki na horyzoncie. Czyżby stanowiły realne niebezpieczeństwo?

Książę szybko przemknął koło stajni i zaczął wspinać się po kamiennych schodach w górę. Dotarł do kapliczki, kiedy drzwi zaczęły się otwierać. Z środka dobiegł go głos Louisa.

- Wiesz, że nie mamy czasu. Musimy się z nim spotkać teraz inaczej może być za późno, aby podejmować jakiekolwiek kroki.

Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, dlatego młody książę z północy schował się za najbliższym krzewem, jaki napotkał na ścieżce.

- Udzielę wam pozwolenia. Może uda mi się namówić mistrza, aby was przyjął niezwłocznie. Ostatnio borykamy się z masą problemów.

Will nie widział człowieka, który wypowiedział te słowa, jednak miał przeczucie, że nie będzie się różnił zbytnio od wcześniej napotkanego staruszka. Drzwi do kaplicy zamknęły się, szczęknęły zawiasy, a Will usłyszał kroki na ścieżce. W tym miejscu nikt nie zachowywał czujności, nikt nie bał się o szpiegowanie. Nagle zatrzymali się. Książę widział ich buty spod gałęzi krzewu. Mężczyzna, który przebywał razem z nadwornymi szpiegami króla, miał na sobie długą szatę w kolorze czarnym. Na nogach miał sandały z rzemieni.

- Jednym z naszych problemów jest to... - Will nie wiedział co może być problemem dla tego miejsca. Było odcięte od świata, więc nic nie powinno mącić spokoju tutejszym mieszkańcom.

- Jak często się pojawiają? – zapytał Kim.

- Przynajmniej dwa razy w tygodniu. Boimy się ataku, dlatego szkolimy łuczników.

- Nic wam to nie da. Oni zapewne i tak wycieli by was w pień.

Słowa Kima były ostre, a Will doskonale wiedział o czym mówi szpieg. Zapewne rozmawiali o czarnych okrętach na horyzoncie. Książę zdawał sobie sprawę czyje mogą być. Jednak zastanawiał się po co Władca Mroku miałby wysyłać okręt wojenny na Zimny Kontynent. Książę nie widział celu w takim posunięciu. Jednak dla takiego tyrana było zapewne tylko jedno rozwiązanie. Zdobycie ziem albo obserwacja wroga. Kroki rozbrzmiały po raz kolejny i trzej mężczyźni ruszyli w dół łagodnego zbocza. Will także ruszył za nimi.

Stanęli przy drzwiach na dziedzińcu klasztoru. Will rozejrzał się jeszcze raz. Z tej strony mógł zobaczyć dalszą część budynku. Klasztor był doczepiony do kamiennej warowni oraz budynku podobnego do kamienicy mieszkalnej w Misttown. Will zdziwił się nieco takim połączeniem, jednak widział również plusy takiego rozwiązania. Blisko do każdej instytucji, blisko do miejsca spotkań, blisko do wszystkiego.

- Zaczekajcie tutaj. Spróbuję go przekonać, aby was przyjął.

Szpiedzy zostali na zewnątrz, podczas gdy mnich wszedł do budynku. Nie musieli czekać długo aż starszy mężczyzna wrócił. Will wyjrzał zza krzewu. Nie pomylił się. Mężczyzna również był siwy i w podeszłym wieku. Długa czarna szata przykrywała jego chude ciało. Mężczyzna miał wystające kości policzkowe i ciemne oczy. Wpuścił obu szpiegów do środka i zamknął drzwi. Will wstał i podszedł ostrożnie do drewnianego skrzydła. Pociągnął za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Rozejrzał się dookoła. Budynek nie miał prostych ścian. Gdzieniegdzie wystawały z niego mniejsze i większe gzymsy. Książę uśmiechnął się pod nosem i zaczął się wdrapywać na budynek. Dotarł na szczyt i przeszedł po krawędzi dachu do pierwszego wykusza z oknem. A szczęśnie nie był to witraż. Okno było uchylone. Will popchnął je delikatnie i wszedł niepostrzeżenie do środka. Zauważył, że znajduje się na niewielkim poddaszu z balustradą i widokiem do środek klasztoru. Podszedł dyskretnie do kolumny i stanął w jej cieniu, żeby nie było go widać z dołu.

W pomieszczeniu na dole zobaczył chudego mnicha i szpiegów. Czekali na kogoś. Kim założył ręce na klatkę piersiową. Widać było, że mężczyzna się nie cierpliwi. Przełożył ciężar z nogi na drugą nogę i spojrzał na drzwi z tyłu pomieszczenia. Jakby na jego zawołanie małe wrota otworzyły się i stanął w nich kolejny mężczyzna również ubrany w czarny strój. Jednak nie był on typową szatą mnicha. Mimo że nie był krótki, to nie sięgał ziemi. Spod czarnego kaftana wystawała szara koszula, a czarne spodnie uwydatniały umięśnione nogi mężczyzny.

Przybysz podszedł do krzesła przy jednym z witraży i gestem ręki zaprosił swoich gości, aby do niego dołączyli. Blondyn nie był zadowolony z ich przybycia. Świadczył o tym grymas na jego twarzy.

- Czego tutaj szukacie? – spytał w ramach przywitania.

- Przyjechaliśmy z wieściami mentorze.

Will zaczął uważniej się przysłuchiwać całej wymianie zdań.

- Wy i wieści. Jesteście pewni co do wiarygodności. Nie chcę znów was wyganiać stąd.

- Wyglądasz jakbyś właśnie to robił – odparł mu szyderczo Kim.

- Grzeczniej proszę – zwrócił uwagę szpiegowi i skierował słowa do starszego mnicha. – Zostaw nas samych.

Mężczyzna skłonił się i opuścił pomieszczenie.

- Więc jakież to wieści macie dla mnie. Czyżbyście chcieli wrócić i skończyć nauki? Wiktor już was nie potrzebuje? Zakładam, że nadal nie wie kim tak naprawdę jesteście.

- Posłuchaj nie przyjechaliśmy się tutaj użalać nad naszymi przeszłymi decyzjami. Myślę, że powinieneś nas wysłuchać mentorze.

- Zamieniam się w słuch.

- Wiktor zaprosił jeźdźca dusz.

- Zaprosił?

- Może ujmę to nieco inaczej – zaczął Louis. – Władca Mroku przysłał swojego wysłannika. Wiktor na niego czekał. Zastanawialiśmy się czy może znajdziesz w tym drugie dno?

- Gdzie teraz jest ta kreatura?

- Pojechał na południe. Nie wiemy po co. Wpadł jeszcze z małą wizytą do surylatu. Właśnie stamtąd wracamy.

- Po co tam byliście? Jeżeli sprawialiście tylko kłopoty...

- Złapał nas. Była tam jeszcze kobieta od Ciemnego Pana. To przez nią wpadliśmy w tarapaty – wtrącił szybko Kim z zaciśniętymi zębami.

- Posłuchajcie mnie. Nie pomogę wam. Nie chcę mieszać się w sprawy polityczne. Nie chcę nastawiać się przeciwko królowi. Wiecie jak to może się skończyć. Wiktor nie lubi przegrywać, jeżeli coś pójdzie nie po jego myśli...

- To co? Wymorduje nas? Ufa nam na tyle, żeby tego nie zrobić.

- Skąd taka pewność chłopcze? – zapytał mężczyzna.

Will dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ten blondyn jest dużo starszy od szpiegów i od niego samego.

Szpiedzy nie odpowiedzieli. Kim spojrzał na Louisa niepewnie. Po tej scenie można było wywnioskować, że obaj skrytobójcy trzymają respekt wobec starego mentora nawet wtedy, kiedy starca nie ma w pobliżu.

- Nie ufajcie mu. On nie ufa nikomu i nigdy nie zacznie. Nawet swojego brata traktuje jak niedołęgę. Serafin jest dużo potężniejszy od Wiktora, lecz nie wie o tym. Gdyby to on stanął zamiast Wiktora przed obliczem Władcy Mroku można byłoby spodziewać się większej ilości zła.

- Skąd to wiesz? Nigdy go nie widziałeś.

Starzec zaśmiał się głośno.

- Nie liczysz się z moim słowem Loiusie. Nie jest to dobre ani dla ciebie ani dla mnie. Radziłbym zdawać sobie sprawę z tego o czym mówię.

Zapadła sekunda ciszy. Stary mentor spojrzał w kierunku kryjówki Willa. Książę mimochodem zrobił krok w tył, żeby pozostać nie zauważonym.

- Pamiętajcie jeszcze, że nie tylko Wiktor czeka na okazję, żeby zadziałać. Nie tylko Władca Mroku będzie narzucał tutaj wielu rzeczy. Już patroluje granice. Opływa tymi swoimi statkami całą naszą wyspę. Ale będzie jeszcze jedna osoba. Młodzieniec, który będzie się starał nie zawahać nad swoimi posunięciami.

- Kto to jest?

- Myślę, że już go znacie. Radziłbym zapoznać się z jego ofertą i ją przemyśleć, ale nie proście mnie o zdanie. Wiecie, że na wasz powrót to Zakonu jest chwilowo niemożliwy. Kiedy rządy Wiktora upadną rozważę wasz powrót, a teraz prześpijcie się. On do was przybędzie niebawem.

Will słyszał bicie własnego serca. Wiedział, że stary mężczyzna mówił o nim, wiedział i czuł to.

Krzesło poszurało o podłogę, a kilka chwil później trzasnęły drzwi.

- Kto to będzie jak sądzisz?

- A nie wydaje ci się to oczywiste? Myślę, że Klaudiusz będzie skory do rozmowy, kiedy wróci ze swojej wycieczki.

- W takim razie trzeba go ubiec. Wiesz jak płacą zdrajcy.

Will właśnie zdał sobie sprawę, że młody jeździec dusz stworzył sobie niezłych wrogów. Jego instynkt zaczął działać machinalnie. Podszedł do krawędzi balustrady. Wskoczył na nią i spadł na dół. Wylądował prosto przed obliczami szpiegów. Zdziwieni mężczyźni wyciągnęli broń.

- Kim jesteś? – zapytał Louis.

- Wydajesz się znajomy – wtrącił Kim i podszedł bliżej.

Bariera, jaka powstała wokół księcia naprężyła się i szpieg nie mógł zrobić już kroku w stronę Willa.

- Magia? Jak to jest możliwe? Na tym kontynencie nie działa żaden rodzaj magii.

- Mylisz się. Magia pradawna i surowa działa wszędzie.

Will podniósł głowę do góry i spojrzał w oczy obu mężczyzny. Przez chwilę nikt nic nie mówił.

- Ty?!!

- Jak się tutaj znalazłeś? – ton Kim mówił tylko to, że skrytobójca zaczyna robić się zdenerwowany.

- Ostudźmy emocje panowie. Chcę porozmawiać zanim zrobicie coś głupiego. – Nie odpowiedzieli. – Wiem o kim mówił wasz mentor.

- Słyszałeś całą rozmowę? – Will skinął głową. – Więc o kim mówił? Nie mów, że może ty też wiesz o co w tym wszystkim chodzi.

- Nie wiem jakie zamiary ma wasz król, ale wiem jakie mam ja. I wierzcie mi lub nie, starzec mówił o mnie. Jestem tym, który przywróci ład i porządek.

Zaśmiali się głośno.

- To kim ty niby jesteś? Wiem, że wszyscy w surylacie mięli do ciebie dziwny i niespotykany szacunek. Zastanawiam się tylko dlaczego?

- Jestem kimś, kogo uważa się za zmarłego. Kimś, kto nie powinien żyć. Kimś, kto nie będzie się wahał nad decyzjami. Chcę was prosić o przysługę.

- Nas? Jesteś pewien?

- Potrzebuję uszu w zamku Wiktora. Moja informatorka już nie może tam przebywać i trzeba będzie ją usunąć z zamku.

- Możemy się tym zająć.

- Nie o takie usunięcie mi chodzi. Zostawcie to mnie. Klaudiusz powinien dać sobie radę, chyba że coś poszło nie tak w Blacktown. Więc czy zgadzacie się?

- Widzę, że nie pałacie miłością do obecnego króla.

- Zgodzę się z tobą. – Kim schował miecz do pochwy przy boku. Louis poszedł w jego ślady. – Wolelibyśmy, żeby wróciła prawowita dynastia, ale nie wiemy gdzie zacząć szukać.

- Jeśli się zgodzicie, mogę wam zagwarantować, że kiedyś rządy Blacka upadną, a na tronie zasiądzie potomek Gondura.

- Bardzo śmieszne. Wierzysz w tę legendę? – zapytał z ironią Kim.

- Możesz mi nie wierzyć, ale dokonam tego. Nadal nie odpowiedzieliście na moje pytanie.

- Zastanowimy się nad tym.

- Dobrze w takim razie będę na was czekał w Nightgrass. Nie spóźnijcie się na wielką ucztę organizowaną przez Wiktora.

Po tych słowach Will odwrócił się i ruszył przez salę w stronę wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro