Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37 "Kłopoty"

Na zewnątrz czekali już na nich nieznajomi ludzie. Mięli ciemną, korzenną karnację. Ich oczy były czarne tak samo jak włosy. Wszyscy siedzieli na koniach. Klaudiusz rozejrzał się w poszukiwaniu Koszmara. Konia nigdzie nie było. Elina skuliła się. Klaudiusz objął ją ramieniem. Wiedział kim są nieznajomi. Kalle, a do tego strażnicy lasu, wszyscy ubrani jak wojownicy. Jedne z nich odezwał się.

- Kim jesteście? – zapytał w starej mowie.

Klaudiusz zmierzył go wzrokiem. Nie odpowiedział. Elina jeszcze bardziej wtuliła się w jego objęcia.

- Nie rozumiecie? O jaka szkoda, że będę musiał was zabrać.

- Rozumiem doskonale – powiedział Klaudiusz.

Na twarzy kalle widać było zaskoczenie i zdziwienie odpowiedzią w starej mowie.

- Wiem kim jesteście. Strażników lasu rzadko się spotyka. Myślałem, że to bajeczki dla małych dzieci – Klaudiusz kłamał.

- Coś nie wierzę ci przyjacielu.

- Ani się wasz nazywać mnie przyjacielem.

Po słowach Klaudiusza wojownicy stanęli dookoła nich i wyciągnęli swoje włócznie.

- My też wiem kim jesteś, Jeźdźcu Dusz. Powiem ci to szczerze, nie spodziewaliśmy się tutaj takich jak ty. Mój dowódca będzie miał niespodziankę, kiedy wróci.

Elina patrzyła na wojownika. Mężczyzna uśmiechał się złowieszczo. Klaudiusz zbył to, ale odezwał się za chwilę.

- Wiesz, że możesz zginąć zaraz. Radziłbym wam nas wypuścić...

Jeździec nie zdążył dokończyć. Niewidzialne pęta objęły jego i Elinę, ściskając dość mocno.

- Nie powiedziałbym tak.

Ruszyli przez las. Po długim marszu zatrzymali się. Wojownicy założyli więźniom opaski na oczy. Ruszyli jak tylko skończyli. Klaudiusz widział wszystko dzięki swojemu darowi, tak mu się bynajmniej zdawało. Elina szła posłusznie do przodu, uważając, aby się nie potknąć.

Kiedy ich opaski opadły w dół, ujrzeli obóz plemienny. Klaudiusz rozglądał się, prowadzony przez jednego z kalle. Stanęli przed większym z namiotów, ale nie weszli do środka. Przed klapami namiotu stali dwaj strażnicy. Spojrzeli na nich z góry.

- Czy Elgar już wrócił? – zapytał mężczyzna, który ich tutaj przyprowadził.

- Nie – odparł beznamiętnie jeden ze strażników.

- Przekażcie mu, że mam dla niego dwóch więźniów.

Mężczyzna popchnął Klaudiusza i Elinę. Uwięzieni poszli za nim, w kierunku innego namiotu.

Dookoła obozowiska rosły drzewa. Było ich tak dużo, że światło zdawało się nie dochodzić w niektórych miejscach koron drzew. Klaudiusz przyglądał się mijanym wojownikom. Minęło ich nawet kilku wróżbitów, ale Klaudiusz zdawał się tym nie przejmować. Elina stawiała ostrożnie stopy obok niego. Głowę miała spuszczoną i nie odzywała się wcale od wyjścia z wieży. Jeździec zerkał na nią, aby upewnić się, że nic jej nie jest. Prowadzący ich mężczyzna wszedł do namiotu i zaprosił ich do środka. Weszli, nie mówiąc nic.

- Poczekacie tutaj dopóki Elgard nie wróci. – Po tych słowach opuścił namiot.

- Wszystko w porządku? – zapytała nagle Elina.

Jej głos był zachrypły przez długie milczenie. Klaudiusz spojrzał na nią. Nadal miał związane ręce, co uniemożliwiało mu dotknięcia dziewczyny. Zmarszczył brwi.

- Jak ma być w porządku. Znowu dałem się złapać. Znowu nas uwięziono, ale tym razem nie ma przy nas Willa, który na pewno by coś wymyślił.

Elina przytaknęła na zgodę. Na jej twarzy kotłowało się wiele emocji.

- To nie jest twoja wina. To wszystko przeze mnie!

Łzy poleciały po jej policzkach. Otarła je o ramię, aby jeździec ich nie widział. Elina była wściekła. Klaudiusz podszedł do niej.

- Nic nie jest twoją winą. To ja zabrałem cię ze sobą. A wszystko po to, żebyś nie musiała patrzeć Wiktorowi w oczy. Wiem jaki on jest. W końcu Władca Mroku nie wysyłałby mnie do niego, gdyby młody król nie stał po jego stronie wizji niewoli całej ludzkości.

- Klaudiuszu ty nic nie rozumiesz! Ja nie jestem tą dziewczyną, za którą mnie masz. Jestem kimś innym, kimś zupełnie przeciwnym.

- Nie mów tak. Ja wiem kim jesteś. Wiem, że wiele możesz zdziałać dla tego państwa, a nawet dla świata. Nie po to Will przybył na Zimny Kontynent. On przybył szukać i doskonale wiesz czego książę szuka tutaj.

- Ty też wiesz, ale nie upieraj się, że nasza sytuacja to twoja wina.

- Jestem temu winny.

Do namiotu wszedł mężczyzna. Spojrzał na Elinę i Klaudiusz stojących naprzeciw siebie. Klaudiusz miał ściągnięte brwi. Elina wpatrywała się w czubki swoich butów. Przybysz zwrócił się do jeźdźca.

- Mogę was już stąd zabrać. Elgard na was czeka.

Kilka minut później stali przed dużym namiotem. Straż przepuściła ich w wejściu. Elina zawahała się, ale Klaudiusz delikatnie popchnął ją do przodu. Stanęli w środku. Przy ławie stał mężczyzna. Nie był młody. Klaudiusz ocenił go na wiek Wruny. Nikt nic nie mówił. Elgard odwrócił się do nich. Jego czarne oczy przypominały małe głębokie dziury. Korzenna skóra była matowa, a czarne włosy rozsypały się na ramionach strażnika lasu. Przy pasie wisiał toporek.

- Czemu wtargnęliście na mój teren? Po tych lasach nie może beztrosko sobie skakać.

- Nie wiedzieliśmy, że wieża Uzdrowicielki to twój teren. Być może jest to spowodowane faktem, że mało kto wie o waszym istnieniu.

W oczach Klaudiusza paliła się furia i gniew. Nienawidził być czyimś więźniem, dlatego tak bardzo pragnął uwolnić się od Aureliusza. Kalle patrzył na niego. Na czole pojawiła się długa zmarszczka.

- Myślisz, że możesz się do mnie tak odnosić? Posłuchaj mnie chłopcze, próbuję tyko zrozumieć co tutaj robisz. Nie jesteś zwykłym człowiekiem.

- Staram się nim być. Nie chce robić nikomu problemu, chce tylko pomóc.

- Jeździec dusz, który chce tylko pomóc. Ciekawe, nie powiem. Aż nie chce mi się w to wierzyć.

- Wyglądasz, jakby coś cię dręczyło.

- Nie zmieniaj tematu, chłopcze. I nie próbuj tych swoich sztuczek.

Klaudiusz zmierzył go wzrokiem. Wiedział, że może zrobić cokolwiek. Wiedział, że może zajrzeć do głowy Elgarda. Zamknął oczy. Czuł na sobie spojrzenie mężczyzny.

- Co robisz? – zapytał.

Klaudiusz nie odpowiedział. Przemierzył skrawek Czeluści i wpadł do umysłu mężczyzny. Szybko znalazł wspomnienia, których szukał. Wyskoczył z umysłu Elgarda. Otworzył oczy. Z nosa wojownika pociekła stróżka krwi.

- Coś ty zrobił? – zapytał gniewnie.

- Nic takiego. Po co byłeś w podziemnej twierdzy. Surylat przyjaźni się w ludem kalle?

Elgard otworzył szerzej oczy. Nie wiedział co powiedzieć przez dłuższą chwilę. Elina nadal stała i nic nie mówiła. Klaudiusz wiedział, że dziewczyna nic nie rozumie.

- Skąd wy jesteście? Skąd wiesz, że byłem w surylacie.

- Widziałem w twojej głowie mojego przyjaciela. I to nie jednego.

- Masz niby przyjaciół? Nie myśl sobie, że ci uwierzę. Zapewne nie wiesz, jak nazywają się dzieci suryla – zadrwił Elgard.

- Jeszcze się zdziwisz...

- Elgardzie – przerwał mu jakiś mężczyzna, który właśnie wszedł do środka.

- Jestem zajęty. Czego chcesz?

- Twój kuzyn Tanvir przybył z wizytą.

Elgard pokręcił głową.

- Ma młody wyczucie czasu. Dobrze przyprowadź go tutaj. – Wojownik wyszedł z namiotu, a Elgard skierował swoje następne słowa do Klaudiusza i Eliny. – Usiądźcie tam. Jeszcze z wami nie skończyłem i nie chce, aby mój kuzyn was widział.

Klaudiusz zabrał Elinę w miejsce, które wcześniej wskazał Elgard. Kiedy siadali, do środka ktoś wszedł.

- Elgardzie – powiedział przybysz rozradowany.

- Nie mogłeś wybrać sobie lepszego czasu na odwiedziny Tanvirze. Co cię sprowadza?

W tonie Elgarda słychać było ulgę i radość z odwiedzin kuzyna. Klaudiusz uśmiechnął się pod nosem. „Jednak wojownik miał jakieś inne uczucia" – myślał. Elina nie mówiła nic. Nawet się nie ruszała. Klaudiusz zbadał ją wzrokiem, jednak następne słowa przybysza zmroziły mu krew w żyłach.

- Zbierasz armię kuzynie. Dostałem już rozkazy. Nie rozumiem czemu? Czyżby jakiś konflikt z Wruną?

- Skądże znowu.

- Dopiero od niego wróciłeś?

- Skąd to wiesz? Kto ma takie nieszczelne usta? – zaśmiał się starszy kalle.

- Osoba, z którą dzielisz się większością spraw prywatnych. – Elgard zmarszczył brwi.

- Co robiłeś u Viny? Moja żona nie przesiaduje cały czas z moją rodziną. Nawet nie ma jej tutaj w obozie szkoleniowym.

- Byłem w Igarionie. Twoja żona ma się dobrze. Nie sądziłem, że tak bardzo się zdziwisz kuzynie. Mówiła mi po co pojechałeś do Wruny.

- Zawarliśmy układ. Był tam jeszcze młody książę. Przez niego całe to zamieszanie. Waruna chce, abyśmy zebrali armię i szkolili wojowników. Strażnicy muszą być w gotowości na wszystko. Nie wiem, czy twoi wróżbici mogą na coś się przydać.

- Ale po co zbieramy siły?

Elgard nie odpowiedział od razu. Patrzył w bezdenne oczy kuzyna. Jego nozdrza rozszerzyły się.

- Dołączyłem do paktu przeciwko Władcy Mroku. Wiem co powiesz. Jednak musiałem to zrobić. Trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron, jak dojdzie do konfliktu. Wojna jest nie unikniona, tak twierdzi młody książę z Północy.

- A co on nam da? Przecież Władca Mroku już opanował całą Północ, a książę Tajemniczych Równin zginął.

- Książę żyje i ma się świetnie. Ale nie wiem co otrzymamy w zamian.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz – uśmiechnął się Tanvir.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro