Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 "Zmiana trasy"

Zrobiło się ciemno. Z daleko było widać jasną poświatę, jaką dawało rozpalone ognisko. Szpiedzy zatrzymali się przy dość wysokim, szmaragdowozielonym krzaku. Mięli stąd dobry widok na obóz rozbity przez jeźdźca i dziewczynę. Ona spała blisko ogniska. Plecy oświetlał jej żar płomieni. Po drugiej stronie siedział Klaudiusz. Szpiedzy polubili gościa króla, kiedy ten stawił się w Złotym Pałacu. Miał chytre spojrzenie, był tajemniczy. Zachowywali się wobec niego jak dawni znajomi i koledzy po fachu, mimo że wiedzieli kim jest, a bardziej czym. Nie przepadali za ścisłymi ugrupowaniami takimi jak Jeźdźcy Dusz. Było to dla nich zbyt formalne, trzymanie się określonych zasad i reguł. Klaudiusz siedział teraz na ziemi i spoglądał co jakiś czas w kierunku służki, którą ze sobą zabrał. Przed ich wyjazdem król Wiktor zastanawiał się gdzie ta dziewczyna trzyma przeklęte ostrze swojego przodka. Szpiedzy często słuchali wywodów swojego króla na temat tego oręża i jego pradawnej mocy. Nagle usłyszeli za sobą szelest. Oboje odwrócili głowy, odrywając tym samym wzrok od obozowiska. Wszędzie było ciemno i ciężko cokolwiek zobaczyć. Za nimi spacerowały ich konie. Uciszyli je i wrócili do obserwacji.

- Ej, czy ty też widzisz te czerwone kropki za Klaudiuszem? – zapytał Louis i wskazał dyskretnie palcem o co mu chodzi. Kim popatrzył na punkt, który wskazywał przyjaciel. Zmrużył oczy. Faktycznie, za jeźdźcem tańczyły dwa małe ogniki.

- Tak. – oboje zaczęli się przyglądać. – Ale nie wiem co to może być. – dodał po chwili.

Kilka minut później otrzymali odpowiedź. Klaudiusz wstał i poszedł w tamtą stronę . Kiedy odsunął się od ogniska, szpiedzy mogli dostrzec co stało za jeźdźcem. Był to czarny rumak. Ten sam, na którym Klaudiusz przyjechał do Złotego Pałacu. Dopiero teraz można było zobaczyć, że koń ma czerwone oczy. Jarzyły się takim żarem jak rozpalone ognisko. Klaudiusz podszedł do zwierzęcia i podał mu coś do jedzenia. Koń pochylił głowę i pochwycił jedzenie z ręki swojego właściciela.

Dzikie rżenie dobiegło nieoczekiwanie od strony zachodu. Louis błyskawicznie spojrzał w tamtą stronę. Nie mógł jednak niczego zobaczyć, ponieważ jego wzrok przyzwyczaił się do jasnej łuny ogniska.

- Co to za koń. – powiedział. – Czy na tych równinach można spotkać dzikie konie? Bo nie sądzę, żeby był to koń naszego Klaudiusza. – spojrzał na Kima

- Masz rację, nie jest to ten koń. – wskazał obozowisko. Louis podążył wzrokiem do obozu. Klaudiusz stał nieruchomo. Obserwował zachód. Również szukał źródła dźwięku, jaki rozległ się kilka minut temu. – Cóż możemy to zignorować albo uważnie się temu przyjrzeć.

- A co może nam tu grozić. Raczej tylko my podążamy za tą dwójką. – pokazał dziewczynę i Klaudiusza – Za jeźdźcem nikt z własnej woli by nie pojechał. – Kim skinął tylko.

------------

Will widział jak Klaudiusz staje jak wryty, słysząc rżenie konia. Na szczęście książę zdołał opanować niesforne zwierzę. Will ukrył się za krzewem, aby mieć oko na obóz oraz na szpiegów. Elina spała, Klaudiusz stał obok swojego czarnego rumaka. Książę popatrzył w stronę szpiegów. Oni także upatrzyli sobie kryjówkę za krzewem. Mimo że był większy od nich dwa razy, Will nie miał żadnego problemu, żeby ich dostrzec. Książę nie zamierzał się kłaść. Uznał, że może się wydarzyć coś co będzie wymagało natychmiastowej interwencji. Jednak szpiedzy króla Wiktora ułożyli się za swoim wielkim krzewem i usnęli, nie stawiając warty. Pewnie zakładali, że nic im nie grozi. Will czekał.

---------

Klaudiusz odczekał jeszcze jakiś czas, nie robiąc nic. Chciał, aby szpiedzy usnęli. Wtedy będzie mógł wyruszyć w dalszą drogę. Kiedy zauważył przemieszczające się dwie sylwetki w cieniu, zaczął obserwować w ciszy obie postacie. Krzaki były na tyle przerzedzone, że można było zobaczyć wszystko. W końcu szpiedzy zasnęli. Klaudiusz osiodłał z powrotem swojego Koszmara. Nagle poczuł impuls w umyśle. Ktoś próbował się z nim skontaktować. Skupił się i wszedł w Czeluście. Od razu nawiązało się połączenie z siostrą. Jej głos był odległy i dobijał się do wnętrza umysłu jeźdźca.

- Czego wrzeszczysz? – oburzył się. – Coś się stało, że nagle próbujesz się ze mną sontaktować?

- Tak, Klaudiuszu. Musisz pojechać najpierw do Lila...

- Dlaczego mam... - przerwał jej.

- Nie przerywaj mi. Nie mam dużo czasu. Władca wzywa mnie na Wyspę. Znowu problem z narzeczoną księcia, ale wracając do tematu – zamilkła na chwilę. – Czeka cię mała podróż poboczna. Dostałam ofertę. Pamiętasz jak kontaktowałam się z Kolegium. Odpowiedzieli. W Lila jest jeden człowiek, który będzie na ciebie czekał. Jest z Czerwonego Zakonu. Wszystkiego dowiesz się właśnie od niego. Poznasz też sposób funkcjonowania Zakonu i całego Kolegium. Będziemy musieli nauczyć się paru rzeczy.

- Czy na pewno Kolegium działa w dobrej sprawie.

- Tak. Możesz mieć pewność. Przepraszam, muszę już iść. – połączenie z siostrą urwało się. Klaudiusz otworzył oczy.

Ognisko już prawie przygasło. Spojrzał na miejsce, w którym powinna spać Elina. Nie znalazł dziewczyny. Cały czas było ciemno, więc nie mogła daleko odejść. Klaudiusz podniósł się z klęczek i podszedł do konia. Przez chwilę sprawdzał wszystkie juki. Rzeczy Eliny nadal tu były. Przynajmniej nie uciekła.

- Szukasz czegoś? – dobiegł go głos zza pleców. Odwrócił się. Elina stała przed nim z założonymi rękami na klatce piersiowej.

- Tak. Wyobraź sobie, że szukałem ciebie. – uśmiechnął się zawadiacko i pochylił nad nią. Dziewczyna zarumieniła się.

- Myślałeś, że się skurczyłam? – kiwnęła głową w stronę juków przypiętych do siodła konia. Klaudiusz popatrzył na nie, ale nie zatrzymał na nich spojrzenia na długo. Elina podeszła do ogniska. Jeździec ruszył za nią. Stanął kilka kroków za jej plecami. Dziewczyna wyczuła jego ruch i odwrócił twarz w jego stronę. Przez chwilę uważnie się jej przyglądał, nie mogąc oderwać wzroku od jej twarzy. Dziewczyna mierzyła go zielonymi tęczówkami.

- Musimy ruszać. – powiedział Klaudiusz

Zgasił ognisko jednym precyzyjnym zamachem piasku i ziemi. Zapanowała nocna ciemność. Elina cały czas stała. Jeździec podszedł do niej wziął ją w ramiona i posadził na Koszmarze. Nie powiedziała ani słowa. Usadowiła się wygodnie. Klaudiusz usiadł za jej plecami. Jedną rękę zamknął na jej talii. Drugą chwycił wodze. Jej ciało było gorące. Żar bił z każdej strony i każdego skrawka jej skóry. Klaudiusz poczuł jak serce wali jej w piersi. Nie powiedział nic, tylko spojrzał na nią z góry. Ona również spojrzał na niego.

- Na co czekasz? Jedziemy czy będziemy tak stali?

Klaudiusz puścił wodze. Wolną rękę położył delikatnie na jej policzku, aby nie mogła obrócić głowy. Patrzyli sobie w oczy jeszcze przez chwilę. Jeździec pochylił się i skradł dziewczynie pocałunek. Nie był głęboki, ale namiętny. Jej usta parzyły jego wargi niczym ogień z piekieł. Były delikatne. Jego ręka zsunęła się na szyję Eliny. Dziewczyna pochwyciła ją delikatnie, ale nie przerwała pocałunku. Klaudiusz naparł na nią mocniej. Odsunęła się i zwiesiła głowę. Mężczyzna pocałował ją w czoło i przytulił. Popatrzył na niego z dołu. W jej oczach zapanował chaos. Nie wiedziała właśnie co się stało. Klaudiusz złapał ją za podbródek i pocałował kolejny raz. Tym razem mocniej, głębiej. Nie oponowała. Po chwili poczuł jak jej ręka wplątuje się w jego gęste włosy. Trwali w pocałunku jeszcze przez dłuższą chwilę. Kiedy przerwali, jeździec zamknął ponownie Elinę w żelaznym uścisku, chwycił za wodze i ruszył na zachód.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro