Cz.10 Lyserg
Jechaliśmy całą noc. Billy był bardzo wporządku, że chciało mu się nas wozić. Chłopcy siedzieli na pace, a ja i Rio z przodu z Billy'm. Siedziałam obok okna i patrzyłam na ciemną noc. W radiu leciała jakaś muzyka, więc nie było nudno. Osoby obok mnie gadały o motorach, samochodach i innych rzeczach.
-Hej. Co jest?
Usłyszałam głos mojego ducha stróża.
-Nic.
Nałożyła na siebie naciągany uśmiech.
-Powiedz mi. Długo tak siedzisz smutna.
-Nie chce.
Odparłam. Kiedy to Liza znikneła, usłyszałam głośny śmiech chłopaków.
-Hej Ria! Hahaha. Pamiętasz jak w szkole...
Kiedy Rio na mnie popatrzył, od razu się zaciął.
-Co jest?
Nic nie powiedziałam. Poczułam szybsze bicie serca. Zaczęło mnie bardzo boleć. Pochyliłam się trochę do przodu. Po chwili przestraszony Rio obioł mnie. Położyłam głowę na jego obok oboiczyku.
-Ria. Proszę nie umieraj mi tu.
Billy widząc mój stan, nagle staną obok jakiegoś lasu. Rio wziął mnie na ręcę i wyszedł ze mną na zewnątrz. Zrobiłam się bardzo senna.
-Oddychaj! Ria! Słyszysz?! Nie zasypiaj!
Z paki wysiedli inni towarzysze.
-Rio, co jest?
Usłyszałam cichy głos Yoh.
-Nie wiem! Ria, nie śpij!!!
Powoli zamykałam oczy. Czułam tylko zmęczenie, chociaż ból był nie do pomyślenia.
-...Rrrrri...
Byłam tak zmęczona, że nie dokończyłam słowa.
Kiedy się odcknęłam, zauważyłam, że znajduję się w klinice lekarskiej. Lekarz siedział obok mnie na krześle i patrzył na swoje papiery.
-Witam. Miło, że się Pani obudziła.
-Co się stało?
-Miała Pani atak mocniejszego bicia serca. Było to dosyć niebezpieczne dla Pani organizmu. Na szczęście Pani chłopak i znajomi przynieśli Panią tutaj. Za chwilkę przyniosę zwolnienie.
Mój chłopak. Hahaha. Zabawne.
Po pół godziny, kiedy już miałam wyjść z pokoju, usłyszałam głos tego samego lekarza.
-Proszę na siebie bardziej uważać Pani Mikoto. Żadnego stresu.
Trzymając w dłoni dokumenty I przypisane leki, zamknęłam za sobą drzwi. W korytarzu czekali na mnie przyjaciele, prócz Lennego. Od razu z miejsca wyrwał się Rio.
-I jak się czujesz?
Nie odpowiedziałam mu na to pytanie.
-Rio? Od kiedy my jesteśmy razem?
-Yyyyyyyy....od kiedy......
-Może lepiej nic nie mów. Gdzie jest Lenny?
Zmieniłam nagle temat.
-Nasz Lenny? Gada z takim jednym chlopakiem na osobności.
Odparł Yoh. Po chwili nasz Chińczyk do nas dotarł. Razem z nim, szedł tamten nowy chłopak.
-Yoh. Kto to jest?
Spytał zielonowłosy, patrząc na mnie.
-To Ria. Nasza przyjaciółka...
-....dziewczyna Rio. Hahahahahhahah
Wtrącił się Trey. Rio od razu trzepnął go w głowę.
-Dzięki, że mnie wyręczyłeś.
Odparłam.
-Witaj. Jestem Lyserg.
-Miło Cię poznać.
Przywitałam się z chłopakiem. Gdy popatrzyłam przez przypadek na Lennego, skrzywiłam się lekko. Nie był najwyraźniej zadowolony z towarzystwa nowego znajomego.
-Niestety musimy się zbierać. Jak najszybciej musimy się dostać do Dobbie Village.
-Najpierw jednak musimy pokonać Zicka!
Wykrzyczał nagle Lyserg.
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
Uspokoił go Yoh. W chwili, kiedy wyszliśmy ze szpitala, zza moich pleców wyłonił się czarnowłosy.
-Ria. Co chciałaś mi powiedzieć wtedy, kiedy trzymałem Cię na rękach, przed utratą przytomności?
-Nie pamiętam. Coś musiało mi się wtedy wymsknąć.
-Aha. Bardzo się bałem o Ciebie. Przestraszyłem się. Co Ci powiedział lekarz?
-Że mam na siebie uważać.
-Spokojnie. Masz osobistego ochroniarza.
Powiedział żartobliwie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro